niedziela, 15 lutego 2015

Prawo neutralne, czy państwo wyznaniowe?



Prawo tworzą ludzie, a ludzie popełniają błędy. Dlatego prawo może być błędne. I takie trzeba łamać.
***
Możesz już nie czytać. Ale jak chcesz, to czytaj dalej:


To nie jest tak, że prawo pozwala wszystkim religiom i światopoglądom na respektowanie własnego sumienia. To jest niemożliwe. Prawo samo z czegoś wypływa. To coś, to światopogląd. Światopogląd, który może się komuś nie podobać.

Dokładnie tak samo może się komuś nie podobać jakaś religia, jak  np. demokratyzm, liberalizm, socjalizm, konserwatyzm, czy inne izmy.

 Wobec tego katolicy powinni forsować katolickie prawo, muzułmanie muzułmańskie, a ateiści ateistyczne. (Dlatego walka katolików o Intronizację, nie jest narzucaniem - jak to niektórzy krzywdząco oskarżają zwolenników Intronizacji - ale wyrazem uczciwości i konsekwencji.)Tzw. "świeckość", czy "neutralność" wcale nie jest neutralnym rozjemcą, ale konkurencją wobec innych światopoglądów.
***

Państwo "wyznaniowe" to dobre rozwiązanie.Tzn. państwo przyznające się jakie wyznanie propaguje. Bo zawsze jest wyznaniowe, tylko dziś się to ukrywa. Wyznanie laickie też jest jakimś wyznaniem. Wobec konkretnych religii nie ma neutralności światopoglądowych albo alternatywy, ponieważ istotą religii jest nadrzędność i totalność. Jeśli więc coś religiom wyznacza granice i nisze, to samo przejmuje funkcje religijną, a rzekomo bronione religie wypiera, czyniąc z nich puste emblematy, martwe obiekty muzealne. Zawsze któreś wyznanie jest dominujące i wyznacza niszę innym, stawia się ponad nimi.


Państwo jawnie wyznaniowe byłoby więc państwem uczciwym. Ja chcę katolickiego. Muzułmanin chce muzułmańskiego. Ateista "neutralnego" czyli ateistycznego. Niektórzy się tylko oszukują, nie nazywając rzeczy po imieniu..
***

"Wolność i równość wszystkich poglądów i religii" to zbitka pojęciowa wewnętrznie sprzeczna, bo sama jest światopoglądem, który wszystkie, którym niby daje wolność i równość w rzeczywistości obala, czyniąc z nich nie religię, a folklor, do podziwiania- a nie do wyznawania. Sama przejmuje funkcję wyznania. Bo przecież "wolność i równość wszystkich prawd i brak jedynej prawdy", czyni się jedyną prawdą, odbierając rozmaitym poglądom, które niby broni prawo do uznawania się za ową "jedyną prawdziwość" bez której stają się one martwe.


Ale taki wniosek powinien radykalnie odmienić nasz negatywny, stereotypowy, narzucony przez "laicką kryptoreligię" stosunek, do tych, co swoją religię uważają za jedynie prawdziwą i wszechwpływową.
***

W związku z powyższym


Państwo nie może być neutralne światopoglądowo. Najuczciwiej jest mu przyznać się jaki światopogląd popiera, co uznaje za źródło wartości w imię których definiuje cele i mechanizmy funkcjonowania. A raczej najuczciwiej jest przyznać się do tego politykom, byśmy wiedzieli, jakie definicje polityki i jej celów i mechanizmów wraz z niemi wybieramy. Z tego też powodu państwo (a raczej polityk) nie może mówić, że daje równe szanse wszystkim światopoglądom i religiom, bo zawsze w imię jakiegoś światopoglądu występuje. I ten światopogląd decyduje o g r a n i c a c h tolerancji i akceptacji innych. Jeśli jestem religijny, to muszę pamiętać, że religia to światopogląd totalny z istoty. I jako polityk, chcąc być w zgodzie z własną religią muszę według jej kryteriów działać. Te kryteria to nie punkty, ale granice, w których możliwa jest wielość różnych rozwiązań gospodarczo-politycznych. Ale wielość ograniczona przez tą religię, a nie dowolna. I o tym zapominamy. I najuczciwiej jest jasno deklarować w imię jakiej religii, czy światopoglądu ustalać będziemy granice. Będzie konflikt. Ale taki konflikt jest jedynie uczciwy.

