niedziela, 8 marca 2015

Dowody są tylko cześciowe. U ich podstaw stoi zawsze wiara

"Nie mógłbym myśleć, gdyby nie ktoś, kto wymyślił wszystko, a więc i moje myślenie, na wzór swojej myśli."

Poznanie jest z konieczności subiektywne

Po części bowiem tylko poznajemy(…)
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe(…)
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
Wtedy zaś [ujrzymy] twarzą w twarz(…) 1 Kr 13, 9-10,12




Poznanie to relacja między tym kto myśli, a tym, o czym on myśli. Ta relacja zwana jest subiektywną. Dlatego też poznanie jest zawsze subiektywne.

Nikt nie może udowodnić, że wszyscy inni tak samo jak on „widzą” rzeczywistość. No, chyba że stwarza ją samym pomyśleniem sobie o niej. Nie wiem, jak Ty, ale ja tak nie umiem. (Nie no, wiem, bo wierzę, Kto tak może, a kto nie, ale o tym później;) Nie da się udowodnić, że zasady rozumu, bez których nie ma poznawania rzeczywistości są jedyne i słuszne- w ich jedyność i słuszność trzeba uwierzyć. Trzeba, bo ich koniecznie używamy. Rzeczywistość tylko przez nie jest nam dana. 

Nie da się u d o w o d n i ć, że istnieje w ogóle ktoś inny. Nie da się nawet istnienia, ani nawet samoistnienia udowodnić, bo nie da się ich zdefiniować wewnętrznie, czy mówiąc inaczej- ostatecznie. W zasadzie słuszne w y d a w a ć s i ę może tu stwierdzenie ludzi, co się zwą solipsystami, że cała rzeczywistość istnieje tylko w mojej świadomości (również inne osoby wraz ich relacjami na temat rzeczywistości). Albo twierdzenia niektórych, że to „ja” swoją świadomością stwarzam rzeczywistość”. Albo, że fakty są tylko subiektywną konstrukcją podzielaną przez jakąś grupę ludzi. Bo może tylko w mojej świadomości istnieją ci, którzy mają świadomość podobną, czyli inne osoby?...

Powyższym stwierdzeniom przeczy jednak doświadczenie tego, że coś jest inne niżbyśmy chcieli, że ktoś się z nami nie zgadza. 

Dogadywanie się z innymi osobami, opierać się nie na dowodzie, ale na z a ł o ż e n i u , na w i e r z e w to, że możemy się porozumieć... A jeśli takie czynimy założenie, to  w i e r z y m y również  w to, że istnieją uniwersalne, takie same dla różnych ludzi zasady rozumowe. Żeby rozumować, dowodzić, musimy uwierzyć w zasady dowodzenia.



Wierzymy, że myśli oddają nam niewykrzywiony obraz świata. Ktoś może w to nie wierzyć(albo tylko tak twierdzić), ale nie będzie w stanie tego udowodnić, ale będzie jednocześnie używał tego w co nie wierzy do „nie wierzenia”.

 
Podstawą rozumu jest więc uwierzenie w zasady jego funkcjonowania, w zasady którymi po prostu myślimy, a które nazwaliśmy sobie logicznymi, rozumnymi. Założenia te stanowią początek, podstawę poznania. Koniecznie się ich używa do wszelkiego myślenia, w tym do podważania i dlatego nie ma sensu ich podważać. Zdarza nam się je łamać, gdy nie zauważamy pewnych elementów koniecznych do uwzględnienia w logicznym toku. 
To pierwszy poziom wiary. Nazwać go możemy koniecznościami poznawczymi. Są jeszcze inne poziomy (drugi: to co można wywieść z tych konieczności, ale człowiekowi nie udało się jeszcze na to wpaść i trzeci: to, czego wywieść nie można), ale o nich dalej.

Rozum jak widać jest ograniczony i niesamodzielny, bo konieczną dla niego podporą jest wiara, której się wielu, łudząc samych siebie wypiera.




Cóż to jest Prawda?


Niektórzy krytykują poszukiwaczy obiektywnej prawdy. Mówią: „nie da się udowodnić, że rzeczywistość jest taka, jak ją poznajemy”. No nie da się, to oczywiste. Oczywiste, bo poznanie ze swej istoty nie jest tożsame z poznawaną rzeczywistością. Myślenie o koniu nie jest koniem. Patrzenie na drzewo nie jest drzewem. Odczucie ciepłego powiewu z południa nie jest ocierającym się o mnie wietrzykiem. Krytycy wyznawców obiektywnej prawdy wymagają od nich, by broniąc swojego światopoglądu wykazali, że rzeczywistość obiektywna jest tożsama z naszym poznaniem, że kóń jest tym samym, co myślenie o koniu, że patrzenie na drzewo jest drzewem, a wrażenie muśnięcia mojej skóry przez wiatr, samym wiatrem. To nie to samo, bo jak zauważyliśmy na początku nasze poznanie jest koniecznie subiektywne, a jednocześnie nie stwarza obiektywnej rzeczywistości, co uzasadnimy za chwilę. Gdyby było inaczej, to byśmy nie odróżniali rzeczywistości od poznania. Szedłem kiedyś z busa na zajęcia. Przemierzyłem półtora kilometra nie wiedząc, że idę, bo myślałem zupełnie o czym innym. Kiedy znalazłem się blisko uczelni ocknąłem się – że tak powiem – i pomyślałem: „co ja tu robię, skąd ja się tu wziąłem”. Doszedłem na miejsce nie mając świadomości, że idę. O tym, że szedłem dowiedziałem się „po ptokach”… Sytuacja ta obrazuje nie tylko niezależność rzeczywistości od mojego poznania, ale i to, że rozum to coś więcej niż mózg. Ale o tym później.

Szukanie obiektywnej prawdy wynika więc z tego, że, jak już zauważyliśmy nie ma sensu odrzucać tego, za pomocą czego możemy odrzucać. Więcej: nie ma sensu wątpić w to, za pomocą czego i dzięki czemu możemy wątpić. Nie ma potrzeby udowadniać tego, co pozwala nam udowadniać. Trzeba więc uwierzyć w zasady funkcjonowania rozumu i tego, co z nich wynika.

Nie ma również sensu brać pod uwagę tego, co przeczy zasadom naszego myślenia, bo "branie pod uwagę" jest myśleniem. Nie ma sensu podważać zasad myślenia, skoro samo podważanie odbywa się koniecznie za pomocą tych zasad… Nie ma również sensu podważać tego, co z nich wynika. A co z nich wynika?



Człowiek ze swą subiektywnością jako warunkiem poznania może dać nieskończenie wiele, nawet sprzecznych, odpowiedzi na pytanie: „Co jest prawdą?” Dlatego jest w kropce. A nawet w dwóch kropkach. Bo sama zdolność myślenia zdaje się prowadzić go do dwóch pozornie sprzecznych wniosków, stanowiących próbę odpowiedzi na pytanie o prawdę:



  • Nie ma jednej prawdy. Prawda zależy od tego, kto ją widzi.
  • Jest jedna, uniwersalna prawda bo na tym założeniu opiera się samo podejmowanie się jakiegokolwiek myślenia- czyli przykładania tych samych zasad rozumowych do całego wszechświata i do każdego jego elementu.



Ktoś powie, że można uzgodnić powyższe wnioski takim stwierdzeniem: „rzeczywistość-prawda istnieje tylko w moim umyśle.” Ale czy nie jest tak, że nasz umysł doświadcza tego, co go przekracza, co jest poza nim, co go zaskakuje, bo okazuje się później inne niż to się wydawało wcześniej, inne niż byśmy chcieli?



Tak właśnie jest. I dlatego nie mogę bez popadania w sprzeczność uznawać rzeczywistości za istniejącą tylko w mojej świadomości. Zdolność myślenia prowadzi mnie do uznania, że rzeczywistość i prawda jest nam dostępna tylko przez tą naszą zdolność a jednocześnie jest przekraczającą ją, niezależną od niej Tajemnicą.


Zdradzę Ci tą Tajemnicę...

Tak się składa, że Tajemnica jest kategorią która wg Włodzimierza Pawluczuka jest wspólna dla większości kultur i wiąże się z religijnymi doświadczeniami. Wspomniany badacz i działacz teatralny kojarzony z Gardzienicami proponował, żeby zastąpiła ona kategorię "Transcendencji".  O tajemnicy pisał też Rudolf Otto, jako o jednym z podstawowych wyznaczników świętości, towarzyszy religijnych doznań(używał tu słowa "misterium"). Tajemnica jest wg  Andrzeja Zybertowicza podstawową kategorią dla konstruktywistów. Pisze on tak:
"I choć konstruktywista w zasadzie jest gotów podważyć każdy fakt (o ile uzna, że sprzyjać to może wartościom, lub ustaleniom innych faktów do których jest przywiązany) to istnieje dla niego kategoria, do której podchodzi z nabożeństwem: TAJEMNICA. Istnienie Tajemnicy wynika z samej natury konstruktywizmu. Ponieważ nasza wiedza i fakty za jej pomocą postrzegane i artykułowane są naszymi z(a)wodnymi konstrukcjami, ponieważ konstrukcje prawie zawsze (zawsze?) mogłyby być inne, to konstruktywizm jest świadomy, ze arbitralność procesu poznania zawsze tworzy jakieś residuum, coś, co umknęło konceptualizacji i wrażliwości poznawczej(...)[Zybertowicz 1995: 116]
Do tajemnicy zalicza więc to iż:


Nauka też jest subiektywna

Chciałbym tutaj zwrócić uwagę czytelnika na twierdzenia konstruktywistów, gdyż są one w znacznej swej części wsparciem dla tezy którą tu próbuję wyartykułować. Dla faktu  iż to, co przez naukę jest uznane za fakty jest interpretacją, wynikiem subiektywnych uwarunkowań. Proszę mi tu więc wybaczyć cały ciąg cytatów. Zaraz po nich, proszę mi uwierzyć, zacznę pisać od siebie.
Konstruktywizm wątpi, czy istnieją fakty, które w jakimkolwiek dostępnym dla nas ostatecznym, lub absolutnym sensie są niepodważalne, konieczne i uniwersalne. 
Konstruktywizm twierdzi, że to, co jedni uznają za fakty, inni mogą ignorować, de-montować, modyfikować i konstruować po swojemu. [Zybertowicz 12995: 113]
 „Konstruktywizm twierdzi, że faktem jest to iż wiedza postrzegana jako obiektywna nie jest neutralna.[Zybertowicz 1995: 112]
Że dana wiedza posiadająca społeczny status obiektywnej, często albo inicjuje, albo podtrzymuje, albo odsuwa na dalszy plan, lub poza margines prawomocnej debaty publicznej takie definicje sytuacji, które mają – mówiąc językiem tradycyjnego marksizmu – znaczenie klasowe. W tym zakresie konstruktywizm przyjmuje dorobek teorii krytycznej.
(…) Konstruktywizm twierdzi, że to, co jedni uznają za fakty, inni mogą ignorować, de-montować, modyfikować i konstruować po swojemu.” [Zybertowicz 1995: 113]
On też zawarł w swojej pracy takie cytaty, które w tym miejscu wydają mi się istotne:
Słońce, gwiazdy, są ludzkim dziełem. Jako obiekty wyróżnione nie istnieją bowiem inaczej, jak w ludzkim poznaniu. [Kołakowski 1989/1957: 154]
Poznanie jako pierwotna forma aktywności sensotwórczej należy do ontologicznej struktury świata, tworzy istotny wymiar jego rzeczywistości. [Siemek 1988: 22]


Przedstawia dalej uzasadnienia nosicieli takich opinii:



Cechą charakterystyczną procesu weryfikacyjnego w nauce jest to, że nigdy nie jest on zamknięty. Decyzja o jego zakończeniu ma zawsze konwencjonalny(…) charakter, gdyż nigdy nie można stwierdzić, że dane twierdzenie zostało w sposób ostateczny uzasadnione(Zeidler 1993: 54; por. Collins 1985, 1989 o tzw. regresie eksperymentalnym)”(Zybertowicz 1995: 111)





To że wydzieliliśmy takie a nie inne perspektywy warunkujące istnienie różnych dziedzin nauki jest wynikiem arbitralnego wyboru, osadzonego w pewnych historyczno-kulturowych uwarunkowaniach. Mogliśmy nigdy nie spojrzeć na świat przez pryzmat praw fizyki, relacji mechanicznych(czyli osadzonych w czasie między energiami i skrawkami materii szeroko rozumianej), mogliśmy nie wydzielić z praw fizyki ich kolejnego poziomu- chemicznych reakcji. Mogliśmy nie wydzielić tej części praw fizycznych, które nazywamy życiem biologicznym. Mogliśmy fakt że jabłko spada, uznawać dalej za oczywistość, a za pomocą zdolności symbolicznych szukać przyczyn tego, że fizyczne działanie świata z puli nieskończonych możliwych efektów swych praw, wybrało takie a nie inne ich realizacje, właśnie teraz i właśnie tu.
Mogliśmy uznać perspektywę praw fizyki, chemii, biologi za nic nie wnoszącą. 


Weźmy za przykład teoretyczne plemię Hyrdów, w którym fakt spadania jabłek z drzew wyjaśnia się tym, że potrząsają nimi przodkowie- Hyndajowie, żeby się posilić.
Do Hyrdów przyjechał jakiś naukowiec i zaczął się z nich śmiać mówiąc, że to nie żadni przodkowie, tylko grawitacja strąca  jabłka z drzew.
Może ktoś tam uwierzył w wyjaśnienia naukowca, ale większość uznała go za idiotę, za laika, który zupełnie nie pojął w czym rzecz.


Lokalny mędrzec mógł mu odpowiedzieć (gdyby mu się chciało tłumaczyć oczywistości i gdyby posługiwali się wspólnym językiem): No niech będzie: grawitacja- przyciąganie ziemi, procesy dojrzewania jabłka, itd  sprawiają, że jabłko spada. Ale nas to nie interesuje jakie procesy fizyczne się do tego przyczyniają, ale dlaczego te procesy wygenerowały takie efekty, takie kombinacje tu i teraz! To przodkowie za tym stoją! To oni nimi sterują. Bo są ponad nimi.
 

Niektórzy bowiem  z faktu, iż wyobrażenie duchów i bogów da się wyjaśnić tym, że mózg poszukuje wszędzie osób wnoszą, iż osoby i duchy to fikcja. 
Jest to oczywiście błąd logiczny. Jedno z drugiego nie wynika.  

