czwartek, 14 lutego 2013

kard. J. Ratzinger o Liturgii


Sumienie  nakazuje mi przedstawić kapłanom poniższe problemy:
1.      Wprowadzono wiernych i wielu kapłanów w błąd, że celebracja do ludu, i przesunięcie na bok Krzyża było obowiązkiem
2.      Istotne jest wspólne zwrócenie się kapłana i ludu nie na siebie, ale na Krzyż i na Wschód
3.       Krzyż na środku, to pierwszy, ale nie ostatni krok, w związku z koniecznością uniknięcia gwałtownych zmian, by Liturgia nie jawiła się jako „robiona”.
4.      Dlaczego w bazylice św. Piotra odprawia się „do ludu”?


Ad. 1.
Josef Andreas Jungmann, fragment książki Uwe Michaela Langa, którą polecał kard. Ratzinger(polecam przeczytać cały wyjątek do którego kieruje poniższy link):
 "Owo podkreślenie w tekście instrukcji mówi, że jest to jedynie możliwość. A [wystawienie ołtarza wielkiego w takim oddaleniu od ściany] nie jest nawet przepisane, lecz jedynie zalecane, jak widać w łacińskim tekście dyrektywy.... W nowej instrukcji zaś, ogólne przyzwolenie na takie usytuowanie ołtarza zostaje podkreślone jedynie w związku z możliwymi przeszkodami lub miejscowymi ograniczeniami."

Ad. 2.
kard. Ratzinger, Duch Liturgii:
(fragmenty)
„(…)wszędzie tam, gdzie to tylko jest możliwe, należy podejmować apostolską tradycję kierowania się na Wschód zarówno w budowie kościołów, jak i w realizowaniu liturgii. (...)  Relacje te zarówno w budowie kościoła, jak i w realizacji liturgii, stały się w czasach nowożytnych niejasne, a nawet zupełnie przestano je sobie uświadamiać. Tak tylko daje się wytłumaczyć fakt, że wspólny kierunek modlitwy kapłana i ludu zaczął być nazywany "celebrowaniem do ściany" lub "odwracaniem się plecami do ludu", sprawiając tym samym wrażenie czegoś absurdalnego i całkowicie nie do przyjęcia. Tylko w ten sposób wyjaśnić można fakt, że uczta - do tego wyobrażana w nowożytnych obrazach - stała się w tym momencie normatywną ideą dla liturgicznej celebracji chrześcijan. Tak naprawdę doszło tutaj do klerykalizacji, nigdy wcześniej w tym miejscu nieobecnej. Kapłan - jako przewodniczący liturgii (jak się go teraz chętnie nazywa) - staje się teraz właściwym punktem odniesienia dla całości. Wszystko zależy od niego. To jego trzeba widzieć, to w jego działaniu brać udział, jemu odpowiadać - to jego kreatywność podtrzymuje całość. W sposób uzasadniony podejmowana jest próba zredukowania tej dopiero co powołanej do życia roli poprzez rozdzielenie różnorodnych czynności i powierzenie "twórczego" opracowania liturgii grupom wiernych przygotowujących nabożeństwo, które powinny, a przede wszystkim chcą "włączyć siebie" w przebieg mszy. Coraz mniej widać tu Boga, coraz ważniejsze staje się to, co czynią ludzie, którzy spotykają się tutaj i którzy wcale nie chcą się już poddać "danemu z góry schematowi". Zwrócenie się kapłana do ludu czyni ze wspólnoty zamknięty krąg. Wspólnota w swoim kształcie nie jest już otwarta ani do przodu ani do góry, lecz zamyka się w sobie samej. Wspólne zwrócenie się na Wschód nie oznaczało ani tego, że "celebruje się do ściany", ani tego, że kapłan "odwraca się plecami do ludu" (nie był on po prostu uważany za aż tak ważnego). Albowiem tak, jak w synagodze wspólnie patrzono w stronę Jerozolimy, tak i tutaj wspólnie patrzy się "na Pana". Jak wyraził to J.A. Jungmann, jeden z Ojców Konstytucji Liturgicznej Soboru Watykańskiego II, chodziło raczej o ten sam kierunek zwrócenia się kapłana i ludu, którzy wiedzieli, iż wspólnie zmierzają do Pana. Nie zamykają się w kręgu, nie przyglądają się sobie wzajemnie, lecz jako wędrujący lud Boży kierują się na Wschód, w stronę Chrystusa, który wychodzi nam naprzeciw.
(...)
Istotną kwestią jest jednak wspólne zwrócenie się na Wschód w czasie Modlitwy eucharystycznej. Nie chodzi tu o coś przypadkowego, lecz o rzecz zasadniczą. To nie spojrzenie na kapłana jest ważne, lecz wspólne spojrzenie na Chrystusa. Nie chodzi tutaj o dialog, lecz o wspólną adorację, o wyjście naprzeciw Temu, który nadchodzi. To nie zamknięty krąg odpowiada istocie wydarzenia, lecz wspólne wyruszenie w drogę, wyrażające się we wspólnym kierunku.