***


Kłóciły się dzieci w piaskownicy:
-to mój światopogląd jest neutralny!
-Nie, bo mój!
***

Ten, kto krytykuje "roszczenie sobie prawa do posiadania monopolu na prawdę" paradoksalnie sam sobie w owym krytykowaniu takie prawo rości.

Samo takie roszczenie nie jest złe. Jedynie uczciwe jest twierdzenie, że się własny pogląd uznaje za jedyną prawdę. Złe jest oszukiwanie, że się go zwalcza, podczas gdy de facto zastępuje się go własnym roszczeniem.
***

Ten kto nazywa przekonywanie, czy nawracanie "zmuszaniem", albo ten, kto sobie nie życzy, by ktoś go nawracał popada w sprzeczność, gdyż sam nawraca innych do nienawracania, przekonuje ich, żeby nie przekonywali go...

Tak samo ten, kto krytykuje przekonanych, że to oni znają jedyną Prawdę sobie zaprzecza, gdyż według niego jedyną prawdą jest brak jedynej Prawdy. Takie stwierdzenie jest wewnętrznie sprzeczne, gdyż uważanie czegokolwiek oznacza właśnie uznanie tego czegokolwiek za prawdę. To, iż tego prawdą nie nazywa nie ma znaczenia, gdyż takie właśnie znaczenie ma jego wypowiedź.

Założenie prawdy jest punktem wyjścia poznania.

Nie ma sensu się pytać, czy ona jest, udowadniać, że jest, bo każdy akt myślny zawiera w sobie założenie jej istnienia.
***

Brak Krzyża nie jest dla katolików neutralny. Jest dyskryminowaniem ich. Bo "neutralność" to jest pewien światopogląd, który nie jest wobec rzekomo bronionych przez się religii neutralny, ale konkurencyjny. Bo odbiera im ich podstawowy wyznacznik, czyli totalność. Widzimy więc jasno, że tzw. "neutralność" jest nie obojętna wobec religii, ale z nimi sprzeczna. Tak jak religie są różne, dlatego, że są sprzeczne. I kłamstwem jest twierdzenie, że ta sprzeczność jest usuwalna, przez zabieg neutralnego państwa i niemieszania się religii, do "sfer niereligijnych". Bo religia, która się nie miesza do wszystkiego, w tym do polityki, nie jest już religią, ale swego rodzaju folkloryzacją. Powtarzam, jest to konflikt usuwalny tylko przez przekonanie do któregoś z konkurencyjnych wyznań. Niestety współcześnie katolicy dają się przekonać, do przyjęcia w praktyce "wyznania neutralności", a uczynienia z deklarowanej religii martwej opowieści, która nie jest już rzeczywistą religią, tak, jak skansen i festiwale sceniczne to nie kultura ludowa.
Przyjęcie jednego z wyznań wcale nie oznacza totalnej dyskryminacji innych, gdyż wyznania zawierają w sobie definicje granic tolerancji dla innowierców. Te granice są owszem różne, ale zakres tolerancji i akceptacji jest właśnie przez wyznanie określany.
***

Jeśli możecie przekonywać do forsowania światopoglądu laickiego, w którym państwo jest neutralne religijnie, to ja mogę przekonywać do państwa wyznaniowego, które nie oznacza oczywiście(jak wielu mylnie twierdzi) państwa, w którym sprawowaniem władzy zajmuje się Kościół, czy księża. Charakter państwa wyznaniowego zależy od konkretnej religii, która daje mu aksjologiczne podstawy. Religia katolicka, którą ja proponuję nie zaleca, nie dopuszcza wcale nawracania na siłę w obrębie państwa. Nie zabrania wyznawać innych religii. Może zabraniać tego, co godzi w moralne ramy wyznawane przez religię katolicką. Ale takie same ograniczenia są w tzw. „Państwie neutralnym”. Że są faworyzowani katolicy? W państwie laickim też są faworyzowani wyznawcy „laickiej neutralności”.
***