Człowiek religijny np. muzułmanin może bowiem uznać, że mózg ludzki został przez Allaha skonstruowany właśnie tak, a nie inaczej, żeby mógł poznać Boga.


Prawdą jest, że procesy myślowe, tak jak wiarę w duchy i bogów można opisać w kategoriach mózgowych procesów. To bardzo cenne(choć dość oczywiste) spostrzeżenia. Kłamliwe jest natomiast tworzenie alternatywy: albo procesy mózgowe, albo niematerialność duszy.
Jedno drugiemu bowiem nie zaprzecza.


Podobnie  jest z wierzeniami ateistów, którzy uznają, że to, co wierzący przypisują duszy, jako odrębnej od materii, to w istocie zjawiska neurofizjologiczne i dlatego duszy nie ma.

Oprócz fałszywej alternatywy dusza- materialne procesy w powyższe rozumowanie wdarł się błąd polegający na niewłaściwej definicji duszy, na niezrozumieniu(albo zapomnieniu), o co wierzącym chodzi, albo na zbytnim sugerowaniu się nieprecyzyjnymi wypowiedziami samych wierzących.
 



Czym się różnimy od zwierząt

Mózg jest jak zdjęcie, obraz, film, czy nagrania dźwięków. No i jak aparat, kamera, czy dyktafon. Gdy patrzymy na film, widzimy nie film, a rzeczywistość do której odsyła. Ma on na celu uobecnianie tego, co nieobecne. Jest to relacja znakowa.

Pamięć to swego rodzaju zdjęcie, czy rysunek. Tak, jak i ono może być zamazane, czy zakłócone przez inne czynniki.



Jak to się jednak dzieje, że jesteśmy nie tylko aparatem i zdjęciem, ale możemy chcieć, albo nie chcieć, nie wierzyć, albo wierzyć w to, co się na kliszy mózgu zapisuje?

Jak to się dzieje, że nie tylko jesteśmy uporządkowanym procesem, ale i uświadamiamy go sobie?

Powiesz, że uświadamianie sobie nie jest wcale niczym więcej, że jest tylko częścią struktur i uporządkowanych procesów rzeczywistości. To co się dzieje w mózgu jest zbudowane z tych samych fizycznych procesów, co działania wszechświata, tylko w innym przybliżeniu i innym obszarze.

Odpowiem kolejnymi pytaniami:



Jak to jest, że możemy wybierać?

Że możemy popadać w sprzeczność, błądzić, czyli odrzucać uporządkowanie strukturalne?



Niezaprzeczalnym faktem, a jednocześnie tajemnicą jest to, że istnieje w człowieku

usensawnianie-rozumowanie-abstrahowanie-porządkowanie-rozróżnianie-świadomość-poznanie.

Nie jest ono tożsame z materialnymi procesami mózgowymi nazywanymi czasem myśleniem.

Te polegają na przepływie impulsów elektrycznych przez materialne nośniki. Prąd ów powoduje zmiany w mózgu które zwiemy informacją, czy jakoś tak.

Podobnie mają zwierzęta, rośliny, przyroda, komputery.

W podobny sposób informacją możemy nazwać

uporządkowanie płatka śniegu,

prześlicznych kryształów,

systemów i cyklów przyrodniczych,

układu słonecznego, galaktyk...

To wszystko są

jakieś struktury

fraktalowo skonstruowanego Uniwersum.

(Ciekawe jaką rolę odgrywa w tym teoria hologramu)


Strukturaliści twierdzą, że nasze myślenie, to tylko wyraz pewnych rozdziałów i porządków(czyli struktur). Wyraz, a raczej element. I to myślenie – jak pisał ks. A.Krąpiec –jest najradykalniejszą formą ateizmu. Uważam, że rozum, to nie rozbudowany materialnie mózg, i procesy intelektualne jakie w nim zachodzą. Rozum, to nie część struktury, który całą resztę do której należy w sobie odbija tak, jak film odbija nagrywany lot ptaka.

Rozum, to umiejętność abstrahowania z tych strukturalnych zależności umożliwiająca

u ś w i a d o m i e n i e ich sobie,

umożliwiająca doświadczenie ich ładu, spójności i sensu przez używanie materii strukturyzowanej jako narzędzia myślenia.

Ta umiejętność jest materialnymi tylko środkami nieuchwytna, niewyjaśnialna. Wymyka się naukowym analizom.

Nie można jej ogarnąć, bo jest

granicznym n a r z ę d z i e m naszego poznania,

krańcowym, ostatecznym elementem naszej tożsamości,

którego nie możemy przekroczyć, bo go koniecznie używamy do myślenia.

Jest pewnie elementem duszy- owego Boskiego Obrazu.



Jest tajemnicą.



Jeśli nawet nam się wydaje, że znaleźliśmy lustro, to lustro pozostaje lustrem, i nie jest tożsame z tym, co tylko pod pewnym względem odbija.

Owe materialne procesy i struktury są więc tylko n a r z ę d z i e m zapisu sensów, a i same są dostrzegalne i całkowicie opisywalne tylko dlatego, że jest coś, co je jakościowo przekracza. Uniwersalne zasady strukturyzacji może dostrzec ktoś, kto ma w sobie element materialne struktury

p r z e k r a c z a j ą c y .

Dlatego choćby nawet znalazły się organizmy, czy maszyny o większej sprawności intelektualnej polegającej na lepszej komunikacji między połączeniami nerwowymi, itd.., itp., to i tak tylko my tutaj możemy te uporządkowane dostrzec. Z istot ziemskich tylko człowiek może poznać jakiekolwiek porządki w świecie, które to generują sensy.

Tylko człowiek myśli "o", a nie tylko "jest myślany".

To może nieprecyzyjne określenie, ale jak mówiłem, tego poziomu, który stanowi o naszej tożsamości nie potrafimy przeanalizować. Możemy go dostrzec. Reszta jest tajemnicą.






Czy nie jest tak, że nawet nauka wybiera do konstruowania swoich teorii według subiektywnych odczuć skrawki rzeczywistości, którą w rzeczywistości można dzielić na nieskończenie wiele sposobów, która w makro i w mikroskali jest niezgłębiona dla naszego ograniczonego czasem i pamięcią rozumku?

Nie twierdzę tutaj, że można coś w pełni "udowodnić", ale staram się pokazać, że najrozumniejszym wyjściem jest na pewnych trzech poziomach(wymienionych wcześniej) rezygnacja z próby takiego dowodzenia, przyjęcie mniemania

n a w i a r ę.



Jakie jednak są zasady tego rozumu, czyli pierwszy, ostateczny poziom wiary?



Znakowa natura poznania



  •  Zdolność poznania polega na tym, że widzimy coś, co jest inne niż ona, a jednocześnie różne od „reszy świata”, albo innych „cosiów”. To przeciwstawienie sprawia, że poznawane „coś” jest tym konkretnym, a nie innym „cosiem”, o takich a nie innych cechach odróżniających go od reszty. Jego odrębność i tożsamość wiąże się ściśle z miejscem jakie zajmuje wobec innych elementów systemu świata.

Ta druga relacja jest również niezbywalna do pojawienia się poznania. Jest jak cień krzyża przydrożnego, który kładzie się na płaszczyźnie ziemi i drogi. Czy to płaszczyzna? Czy to nie pofałdowany teren, który wykrzywia odbicie Prawzoru, wypaczone tym bardziej im więcej przeszkód pomiędzy Krzyżem, a cieniem?

Na podstawie powyższego przykładu spróbujmy sobie zbudować coś, co w wielkim świecie można szumnie nazwać „trójkątem kognitywno-semiotycznym”. Nam jednak język polski pozwala nazwać to trójkątem znaniowym, albo znawczym, albo znakowym. Pozwala, bo uwyraźnia ścisły, jeśli nie konieczny związek między poznaniem, a znakiem. Jedno bowiem, jak tu wskazujemy nie może istnieć bez drugiego. Różnica między jednym a drugim jest poziomowa. To, co na jednym poziomie jest „poznawaniem rzeczy samej w sobie”, na następnym poziomie odsyła do czegoś innego poznawanego samego w sobie. Możemy uznać jabłko za całość, ale możemy je też podzielić na kawałki, te kawałki na kawałki…Na geometrii mnie w szkole uczyli, że koło, tak jak tort(abstrakcyjnie- z perspektywy geometrycznej, a nie fizycznej) można podzielić na nieskończenie wiele kawałków. Jest to możliwe, dzięki temu, że jak jużeśmy pisali wszystkie elementy i poziomy rzeczywistości poznajemy dzięki temu, ze mają one takie same zasady jak ludzkie poznanie. Stąd rzeczywistość można ujmować jako znak naszej zdolności poznania..

  • Podziały w rzeczywistości i klasyfikacje są nam dane tylko przez zasady naszego myślenia, czyli przez owo odróżnianie od reszty, przez relacje. Te podziały i relacje to jednocześnie ustalanie spójności i zgody, czyli porządków- właściwych miejsc, źródeł sensu.

  • To co zdawało się niepodzielne okazuje się później możliwe do podzielenia na jeszcze mniejsze kawałki i tak dalej. Kiedyś myśleliśmy, że atom jest niepodzielny. Później wyodrębniliśmy jego składowe. Nie wiem, co jest uznawane w obecnej chwili za niepodzielne, ale powiedzmy, że kwarki i leptony. Skąd będziemy wiedzieć, kiedy się zakończy to schodzenie w dół?

W takim wypadku można się zastanawiać, czy jest coś niepodzielnego, czy jest jakieś tworzywo poddawane podziałowi? W rzeczywistości jeśli coś takiego jest, to nie jest nam dostępne, bo myślenie jest możliwe tylko jako dostrzeganie relacji, czyli podziałów, które to są aktywnością świadomości. Są subiektywne. Dawniej żeśmy myśleli, że atom jest niepodzielny, a wszystko składa się z takich samych atomów, tylko różnice polegają na różnych ich zestawieniach. To przekonanie okazało się złudne, a raczej nieostateczne i dziś już trudno powiedzieć, czy jest coś takiego. Coś niepodzielnego. A jeśli czegoś takiego nie ma, to można dzielić w nieskończoność? Jeśli tak, to nie dzielimy nic, tylko istnieją same ponadmaterialne relacje zawarte w świadomości. Nie wiem jak jest, ale nie mam dowodu, że tak nie jest. Nie byłby to jednak żaden problem, bo kto powiedział, że tworzywo świata, zwane przez filozofów substancją nie może być właśnie utworzone przez świadomość jako mikropodzielna i makroposzerzalna, fraktalowa sieć relacji? Zresztą to, co dotyczy podziału materii w nieskończoność dotyczy również myślenia, czy nadawania znaczenia. Myślenie polega na widzeniu czegoś, co jest w pewnym stosunku do całej reszty, do innych elementów. Ten stosunek równy jest oddzieleniu. Bez tego oddzielenia skrawka od reszty nie moglibyśmy o nim pomyśleć… nie moglibyśmy o niczym pomyśleć. Ten stosunek sprawia, że owo coś jest takie jakie jest. Ale to coś też później okazuje się mieć elementy wewnątrz siebie i tak nie wiadomo dokąd. Podobnie jest ze znaczeniem, zwanym też treścią. Jego stosunek do faktów przypomina stosunek treści do formy, który opiszę dalej.

Jednak to, co pomyślane jako całości różne od innych zawsze można podzielić na mniejsze, i tak w nieskończoność. Podobnie jest ze znaczeniami, które są widzeniem sensu elementu poza nim. Tu też można szukać znaczenia w nieskończnność.( To właśnie Derrida nazwał prawdą w odroczeniu. Według niego dane są tylko owe podziały, owe pustki między tym co wydzielone …)


  • A więc rzeczywistość możemy brać pod uwagę tylko jako możliwie nieskończone dzielenie, czyli jednoczesne ustalanie związków, widzenie relacji, czyli znaczeń, treści. Tą zaś aktywność nazywamy myśleniem, świadomością, rozumowaniem, poznawaniem. Nosiciela tej aktywności nazywamy kimś, czyli osobą. Rzeczywistość ma swe źródło w świadomości.

Ale…

  • Mam jednak bezpośredni dostęp tylko do swojej świadomości.

Zakładam jednak(czyli wierzę), że są świadomości inne, bo inaczej nie miałaby sensu dogadywanie się z innymi. A poza tym:

  • Wiem, że nie mam myślenia zbiorowego, "jedniowego", bo nie mam dostępu do myśli innych, bo się z poznawanymi przeze mnie innymi nie zgadzam, bo rzeczywistość okazuje się często przekraczać moje myśli: to co kiedyś uważałem za kompletne rozumowanie i widzenie rzeczy okazuje się później mieć inne elementy, które całkiem zmieniają w naszym późniejszym poznaniu dostrzeganą całość. Poza tym każdy proces rozumowy, w tym naukowy i historyczny opiera się na wyborze pewnych faktów, pewnych obserwacji, pewnych punktów, czy wykrojonych obszarów w sposób arbitralny. Za kilka lat ktoś może wybrać inne wydzielone fakty - wydzielić badane rzeczywistości zupełnie inaczej. Bo rzeczywistość można dzielić i wyodrębniać jej składowe na „nieskończenie” wiele sposobów. Skąd wiem, że moje a k t u a l n e wydzielenie jest właściwe?

  • Doświadczam niezgody, korekty uprzednich rozpoznań, nie mam pewności, że stwarzam swoim poznaniem rzeczywistość, moje chcenie zderza się z niezgodną z nim rzeczywistością… W związku z tym wiem, że nie ogarniam wszystkiego, bo już doświadczyłem wcześniej swojej pomyłki, niezgody z innymi i przeoczenia czegoś istotnego...

  • Żeby więc moje myślenie miało sens muszę założyć, że istnieje coś niezależnego od mojej świadomości, coś co ją przekracza. Że moja świadomość nie stwarza świata. Ale czy to znaczy, że żadna świadomość nie stwarza? Wobec powyższych wniosków okazuje się że nie mogę tak twierdzić. Mogę ręczyć tylko za siebie.



W tym miejscu przypomnijmy sobie razem, czytelniku drogi, punkt wyjścia powyższych rozważań. Analizowałem powyżej zasady myślenia by ustalić co z nich koniecznie wynika. Starałem się ustalić jakie są relacje między myśleniem a Prawdą, między myśleniem, a tym o czym myślimy- rzeczywistością. Wyszedłem od ustalenia, że nie ma sensu podważać zasad myślenia, skoro samo podważanie odbywa się koniecznie z ich użyciem.