Przeciw tym poglądom, które prezentowałem także wcześniej, wielorakie zastrzeżenia wysunął Angelus Haussling. Pierwsze z nich już poruszyłem - chodzi o stwierdzenie, że idee te są jedynie "romantyzacją" dawnych czasów, naiwną tęsknotą za przeszłością.
Zdaniem Hausslinga jest zatem rzeczą dziwną to, iż mówię tylko o starożytnym chrześcijaństwie, a przeskakuję całe następne stulecia. Ze strony osoby naukowo zajmującej się liturgią jest to zarzut godny uwagi.
Moim zdaniem problematyczność dużej części współczesnej teologii polega bowiem właśnie na tym, że chce ona uznać za zgodne z początkiem, a tym samym miarodajne, tylko to, co dawne, a cały późniejszy, średniowieczny i potrydencki rozwój postrzega jako odstępstwo.

W ten sposób teologia taka dochodzi do wątpliwych rekonstrukcji tego, co najdawniejsze, do zmiennych kryteriów i tym samym do coraz to nowych propozycji kształtowania liturgii, które ostatecznie niszczą żywą, wyrosłą z tradycji liturgię.


W kwestii tej rzeczą ważną i konieczną jest, aby to, co dawne, nie było miarą samą w sobie, a tego, co późniejsze, nie klasyfikowano automatycznie jako czegoś niezgodnego z punktem wyjścia.
Na wskroś żywotne może być takie zjawisko, w którym ziarno początku dojrzewa i przynosi owoce. Do myśli tej będziemy musieli niebawem powrócić. W naszym wypadku jednak, jak już to zostało ukazane, nie chodzi bynajmniej o romantyczną ucieczkę w przeszłość, lecz o ponowne odkrywanie istoty, w której liturgia chrześcijańska wyraża swój obowiązujący kierunek.

Haussling oczywiście sądzi, że nie można już obecnie podjąć próby włączenia do liturgii owego zwrócenia się na Wschód, w stronę wschodzącego słońca. Czy rzeczywiście nie?
Czy dzisiaj kosmos już nas nie dotyczy?
Czy dzisiaj rzeczywiście jesteśmy bezpowrotnie zamknięci we własnym kręgu?
Czy właśnie dzisiaj wspólna modlitwa z całym stworzeniem nie jest ważna?
Czy właśnie dzisiaj nie należy stworzyć przestrzeni dla przyszłości, dla nadziei na przyjście Pana; czy nie należy zatem uznać dynamiki skierowanej w stronę nowego stworzenia jako istotnej cechy liturgii i żyć nią?
"