Każdy ma jakieś założenia i nie jest uczciwe ich ukrywanie za trzema paniami zwanymi: „neutralnością”, „obiektywnością”, czy „bezstronnością”. Wprowadzaniem w równie wielki błąd jest twierdzenie, że się traktuje równo wszystkie poglądy (w tym religie) które często stanowią fundamentalne wartości kultur, że się im przyznaje równe prawa i swobodę, bo samo takie twierdzenie jest poglądem, z jakichś założeń światopoglądowych wynika, a jednocześnie okrada rzekomo bronione religie z ich roszczenia do czynienia się ostatecznym kryterium wszystkiego. W związku z powyższymi zastrzeżeniami byłbym nieuczciwy, gdybym od razu wszystkich kart na stół nie wyłożył, gdybym nie uprzedził, że jestem katolikiem i że będę bronił światopoglądu religijnego, katolickiego tak, jak relatywista, czy ateista, czy agnostyk bronią relatywistycznego, ateistycznego, czy agnostyckiego. Oni bronienie swoich poglądów i przekonywanie do nich nazywają wolnością słowa, a czasem nawet neutralnością, a gdy ja bronie swoich to żem jest stronniczy i narzucam? No głupie to.
***

Uczciwy pluralizm musi się przyznać do tego, którą kulturę będzie faworyzował, która będzie wyznaczać granice różnorodności dopuszczania elementów innych religii i kultur. Inne będą granice tolerancji, a inne akceptacji i one również muszą być ogłoszone jako elementy kultury faworyzowanej. Faworyzowanie zawsze będzie się wiązać z dyskryminowaniem od pewnych granic innych kultur i religii. Ale wypieranie się tego, nie ogłaszanie, jaki światopogląd, czy kulturę się faworyzuje, to wprowadzanie w błąd.
***

Tolerancja(Cierpliwe znoszenie tego, co uznajemy za błąd) innych kultur, religii, poglądów jest dobra, ale musi mieć granice wyznaczone przez kulturę, religie i poglądy, które uznajemy za nasze, za dominujące. W błąd wprowadzają Ci, którzy twierdzą, że nie ograniczają wolności innych kultur wyznań i poglądów. Ograniczają, ale to ograniczanie też ma granice.

W dyskusji więc nad tolerancją, wolnością, akceptacją, równością religijną i światopoglądową nie pytajmy, czy ktoś jest za, czy przeciw, bo wtedy narzucamy ludziom błędną, ułudną alternatywę i każda ich odpowiedź będzie błędna.

Pytajmy się o to, który światopogląd, która religia, która kultura będzie nadrzędna wobec innych, a więc która będzie wyznaczać granice wolności, tolerancji, akceptacji i różnorodności.

Będzie konflikt? Będzie. On też jest czymś, czego nie możemy odgórnie planowanymi teoriami uniknąć. Bo zawsze może się znaleźć ktoś, kto się na te teorie nie zgodzi. Tego nie da się przewidzieć. Ale czy i dziś nie ma konfliktu między socjalistą, a liberałem, między muzułmaninem, a katolikiem, między feministką, a patriarchalistą, między pro-liferem, a aborcjonistą, między relatywistą a wyznawcą jedynej Prawdy? To nie jest tak, że konflikt między światopoglądami i kulturami jest czymś, co uczepiło się jak rzep psiego ogona do różnych światopoglądów, kultur i religii i nie stanowi ich istoty. Konflikt ten jest nieunikniony również dlatego, że istnienie różnych wyznań i światopoglądów wynika z tego konfliktu. Kultury mogą być różne mimo podzielania tego samego systemu wartości fundamentalnych. Ale stanowią spójne systemy, które mimo posiadania pewnych obszarów otwartości, zdolności wchłaniania inności, wymagają by jedna z kultur stała się trzonem, a inna dopełnieniem, albo by stworzyła się nowa „metakultura” zarządzająca temi różnymi. Paradoksalnie oddalamy się od pojednania, kiedy łudzimy się, że konfliktu nie ma.