Wobec powyższych wniosków okazuje się więc, że aby moje rozumowanie, poznawanie, dowodzenie miało sens muszę coś założyć, czyli w coś uwierzyć. Uwierzyć w to, co nie jest udowadnialne, bo umożliwia dowodzenie.  Zasad myślenia nie da się udowodnić, bo się ich do dowodzenia i obalania używa. Razem z nimi trzeba więc uwierzyć w to, co z nich wynika, trzeba też wykluczyć możliwości, które są z nimi niezgodne. I zobaczyć, co pozostaje.



  • Wykluczyliśmy już możliwość że istnieje tylko to, co ja sobie pomyślę, nie możemy też myśleć, że każdy sobie stwarza swój świat, bo myślenie zakłada uniwersalność zasad myślenia i świata(których jedynie użycie na wyższych poziomach może być różnorakie). Nie możemy też brać pod uwagę własnymi myślami rzeczywistości jako odrębnej od jakiejś świadomości- analogicznej do naszej, a jednocześnie nie jest to nasza świadomość. Co więc pozostaje?


10. Prawda jako zależna od świadomości. Ale czyjej? Mojej? Nie, na pewno nie mojej.



Na początku było Słowo,

a Słowo było u Boga,

i Bogiem było Słowo.

Ono było na początku u Boga.

Wszystko przez Nie się stało,

a bez Niego nic się nie stało,

co się stało.

Jan 1,1-18



" Zmuszeni jesteśmy zakładać istnienie świadomego, inteligentnego umysłu ukrytego za ta siłą. Umysł ten jest matrycą całej materii" - Max Planc. 





Nie mam dostępu do innych świadomości, ale mogę sobie pomyśleć, założyć że istnieje świadomość, która ma takie zasady jak moja, ale jest czymś więcej, bo stwarza sobą wszystkie inne świadomości, dlatego mogą one poznać "korelaty świadomości" stwórczej, czyli obiektywną rzeczywistość.

Mogę sobie pomyśleć, choć mogłem na ten pomysł nie wpaść. Ale ktoś na ten pomysł już dawno wpadł, jest on znany ludzkości. Gdyby nie to, to agnostycyzm w tym zakresie byłby usprawiedliwiony. Ale teraz ta możliwość okazuje się jedynym spoiwem, bo wszystkie inne zostały wykluczone. Owszem, ktoś może słusznie powiedzieć, że nie wiemy, czy nie zapomnieliśmy o jakiejś możliwości, która byłaby alternatywą, albo która obalałaby powyższą propozycję. Mogę mu tylko odpowiedzieć, żeby mi lepszą propozycję przedstawił, a jeśli nie wpadnie na nią, to lepiej przyjąć tą. Starą i sprawdzoną. Jakaś więc świadomość-Osoba która stwarza swoim poznaniem obiektywną rzeczywistość musi być. Musimy też założyć, czyli uwierzyć, że jest ona jedyna, i że stwarza nasze myślenie na swój Obraz i podobieństwo, dlatego, możemy w ogóle przykładać własne myśli do całej reszty. Ona stwarza wszystko, i dlatego nic jej nie przekracza, podczas gdy Ona przekracza wszystko.

Może to być też jakichś zbiór świadomości dokładnie zgodnych. Jaka to świadomość to już kwestia wiary stricte religijnej. Bo ową warunkową Stwórczą Świadomość nazywamy Bogiem.

Nie jesteśmy w stanie udowodnić, że istnieje Bóg(jeśli przyjmiemy dziwną definicję dowodu, w którym nie istnieje czynnik wiary. Wtedy jednak nie istniałby żaden dowód...). Ale dokładnie tak samo nie jesteśmy w stanie udowodnić prawdziwości naszych zasad myślenia. A jednak myślimy.

Bóg Osobowy(albo po prostu Bóg, bo z definicji powyższej musi On być Osobowy) jawi się koniecznie jako Źródło zasad, w które musimy u w i e r z y ć , by nie przeczyć samym sobie, jako Źródło naszej- wtórnej możności myślenia. W świetle tych wniosków zrozumiała staje się mądrość biblijnej nauki o Logosie-Sensie-Myśli-Słowie, stanowiącym Początek i warunek wszystkiego, stwarzającym wszystko i będącym Osobą. Doskonale wyraził ją papież Benedykt XVI w kazaniu z Wielkiej Soboty:

"Na początku jest rozum, rozum stwórczy, boski. A ponieważ jest rozumem, stworzył on także wolność; a skoro z wolności można uczynić niewłaściwy użytek, istnieje także to, co jest przeciwne stworzeniu(...) Dlatego rozciąga się, by tak rzec, gruba, mroczna linia poprzez strukturę wszechświata i poprzez naturę człowieka. Jednak mimo tej sprzeczności, stworzenie jako takie pozostaje dobre, życie pozostaje dobre, ponieważ na początku znajduje się dobry rozum, stwórcza miłość Boga. Dlatego świat może być zbawiony(...)  Dlatego możemy i musimy stanąć po stronie rozumu, wolności i miłości - po stronie Boga, który tak nas miłuje. Teraz, dzięki Zmartwychwstałemu, liczy się w sposób ostateczny, że rozum jest silniejszy od irracjonalizmu, prawda jest silniejsza od kłamstwa, miłość jest silniejsza od śmierci."





Człowiekowi może braknąć czasu i okoliczności, by wpaść na to, co można logicznie wykombinować.


Człowiek nie może opierać się tylko na „koniecznościach poznawczych” i na tym co potrafi z nich wywieść. Bo na owo wywodzenie potrzeba czasu, a życie wymaga podejmowania decyzji. I gdyby człowiek chciał wszystkie twierdzenia potrzebne do życia tak dogłębnie analizować, to by nie zdążył nic zrobić. Bo rzeczywistość można dzielić i analizować w nieskończoność, zarówno w makro, jak i w mikroskali. To chyba każdy może zrozumieć, dlatego nie muszę tego wyjaśniać. W końcu nie znam człowieka, któryby wszystko czym kieruje się w życiu i co uznaje ca oczywistą prawdę umiał udowodnić(jest to zresztą z samej istoty dowodzenia, myślenia i rzeczywistości niemożliwe, co przecie żeśmy powyżej ustalili).

Potrzeba więc w pewne schematy, w pewne twierdzenia uwierzyć, by na nich opierać swoje działania. Człowiek jest zaś skazany na poznanie po części, niepełne. Dlatego kończę zakładając na zasadzie subiektywnej wiary (wiary w obiektywność, czyli zgodność z Bożą Perspektywą-Logosem- Sensem- treścią owej wiary), że w pewne podstawy poznawcze, czy inaczej wrażeniowe muszę uwierzyć, dlatego, że moje poznanie jest niedoskonałe, niepełne, zawężone do subiektywnej przestrzeni. Rozumiemy więc teraz głębię i doniosłość słów z hymnu o Miłości wypowiedzianych przez św. Pawła: Po części bowiem tylko poznajemy…


Należałoby więc zadać zasadne i konieczne w tym miejscu pytanie:



W co wierzyć?



-Co piękne, nie jest to – mówił Maurycy -

Co się podoba dziś lub podobało,

Lecz co się winno podobać; jak niemniej

I to, co dobre, nie jest, z czym przyjemniej,

Lecz co ulepsza…

C.K.Norwid, Promethidion


Podążając za témi słowy więcéj rzec można:

Prawdziwe, to nie to co się prawdziwe wydaje, ale to co się wydawać prawdziwe powinno.

A co się powinno wydawać prawdziwe?

To, co Stwórca uznaje za prawdziwe i to co, chce by każdy z nas uważał za prawdziwe.

I w to mamy wierzyć.

Ale dlaczego? Skąd wiemy, co Stwórca uznaje za prawdziwe?



Człowiek tylko ze swym rozumem nie może rozstrzygnąć, która z możliwości zasadźczych jest prawdziwa. Nie może być pewien, czy czegoś nie pominął w docieraniu do absolutnych podstaw myślenia. Na sprawdzanie wszystkich możliwości zawsze może braknąć czasu. A trzeba na jakiejś podstawie myśleć i podejmować wybory. Nie można wszystkich założeń(również tych niekoniecznych, których rozumności nie umiemy na razie analitycznie przedstawić) podważać, by sprawdzić ich słuszność, bo to by trwało w nieskończoność.

Człowiek musi pewne podstawy przyjąć bez ich sprawdzania, bez ich negowania, bez zastanawiania się czy są prawdziwe. I tylko takie ich przyjęcie umożliwia zastanawianie się nad czymkolwiek. Bo zawsze, kiedy się nad czymś zastanawiamy, to z użyciem jakichś zasad, których a k t u a l n i e nie podważamy. Moglibyśmy i te zasady podważyć. Ale to kolejny nieskończony proces, na który nie możemy sobie pozwolić, bo żyjemy króciuteńko. Musimy oczywiście założyć, że ludzki rozum nie wykrzywia nam obrazu świata. Ale to nie wszystko: musimy uwierzyć i w wiele rzeczy których nie będziemy uzgadniać z „koniecznościami poznawczymi”. Bo człowiek nie mógł by normalnie żyć, gdyby chciał wszystkie swoje założenia rozkładać na czynniki pierwsze i analizować.

Dlatego Przyszedł na ziemię- do świata ludziom znanego Chrystus, który umożliwił nam w ten sposób spotkanie ze sobą. Stał się Osobą wchodzącą w relację, komunikującą na tych zasadach, co człowiek. Przyszedł bowiem jako Bóg-Człowiek, który podkreślił, że do jego przyjęcia, do przyjęcia Prawdy nie są wystarczające – jak już wcześniej ustaliliśmy – naukowe dowody, ale wiara, nadzieja i Miłość. One bowiem winny legnąć u podstaw gmachu rozumu:



W i a r a, N a d z i e j a i M i ł o ś ć .


Wiara bowiem jest sposobem wyboru podstaw, nadzieja- gwarantem jego trwałości, a Miłość- pobudką, potwierdzeniem i sensem wyboru tego, w co wierzymy. A pamiętać trzeba,

że to





<< B ó g   j e s t M i ł o ś c i ą>>.







Miłością, która ma trwale określone wyznaczniki. Miłością, której wyrazem jedynym w swoim rodzaju było zstąpienie Boga na ziemię, w historyczną konkretność i dostępność, w człowieczeństwo, z którym można się komunikować na dostępnych nam zasadach, Jego cierpienie, śmierć i zmartwychwstanie, które wybawiły nas od wiecznego nieszczęścia.



Jedyna logiczność wiary w Instytucjonalny Kościół i Prymat Papieski

Ciągłość zasad w które Chrystus kazał nam wierzyć zostawił przez moc Ducha Świętego w Kościele opartym na nierelatywnej Piotrowej Skale, która się nie kruszy i przez jedyność Głowy zapewnia jedną, rozwiązującą wszelkie spory i sprzeczności podstawę (tak w uproszczeniu).



Bez tej Jedyności głowy

i bez drabiny hierarchicznej Kościoła

nie można by było mówić o tożsamości Jego przesłania.

A tożsamość ta, zakotwiczona w Instytucjonalnej reprezentacji

jest konieczna tam, gdzie rozstrzyga się o rzeczach ostatecznych i totalnych.


Innymi słowy zdecydowałem się wierzyć najmocniej w to, że Chrześcijaństwo, pełne w Kościele Katolickim jest najbardziej spójną wewnętrznie i logiczną doktryną, która rozwiązała problem relatywizmu norm społecznych(który jest odmianą relatywizmu poznawczego) przez ustanowienie na ziemi papieskiego autorytetu, w który wg powyżej danych zasad po prostu trzeba uwierzyć. Tą wiarę trzeba zasadzić na innej wierze- w Boskie pochodzenie władzy Piotra. Z tąż zaś związana jest wiara w Tradycję Kościoła jako owoc działania Ducha Świętego… zapewniającego w Owej Tradycji ciągłość i tożsamość sensu, naszej wiary. I wiara w Boga Jedynego, ustanawiającego Własną Perspektywą jedyną i prawdziwą istotę wszechrzeczy - wiara w subiektywne Spojrzenie Boga, które swym subiektywizmem ustanawia obiektywny stan rzeczy- faktyczną strukturę Kosmosu wypływającą z Logosu i w poszczególnych swych poziomach “fraktalowo” Go ujawniającą. Jest to Perspektywa, o której mówi św. Paweł w "Hymnie o Miłości"- taka, z jakiej "sami zostaliśmy poznani". Jest to ustanowienie o którym mówi święty Jan w prologu,

p r z e z k t ó r e w s z y s t k o s i ę s t a ł o ,

a bez którego

"nic się nie stało [z tego], co się stało".



Ktoś powie, że takie ostateczne rozstrzygnięcia są mu niepotrzebne.

A já mu powiem, że bez takich rozstrzygnięć nie można mówić o sensowności jakiegokolwiek myślenia.

Bo jak już stwierdziliśmy i co dalej rozwiniemy:

  • myślenie zakłada jedyność zasad wszechświata,
  • zasady te wraz z rzeczywistością nimi zarządzaną dostępne nam są tylko i wyłącznie jako zależne od świadomości-poznania-rozumu. Nie możemy uważać ich za niezależne od poznania, bo samo branie pod uwagę jest zawieraniem ich w poznaniu i nie jest nam dane inaczej…
  • jedyność ta jest wyjaśniana tylko jako stwarzana przez ostateczny- Stwórczy Rozum, przez Boską Subiektywność, która jako jedyna może być równa obiektywnej prawdzie,
  • myślenie, czyli przykładanie tych samych zasad do różnych skrawków, czy poziomów rzeczywistości opiera się na założeniu, że te zasady są uniwersalne.
  • jeśli tak, to uspójnienie składowych jakiegoś skrawka nie ma sensu, jeśli uważamy jednocześnie, że uspójnienie całości nie jest potrzebne. Bo jeśliby całość nie miała sensu, to i jej skrawek by go nie miał. Bo natura sensu polega na relacji, na wykraczaniu poza element potrzebujący sensu. Jaki sens ma pytanie o sens części jabłka dla samego jabłka, skoro nie poszukamy sensu samego jabłka wobec całości, wobec naszego życia i świata? Nauka bada skrawki. Religia wyznacza sens całości. Zresztą już sama zasada poznania opiera się na założeniu, że nasza świadomość ma takie same struktury jak cała rzeczywistość, że rzeczywistość na wszelkich swych poziomach i we wszystkich swoich elementach ma takie same zasady relacjonowania- rozróżniania, strukturyzowania, czyli usensowniania. Skoro te zasady musimy uznać za takie same, to nie możemy twierdzić, że szukanie zależności elementów w obrębie jakiegoś skrawka całości jest bardziej sensowne niż takie same szukanie w całej rzeczywistości, której ten skrawek jest jéno elementem.

