niedziela, 15 kwietnia 2012

JP II Veritatis Splendor, fragmenty o kontekście kulturowym i niezmienności norm moralnych, o moralnej wartości form cielesnych




Aby cytaty były lepiej zrozumiałe odsyłam do całości ecykliki Veritatis Splendor.


(…)W konsekwencji niektórzy specjaliści w dziedzinie etyki, których zawodową powinnością jest badanie zjawisk i działań ludzkich, mogą ulegaćpokusie opierania swojej wiedzy albo nawet słuszności zalecanych przez siebie norm na bazie statystycznie przeważających konkretnych ludzkich zachowań i poglądów moralnych uznawanych przez większość.(…)


Doktryna odrywająca akt moralny od jego wymiarów cielesnych jest sprzeczna z nauką Pisma Świętego i Tradycji, przejmuje w nowej postaci stare błędy, które Kościół zawsze zwalczał, ponieważ w ich świetle ludzka osoba to wyłącznie wolność „duchowa”, czysto formalna. Ta redukcyjna wizja nie uwzględnia moralnego znaczenia ciała i czynów z nim związanych (por. 1 Kor 6, 19). Apostoł Paweł ogłasza, że nie odziedziczą Królestwa niebieskiego „rozpustnicy ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy” (por. 1 Kor 6, 9-10). Sobór Trydencki potwierdza to potępienie88, uznając za „grzechy śmiertelne” i „niegodziwe praktyki” pewne określone czyny, których dobrowolne spełnianiepozbawia wierzących udziału w obiecanym dziedzictwie. Ciało i dusza są bowiem nierozłączne: w łonie ludzkiej osoby, w podmiocie działającymdobrowolnie i w czynie świadomie dokonanym razem trwają lub razem idą na zatracenie.






(…)Nie można zaprzeczyć, że człowiek istnieje zawsze w ramach określonej kultury, ale prawdą jest też, że nie wyraża się on cały w tej kulturze. Zresztą sam fakt rozwoju kultur dowodzi, że w człowieku jest coś, co wykracza poza kulturę. To „coś” to właśnie ludzka natura: to ona jest miarą kultury i to dzięki niej człowiek nie staje się więźniem żadnej ze swych kultur, ale umacnia swoją osobową godność, żyjąc zgodnie z głęboką prawdą swojego bytu. Podanie w wątpliwość istnienia trwałych elementów strukturalnych człowieka, powiązanych także z jego wymiarem cielesnym, nie tylko zaprzeczałoby powszechnemu doświadczeniu, ale czyniłoby niezrozumiałym fakt, że Jezus odwołuje się do „początku”, i to właśnie w dyspucie o pewnych normach moralnych, których pierwotny sens i rola zostały zniekształcone pod wpływem uwarunkowań społecznych i kulturowych epoki (por. Mt 19, 1-9). W tym znaczeniu „Kościół utrzymuje (…), że u podłoża wszystkich przemian istnieje wiele rzeczy nie ulegających zmianie, a mających swą ostateczną podstawę w Chrystusie, który jest Ten sam wczoraj, dziś i na wieki”97. To On jest „Początkiem”, który przyjąwszy ludzką naturę ukazał ostatecznie jej elementy konstytutywne i jej dynamikę miłości do Boga i bliźniego98.


Oczywiście, należy poszukiwać i znajdywać coraz właściwsze ujęciauniwersalnych i trwałych norm moralnych, aby bardziej odpowiadały one różnym kontekstom kulturowym, by zdolne były lepiej wyrażać ich niezmienną aktualność w każdym kontekście historycznym, by pozwalały prawidłowo rozumieć i interpretować zawartą w nich prawdę. Ta prawda prawa moralnego, podobnie jak prawda „depozytu wiary”, ujawnia się stopniowo w ciągu stuleci: wyrażające ją normy w swej istocie pozostają w mocy, muszą jednak być uściślane i definiowane „eodem sensu eademque sententia”99 w świetle historycznych okoliczności przez Magisterium Kościoła, którego decyzję poprzedza i wspomaga proces ich odczytywania i formułowania, dokonujący się w umysłach wierzących i w ramach refleksji teologicznej100.(…)

Terapie w skansenach, Feng Shui, kultura ludowa, religijność, G. Thibon







http://www.teologiapolityczna.pl/gustave-thibon-filozof-ziemi-mistyk-nieba

Jak mogłem go nie znać...
Wszelkie "odkrycia" młodzieńca okazują się już odkryte.
Może więc jest już ktoś, kto nauczył się nimi żyć i da przykład...

