Zewnętrzne formy kulturowe są ważne. Bo człowiek jest materialny, bo było Wcielenie i Zmartwychwstanie, Pan Jezus posługiwał się zewnętrznymi formami. Większość katolików się zgodzi co do tego. Jeśli tak, to skąd spór o formy?
Tak się składa, że sprawa przystosowania do lokalnych kultur, zewnętrznych form mnie żywo interesuje i opisywałem powyższe problemy choćby tutaj:
ciało, tańce, stroje, formy
katolicki styl życia
odwołać niesłuszne zarzuty o formalizm
Stadion jako Kościół. Dla Pani Marii Patynowskiej
Problem polega na tym, że niektórzy zarzucają obrońcom zewnętrznych form, że lekceważą treść, że popadają w formalizm. Skąd ta ocena? Skąd oni to wiedzą? Nie wiedzą. Dlatego oskarżanie o lekceważenie treści, znaczenia, przeżycia, zrozumienia jest wyssane z palca i krzywdzące. Jedna z rozmówczyń w trakcie badań terenowych powiedziała mi: "A skąd wiemy co kto mo w sercu?" Pytałem o to, czy zewnętrzne formy są potrzebne. Inna powiedziała mi, że "człowiek potrzebuje takich symboli, bo jest słaby"
Jak głsićbez zewnętrznych form? Za pomocą słów? A jeśli ludzie nie zobaczą rzeczywistości, oznaczanej przez te słowa, jeśli nie będą im towarzyszyły pozawerbalne znaki zapisane choćby w ubiorze, w strukturze przestrzeni, w całej kulturze katolickiej, którą zaproponujemy, to stracą swe Ewangeliczne znaczenia. Bo słowa to znaki arbitralne, Słowo "tak", dziś znaczy "tak", a za kilkanaście lat, po pewnych transformacjach może znaczyć "nie". Znaki trzeba konstruować nie tylko ze słów, ale z wszytkiego,
Dlatego trzeba czasem przemieniać rzeczywistość pozasłowną, tworzyć znaki z różnych materii- z zapachów, smaków, ubiorów, dźwięków, odległości w przestrzeni, z relacji społecznych. Bo te znaki to grunt dla rzeczywiście wyznawanej wiary. Jeśli będziemy przyjmować po prostu zmienne formy kultury proponowane przez świat(twierdząc mylnie, że są neutralne wobec wiary, obojętne wobec wyznawanych poglądów), to nagle zmienią naszą wiarę, nawet nie zauważymy kiedy. I zmieniają mimo, że słownie dale możemy być katolikami. A następne pokolenia będą już słownie deklarować wiarę jaka wynika z pozasłownych, mocnych warstw kultury. Bo pogląd wyznawany tylko słowami, a nawet i tymi coraz mniej, będzie się wydawał słaby, nieadekwatny do rzeczywistości, bo nie będzie miał oparcia w spójnym systemie znaków tworzonych z wymienionych wyżej materii, przenikających do wszystkich obszarów życia, nie będzie miał parafraz odbieranych przez wszystkie zmysły i dziedziny życia umacniających wzajemnie wykluwającą się z nich treść. Treść Ewangeliczną...
Kultury są wielopoziomowe. treść możliwa jest do przekazania, jeśli wyłania się z pewnych kulturowych całości, w których mają miejsce parafrazy między sposobami wyrażania treści za pomocą różnych zmysłów, między znaczącymi formami ruchu, odległości, uporządkowania przestrzeni, ubioru, organizacji czasu, zapachów, smaków itd...
Te wielozmysłowe wymiary życia zawsze są i jeśli naszego wyznania nie zakodujemy za ich pomocą, to co innego je zakoduje. I wtedy utracimy kontrolę nad treścią słów tego, co jeszcze nazywa się Ewangelicznym, katolickim.
Dlatego też nie ma nawracania, bez przekonywania do konkretnych form kulturowych. Owszem, trzeba uwzględniać lokalną kulturę. A le ma to polegać na wyszukaniu w tej kulturze tego, co z proponowaną przez nas wiarą zgodne, co może ją dobrze wyrażać. A my dziś często odrzucamy to, co mogłoby dobrze wyrażać treści katolickie uznając to za zabobony, za "magicznie pojmowaną wiarę", a przyjmujemy to co z katolicyzmem sprzeczne. Opisywałem to choćby tutaj:http://misjakultura.blogspot.com/2014/01/muzyka-rock-tance-typ-wrazliwosci.html
Jeśli więc w imię nowych czasów odrzucamy reguły, również obyczajowe i symboliczne stanowiące granice, ramy dla wielości i zmienności to zatracamy tożsamość treści własnej Wiary.