Żeby uznać sens czegokolwiek trzeba uwierzyć w istnienie całości, której to coś jest częścią, oraz Ostateczności innej niż cała reszta, która nie potrzebuje usensawniania poza sobą, bo sama tworzy zasadę usensawniania. Ową „Nieredukowalną Rzeczywistością” nazywamy Boga Osobowego, który stwarza całość własną świadomością.



Czy zataczamy tak błędne koło? Rozum samotny zatoczyłby błędne koło, gdyby w ogóle mógł istnieć bez wiary.



Ktoś powie, że dochodzę do takich wniosków, bo wychodzę z pozycji katolickich i z góry dążę do takich a nie innych wniosków. Oczywiście, że tak jest, ale to żaden problem. Przecież nauka też opiera się na domyśle, na założeniu, które później się weryfikuje. Nawet nauki ścisłe tak mają. Najpierw komuś przychodzi „genialna” myśl, którą później stara się udowodnić.

I bardzo często się udaje. Od strony wiary właśnie po to jest Objawienie by podsuwać nie tylko to, co przekracza możliwości wydedukowania, ale i to, na czego wydedukowanie człowiek mógłby po prostu – przez ograniczoną długość, życia, czas, kulturę, warunki i inne okoliczności – nie wpaść. Wrócimy do tego nieco dalej.



Nie jestem filozofem, dlatego bardziej się zastanawiam, poszukuję, bo wnioski filozoficzne potrzebne mi są do wniosków na temat poznania, a te do wniosków na temat znaczeń. Zacytuję Jana Pawła II: „Jak się pomylę, to mnie poprawcie.”



Wszystko jest Znakiem a Znak powstaje w myśli.



Rzeczywistość może być znakiem naszej zdolności poznania… Ale jest zawsze znakiem Boga, Stwórcy tej rzeczywistości. Stwórcy, czyli tego, który jest „na Początku”. To ujmowanie rzeczywistości jako Świętego Znaku Boga było oczywiste dla reprezentantów mentalności tradycyjnej, kosmologicznej, ludowej. Było, a raczej jest istotą tej mentalności. Zatarte ono zostało, gdy ludzie nielogicznie uznali, że nie muszą racjonalizować Systemu Wszystkiego, Ostatecznie. Że nie muszą wierzyć w warunek istnienia doczesności i skrawków rzeczywistości. Że te skrawki są autonomiczne… Robili to paradoksalnie w imię racjonalności. Badali racjonalnie elementy skrawków, uznanych mylnie za niezależne, autonomicznie. Zapomnieli jednak, że te skrawki są elementami większej Całości bez której racjonalizowania nie ma sensu racjonalizowanie w obrębie wydzielonych jej skrawków.

Po co ci cegły, cement, piasek, jeśli nie zrobisz z nich jakiejś całości, np. domu, jeśli w tym celu nie uporządkujesz owych materiałów, nie połączysz ich według pewnych zasad, wg pewnego porządku? Gruz to se można kupić taniej, albo Ci nawet za darmo przywiezo…



(Treść, a forma

Przyjmijmy, że treść to jest to, co może zostać pomyślane- uświadomione, co może zaistnieć jako sens-pojęcie. I tu okazuje się, ze różnica między treścią, a formą jest tylko poziomowa. Bo to, co na jednym poziomie jest formą odsyłającą do czegoś innego- symbolizującą tylko, na innym może mieć wartość samą w sobie- a raczej wartość, czyli sens wynikający z tego, że tak, a nie inaczej, w takim, a nie innym miejscu w strukturze Stworzenia zostało to pomyślane przez Stwórcę.

Co to jest forma? To kształt, status wewnętrzne uporządkowanie jakiegoś elementu- rozmieszczenie jego składowych, granice i kryteria jego tożsamości, ale i jego miejsce w czymś większym. Owo uporządkowanie wewnętrzne i zewnętrzne decyduje o formie elementu jednocześnie, systemowo jak w puzzlach. Jeden element układanki ma kształt zdeterminowany przez całość. Ta całość pozbawiona jest sensu-zaburzona jest jej struktura systemowa bez tego elementu, ale i ten element swój sens ma we właściwym sobie miejscu owej całości.

Forma więc, to system, struktura, porządek, organizujący elementy pewnej całości. Właściwe-zgodne z owym porządkiem miejsce elementów czyni zarówno całość, jak i jej poszczególne elementy sensownymi. Bo wewnętrzne uporządkowanie elementu zależy w pewnych kryteriach od tego, jakie miejsce jest mu przewidziane przez porządek systemu do którego ten element należy.

**Myślę, że uznawanie za dobre jakiejś całości, ze względu na jej elementy na niższym poziomie, jest nieuprawnione. Dlaczego? Bo przecież każdy błąd na pewnym poziomie musi się składać z elementów prawdziwych na poziomach niższych. Nie można bowiem wysnuć żadnego twierdzenia bez prawdziwych cząstek elementarnych treści-sensu. Złość może się pojawić na poziomie wyższym połączeń między nimi- w takim wypadku polegałoby na sprzecznościach. Sprzeczności zaś polegają na brakach powodujących nieciągłość- rozspojenie systemu a więc przerwanie gdzieś kontinuum wpływów między elementami takiej struktury. Sprzeczność jest bowiem brakiem spójności, czyli możliwości pogodzenia dwóch elementów- a pogodzenie, to dostrzeżenie sensu, a dostrzeżenie sensu jest dostrzeżeniem jakiejś relacji. Relacja jest usytuowaniem wobec innych elementów. Sens ma przecież charakter relacyjny- jest dostrzeganiem związków. Jeśli więc nie możemy znaleźć związku między twierdzeniami to znaczyłoby, że nie ma nadrzędnej zasady dla tych związków. Ale na to rozum ludzki nie może się zgodzić, bo jego działanie zakłada taki związek. Rozum pojawia się bowiem wraz z rozróżnieniem związanym koniecznie z relacją- coś jest różne od czegoś, dlatego, że istnieje do tego czegoś w takiej, a nie innej relacji. Jeśli więc mamy brak relacji- to mamy jednocześnie sprzeczność, która polega na tym, że dwa elementy są nierozróżnialne, a więc zajmują to samo miejsce, podczas gdy miejsce zakłada jedyność elementu przez nie zajmowanego.



Twierdzenie jako całość jest więc wtedy złe, gdy na jego poziomie ostatecznym, całościowym istnieje zaprzeczanie koniecznościom poznawczym, czyli sprzeczność z tym, co pozwala podejmować akt myślny. Można tej sprzeczności nie dostrzec, ale właśnie dlatego istnieje niezgoda)





Subiektywność, która Stwarza Obiektywność.



Przypomnij sobie jak Bóg Osobowy według Pisma Świętego Stwarzał świat. Słowem? Tak. Słowem. Przypuszczam jednak, iż słowo znaczyło o wiele więcej niż by się mogło wydawać i popełnilibyśmy grubą pomyłkę, gdybyśmy uznali, że tu chodzi o wypuszczanie dźwięków z ust. Słowo oznaczało – tak, jak greckie Logos – Myślenie, Rozum i Sens.

Cóż to za Myślenie, cóż to za Sens? Boski Sens! Sens wszystkiego. Boskie Myślenie, które Sobą stwarza wszystko, w tym i naszą wtórną zdolność myślenia, odbijając w niej swoje zasady, Swój Obraz i podobieństwo! Tylko dzięki temu możliwe jest ich istnienie. Już akt stwarzania- Myślenia Boskiego był nadawaniem wszystkiemu właściwych miejsc- zgodnych z zasadami Myślenia - relacji wobec reszty, wobec innych elementów. Wiesz już dlaczego masz takie a nie inne zasady myślenia, dlaczego żeby coś dostrzec musisz oddzielić to od reszty? Jeśli nie, to przypomnij sobie opowieść z księgi Rodzaju o stworzeniu Świata. Cóż tam się działo? Bóg mówił, czyli myślał, ustanawiając świat przez rozdział na dwie opozycyjne sfery: światłości i ciemności, wód niebieskich i wód ziemskich, lądu i wody…

Dlatego też, że na wszystko nakładał te same zasady rzeczywistość jest spójnym systemem, a każdy element odsyłać może do innych i do całej reszty, może je oznaczać. U. Eco pisał, że

Wszechświat staje się jedną wielka galerią luster, w której każdy przedmiot zarazem odbija i oznacza wszystkie inne. Twierdził dalej, że taki sposób myślenia o wszechświecie zwany hermetycznym, wyklucza się z logicznymi zasadami wyłączonego środka i tożsamości. Tymczasem z naszych rozmyślań wynikło już, że jest wręcz przeciwnie. Owe zasady logiki nie byłyby możliwe, gdyby nie fraktalowe podobieństwo różnych elementów i poziomów wszechświata. Dzięki niemu możemy przykładać nasze myśli do skrawków wydzielanych na różnorakie sposoby.



Humaniści piszą czasem o kosmologicznym, hermetycznym, sympatycznym, magicznym, sakralnym czy po prostu religijnym sposobie interpretacji świata. Polega on na tym, że wszystko jest znakiem. To co jest znaczeniem jednego znaku jest znowu znakiem jakiegoś innego znaczenia i tak nie wiadomo dokąd, w możliwą nieskończoność. To wynika z zauważania podobieństwa między wszystkimi skrawkami Wszystkiego. Eco pisze w tej samej pracy: jeśli dwie rzeczy są podobne, jedna może się stać znakiem drugiej i podobnie, a dalej to przejście od podobieństwa do semiozy nie jest automatyczne, ale arbitralne. To podobieństwo jednak nie jest czymś wymyślonym, czymś, co się komuś uwidziało, czymś niepotrzebnym do myślenia o świecie. To podobieństwo pojawia się wszędzie tam gdzie myśl, skoro nakłada ona te same zasady (binarność) na różne skrawki i poziomy rzeczywistości.



W modnych od jakiegoś czasu w filozofii stwierdzeniach, że wszystko istnieje w umyśle jednostki, że prawda jest subiektywna, że tak na prawdę rozdzielenie kontinuum rzeczywistości następuje w umyśle jest- jak jużeśmy zauważyli- coś z prawdy. W rzeczywistości to prawda, że podziały w rzeczywistości i klasyfikacje są nam dane tylko przez zasady naszego myślenia, a więc przez „grę” pomyślanych opozycji binarnych...itd... Zasadne okazują się do pewnego momentu oparte na teoriach hologramowo-fraktalowych new agowskie myślowe miraże:

 Każda część tego holograficznego obrazu tworzy mini strukturę wersji całości. Jest to coś jakby wzajemnie spleciona rzeczywistość. Patrząc na jedną cząstkę, jesteś w stanie dowiedzieć się rzeczy na temat pozostałych, jakby całość bytu mieściła się w jednym okruchu http://www.eioba.pl/a/2tcw/poza-materie-i-umysl-do-swiadomosci

Ich zasadność kończy się jednak w tym samym momencie, co zasadność postmodernistycznej subiektywności:

Sam akt naszej obserwacji świata wokół jest odpowiedzialny za jego współtworzenie. 


Doświadczamy przecie (pozwól czytelniku, że się powtórzę), że nie mamy myślenia zbiorowego, "jedniowego", bo nie mamy dostępu do myśli innych, bo się nie zgadzamy, bo rzeczywistość okazuje się często przekraczać nasze myśli: to co kiedyś uważaliśmy za kompletne rozumowanie później okazuje się wybrakowane. Nowo odkryte elementy układanki zmieniają w naszym późniejszym poznaniu dostrzeganą całość. Poza tym każdy proces rozumowy, w tym naukowy i historyczny opiera się na wyborze pewnych faktów, pewnych obserwacji, pewnych punktów, czy wykrojonych obszarów w sposób arbitralny. Za kilka lat ktoś może wybrać inne wydzielone fakty- wydzielić badane rzeczywistości zupełnie inaczej. Bo rzeczywistość można dzielić i wyodrębniać jej składowe na „nieskończenie” wiele sposobów. Skąd wiemy, że nasze a k t u a l n e wydzielenie jest właściwe?

Jedynym więc wyjściem jest tu propozycja chrześcijańska Boga-Logosu,

Który Stwarza rzeczywistość i mechanizmy naszego wtórnego poznania nadając im cechy formalne własnej świadomości. Żeby dojść do prawdy obiektywnej należy poszukiwać Jego, Boskiego Punktu Widzenia.



Materia sama ma jakieś miejsce w tej całości ale i w jej obrębie są takie miejsca, w jej obrębie przejawia się fraktalowo, metonimicznie uporządkowanie systemu, którego ona jest całością.

Stwórcza Subiektywność stwarza obiektywność. My możemy odnajdywać to, co już Bóg przekraczający wszystko pomyślał w przekraczającym ziemski czas Akcie Stwórczym, albo to wypaczać.



Uważam też że zbyt radykalnie rozgraniczamy technologiczną i symboliczną część rzeczywistości poznawczej człowieka. Sam akt poznawczy jest z konieczności aktem Znakowym, polega na relacji między podmiotową możnością poznania, a przedmiotem poznania. Ta relacja jest znakiem, jest podstawą relacji między znaczącym i znaczonym. Można też się zastanowić nad inną relacją z n a n i o w ą : podmiot jest za mózgiem(albo za organizmem ludzkim jako całością, bo część aktów podmiotowych niektórzy są gotowi lokować w sercu- ja się nie znam), w którym pojawiają odbicia reszty materii, której mózg jest częścią. I to między duchowym rozumem, a materią uporządkowaną jest prymarna relacja znakowa...

Claude Lévi-Strauss by się zaśmiał, że próbuję szukać strukturalnych zdolności człowieka w Transcendencji, ale wymienione wyżej fakty doświadczenia niezgody, doświadczenia błędu i tego, że coś nas przekracza, a przede wszystkim możliwości wyboru, możliwości pójścia pod prąd, możliwości niespójności, czyli antystrukturalności, wskazywałyby właśnie na to że w samym akcie myślnym używane jest to, co zakłada istnienie Boga, który Swymi zasadami poznania stwarza obiektywną rzeczywistość.