Podobnie było gdym czytał kard. Ratzingera. Właśnie o to mi chodziło by odtworzyć właściwy stosunek do rzeczywistości, przez odnowę Tradycyjności- czyli postawy człowiekowi naturalnej, mającej wyznaczniki takie jak kultura ludowa, jaK KULTURA WZGLĘDNIE IZOLOWANYCH SPOŁECZEŃSTW LOKALNYCH. BO to ich zasady, a raczej dążenia i cele (nieraz osiągane opacznie z powodu ludzkiej ułomności, ale jednak tam tymi celami pozostające) stały się rzeczywistością w Chrystusie i Jego Kościele. Jak napisał Benedykt XVI w książce "Jezus z Nazaretu":

Mity czekały na Tego, w Którym przedmiot pragnień stał się rzeczywistością"

Bo przecież kultura ludowa wyrażała się w obrzędowości opartej na
strukturze mitu. I tą strukturę należało zachować, bo Chrysutus
właśnie ją potwierdził i urzeczywistnił. Negowanie jej jako
zabobonnej, mające miejsce nawet w Kościele doprowadziło opacznie do
kryzysu Kościoła, bo podstawy Jego dogmatów straciły im i
rzeczywistości w ogóle właściwy kontekst. Owszem zdarzało się często, że kultury tradycyjne popadały w formalizm, ale ten był raczej sprzeczny z zasadą kultury ludowej i powrócił z jeszcze większą siłą w tych kulturach nowoczesnych, które tak uporczywie powtarzały, że liczy się treść, to co w sercu, a nie forma, że forma jest zależna od kultury i nie można jej ograniczać, że poprzestały na formach których używały do wyrażenia owej treści- treści która ostatecznie zniknęła, sensu, który ostatecznie został obalony w tym, co bodajże Luckman, a później Włodzimierz Pawluczuk nazwał światopoglądem ułomnym, w którym nie ma nadrzędnego Sensu regulującego wszytkie sensy podrzędne, bo zeń wynikające. Jeśli bowiem mówi się, że liczy się tylko treść, sens, znaczenie, intencja form, że mogą być one dowolne jeśli tylko wyrażają słuszne treści, czy intencje, to paradoksalnie traci się owe treści.

Bo sensy wyrażają się przez uporządkowania - struktury, a te mogą być rozpoznawane pamiętane i przypominane przez człowieka tylko jako uporządkowania form. Zresztą ową uporządkowanie potrzebujące nadrzednej zasady- Sensu, ma często swe źródło w Woli Logosu- Osoby, która jest jedna Święta i Jedna Pierwotna, czyli która jest Stwórcą i Osobą. Gdyby nie istniało rozróżnienie na Stwórcę i Stworzenie, nie mogłaby isnieć spójność rzeczywistości, nie moglibyśmy mieć rozumu, który mamy, a który u swych koniecznych podstaw ma spójność- zgodę, niesprzeczność. Ostatecznie człowiek, który ma naturalną potrzebę spójności wszystkiego, w wyniku nie odnajdywania jej zaczął popadać w stan wymagający pschylologów psychiatrów i terapii polegających nie na czym innym, jak na zamieszkiwaniu przez czas jakiś w... skansenach. I to jest powszechna metoda bodajże w Skandynawii.W skansenach, czy li w przestrzennym odbiciu mentalności ludowej.

Czemu nie wykorzystaliśmy intuicji Norwida, który nakraślił piękną wizję kultury wyższej, wyrastającej z pieśniami od ziemi- od kultury ludowej?
Bo skąd pochodzą podstawy największych cywilizacji? Z kultury którą kiedyś żył prosty lud, a którą później rozwinął w kulturę wyższą i rozprzestrzenił. Czy nie taką jest droga rozwoju cywilizacji? Rozwoju, który swój wzrost zawdzięcza trwaniu w tradycji, pamięci. Bo tradycja jest cieniem zapisanym w pamięci więzi, a więź sposobem istnienia miłości. I ta więź ukierunkowana na osobę, kiedy kierowana jest w stronę ziemi, odsyła nas koniecznie do Tego Kto jest źródłem poczucia owej więzi, do Boga żyjącego w wiecznej Trynitarnej Więzi, czyli Miłości.