Zasady nie zakazują wszystkiego w zastanej kulturze, ale tylko to, co niezgodne z wyznawaną religią. Cała reszta aspektów kultury jest raczej uznawana za istną antycypację. Dlatego też możliwa jest wielość kultur mieszczących się w dogmatyczności religii wzorcowej, oraz wchłanianie zmian. Ale nie każdych zmian. Inność elementów kultur – nawracającej i nawracanej – nie jest równa ich sprzeczności. Powiem więcej: zazwyczaj więcej rzeczy można przyjąć niż odrzucić, ale na nie nie zwracamy tak uwagi, bo są oczywiste. Dużo łatwiej jest jednak wskazać rzeczy niezgodne z doktryną, bo są osią sporu i stanowią oczko uwagi, a poza tym oznacza to, że cała reszta jest w porządku, albo jej niezgodność nie dała póki co o sobie znać.
Wiąże się to z poziomowością kultur, dzięki której możliwa jest inkulturacja. Nie możemy jednak zapomnieć, że inkulturacja to nie znoszenie granic, ale badanie w zastanych kulturach tego, co można pogodzić z kulturą katolicką, oraz przekazywanie innym kulturowych, zewnętrznych, również rytualnych ram katolickości, bo one są podstawą do właściwego rozumienia i przeżywania Istoty Wiary.
Wobec przyjęcia postawy antyrytualistycznej, zatracamy zasady i w imię inkulturacji przyjmujemy nierzadko to, co jest z katolicyzmem sprzeczne.
Czy naprawdę sądzimy, że Bóg nie mógł wybrać sobie celowe tego a nie innego momentu w historii, tych a nie innych konkretnych form kulturowych w danym czasie i miejscu?
kard. Ratzinger pisał:
"W tym miejscu może pojawić się zastrzeżenie, iż dary te posiadają symboliczną moc wyłącznie
w obszarze śródziemnomorskim i z tego powodu w innych strefach wegetacyjnych powinny zostać
zastąpione tamtejszymi odpowiednikami. Jest to wątpliwość podobna do tej, na którą natknęliśmy się już przy omawianiu postulatu zamiany kosmicznych symboli cyklu rocznego na półkuli południowej. Także teraz obowiązuje zasada, iż w owym współgraniu kultury i historii pierwszeństwo przypada histor ii. W niej to działał bezpośrednio Bóg i przez nią nadał znaczenie darom ziemi. Elementy te stają się sakramentami przez odniesienie do jednorazowej historii Boga i człowieka w Jezusie Chrystusie. Wcielenie nie oznacza, powtórzmy to, dowolności, lecz wprost przeciwnie: ono przywiązuje nas do ówczesnej historii, która zewnętrznie wydaje się przypadkowa; do historii, która jest jednak wybraną przez Boga formą historii; niezawodnym, wyciśniętym w ziemi śladem; gwarancją, że nie wymyślamy czegoś sami, lecz że jesteśmy prawdziwie dotknięci przez Niego i wchodzimy z Nim w relację. Właśnie poprzez specyfikę jednorazowości, specyfikę tego, co stało się tutaj i w tamtym czasie, wychodzimy z dowolności mitycznego „zawsze i nigdy”. W tym szczególnym obliczu, w tej szczególnej ludzkiej postaci spotykamy Chrystusa, który tak właśnie czyni nas braćmi ponad wszelkimi podziałami. Dzięki temu możemy Go rozpoznać: „To jest Pan!” (J 21,7).(Duch Liturgii)
Kiedy dzisiaj słusznie domagamy się nowego dialogu między Kościołem a kulturą, to nie można przy tym zapominać, że dialog ten musi być dwustronny. Nie może on polegać na tym, że Kościół podporządkuje się ostatecznie współczesnej kulturze, która od kiedy utraciła swą religijną podstawę, żyje w znacznej mierze w stanie samozwątpienia."[1]
[1] J.Ratzinger, Sól ziemi, przeł. G. Sowiński, Kraków
1997, s. 160. 159
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
zapraszam do komentowania