Na obraz Boży go stworzył

To jest właśnie - jak wierzą katolicy i nie tylko oni - podobieństwo Boże: Świadomość-Poznanie-Rozum-Myśl.

Od Stwórcy  różnimy się tym, że nasza subiektywność nie stwarza rzeczy.

Boskie Poznanie natomiast Stwarza rzeczywistość- stwarza zasadę strukturyzacji, z której i ludzkie poznanie się wyłania.

Poznanie, które nie tylko jest strukturą, ale i z niej abstrahuje-uświadamia sobie Porządek(Sistema-Forme-Kosmos) i Prawo(Nomos) rzeczywistości.

Abstrahuje, bo np. może te struktury zaburzyć.

A ta możliwość sprzeciwienia się- Wolna Wola- możliwość nierozumności jest tylko konieczną konsekswencją tego, że człowiek materialne przejawy tej struktury p r z e k r a c z a .

Każda jednak próba zmiany struktury przewidzianej przez Stwórcę jest “tworzeniem” luk, pustek, braków, a raczej popadaniem w nicość. Bo istnieć może tylko to, co Pojawiło się w Umyśle Bożym. A Ten Umysł, jako źródło jedyności zasad porządkowania pozwala nam szukać w rzeczywistości sensów- koniecznych do poznania – świadomości ...

Myślę więc jestem...?

Nie.

Kartezjańskie “myślę, więc jestem” zdaje się wskazywać na to - może to jest niezgodne z interpretacją samego Kartezjusza, ale jednak funkcjonuje w mentalnościach wielu - że myślenie pozwala człowiekowi stwarzać rzeczywistość, wymyślać "coś nowego". Dlatego przecież dzisiaj jedynym niemal kryterium wszystkiego jest "kreatywność". A w rzeczywistości tylko Boskie Myślenie równe być może Stwarzaniu i Stanowieniu- również tego, co jest istotą "mojego ja". Gdybym nie został pomyślany przez Stwórczy Rozum- Logos, to by mnie nie było.



"Bóg myśli, więc jestem",

Bóg myśli, więc cokolwiek jest”- takie są propozycje nie moje, ale stare jak świat. Bo skoro moje istnienie jest dla mnie tajemnicą, skoro nie potrafię go nawet zdefiniować, a więc i udowodnić, to na podstawie s a m e g o rozumu nawet własnego "ja" nie mogę być pewien. Mogę być go pewien na podstawie wiary.

W "ja" wierzę. Jego istnienie zakładam jako wyjściowa konieczność, która jednak wykracza poza możliwości rozumowego wyprowadzenia. Na podstawie rozumu nie mogę być pewien tego rozumu- potrzebuję wiary. Rozum bowiem bez wiary istnieć nie może.



Zło? Wolna Wola?

Mój umysł sam ma więc gdzieś swe źródło, któremu może jednocześnie przeczyć. Może przeczyć, czyli popadać w niespójność, bo ma Wolną Wolę. A Wolna Wola polega na tym, że możemy rozmijać się z Wolą Boga, który stwarza Prawdę i rzeczywistość przez Pomyślenie Sobie o niej.

Wolna Wola pozawala odrywać się od Systemu, od właściwego miejsca w wyznaczonej, czyli- Poznanej przez Stwórcę całości, którą nazwijmy sobie Wszystkim. Poza tym wszystkim jest zaś nicość. Wolna Wola pozwala przemieszczać rzeczy poza granice, czy kryteria, czy (jak kto woli) wektory, wyznaczonej przez Stwórcę prawidłowości...



Obiektywne zło, to konstrukt językowy określający wybrakowanie, oraz oderwanie od relacji nadającej sens, wysadzenie siebie z właściwego miejsca w porządku. Toż oderwanie to wynik Wolnej Woli, co chciała wynijść poza Boską Wolę, poza Boski, miłosny Porządek. To wybrakowanie często ma konsekwencje dla całego Kosmosu tak, jak zmiana jednego elementu systemu zmienia znaczenie całości, jak jeden przecinek może zmienić sens całego zdania. To wyjaśnia dlaczego uznaję tak zwane struktury, czy formy rzeczywistości za nieobojętne moralnie. Bo Bóg wyznaczył dobre kryteria w rozdziale Aktu Stwórczego- a każde przekroczenie tych kryteriów, którym było również „zerwanie owocu w raju”, ma konsekwencje zła, czyli śmierci. Za złem struktur kulturowych zawsze więc stoją osoby, co nie znaczy, że osoby, które używają tych struktur, czy w nich uczestniczą muszą mieć winę. (Mamy jedną rajską winę w której wszyscy partycypują.)



Obiektywne zło "istnieje" tak, jak "istnieje" dziura w spodniach, jak "istnieje" nieistnienie, ale i jak istnieje kwiat wyrwany z ziemi, (czy to jeszcze kwiat?), głowa oderwana od człowieka, jak istnieją elementy, które są wyrwane z właściwego sobie miejsca, wyalienowane i nie mające sensu....





Metafizyka obecności, czy prawda w nieskończonym odroczeniu ?

  • Ludzie doświadczając subiektywności i tego, że każda część odsyła do czegoś innego w nieskończoność, poszukiwali-jak przypuszczam- Rzeczywistości, która nie potrzebuje sensu poza sobą a jednocześnie sama jest warunkiem obecności, realności i sensowności całej reszty. Poczucie owej „Nieredukowalnej Rzeczywistości”[Eliade] to nie tylko jakaś przypadłość ludzkiego umysłu, ale wyraz tego, że bez takiego Warunku wszystkiego nie ma sensu szukanie „sensów” elementów jakichś cząstek. Poszukiwaniem go były rozmaite religie. Za ów warunek Nieredukowalnie Rzeczywisty i Znaczący uznano w Judaizmie i Chrześcijaństwie, a później w Islamie Boga Jedynego. Zresztą podobne intuicje zdradzali filozofowie greccy, czy jeszcze wcześniej Faraon Echnaton i pewnie wiele jednostek i społeczeństw, o których mi nie wiadomo albo o których teraz nie mogę sobie przypomnieć. To z a ł o ż e n i e leżało u podstaw rozwoju nauki , czyli szukania sensów wtórnych cząstkowych, uwarunkowanych przez Boga. Bez założenia, że jest Ktoś Taki te cząstki nie miałyby sensu, byłyby nieskończoną siecią odwołań do czegoś innego, a w ostateczności do niczego. W związku z doświadczeniem subiektywności wiedzy i niemożności oderwania jej od kogoś, kto wie, szukano Tego, którego Wiedza, którego subiektywność, którego Myśl jest źródłem Obiektywnego Stanu.
  • W pewnym momencie w kulturze zachodniej zaczęto szukać sensów cząstek zarzucając jednocześnie konieczność potwierdzania tych działań w Ostatecznym warunku ich sensowności. Jednocześnie miejsce tego warunku zajęła bezwiednie sama nauka, która w zasadzie została wciągnięta przez miejsce ostatecznej legitymizacji, które nie znosi próżni. Taka jednak nauka przestawała być nauką a stawała się pseudomitologią, pseudoreligią, czyli ideologią. Z taką nauką wiążą się hasła takie jak: neutralność, laicyzm, pozytywizm, modernizm, czy w jakimś stopniu strukturalizm. Wyrażają one próbę poszukiwania obiektywnej Prawdy bez tego, co ją umożliwia. Wyrażają próbę poszukiwania Prawdy oderwanej od Boskiej Myśli. Te próby były jednak inkoherentne. Jeśli odrzucono konieczność uznawania Boga, to nie mógł się obronić postulat obiektywnej Prawdy.
  • Tą niespójność wewnętrzną dostrzeżono dość szybko, czego wyrazem stały się nurty postmodernistyczne, które w zakresie nauk zamieniły poszukiwanie obiektywności na rzecz analizy subiektywnych rozpoznań, a w zakresie społecznej i politycznej praktyki przedryfowały od neutralności światopoglądowej i laickości do pluralizmu, równouprawnień rozmaitych itd… Postmodernistyczny sposób patrzenia na „świat” chcąc wyjść z niespójności obiektywizmu opowiedział się po jednej ze stron stworzonej błędnie alternatywy- powielając źródłowy błąd krytykowanych modernistów. Opowiedział się tylko po stronie przeciwnej modernistycznym założeniom. Dostrzegł słusznie subiektywną naturę wiedzy, która nie może być tożsama z obiektywną rzeczywistością.(Co jednak nie jest żadnym odkryciem, bo było wiadome i „metafizykom obecności”, „naiwnym realistom”, czyli tym, którzy szukali rzeczywistości obiektywnej i wierzyli, że ona jest) Miał rację, że moderniści roszczący sobie prawo do obiektywności są stronniczy i koniecznie subiektywni. Wyciągnął jednak wnioski, które wcale nie są konieczne.
  • Odrzucił „tradycyjny, naiwny realizm” któremu przypisał pogląd, że rzeczywistość, to byt istniejący niezależnie od podmiotu poznającego. Tego typu definicję rzeczywistości można, owszem, przypisać zsekularyzowanym nurtom filozoficzno-naukowym. Jednak odrzucanie „metafizyki obecności” w związku z powyższym nurtem nie uwzględnia, że została ona wytworzona przez nurt zgoła inny, a opisany w punkcie pierwszym. W nim nie chodziło o to, dla niego ta definicja rzeczywistości byłaby nieadekwatna. Bo nie wystarczy pytać, czy byt istnieje niezależnie od podmiotu poznającego. Trzeba jeszcze zapytać, czy od każdego podmiotu, czy od mojego podmiotu, od jednego czy wielu podmiotów, jeśli od wielu, to od ilu, a może nie możemy tego ustalić?

Problem polegał więc na tym, że w modernizmie próbowano odpowiedzieć na niewłaściwie postawione, niepełne pytanie. Pytanie sformułowane niefortunnie jako alternatywa. Udzielono odpowiedzi, która okazała się niespójna. Tą niespójność wychwycono w postmodernistycznym sposobie myślenia, nie dostrzegając jednocześnie, że problem tkwi w źle postawionym pytaniu. I tak jak moderniści opowiedzieli się za pierwszym członem alternatywy- za niezależnoscią rzeczywistości od poznania, tak postmoderniści opowiedzieli się za zależnością. Przyczyną sporu między nimi było więc to, w czym się zgadzali- błędna alternatywa.

Wystarczyło zauważyć, że to, co sobie powyżej przeciwstawiano jest tak na prawdę dopełniające. Można pytać o miarę, o relację między subiektywnością a obiektywnością. W innym miejscu spróbuję pokazać jest to problem dotyczący również modnych poglądów na kulturę, społeczeństwo i światopoglądy. Bo można dać c h o ć b y jeden przykład sytuacji w której obiektywność i subiektywność, nieskończoność odwoływania się do sensu poza sobą i metafizyka obecności są zgodne, a nie alternatywne. Na razie napisałem „choćby”, żeby wskazać na niezasadność, bo niekonieczność tez absolutyzujących albo subiektywność w opozycji do subiektywności albo na odwrót. Czy jest to możliwość jedyna, wykluczająca inne, to już kolejna sprawa. My już podjęliśmy pr,obę rozwiązania tego problemu. Stronniczo więc uprzedziliśmy wnioski. Ale… co to za problem. Punktem wyjścia każdego myślenia, również naukowego jest przecie domysł, który się później sprawdza.

  • Jaka to możliwość? Patrz punkt I. Jest to możliwość, której odrzucenie stało się przyczyną inkoherencji nowoczesnej i modernistycznej „obiektywności”




Myślenie „dowodem” na istnienie Boga


Bez myśli nie znalibyśmy ani siebie, ani niczego innego.

Nasze procesy mózgowe i działania byłyby-

jak domino,

jak puzzle,

elementem uporządkowanej, fraktalowej układanki wszechświata-

informacją.


Ale poznanie ich nie byłoby możliwe, gdybyśmy ich nie przekraczali. Gdybyśmy byli tylko ich częścią.

Puzzle nie wiedzą, że tworzą układankę. Mózg nie wie, że tworzy uporządkowane procesy materialne.

Do pomyślenia o nich,

do dostrzeżenia ich porządku,

do nadania im znaczenia

potrzebny jest pierwiastek jakościowo różny od materii-

dusza?


Ale czy w związku z tym nie okazuje się, że wszystko poznawane istnieje tylko w moich myślach?

Również inne osoby myślące, i słowa, które do mnie wypowiadają?

Może tylko ja nadaję im znaczenie?

Ale przecież osoby owe czasem się ze mną nie zgadzają.

I ja tej niezgody nie chcę, a jednak ona nie znika.

Świadczy to o tym, ze przekraczają one moje myśli, są poza nimi.

Podobnie zresztą jest ze zdarzeniami, których nie chcę, a których samym chceniem nie mogę zmienić.

Nie zmienia to faktu, że rzeczywistość nie może zaistnieć poza myśleniem, poza nadawaniem jej znaczenia.

Znaczenia jakiegokolwiek.

Znaczenia, czyli odróżniania elementów rzeczywistości od siebie i zauważania relacji między nimi. Relacji zakładających uniwersalne zasady relacjonowania, porządkowania, myślenia, na wszystkich poziomach.

Znaczenia, czyli dostrzegania systemowego charakteru rzeczywistości.

A myśl nie może się pojawić bez owego rozróżniania i widzenia relacji znaczących

Nie może się pojawić bez widzenia zgody, spójności

Wszelka niezgoda w myśli może się pojawić jako złożona z elementów, które wewnętrznie posiadają zgodę swoich składowych.

W akcie myślnym zawiera się założenie,

że zasady myślenia, są zgodne z zasadami rzeczywistości o której myślimy. Inaczej nie moglibyśmy jej zapoznać.

Myśląc zaś o rzeczywistości i jej różnych elementach

za pomocą jednych i tych samych zasad porządkowania

uznajemy je za uniwersalne

i możliwe do przyłożenia, do każdego różnorako wydzielonego jej elementu i poziomu .

Jeśli zaś rzeczywistość może zaistnieć tylko w myśli,

a jednocześnie istnieją uniwersalne jej zasady dla różnych bytów myślących, czyli osób, to musi istnieć uniwersalne i i osobowe jej źródło.