Bo ziemia, nie odpowiada na nasze wołanie, ale ujawnia sens, czyli odpowiedź Kogoś, Kogo jest zamysłem. Czy nie taką jest droga narodu, również naszego Narodu Polskiego? Wciąż budować się w oparciu o więź i o usensownione formy kultury naszej ziemi, naszego ludu, naszej historii. Nie wyrzucać tego, co zawdzięczamy Włochom, NIemcom, Olędrom(czasem o tym nie wiedząc), bo to już stało się spoiwem więzi, to już zapisało się w zbiorowej pamięci...bo przecież przenikanie się kultur i tożsamość wielopoziomowa nie wyklucza ich tożsamości... (ale to już inny temat, może kiedyś wypiszę taki zbiór przykładowych elementów formalnych owej skarbnicy naszej tożsamości, do której warto organicznie włączyć formy ludu naszego, które na szczęście zostały egzemplarycznie zarejestrowane, zanim przestano nimi żyć)


By mazowieckie chociaż jedno płótno
było sztandarem w sztuce, by kościoły
już na ogivie polskim stały. By ciosowy
W krakowskiem kamień pamiętał rozmowy.


"Kto kocha - widzieć chce choć cień postaci,
I tak się kocha Matkę - Ojca - braci
- Kochankę - Boga nawet..."

By już nie wzdychał wieszcz, że mu jest smutno,
że mazowieckie ani jedno płótno...
*a to przeczytaj dla wyrozumienia: http://literat.ug.edu.pl/cnprom/index.htm#spis
i to: Fortepian Szopena

Czy można przeczyć, że genialna w swojej głębi kultura chrześcijańska to ziarno rzucone przez Chrystusa właśnie na glebę troski i więzi człowieka kultury ludowej? Jest to
Ziarno-
Logos-
Słowo Boże,
które jednocześnie oznacza
Sens nadrzędny,
Wieczny,
istniejący "Na Poczatku".
Bez Niego nic się nie stało.
To Sens który jest jednocześnie Miłością.
MIłością która przybrała postać owocu pracy ludu- Chleba i Wina. Bo paradoksalnie w imię obrony ludu została ona obalona, w czym zgodzić się muszę z Gellnerem tak właśnie określającym działanie nacjonalizmów, rozumianych inaczej niż to się zwykło przyjmować... Pewnie o to chodziło księdzu Georgowi Ratzingerowi:

Kościół i współczesny człowiek potrzebują tak zwanej pobożności ludowej – czytamy na łamach L’Osservatore Romano w tekście autorstwa ks. Georga Ratizngera. Jest to wstęp do niewielkiej książeczki, napisanej przez ratyzbońską księżnę Elisabeth von Thurn und Taxis, a noszącej tytuł: Wiara maluczkich. Zaproszenie do ponownego przeżywania wiary katolickiej pięcioma zmysłami. 28-letnia arystokratka jest z zawodu dziennikarką. Włoskie tłumaczenie jej książki ukazało się nakładem wydawnictwa watykańskiego. 11 grudnia odbędzie się jego prezentacja.

Wprowadzając w lekturę książki, brat Papieża zauważa, że młoda autorka podjęła się tematu, o którym w ostatnich latach pisało się za mało. Wielu bowiem ludzi ma dziś alergię na pobożność ludową. Liczni kapłani – pisze ks. Georg Ratzinger – chcą być nowocześni, iść z duchem czasu. Wierzą, że pobożność ludowa już się przeżyła i dlatego stopniowo eliminują ją z życia Kościoła. Tym samym jednak zapomina się, że Kościół to rzeczywistość, która wypełnia całe nasze życie. Zdaniem brata Benedykta XVI najpiękniejszym aspektem katolicyzmu jest umiejętność oddziaływania na zmysły. „Nasza wiara nie ogranicza się do modlitwy, do życia duchowego czy racjonalności. Nasza wiara przemawia do całego człowieka. Cały człowiek jest powołany do świętości”.

Ks. Georg Ratzinger podkreśla, że dziś należy się przeciwstawić usuwaniu pobożności ludowej z życia Kościoła. Trzeba mieć przy tym na uwadze dobro przyszłych pokoleń, aby również i one mogły „dotknąć wiary”. Czy do dzisiejszej młodzieży może jeszcze przemówić coś takiego, jak procesje Bożego Ciała, pielgrzymki do sanktuariów maryjnych czy kult relikwii? – pyta ks. Ratzinger i odpowiada: Tak, mogą. Ta książka jest na to najlepszym dowodem. Elisabeth von Thurn und Taxis jest młodą, nowoczesną kobietą. Wychowywała się najpierw w Ratyzbonie, do szkoły chodziła w Londynie, studiowała w Paryżu, mieszkała w Nowym Jorku. Jej domem jest świat – pisze brat Benedykta XVI, zachęcając do lektury apologii pobożności ludowej autorstwa 28-letniej niemieckiej arystokratki.


kb/ l’osservatore romano

Miałem jeszcze kilka myśli, ale zanim zdążyłem je spisać- uciekły.


Moze wrócą.