Konflikt jest. Jest wynikiem obrony tego, co uznajemy za ważniejsze, od samego pokoju. W rzeczywistości pokój doczesny nie jest wartością absolutną. Między dobrem a złem, między prawdą a fałszem nie ma pokoju, nie ma zgody. I lepiej będzie, jeśli tak pozostanie.
***


Nie powinniśmy mieć pretensji do władz, że nam ograniczają wolność, że stosują cenzurę, że czegoś zabraniają. Bo wtedy przejmujemy błędne kategorie oponenta i sobie zaprzeczamy. Bo ograniczanie wolności, cenzura, zabranianie wyrażania pewnych poglądów, czy prezentowania pewnych postaw, są dobre tylko potrzebują słusznej miary. Są dobre, bo przecież nie chcemy by nasze dzieci słuchały wywodów nazistów i uczyły się na pamięć jak Biblii „Mein Kampfu” Pana Hitlera, nie chcemy by ogli sobie oni publicznie głosić swoje poglądy. Tam gdziesik po bokach sobie mogą mówić, bo państwo z definicji tak daleko, w prywatne myśli na które godzą się obie strony i rozmowy nie sięga (choć i to ograniczenie ktoś może uznać za subiektywne, szczególnie antropolog, którego dyscyplina powierzchownie skłania do przesadnego relatywizowania ) …
Możemy mieć pretensję do władz, że nas robią w konia: że "wszystko możemy", że "nikt nami nie steruje". Niech się przyznają, ze stawiają i gdzie stawiają granice wolności. Ale te granice nie są neutralne. Są elementem światopoglądu.
A tu już wchodzimy w obszar innego sporu- o "światopoglądową neutralność". Okazuje się, że taka "neutralność" laicka to bujda. Jak ktoś wiesza Krzyż w parlamencie to nie jest neutralny, tylko prochrześcijański. Jak ktoś – przeciwnie – nie pozwala wieszać krzyża w parlamencie, czy nie zabrania aborcji, albo małżeństw homoseksualnych, to nie jest neutralny wobec katolicyzmu, ale z nim niezgodny...
***

Wartości uniwersalne?


Jak pokazuje praktyka istnieją różne światopoglądy i religie, (które z konieczności mają wymiar kulturowy) dlatego, że nie zgadzają się co do znaczenia słów takich jak "miłość", "wolność", "braterstwo", "dobro", "zło", "sprawiedliwość", itd. Jeśli tak, to nie są one tożsame, dlatego nie można mówić o ich wspólności. Owszem, religie w wielu sprawach się zgadzają, ale są jednocześnie całościami, dlatego to w czym się nie zgadzają zmienia znaczenie owych pól zgody. Z punktu widzenia konkretnych religii wybranie owych pól zgody i wypreparowanie z nich "wartości uniwersalnych" jest niemożliwe, bo punkty niezgody istnieją z tymi "uniwersaliami" w istnym sprzężeniu zwrotnym, we wszechzwiązku. Jeśli je wypreparujemy do tak zwanego uniwersalnego systemu wartości, to po prostu stworzymy kolejną religię sprzeczną jako całość z każdymi z poprzednich. Bo każda religia, każdy światopogląd istnieje odrębnie dlatego, że uważa swoją wizję za sprzeczną z innymi. Ze światopoglądem relatywnym jest podobnie, wbrew deklaracjom jego wyznawców. Bo między relatywizmem, a nierelatywizmem reprezentowanym przez chociażby katolicyzm, islam, inne wyznania chrześcijańskie, istnieje sprzeczność. Jeśli więc owa uniwersalność jest nowym światopoglądem fundamentalnym(w nienegatywnym znaczeniu tego słowa), to nie wolno go wyznawać chociażby mnie- katolikowi. Bo owe wartości "uniwersalne dla wszystkich", bez tych, które są uniwersalne wg katolików, nie są już tymi samymi. Cóż bowiem znaczy “uniwersalna miłość”? Przecie jeśli uznajemy, że jest to pragnienie by innym było dobrze, to musimy zdefiniować, co to znaczy “dobrze”. I tu już wejdziemy w konflikt. Bo np. wg katolika (ale nie tylko wg niego) dobre jest walczenie o zdrowie chorego, a dla kogoś innego dobre jest “przerwanie jego cierpień”. Dla katolika dobre jest małżeństwo mężczyzny i niewiasty, a dla kogoś innego takie ograniczenie jest “złe”.
***