Nie może być ona tylko zasadą porządkującą wszechświat. Bo zasada, żeby zaistnieć musi być pierwej pomyślana. Byt mogący chcieć, poznać, uświadomić sobie, rozróżnić i zrelacjonować nazywamy bowiem osobą.


Skoro więc doświadczamy niezgody nawet w swoich myślach, a myśl nie pojawiłaby się bez zgody, skoro inne osoby też muszą mieć takie same zasady porządkowania jak my

i jak rzeczywistość poznawana,

to musi istnieć Jedyne Osobowe Źródło Uniwersalnych Zasad.


Przecząc jego Istnieniu przeczymy istnieniu własnych myśli.







Relacja- Sens elementu systemu poza nim

Do pomyślenia o czymś konieczne jest oddzielenie tego od reszty. Pomyślenie jest uświadomieniem sobie i zaistnieniem w umyśle tego czegoś jako pojęcie-sens. Jednakże myślenie nie może istnieć tylko w oparciu o rozróżnianie. Jeśli coś zostaje w nim oddzielone, to n i e na zasadzie autonomii- całkowitej niezależności. Wtedy nie moglibyśmy tego dostrzec, bo nie było by żadnej drogi styczności między nami, a owym przedmiotem poznania. Nie moglibyśmy też dostrzec żadnych związków między tymi przedmiotami, a więc ich rozumności. A bez tego, nie moglibyśmy niczego sobie uświadomić.



Przedmiot poznania istnieje w naszej świadomości koniecznie i tylko

jako myśl - “s u b i e k c j a“.

Podobnie zresztą podmiot.

Ale przecie subiekcje- myśli

nie mogą istnieć inaczej

niż jako sensy-pojęcia.

Owe sensy zaś mogą zaistnieć tylko i wyłącznie w rozróżnieniu od innych.

Rozróżnienie to jest natychmiast zamieniane przez rozum

na r e l a c j ę .

Relacja w rzeczy samej jest tożsama z owym rożróżnianiem.

I jest tylko aspektem tego samego.

Jest jednoczeniem rozróżnionego.

Doskonałe takie różno-zjednoczenie

nazywamy miłością...


Rozróżnienie wprowadza koniecznie

porządek

- czyli zasady odróżniające miejsca właściwe danym pojęciom-sensom.

Te miejsca to bardziej

"odległości",

czy relacje,

w stosunku do innych sensów.

I te relacje wyznaczają tożsamość sensów,

skoro to one konstytuują istnienie sensu.

Zmiana więc jednego miejsca znaczenia

istniejącego w owym wszechzwiązku systemowym(strukturalnym)

zmienia tożsamość zarówno tego elementu, jak i całości.




Trudno mówić o znaczeniu czegokolwiek samym w sobie.

Tylko Bóg ma znaczenie niezależne od innych i totalne,

bo to, co powstaje w Jego Świadomości,

staje się ładem Powinnościowym i obiektywną rzeczywistością.

Chociaż...

można uznać, że Jego Trójjedyność to fundamentalna relacja wewnętrzna, którą trudno nam analizować. Może być ona Objawiona.


On sam ma trwałe miejsce w strukturze Istnienia,

którym jest nadrzędność i Stwórczość-Pierwotność i Wzorcowość,

wyznaczanie podziałów-porządków

i stanowienie jedynego rzeczywistego ich zjednoczenia

- Miłości.


Znaczenia stworzeń są zależne od miejsca, jakie im wyznaczyła,

jakie miejsce dla nich p o m y ś la ł a

w s y s t e m i e rzeczywistości

Myśl Stwórcza.


Sens-pojęcie-znaczenie,

jako cząstka elementarna świadomości

i jej konieczność

jest sensem o tyle, o ile ma "pozycję" wobec innych znaczeń

- o ile istnieje w pewnej strukturze,

czyli w p o r z ą d k u - w s z e c h z w i ą z k u .


Żeby była struktura musi być r e l a c j a

- usytuowanie w Kosmosie wobec innych, wzajemny w p ł y w

Ta relacja - zawierająca w swojej konieczności rozróżnienie od innych,

dla swego zaistnienia musi by



zapośredniczona przez Relację Ostateczną- Stworzyciela,

którego Poznanie stwarza

wraz z różnością

z a s a d y jej jednoczenia.


Inaczej mówiąc:

Żeby była relacja muszą istnieć jej podstawy

-jakaś wspólność- wspólne źródło i cel.

Dlatego musi być też Jeden Stwórca zasad.



Rzeczywistość, którą poznajemy dostępna jest nam tylko jako znaczenia

- jako element świadomości.

Relacje między obiektywnymi rzeczami musimy więc zrównać z relacjami między myślami-pojęciami-sensami.

Musimy je takimi uznać mimo jedynie rozumnego założenia, że obiektywność istnieje niezależnie od naszych myśli.

Jedynym pogodzeniem tych dwóch prawd jest uznanie

Boskiego Źródła obiektywności w J e g o S u b i e k c j i

i pochodzenia naszej myśli od Boskiej Myśli.

Nasze myślenie można uznać za to t c h n i e n i e Boże, które pozwala poznawać Boskie Myśli,

Myśli, które stały się obiektywną rzeczywistością.

Możemy ją poznawać dzięki temu, że podstawy naszych myśli są stworzone na wzór Myśli Bożej.

Wszystkie zaś rozróżnienia-relacje opierają się na binarnej zasadzie rozróżnienia między Stwórcą a Stworzeniem – której najważniejszym elementem jest relacja między Bogiem i Jego obrazem – człowiekiem. Relacji Trynitarnej nie mogę tu analizować.


Rozróżnienie musi iść w parze z jednoczeniem. Do tego potrzebna jest zasada jednoczenia. Bo doświadczamy naszym umysłem związków-reakcji i relacji między rozróżnianymi elementami. Ostatecznie też poznajemy w imię założenia

"rozumności wszechświata".

Takiej rozumności potrzebna jest zasada

rozdzielająca i jednocząca

przez relacjonujące porządkowanie.

Zgodność z tą zasadą to sensowność.

Zasada ta, to Sens- Logos, który musi być Osobowy i Jeden,

by myślenie, przez które tylko mamy dostęp do rzeczywistości-

wraz z tą rzeczywistością

miały Sens.


Sensem tym jest Miłość.

Relacja, czyli Miłość to jednoczenie różności.

Taka relacja to sens poza sobą, sens w Transcendencji.

Ta transcendencja Ostateczna

jest jedynym pośrednikiem

między różnymi elementami i osobami.

Bez niej nie mogłoby być

ani rozdziału,

ani zjednoczenia.

Relacja taka to jednocześnie

odpowiedzialność.

To "Miłość i Odpowiedzialność".


Zakłada ona bowiem istnienie we wszechzwiązku,

a więc w systemie,

w ł a d z i e,

w którym zmiana jednej relacji może pociągać za sobą rozstrojenie sensu innych, albo nawet całości.


Jeśli relacją doskonałą jest Miłość, to musimy pamiętać,

że miłość to zawsze wolność, wolna wola.


Ona to daje

możliwość wybrania relatywizmu,

a w nim zbłądzenia

- wybrania tego, co poza Boską myślą,

co jest unicestwianiem, wybieraniem

nicości

- braku.

Ta nicość rozdziera ciągłość, czyli zjednoczenie między Całością Kosmosu.


Ta możliwość jest potwierdzeniem tego, że człowiek jest o s o b ą

na obraz Boży,

a jednocześnie jest uwidocznieniem różnicy

między obrazem a Prawzorem.


Bo tylko Bóg ma możliwość ustanawiania bytów własną Myślą.

Człowiek ma tylko myślenie,

Bóg musiałby sobie zaprzeczyć dając człowiekowi możliwość stwarzania.

A więc ta możliwość decydowania

- warunek miłości

- otwiera na nicość, na brak.


Człowiek wybierając brak

otworzył

i przekroczył

bramy jałowiejącego czasu

i kończącego się śmiercią.

W tym naruszeniu całości

w y s a d z i ł siebie

z właściwego sobie m i e j s c a ,

z właściwej r e l a c j i ,

stracił trwałe odniesienie do w ł a s n e j i s t o t y .

A jak już zauważyliśmy wcześniej

istota człowieka musi być p o z a nim.


I zaburzając porządek relacji

człowiek zagubił i własną istotę.


Stał się przykładem zjawiska, któremu na imię:

Alienacja

Konieczności poznawcze mogą być przez ludzką wolną wole, świadomość negowane. Gdy to ma miejsce człowiek popada w sprzeczność.


Alienacja polega n i e t y l k o na tym, że człowiek

nie trwa w swej istocie,

że jest ona cały czas celem upragnionym,

choć wciąż niezdobytym,

nieznośnie nieosiągalnym

jak ukończenie syzyfowej pracy.


Elementem alienacji jest też fakt,

że to, co możliwe

nie jest aktualne.



Innémi słowy:

człowiek nie wie nigdy,

czy ma w świadomości

- w danym czasie i miejscu-

to wszystko, co możliwe do uświadomienia i potrzebne.


Więcej: Człowiek wie, że nie pozna wszystkiego, co może być poznane, ani w makro, ani w mikroskali.


Konrad Tomasz przerwał mi w tym miejscu

i stwierdził słusznie

że nawet w Niebiesiech, poza alienacją

człowiek nie wie wszystkiego

bo nie jest Bogiem.


Wtedy nie musi wiedzie



bo nie musi szuka



właściwego sobie miejsca

z którego wypadł,

stoczył się

sięgając po jabłko...

A sięganie to było

nie na miejscu


Używając określenia "w danym czasie i miejscu", chciałem pokazać,

że istnienie w upływającym czasie

i zmiennych okolicznościach

- decyduje o tym, jakie prawdy a k t u a l n i e pamiętamy.


Owo "aktualnie" zakłada,

że istnieją też prawdy

potencjalne,

możliwe do pamiętania w danych okolicznościach.


W związku z tym możemy zadać pytanie:

Czy możemy być pewni, że pamiętamy wszystkie elementy, które pozwalają skonstruować prawdziwy sens uświadamianej rzeczywistości?


Czas naszej aktywności w świecie,

czas konkretnych epok, pokoleń,

też jest taką a k t u a l n o ś c i ą ,

ograniczoną wobec "możności"

niekończącej się rzeki czasu i bezkresu przestrzeni.

W którym miejscu tej rzeki znaleźć sensodajny punkt oparcia?

W końcu punktów tych można wydzielić nieskończenie wiele,

nawet na rzece płynącej

nie po ziemi,

lecz po ziarnku piasku...


Codzienne doświadczenie, historia nauki, zetknięcia kultur

przynoszą nam doświadczenie pokazujące, że powyższe stwierdzenia są słuszne.

Bo czymże innym, jeśli nie owym alienacyjnym ograniczeniem jest

szukanie okularów,

które ma się na nosie

(przez nieuwzględnienie tej możliwości)?


Czymże innym jest rozwój nauki,

w której co jakiś czas okazuje się,

że odnaleźliśmy dane, które każą nam porzucić dotychczasowe,

"udowodnione" pewniki?

Czymże innym jest doświadczenie,

że to co u nas jest uznawane za moralnie obowiązujące i oczywiste, bo "naturalne"

u innych może być uznawane za złe?


Czymże innym jest fakt, że człowiek nie ogarnia wszechrzeczy?

Czymże innym, jeśli nie ową

aktualnością ?


Tu znów wtrąca się Konrad Tomasz,

który zwrócił mi słusznie uwagę, że to nieogarnianie wszystkiego będzie dotyczyć i wieczności

Ale wtedy-odpowiadam-nie będziemy musieli szukać swojego miejsca

bo w nim będziemy


Jakaż pewność więc nam pozostaje?

Jak zaspokoić mamy

ten głód

spójności i zrozumienia,

głód

nie pozwalający pozostawić brzucha poznania

bez usensawniającej strawy?


Pozostaje nam to, co pozwala nam szukać.

Pozostaje to, bez czego nie może zaistnieć

ani wiara,

ani zwątpienie,

ani rozróżnianie,

ani dostrzeganie związków.

-Świadomość.

-Konieczność poznawcza.


Ale i ona nie może zaistnieć bez rozróżniania i widzenia związków,

bez rozumności.

Ale i ona

nie trwa

w możliwej dla siebie

Rozumności całkowitej.


Bo choć nie może istnieć fałsz bez prawdy,

to prawda bez fałszu istnieć może.

Rozum bez głupoty istnieć może.

Powiem więcej nawet:

Rozum, Prawda, Zgodność, Świadomość, Poznanie, Myślenie,

nie znoszą fałszu,

nie znoszą głupoty,

nie znoszą

niespójności,

braku sensu,

braku nie znoszą.


Nie znoszą, dlatego nieustannie próbują załatać dziury w sobie.

Próbują,

lecz okazuje się, że brak im materiału

- bo uzupełniając jedno miejsce,

biorą materiał z innego

robiąc dziurę gdzie indziej.


Muszą szukać poza sobą

- w tym, co Transcendentne.


Inaczej nie wygrzebią się ze swojej alienacji.


Konieczności poznawcze potrzebują wiary, bo same są przyjęte na wiarę.

A z tych konieczności wynika koniecznie

Istnienie Jedynej Zasady strukturyzowania

- spajającej miłośnie rozróżnienia,

poprzez Stwórcze Myślenie Swoje.

Ale nasza alienacja sprawia,

że konieczności nie wystarczą

do wypełnienia ludzkich potrzeb poznawczych

i ostatecznych.

Bo nie jesteśmy pewni,

czy okoliczności- miejsce i czas

- pozwolą naszej świadomości

odnaleźć to, co jest możliwe do pomyślenia

i co jest ostatecznym, prawidłowym wnioskiem.



Czemu naukowce wybiyrajo do badania te a nie inne strzępy rzeczywistości? Jutro wybiero se inne, rzekno, ze im siy pomyliło i im innyj obráz świata siy wyłoni


Bo choć myślenie jest synchroniczne

- jest wyobrażaniem sobie układów przestrzennych, czy strukturalnych, jako ponadczasowych trwałości

- to samo odbywa się w czasie

- w diachronii.


Odbywa się w czasie,

choć sam czas pomyślany może być” tylko za pomocą

metafory synchronii- przestrzeni bez “wcześniej” i bez “później”,

jako oś, narysowana na szkolnym papierze,

(czego nas w podstawówkach uczyli).


Dlatego też może nam

nie starczyć czasu,

by odnaleźć "miejsce" myśli-pojęć-sensów

wskazujących Sens wszystkiego.