Ad.3.
Kard. Ratzinger, Duch liturgii  
[za:] http://sacerdoshyacinthus.wordpress.com/2012/07/04/niestosownosci-w-liturgii-4-zagubiony-kierunek/ „Ważniejsze jest tu jednakże zastrzeżenie praktyczne. Czy mamy więc teraz wszystko na nowo przestawiać? Nic nie jest przecież tak szkodliwe dla liturgii, jak właśnie ciągłe jej «robienie», nawet jeśli wydaje się, że chodzi tu o rzeczywistą odnowę. Wyjście dostrzegam tu w sugestii Erika Petersona. Kierunek wschodni był łączony, jak już słyszeliśmy, ze «znakiem Syna Bożego», z krzyżem, z powtórnym przyjściem Chrystusa. Tym samym Wschód był od początków związany ze znakiem krzyża. Tam, gdzie wspólne zwrócenie się na Wschód nie jest możliwe, tam jako Wschód duchowy służyć może krzyż. Powinien on stać na środku ołtarza oraz być punktem skupiającym wzrok kapłana i modlącego się zgromadzenia. W ten sposób postępujemy zgodnie z dawnym wezwaniem do modlitwy, znajdującym się na progu Eucharystii: Conversi ad Dominum – zwróćcie się do Pana. Patrzymy zatem wspólnie na Tego, który reprezentuje nas przed Ojcem i zamyka nas w swoich ramionach, na Tego, który czyni nas żywą świątynią. Do prawdziwie absurdalnych zjawisk ostatnich dziesięcioleci zaliczam fakt, że krzyż jest odstawiany na bok, aby nie zasłaniał kapłana. Czy krzyż przeszkadza Eucharystii? Czy kapłan jest ważniejszy od Chrystusa? Ten błąd należy naprawić możliwie jak najszybciej; da się to zrobić bez konieczności ponownych przebudowań. Punktem odniesienia jest Pan. Jest On wschodzącym Słońcem historii. Można zatem wybrać krzyż przedstawiający Mękę, uobecniający Cierpiącego, który za nas pozwala przebić swój bok, z którego wypływa krew i woda – Eucharystia i chrzest, bądź też krzyż Chrystusa tryumfującego, który wyraża myśl o Powtórnym Przyjściu i na nie kieruje spojrzenie. Zawsze jest to bowiem «Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki» (Hbr 13, 8)” .

Ad. 4.
Kard. Ratzinger "Duch Liturgii":
"Warunki topograficzne sprawiły, że bazylika Świętego Piotra zwrócona była na Zachód.
Jeśli zatem celebrujący kapłan chciał kierować się na Wschód, jak wymagała tego chrześcijańska tradycja modlitwy, to wówczas stał on za ludem i - jak można wnioskować - spoglądał w jego stronę. Niezależnie jednak od rzeczywistych przyczyn tego faktu, szereg kościelnych budowli w bezpośrednim sąsiedztwie Bazyliki .Świętego Piotra ujawnia taki właśnie porządek.

Liturgiczna odnowa naszego stulecia odwoływała się do tego domniemanego układu, rozwijając z niego nową ideę formy liturgicznej, zgodnie z którą Eucharystia musi być celebrowana versus populum (twarzą do ludu); ołtarz - jak ujawnia to kształt Bazyliki Świętej Piotra - musi być zatem ustawiony w taki sposób, aby kapłani i lud mogli się wzajemnie widzieć i wspólnie tworzyć krąg świętujących. Tylko ta forma miałaby więc odpowiadać sensowi liturgii chrześcijańskiej, poleceniu aktywnego uczestnictwa. Tak tylko sprostać mielibyśmy pierwowzorowi Ostatniej Wieczerzy.

Powyższe wnioski wydawały się na tyle przekonujące, że po Soborze (który sam nie mówił o "zwróceniu się do ludu") wszędzie wznoszono nowe ołtarze, a kierunek celebracji versus populum wydaje się dzisiaj właściwym owocem liturgicznej odnowy dokonanej przez Vaticanum Secundum.

W istocie jest to najbardziej widoczna konsekwencja nowego ukształtowania, które nie tylko stanowi o zewnętrznym uporządkowaniu miejsc liturgicznych, lecz także zawiera w sobie nową ideę istoty liturgii jako wspólnotowej uczty.

Oczywiście, w ten sposób sens rzymskiej bazyliki wraz z ustawieniem jej ołtarza zrozumiany został niewłaściwie, a i wyobrażenie Ostatniej Wieczerzy Jezusa jest tutaj co najmniej niedokładne.

Zobaczmy, co na ten temat pisze
Louis Bouyen "Pomysł, iż celebracja Mszy św. versus populum jest formą pierwotną, a w sposób szczególny formą Ostatniej Wieczerzy, polega po prostu na błędnym wyobrażeniu starożytnej chrześcijańskiej bądź niechrześcijańskiej uczty.

W czasach wczesnego chrześcijaństwa przewodzący uczcie nigdy nie zajmował miejsca naprzeciw innych uczestników. Wszyscy siedzieli lub leżeli po wypukłej stronie stołu w kształcie sigmy lub też podkowy [...]. Nigdzie w chrześcijańskiej starożytności nie mogła pojawić się myśl, że przewodzący uczcie powinien zajmować miejsce versus populum. Wspólnotowy charakter posiłku był podkreślony właśnie przez porządek przeciwny, czyli fakt, że wszyscy uczestnicy znajdowali się po tej samej stronie stołu"
(s. 54n).