4 komentarze:

  1. "nie pozwala wieszać krzyża w parlamencie, czy nie zabrania aborcji, albo małżeństw homoseksualnych" wyliczanka bez sensu
    "Brak Krzyża nie jest dla katolików neutralny. Jest dyskryminowaniem ich. Bo "neutralność" to jest pewien światopogląd, który nie jest wobec rzekomo bronionych przez się religii neutralny, ale konkurencyjny. Bo odbiera im ich podstawowy wyznacznik, czyli totalność" totalność? ale ideał. Sejm nie jest prywatnym domem ani kościołem by w nim umieszczać symbole religijne.
    Państwo wyznaniowe to złe rozwiązanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przecież sątam jakieś symbole, np. Godło, flaga, hymn sięśpiewa. A mozę treśćhymnu rani kogoś, kto uważa że NApoleon to zbrodniarz, itd.
      DLatego też państwo zawsze kogoś może potencjalnie ranić, bo zawsze opiera się na jakimś zbiorze twierdzeń, a te mogą się komuś nie podobać. DOkłądnie tak samo możę się komuśnie podobać jakaś religia, jak i np. demokratyzm, liberalizm, socjalizm, konserwatyzm, czy inne izmy.

      Usuń
  2. "Jezus poucza nas także, byśmy nikomu nie narzucali swej wiary: "A jeśliby w jakiejś miejscowości nie chciano was przyjąć ani słuchać, wyjdźcie stamtąd i otrząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo przeciwko nim. A oni poszli i wzywali do upamiętania" (Ewangelia wg św. Marka 6, 11 - 12). Jako chrześcijanie nie tylko możemy, ale nawet mamy obowiązek, wpływać na życie społeczno - polityczne kraju, ale jeśli dążymy do "panowania" religii, do "religii państwowej", do "państwowych aktów religijnych", tym samym przekraczamy normy postępowania ustanowione przez Chrystusa! Tego rodzaju działania zwiększają tylko opór ludzi niewierzących i nie rozszerza się przez to Królestwo Chrystusowe w ludzkich sercach, a wprost przeciwnie, nawarstwiają się w nich diabelskie obwarowania i coraz trudniej jest dotrzeć do tych serc z Ewangelią Chrystusową. A przecież powinno nam zależeć na tym, by te mury szatańskie w ludzkich sercach postawione rozbijać i by Ewangelia w nie przeniknęła! Do tego potrzeba mocnej wiary, ale też ogromnej wrażliwości i delikatności w postępowaniu z ludźmi." (znalezione w sieci)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opieranie ładu państwowego nie jest z zasady narzucaniem wiary. Tak jak fakt, że ktoś żyje w państwie demokratycznym nie oznacza, że musi być on demokratą.
      TO, że ład państwowy będzie oparty na Nauce Kościoła, nie znaczy, że każdy musi być katolikiem.
      Nie możęmy zważać na opory ludzi oparte na fałszywych sądach i stereotypach. Z błędu trzeba ich wyprowadzać
      Zrozum to wreszcie.

      Usuń

zapraszam do komentowania