Dlatego warto wrócić do wiary.

Wiary w Ducha Świętego

P r z y p o m i n a j ą c e g o nam

właściwe miejsce myśli we właściwym ich czasie.

Wiary w Objawienie Boga,

które zstąpiło w historię i może być przekazywane.


Można też powiedzieć inaczej:

To, że człowiek może coś zrobić

nie znaczy, ze to zrobi

-bo może po prostu nie wpaść na ten pomysł

- na to

zabraknąć mu może czasu.


I tu pomaga owo Objawienie,

które sprawia, że nie jesteśmy zdani na zagrożone nieznalezieniem poszukiwanie,

ale otrzymujemy znalezisko

-do którego rozumności nie musimy dochodzić

-bo ono samo do nas przyszło.

Wystarczy je odczytać.

I tu pomaga wiara


Powyższe pokazanie, że do Boga prowadzi rozumność i konieczność poznawcza jest w istocie inną nazwą

"Prawa naturalnego",

"możliwości poznania Boga- jego odbiciem w Porządku Kosmosu",

o których mówił Kościół.


Z ową możnością odnalezienia

Docelowej Życia Prawdy

jest tak, jak z możnością znalezienia np...

herbaty

- która jest na półce (choć skryta za innym opakowaniem).

Otóż często bywa tak,

że możliwe jest jej znalezienie

- a mimo to jej nie znajdujemy

- bo nie wpadliśmy

a k t u a l n i e

na pomysł, by przesunąć torebkę cukru, za którą schowała się owa herbata.


I jak to w życiu przedziwnie bywa

- uznaliśmy, że herbaty w domu

brak,

bośmy jej

aktualnie nie znaleźli..


No i zadowalamy się samą wodą, nie pijemy nic, albo idziemy do sklepu herbatę zakupić

( by poźniej ironiczny los sprawił,

ze po powrocie do domu

zwrócimy się prosto ku miejscu gdzie herbata leży

i przesuniemy torebkę cukru,

by tam zakup położyć.

A może w drodze do sklepu

przypomnimy sobie,

żeśmy herbatę cukrem zasłonili...?)


Przecież m o ż l i w e było pomyślenie, że ta herbata była zakryta.

A jednak a k t u a l n i e żeśmy na to nie wpadli.


Aktualność znów człeka ograniczyła.

Nią w końcu jest całe życie człowieka i ludzkości

(nie, nie herbatą, a aktualnością).


Jakże często jest tak,

że pamięć każe nam szukać zguby nie tam, gdzie trzeba,

podczas gdy jej właściwego położenia konsekwentnie i lekceważąco unikamy.

Kościół wyjaśnia ten fakt,

owo aktualne niedosięganie możności

jako pogrzechową ułomność, niedoskonałość poznawczą


Tu zahaczyliśmy o rzeczy tak odległe, jak niebo i piekło. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy możliwe jest ich docieczenie na podstawie konieczności poznawczych. Jeśli zaś powiążemy powyższe stwierdzenie ze spostrzeżeniem, że człowiek nie ogarnia bezkresu, możemy wysnuć kolejny wniosek.

Jest nim uznanie,

że i część prawd,

których nie możemy aktualnie wywieść od konieczności poznawczych

musimy przyjąć na wiarę.

bo samo uznanie, że coś jest taką koniecznością

wymaga czasu, refleksji.

Ale nawet jeśli poszukujemy możemy nie znaleźć. Dlaczego?


Cała nasza wiedza jest ostatecznie przyjęta z góry, na wiarę, bez dochodzenia do niej. Bo Zasady dochodzienia, rozumowania, analizowania, dedukcji, oraz materiał poddawany dedukcji tez przyjmujemy z góry.

- nie wiadomo dlaczego i nie wiadomo skąd przychodzi on do nas.

Wiemy, że przychodzi,

możemy go przyjąć, albo nie- i to nazywamy wiarą.

Nie wiemy skąd

w danym czasie i miejscu

pojawiają się w umyśle

i struktury i przedmioty poznania weń wpisane,

które razem generują sensowność.

Bo ostatecznie

nie tylko możliwość i sposób dedukcji jest dany z góry,

jest dany indukcyjnie,

ale i elementy, wnioski i efekty tej dedukcji

mogą się pojawić,

albo nie,

możemy „na nie wpaść”,

albo nie.

A więc i one są dane indukcyjnie.

Uświadamiamy sobie,

że do nich doszliśmy

dopiero jak już do nich doszliśmy.

Bo w rzeczywistości

to one do nas przychodzą.


My nie możemy ani kroku wykonać prócz przyjęcia, albo odrzucenia

- prócz wolnego wyboru.

Możemy tylko przyjąć

mniemanie o ich wynikaniu,

o ich rozumności-

a więc przyjąć je

spoza nas,

przyjąć jako transcendentne.


Nie możemy sami dochodzić do wniosków.

Możemy tylko być obdarowywani przez dochodzenie do wniosków

- możemy je poznawać i przyjmować,

albo nie.

Przyjmować od Stwórcy Rozumnego wynikania

- Stwórcy spójności rozróżnień.


Wnioski fałszywe mogą istnieć tylko jako "skonstruowane"

choćby na jednym poziomie z wniosków poprawnych.

Dlatego owe dane z góry wnioski

nie gwarantują całkowitej poprawności.

Bo w przyjętym wnioskowaniu może jakichś związków na dolnych poziomach zabraknąć

i to zaburzy całość

- wniosek ostateczny.


Nigdy nie możemy być pewni,

czy o czymś nie zapomnieliśmy

i czy wnioski przez nas odnalezione wynikają z kompletnych przesłanek.

Jeśli tak, to każde wnioski opierają się na w i e r z e w kompletność przesłanek,

Ale na to się nic nie da poradzić.

Na to nawet nie trzeba nic radzić.

Bo to żaden problem.

To fakt zastany na który wpływu nie mamy.

I mieć nie musimy,

bo okazuje się on faktem dla nas przenajszczęśliwszym.


Jeśli z a k ł a d a m y bowiem jak powyżej prawdziwość przesłanek,

to rozumowanie jest całkowicie uzależnione

od Tego, co poza nami

i od wiary.

Dlatego też rozumność czegokolwiek,

zasady i materia rozumowania

są zawsze przyjmowane na wiarę.


Dlatego też

rozumność wiary

w Boga

może być przyjęta tylko na wiarę.

Dlatego też wiara w Niego

nie może być uzależniona od tego,

czy jego Istnienie

zdaje nam się a k t u a l n i e uzasadnione, czy nie.


Bo w ostateczności wiara w Boga bez szukania rozumności Jego istnienia

ma taką samą wartość poznawczą,

czy nawet logiczną, naukową

jak wiara widząca

dlaczego istnienie Boga jest rozumne.







Komunikacja a obiektywność



Gdyby przezwyciężenie subiektywizmu nie było możliwe, w jaki sposób mielibyśmy budować wspólne życie?

Benedykt XVI



Gdyby ludzie nie posiadali takich samych podstaw myślenia, to jak niby mieliby się porozumieć? Do tego bowiem potrzebne są podzielane przez innych sposoby widzenia, odczuwania, oznaczania rzeczywistości. Jeślibyśmy ich nawet podświadomie nie posiadali, nie moglibyśmy zakładać, że istnieje możliwość "przekazania" innym rozumianej przez nas treści. Żeby druga osoba rozpoznała znaczenie, które my rozpoznajemy, musi wewnętrznie posiadać podstawy znaczniowe te same, które i my posiadamy. Jeśli tak nie jest, to wg rozumu ludzkiego znaczy, że nie istnieje rozumienie drugiego podmiotu. Ale od razu wykluczam tą możliwość, bo uznając ją musiałbym zanegować myślenie swoje w ogóle, doświadczanie sensów w ogóle, a to niemożliwe, to sprzeczne z tym, co pozwala mi tu pisać i rozważać. Owszem ludzie często negują refleksyjnie swoje podstawy poznawcze- mają wolną wolę- ale popadają tym samym w sprzeczność, bo jednocześnie tych podstaw koniecznie używają. I zazwyczaj tej sprzeczności nie widzą, co prowadzi do opisywanego wcześniej nawarstwiania się schematów błędnych u podstaw...

Jak jestem więc przekonany, każdy z nas zakłada, albo przynajmniej realizuje nieświadomie założenie, że możliwe jest porozumienie, każdy z nas za oczywiste uznaje "obiektywne" rozumienie pewnych elementów rzeczywistości, za "obiektywne", a raczej za intersubiektywne czyli za powszechnie podzielane.

Kiedy więc rozumiemy, że istnieje chociażby rozróżnienie między prawdą, a fałszem, górą, a dołem, światłem, a ciemnością, potwierdzeniem, a zaprzeczeniem zakładamy, że inni rozumieją istnienie takiego rozróżnienia. Równie podświadomie zakładamy też (a te założenia, jako oczywistości nie są często artykułowane), że i sam fakt bycia- istnienia jest przez innych rozumiany, doświadczany, nawet jeśli żyją w kulturze, w której jednostka nie widzi potrzeby nazywania owego oczywistego, przezroczystego znaczenia.



Bóg Rozum i Sacrum



Matematyka wszechświata nie istnieje po prostu sama z siebie

i nie może zostać wyjaśniona za pomocą hipotezy

boskości ciał niebieskich.

Posiada ona głębszą zasadę, stwórczego Ducha; wynika z Logosu,

który zawiera w sobie niejako pierwowzory porządku świata,

który te pierwowzory przez Ducha włącza w materię.

Stąd też z perspektywy Jego stwórczej funkcji określano Logos mianem

ars Dei, sztuki Boga (ars =techne!).

Sam Logos jest wielkim Artystą, w którym pierwotnie zawarte są

wszystkie dzieła sztuki - piękno wszechświata.

Joseph Ratzinger- “Duch Liturgii”



Świat jest ukazywany jako rzeczywistość rozumna:

wywodzi się od wiekuistego Rozumu

i tylko ten stwórczy Rozum stanowi rzeczywista potęgę,

p a n u j ą c ą nad światem i w świecie.

Jedynie wiara w jednego Boga

naprawdę wyzwala i racjonalizuje świat.

Tam, gdzie ona znika, świat staje się

tylko pozornie bardziej rozumny.

W rzeczywistości trzeba wtedy zdać się

na działanie mocy nieprzewidywalnych przypadków.

Na miejsce przekonania o racjonalnej strukturze świata

wkracza "teoria chaosu"

i stawia człowieka naprzeciwko ciemności,

których nie może rozproszyć

i które ustanawiają granice rozumnej stronie świata.

Benedykt XVI - “Jezus z Nazaretu”



Używanie sensów, sam fakt ich wewnętrznego "posiadania" jest tym, co nazwać można myśleniem o rzeczach, abstrahowaniem z materialnej rzeczywistości, jakościowym różnieniem się od niej. Ów sens pozwala nam myśleć o rzeczywistości, być jej świadomym, a nie tylko być jej częścią. ''Używanie'' sensów bowiem jest równe używaniu świadomości, oraz równe byciu osobą. Rozum zaś to właśnie owe sensy. Jednocześnie rozum ten nie pozwala nam wyobrażać sobie sensu poza świadomością i poza osobą. Zakładanie, że jest inaczej wiązałoby się z zaprzeczaniem temu, co pozwala nam o tym zaprzeczeniu myśleć.

Porozumiewając się wierzymy,-jak stwierdziliśmy przed chwilą, że “posiadamy” wewnętrznie te same sensy co inni ludzie. Dlatego wierzymy również, że pewne zasady logiczne są uniwersalne, że istnieje również uniwersalność-jedność sensów na ich poziomie pierwotnym pozwalająca mówić o obiektywności logicznych zasad i obiektywności rzeczywistości, którą dzięki tym zasadom możemy dostrzegać.

Wierzymy więc także, że partykularne sensy nie są sensami, czyli nie mają sensu, jeśli nie mieszczą się w obrębie spójnego systemu- czyli porządku jeśli nie istnieją w “relacji do”. Owa spójność wymaga jedyności zasady, a zasada ta być musi jednym, nadrzędnym, nieredukowalnym Sensem, który to stanowi źródło, w którym swój początek mają znaczenia inne. I owa nadrzędność musi być jego konstytutywnym I trwałym miejscem w owej relacji. Jeśli zaś nie możemy sobie wyobrazić sobie sensu poza osobą, to owo Źródło musi być również o s o b o w e .

Ów nadrzędny Logos musi być więc nieredukowalnie rzeczywisty i musi stanowić świadomość pierwotną, która jest podstawą tego, że i my możemy mieć świadomość, że i my możemy doświadczać sensów- rozumować, czyli rozróżniać, czyli porządkować, że i my jesteśmy osobami. Ale owa Nadrzędna Świadomość, tożsama z Nadrzędnym Sensem- zapewniającym możliwość spójnego i uniwersalnego rozumowania i istnienia bytów, musi być jedynie pierwotnym Źródłem praw rządzących rzeczywistością, a pierwej( a raczej jednocześnie) źródłem tej rzeczywistości. Musi być Ona punktem orientacyjnym, axis mundi, omphalos ges, ź r ó d ł e m trwałym, wzorcowym, wyznaczającym właściwy porządek(wtórnych) znaczeń, a więc sama jedynie będąca ponad tym porządkiem i jako taka rezerwująca dla Siebie słuszność niezdeterminowania- słuszność tego, co było przed Kosmosem, a nie było złe. Owo źródło mające prawo ustanawiania prawa- Nomosu- określającego właściwy Kosmos, to właśnie Jedynie Święty- Bóg stanowiący dla tego, co wtórne, czyli tworne, czyli stworzone- Misterium w swej Istocie.

Rzeczywistość przez niego pomyślana jako doskonała to Sacrum. Świat upadły, naruszenie doskonałości stworzenia, to profanum.

I właśnie tu uwidacznia się podział na Sacrum i profanum, jako na Stan początkowy i wzorcowy, oraz ten zdegradowany, który powinien nieustannie powracać do początkowej doskonałości.