Do tejże analizy "postaci uczty" oczywiście trzeba jeszcze dodać, iż słowo "uczta" wcale nie wyczerpuje znaczenia Eucharystii chrześcijan.
Chrystus ustanowił nowość chrześcijańskiego kultu w ramach żydowskiej uczty (paschalnej), jednakże polecił powtarzać jedynie ową nowość, a nie ucztę jako taką.
Stąd to, co nowe, dość szybko wyzwoliło się ze starego kontekstu i odnalazło swoją własną, bardziej odpowiednią postać, daną już chociażby w tym, że Eucharystia odwołuje się do Krzyża, a tym samym do przemiany ofiary świątynnej w służbę Bożą odpowiadającą Logosowi.

Równocześnie doszło także do tego, że synagogalna liturgia słowa, odnowiona i pogłębiona przez chrześcijaństwo, stopiła się w całość "Eucharystii" z pamiątką śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. W ten właśnie sposób realizowane było polecenie: "Czyńcie to". Ów nowy kształt całości nie dawał się wyprowadzić jedynie z pojęcia uczty, lecz musiał być określany na gruncie związku świątyni i synagogi, słowa i sakramentu, wymiaru kosmicznego i historycznego.
Kształt ten wyraża się w formie, którą odnajdujemy w liturgicznej strukturze wczesnych Kościołów chrześcijaństwa semickiego. W sposób oczywisty pozostała ona podstawową formą także dla Rzymu.
Zacytuję tu raz jeszcze
Bouyera: "Nigdy i nigdzie wcześniej (tzn. przed XVI wiekiem) nie można znaleźć wskazania na to, czy przypisywano jakiekolwiek znaczenie lub też czy w ogóle poświęcano uwagę pytaniu o to, czy kapłan, celebrując Mszę św. powinien mieć lud przed sobą czy też za sobą. Profesor Cyrille Vogel dowiódł, że jeśli w ogóle przywiązywano do czegoś wagę, to do tego właśnie, czy kapłan powinien odmawiać Modlitwę eucharystyczną oraz inne modlitwy skierowany na Wschód [...]. Nawet jeżeli ukierunkowanie kościoła pozwalało kapłanowi modlić się przy ołtarzu twarzą w kierunku ludu, to i tak nie wolno nam zapominać, że nie tylko kapłan zwracał się na Wschód, ale i całe zgromadzenie wraz z nim" (s. 56). " 


Odprawianie Mszy w Bazylice św. Piotra w kierunku ludu  wynika ze zwrócenia się na wschód (bo sama bazylika skierowana jest na zachód), a celebrowanie pośrodku wynika z tradycji celebrowania nad
grobem św. Piotra ( Pisał o tym kard. Ratzinger. ) Zresztą nie widzę
niczego niewłaściwego w oddaleniu ołtarza. Wydaje mi się jednak(a nawet nie mi, bo po porstu powtarzam, to co pisał kard. Ratzinger i wielu innych teologów) , że kierowanie się ku wschodowi i ku Krzyżowi w centrum  dobrze byłoby przywrócić( wtedy w świątyniach skierowanych nie na wschód, a na zachód kapłan w sposób zgodny z orientacją, tak jak w bazylice św. Piotra, zwrócony byłby "w stronę ludu") Papież sugeruje też w praktyce, by orientować się w stronę Krzyża, i byłby on umieszczony w centrum ołtarza. Ale wiecie  lepiej ode mnie, pewnie macie jakieś przeszkody, które mi nie są wiadome we wprowadzeniu tego zwyczaju. A może dałoby się usunąć te przeszkody. Oby Bóg pozwolił Wam na  wprowadzenie orientacji, wspólne skierowanie się kapłana wraz z Ludem ku Bogu, a nie ku sobie, ku Krzyżowi, który powinien być na środku. Ja tylko  podaję głos wiernego, nie chcę w żaden sposób naciskać na zmiany, bo nie czuję się w żaden sposób kompetentny. Bóg zapłać za troskę o godność Liturgii
.

Tu jest świetny tekst bp. Atanazego Schneidera: 
http://www.nowyruchliturgiczny.pl/2012/07/biskup-schneider-o-tradydyjnej-mszy-i.html


A tu wykład ks. prałata Romana Kneblewskiego:
https://www.youtube.com/watch?v=ygoWb-Oa_ng






Oto fragmenty przemówienia kard J. Ratzingera,
które wygłosił do katechetów i nauczycieli religii w Rzymie:
Liturgia nie jest wynalazkiem celebrującego ją kapłana ani zespołu specjalistów;
liturgia ("obrządek") rozwijała się w ramach organicznego procesu trwającego stulecia,
jest owocem doświadczenia wiary wszystkich pokoleń.