**********************



Jeśli świadomość to myślenie o rzeczywistości, o istnieniu istot

i jeśli rzeczywistość nie jest nam dostępna gdzie indziej

jak tylko w owej świadomości

i jeśli sam fakt istnienia

dostępny nam jest jeno przez świadomość,

jeśli wierzymy w niego,

bo jest koniecznością naszej świadomości- naszego rozumu

i jeśli koniecznie zakładamy,

że istnieją obiektywne prawa i obiektywny stan rzeczywistości,

czyli tego, co jest, albo może być uświadomione

-to ten stan obiektywny musi istnieć wg konieczności rozumu ludzkiego

(a o zasadach sprzecznych z rozumem nie możemy myśleć)

w jednej, zgodnej Świadomości Osobowej,

która jest jego źródłem,

w której on "został poznany",

która jest jedynie pierwotna,

która przez to, że nie istnieje inna protoświadomość

- o możliwościach ustanawiania praw i rzeczy własnym Poznaniem- pozwala na spójność i zgodność.

A więc właśnie owa pierwotna świadomość,

czyli pierwotny Sens

jest źródłem tego,

co uznajemy za obiektywny obraz, czy sens rzeczywistości.

Bo rzeczywistość to właśnie stan,

czy sens z Perspektywy Pierwotnej i Jedynie Stwórczej Świadomości Osobowej,

Z Boskiego Punktu Widzenia



Jeśli zaś jest Ona osobowa, to jest Kimś. Jeśli zaś jest nieredukowalna, to po prostu Istnieje. Jest Kimś, Kto pierwszy mógł stwierdzić, że Jest, nie potrzebował bowiem odróżniania się od innego istnienia. Innego "Istnienia po prostu" być nie może, bo musiałoby to prowadzić do niespójności rzeczywistości, jeśli Takie Istnienie tworzy rzeczy własną świadomością. O czymś takim myśleć się nie da. Nie ma sensu przecież brać pod uwagę tego, co zaprzecza naszemu myśleniu. Możemy jedynie uwzględniać istnienie tego, co je przekracza. Według przemyśleń owych nasze wtórne, zdeterminowane i wyznaczone zasady przekraczać musi to, co Nieredukowalnie rzeczywiste, co stanowi dla wtórnych świadomości- jak jużem pisał- Misterium w swej istocie. I tylko istnienie tego Nieredukowalnie rzeczywistego, którego niezbywalnym przymiotem jest Tajemniczość- pozwala nam się komunikować. Komunikacja nie jest bowiem możliwa bez (nawet podświadomego) założenia, że pewne sensy posiadamy takie same, czyli tożsame, czyli stanowiące jedno, zgodę, niesprzeczność. Poza owym Transcendentnym Świętym Osobowym nie mogą zostać wytworzone znaczenia i pojęcia, nie może istnieć sens, bo to wykluczałoby obiektywną jedność istnienia.

Owo Stwarzanie słusznie kojarzyć się może ze sztuką, której kondycja wiąże się z zasadami rozumu, którymi żyje każda epoka. To, że rozumowanie naszych długich już czasów ma podstawową sprzeczność u samej podstawy rozumu wyraził już Joseph Ratzinger w trzeciej części cytowanej wyżej książki:

Pozytywizm, sformułowany w imię naukowej powagi, zawęża horyzont do tego, co da się udowodnić, co można dowieść w eksperymencie, i czyni świat nieprzezroczystym. Wprawdzie w świecie tym jest jeszcze miejsce na matematykę, ale Logos, warunek wstępny tej matematyki i jej stosowalności, już się tutaj nie pojawia. W ten sposób nasz świat obrazów nie przekracza tego, co ujawnia się zmysłowo, a natłok obrazów, które nas otaczają, oznacza równocześnie koniec obrazu: prócz tego, co można sfotografować, nie widać już nic. W takiej sytuacji nie tylko sztuka ikony, Sztuka Sakralna polegająca na spojrzeniu sięgającym poza materię, staje się niemożliwa, lecz także sztuka w ogóle, która w impresjonizmie i ekspresjonizmie dotarła do granic możliwości postrzegania zmysłowego, staje się - dosłownie - bezprzedmiotowa. Staje się eksperymentowaniem ze stworzonymi przez człowieka światami, pustą "kreatywnością", która nie dostrzega już Creator Spiritus - stwórczego Ducha. Próbuje ona zająć Jego miejsce, produkując już tylko to, co przygodne i puste, uświadamiając człowiekowi absurdalność jego twórczości.

Można powiedzieć, że podobnie absurdalne staje się działanie w imię rozumu, którego koniecznego źródła jednocześnie nie chce się uznać.

Człowiek nie może stwarzać- czyli być sensem pierwotnym, nie może nim być również jedność osób ludzkich, bytów świadomych, bo człowiek- jako jeden z nich, nie ogarnia wszechrzeczy, nie ma świadomości totalnej ponad czasem i przestrzenią. Taka jedność zaś jest niemożliwa, bo musiałaby istnieć całkowita zgodność między poszczególnymi rozumieniami ludzkimi ponad czasem i przestrzenią, a jednym z pierwszych doświadczeń ludzkich jest doświadczenie różności wiedzy, a nawet (poza rajem)- niezgody. Człowiek zawsze jest bezradny wobec faktu, że istnieje coś co przekracza jego świadomość, coś Transcendentnego. Świadomość, która Jest Pierwotną, musi być totalna, musi obejmować wszystko, nic nie może jej przekraczać i ona o tym musi wiedzieć, bo ona musi być granicą wiedzy równej istnieniu, musi zawiadywać-jako źródło spójności wszystkiego- całą rzeczywistością. Ludzka pycha jednak przeszkadza nieustannie w przyjęciu tej prawdy, o czym pisał C.K. Norwid:

Są ludzie, którzy wszystko, co jest nad rozum, za przeciw-rozumne biorą; tym sposobem, nazwawszy mistycyzmem wszystko, czego się zgłębić nie chce (bo to praca) ani przyjąć (bo to pokora), są już na szczycie doskonałości.

Sensy pojawiające się w umyśle Logosu, wszystko to, co sobie uświadomi musi stawać się rzeczywiste i właśnie to stanowi obiektywny stan rzeczy. Tak, to prawda- nic nie istnieje poza świadomością..., wszystko jest subiekcją.... Wypada jednak uzupełnić, bo: nic nie istnieje poza świadomością Bożą, wszystko jest Boską Subiekcją. I rozumowe doświadczenie Jej jest dla nas doświadczeniem obiektywności.

Ową Perspektywę ustanawiającą istnienia nazwać można Stwarzaniem, które ludzkie wyobrażenia, podzielane przez ogół kultur lokują w mitycznym i mistycznym czasie początku.

Ten czas jest właśnie punktem odniesienia i właściwym kształtem, właściwym miejscem istnień, które człowiek stara się przywracać przez uczestnictwo w czasie, przestrzeni i świadomości początkowej, którą- choć transcendentna- można przywołać immanentnie za pomocą chociażby rytuałów, obrzędów, zwyczajów i obyczajów. Kiedy dokonuje się zmiana, przejście, zmiana statusu, musi mieć ona potwierdzenie w Tym, co Bóg stworzył, musi w tym począkowym stwórczym akcie widzieć swoją Antycypację. Owo przywoływanie ale i przejawianie się Początku, które jest przejawianiem się Sacrum to właśnie hierofania.

Właśnie dlatego opowieści mityczne tak wielką uwagę przywiązują do tego, co pochodzi z poza czasu i przestrzeni, co rodząc się jako pierwsze zdeterminowane stało się jednocześnie czymś wtórnym wobec świętej Jedyności, której nic nie kształtuje, a która sama wyznacza kształt temu, co pochodzi z Jej poznania równego bytowi, a raczej stwarzającego byt. To, co wtórne otrzymało usensownienie, które jednak nie tworzy bytów obiektywnych- musi odnajdywać to, co zostało już wyznaczone, bo samo jest już wyznaczone i ma trwałe zasady.





Znak ikoniczny



Czy zdjęcie i Obraz zawierają w sobie w jakiś sposób osobę, którą przedstawiają? Dziwniej mówiąc: Czy plan wyrażania współposiada w sobie element znaczony? To zależy od tego, czy za element znaczony uznamy materię organizowania, czy zasady organizacji, relacje.

Bo możemy ostatecznie dojść do wniosku, ze wszystko w materii jest takimi nierozróżnialnymi cząstkami elementarnymi, światłem, energią itd... O jakichkolwiek tożsamościach decyduje relacyjne rozróżnianie, rozdzielanie tych cząstek (czy uporządkowań-systemów relacji niższego rzędu), wg pewnych zasad porządkowania.

Jeżeli więc o tożsamości rzeczy decydują zasady porządkowania(okazujące się na wyższym poziomie zasadami kształtowania pewnej całości), to one właśnie stanowią istotę elementu znaczonego i dlatego mogą się zawierać w elemencie znaczącym, mogą być przezeń uobecniane(reprezentowane)



W ten sposób, biorąc pod uwagę uniwersalność zasad porządkowania, cała rzeczywistość, na każdym swym poziomie jest odbiciem jakiejś Jednej Pierwotności.

Znaczenie pojawia się wraz z binarną relacją, która jest zasadą porządkowania.



Skoro ustaliliśmy, że poznanie pojawia się wraz z abstrahowaniem i widzeniem relacji, to musimy zrównać poznanie z widzeniem znaczeń.

Powtórzmy jeszcze raz, czym jest znaczenie. Jest to odsyłanie elementu znaczącego do znaczonego, albo inaczej: relacja, a jednocześnie rozdział między nimi. Skoro uznaliśmy jedyność i uniwersalność zasad porządkowania- relacjonowania, i fakt, że poza poznawaniem- do którego konieczne są owe zasady nie jest nam dostępna obiektywność i że jest ona Boskim Poznaniem, to w tym to Poznaniu zawiera się z n a c z e n i e wszystkiego. Bóg Jest Ostatecznym Znaczeniem wszystkiego. A ostateczne znaczenie, to Logos- Sens.



Przypomnijmy sobie jeszcze raz opowieść z Księgi Rodzaju o stwarzaniu świata. Stwarzanie odbywało się na zasadzie podziału. Z czegoś wyłaniały się dwie opozycyjne sfery. Z każdej z tych sfer kolejne. Niektórzy mądrzy tego świata twierdzą dziś, że wszelkie ludzkie poznanie odbywa się na tej zasadzie- poprzez rozdzielanie na binarne opozycje. Wiązać się to ma z budową ludzkiego mózgu. Czemu nie? A może budowa mózgu została stworzona przez Boskie Poznanie na tej właśnie zasadzie? By ludzka możliwość Poznania, stanowiąca marne odbicie Boskiego Poznania, mogła w nim się w miarę wygodnie rozgościć.



W związku z tym możemy uznać, że wszystko jest Znakiem Boga, a Bóg jest Sensem wszystkiego. Tak, jak jest on podstawą wszelkiego Poznania i istnienia, tak bez niego nie może istnieć żadne znaczenie.

Możemy w konsekwencji zbudować



piramidę semiotyczną



Stwórca,Sens, Znaczenie Pierwotne, Stwórczy Rozum(S)



relacja znaczeniowa, semiotyczna,

pierwotna relacja binarna(r)







Stworzenie(s)





Ta pierwotna relacja między Stwórcą(S) a stworzeniem(s) uczestniczy w każdej relacji wtórnej, w obrębie stworzenia, jako źródło możliwości przeniesienia tych samych zasad porządkowania, bez których nie ma jedności systemowej rzeczywistości oraz komunikowania i myślenia.

Relacje wtórne mają poziomy, w każdym z których musi uczestniczyć relacja pierwotna.

Istnieje wiele poziomów w relacjach znaczących wtórnych. One również fraktalowo odzwierciedlają relację Pierwotną, co umożliwia ich znaczeniową złączność. W umyśle ludzkim wszystko poznane jest możliwe do poznania jako znaczenie, to co obiektywne, również.

Kryteria poprawności struktury wewnętrznej wynikające z Woli Boga, to nie punkty, ale obszary umożliwiające nieskończenie wiele dobrych możliwości. Nieskończenie wiele, ale nie dowolnych, bo mieszczących się w pewnych kryteriach. Te kryteria wyznaczane przez Stwórcę to wartości bezpośrednie-znaczenia pierwszego rzędu(s). One zobowiązują moralnie i naukowo. W ich obrębie możliwe są systemy znaczące relatywne-względne-kolejnych rzędów.

Oczywiście jest tak, że jeden człowiek może uznawać za wartość bezpośrednią to, co jest wartością wtórną, względną, a to co jest wartością bezwzględną za względną. No ale tak jest natura ludzka. Nie możemy w związku z tym rezygnować z definiowania wartości pierwotnych, bo wtedy zanegowalibyśmy jakiekolwiek wartości, czy li znaczenia, a przecież myślimy dzięki nim. Zanegowalibyśmy to, czym do tego negowania się posługujemy. A to bezsens.



Kultury to też swego rodzaju organizacje znaczeń społecznie podzielanych i praktykowanych. Dlatego też i one mają kryteria pierwotne- bezwzględne i wtórne- relatywne. Ale i ich dotyczy omówiona powyżej niezgoda. Ale jednocześnie możliwa jest dzięki owym poziomom- relatywnym i nierelatywnym- wielopoziomowość kultur, mieszanie się ich, czy też jedność w różnorodności (nie należy jej mylić ze współczesną „wielokulturowością”, „pluralizmem” stanowiącą w istocie unicestwianie kultur, które w siebie wchłania. Uczciwy pluralizm musi się przyznać do tego, którą kulturę będzie faworyzował, która będzie wyznaczać granice różnorodności dopuszczania elementów innych religii i kultur. Inne będą granice tolerancji, a inne akceptacji i one również muszą być ogłoszone jako elementy kultury faworyzowanej. Faworyzowanie zawsze będzie się wiązać z dyskryminowaniem od pewnych granic innych kultur i religii. Ale wypieranie się tego, nie ogłaszanie, jaki światopogląd, czy kulturę przyjmuje się za nadrzędną podstawę, to wprowadzanie w błąd...



Powróćmy jednak do konkluzji: Wszystko jest znakiem Boga, a Bóg jest Sensem wszystkiego. Skoro tak, to człowiek zobowiązany jest do przywoływania „Czasu” Stwarzania, w którym Bóg nadał rzeczom właściwe miejsca Pomyślane w Swoim Umyśle. Właściwe miejsca to owe wartości bezpośrednie-znaczenia pierwszego rzędu. My dziś często z politowaniem patrzymy na ludowe obrzędy i rytuały, które były poszukiwaniem owego Początkowego Stanu rzeczy. A może właśnie to rytualne poszukiwanie było sensowne?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

zapraszam do komentowania