Choć uczestnicy nie rozumieją może wszystkich słów, pojmują jej głęboki sens, odczuwają obecność tajemnicy,
która przekracza wszelkie słowa.

Celebrans nie stanowi centrum akcji liturgicznej:
nie stoi przed ludem we własnym imieniu – nie mówi od siebie i za siebie,
ale in persona Christi.

Nieistotne są zdolności osobiste celebransa, ale jedynie jego wiara,
przez którą przeziera obecność Chrystusa:
"Trzeba, by On wzrastał, a ja żebym się umniejszał" (J 3, 30).

Moje komentarze:
Jeżeli ktoś nie rozumie i nie przeżywa Mszy Świętej bez słów ,to i rozumiejąc wszystkie słowa jej nie zrozumie. BO słowa mają być tylko pomocą. A jeśli będzie się zbytnią uwagę na nie zwracać, to nam przysłonią to, co najistotniejsze, co przekracza wszelkie ludzkie rozumienie, co jest Tajemnicą. Wewnętrzne poruszenie pod Krzyżem Chrystusowym jest właściwą postawą liturgiczną.

Niepotrzebne gesty, trzeba je ograniczyć bo najważniejsze to co w sercu?
Zastosuj tą zasadę wobec ukochanej, żony

Akt liturgiczny realizuje się już w samym oglądaniu czynności liturgicznych. Wierni, spostrzegając to, co się dzieje na ołtarzu, i wypowiadając słowa liturgii, nie tylko są widzami, ale już realizują akt religijny. Przeżyłem to kiedyś w katedrze w Palermo, kiedy namacalnie odczułem wielkie skupienie i uwagę, z jaką wierni godzinami śledzili przebieg liturgii Wielkiej Soboty nie zaglądając do tekstów, bez żadnych „wprowadzających” wyjaśnień. Samo przyglądanie się wiernych było już czynnością, uczestnictwem w realizacji świętych wydarzeń liturgicznych.
Bo istota aktu nie zawiera się w wyjaśnieniu dodanym do gestów — że np. znaczy to to a to. Lecz gdy kapłan „wykonuje” czynność symboliczną jako akt liturgiczny a oglądający to wierni „odczytują” tę czynność, wtedy sens wewnętrzny zostaje odebrany w zewnętrznym wyrazie. W przeciwnym wypadku wszystko jest czystą stratą czasu i lepiej by było po prostu „powiedzieć”, o co chodzi. Symbol jest bowiem sam w sobie czymś cielesno–duchowym, wyrazem niewidzialnego w widzialnym.”
Ks. Romano Guardini

http://ksmstudencki.wordpress.com/2011/04/04/17-03-2011-msza-trydencka-2/





5 komentarzy:

  1. Już można komentowaćbez problemow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedź taka na marginesie będzie: ładny ten Twój blog od strony plastycznej :) skąd wziąłeś taką ornamentykę?

      Pozdrawiam

      korek12

      Usuń
  2. FOrma bloga jest swego rodzaju manifestem postulującym zmiany w formie książek, witryn internetowych. Ornamentykę skąd wziąłem? Coś tam pokleiłem w paincie, wyciąłem tekst z jakiejśik starej książkiz takim ornamentem, wstawiłem w jego miejsce białe tło, zrobiłem w kodzie źródłowym centralizację , dałem powielanie w dół i jest długi ciąg wzorkowy...
    Pisałem o tym kiedyś tu:
    http://www.fronda.pl/blogi/chcialbym-ci-przekazac-wazne-wiadomosci/zamiast-feng-shui-ii-przeciw-dyktaturze-przemyslu-muzycznego-graficznego-filmowego-architektonicznego,26791.html
    http://misjakultura.blogspot.com/p/metoda-misji.html

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Greetings from Los angeles! I'm bored at work so I decided to browse your site on my iphone during lunch break.
    I enjoy the info you present here and can't wait to take
    a look when I get home. I'm amazed at how quick your blog loaded on my mobile ..

    I'm not even using WIFI, just 3G .. Anyways, very
    good blog!

    Have a look at my web-site; getting your girlfriend back (en.wikipedia.org)

    OdpowiedzUsuń

zapraszam do komentowania