poniedziałek, 24 czerwca 2013

Odrzucanie Boga przeczy logice

Poznanie jest z konieczności subiektywne

Po części bowiem tylko poznajemy()
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe()

           
            Poznanie to relacja między tym kto myśli, a tym, o czym ón myśli. Ta relacja zwana jest subiektywną. Dlatego też poznanie jest koniecznie subiektywne.
            Nikt nie może udowodnić, że wszyscy inni tak samo jak on widzą rzeczy. No, chyba że stwarza  rzeczywistość samym pomyśleniem sobie o niej. Nie da się udowodnić, że zasady rozumu, bez których nie ma poznawania rzeczywistości są jedyne i słuszne- w ich jedyność i słuszność trzeba uwierzyć. Trzeba, bo ich koniecznie używamy. Rzeczywistość tylko przez nie jest nam dana. Nie da się  u d o w o d n i ć, że istnieje w ogóle ktoś inny. Nie da się nawet istnienia, ani nawet samoistnienia udowodnić, bo nie da się ich zdefiniować wewnętrznie-W zasadzie słuszne  w y d a w a ć    s i ę   może  tu stwierdzenie ludzi, co się zwą solipsystami, że cała rzeczywistość istnieje tylko w mojej świadomości. Albo twierdzenia niektórych, że to „ja” swoją świadomością stwarzam rzeczywistość”. Bo może tylko w mojej świadomości istnieją ci, którzy mają świadomość podobną, czyli inne osoby?... No jakim cudem, skoro  doświadczamy tego, że coś jest inne niżbyśmy chcieli, że ktoś się z nami nie zgadza? Bo prawda, że musimy zakładać zależność rzeczywistości od świadomości nie oznacza, że to chodzi o moją świadomość. Za niedługo okaże się, jakaż to świadomość. Ale cierpliwości, na razie skończmy  o poznaniu.
A tak w ogóle, to udowadnianie nie ma sensu poza komunikowaniem, poza dogadywaniem się z innymi osobami, a to opierać się musi nie na dowodzie, ale na  z a ł o ż e n i u ,                 na  w i e r z e   w to, że możemy się porozumieć... A jeśli tak twierdzimy, to musimy również  w i e r z y ć , że istnieją uniwersalne, takie same dla różnych ludzi zasady rozumowe. Żeby rozumować, dowodzić, musimy uwierzyć w zasady dowodzenia.
            Rozum jak widać jest ograniczony i niesamodzielny, bo konieczną dla niego podporą jest wiara, której się wielu, łudząc samych siebie wypiera. Ale o tym wspomnę jeszcze kilka linijek dalej.
            Możemy mieć tylko taką pewność, która  udowodniona jest  na podstawie założeń.  Bez założeń przyjętych na wiarę się nie da. Nazwijmy je sobie koniecznościami poznawczymi. Założenia te stanowią początek, podstawę poznania. Koniecznie się ich używa do wszelkiego myślenia, w tym do podważania i dlatego nie ma sensu ich podważać. Nie ma sensu również podważać tego co z nich wynika. Choć niektórzy  podważają, popadając przez to w sprzeczność. I borykają się z tą sprzecznością, bo nie mogą od niej uciec. (Nie można uciec od metafizyki obecności, ale i od subiektywności poznania.) One tylko pozornie wydają się sprzeczne. Jakie jest wyjście z tego poznawczego impasu? No właśnie to postaram się pokazać.
Owe poznawcze konieczności to w codziennej praktyce(również naukowej) przeźroczyste dla naszej refleksji
o c z y w i s t o ś c i .[1]
            Wierzymy, że myśli oddają nam niewykrzywiony obraz świata. Ktoś może w to nie wierzyć, ale nie będzie w stanie tego udowodnić, ale będzie jednocześnie używał tych myśli do „nie wierzenia”. I nie ma sensu udowadniać, bo tylko takie myślenie mamy. Bo takie podważanie nie ma końca. A człowiek z natury ogarniania i natury swojej, nie ogarnia bezkresu. Takie podważanie byłoby zaprzeczaniem temu, co pozwala podjąć akt myślny- wyjściowym zasadom i obiektom myślenia. Bo samo podważanie jest aktem myślnym.
Niektórzy krytykują tych, co szukają obiektywnej prawdy. Krytykują na podstawie twierdzenia, że nie da się udowodnić, że rzeczywistość jest taka, jak ją poznajemy. No nie da się, to oczywiste. Oczywiste, bo  poznanie ze swej istoty nie jest tożsame z poznawaną rzeczywistością. Myślenie o koniu nie jest koniem.Patrzenie na drzewo nie jest drzewem;) Ci krytycy wyznawców obiektywnej prawdy wymagają od nich by broniąc swojego światopoglądu wykazali, że rzeczywistość obiektywna jest tożsama z naszym poznaniem, że kóń jest tym samym, co myślenie o koniu. To nie to samo, bo jak zauważyliśmy na początku nasze poznanie jest koniecznie subiektywne, a jednocześnie nie stwarza obiektywnej rzeczywistości, co uzasadnimy za chwilę.  Gdyby było inaczej, to byśmy nie odróżniali rzeczywistości od poznania. Szedłem kiedyś z busa na zajęcia. Przemierzyłem pó Krakowa nie wiedząc, że idę, bo myślałem zupełnie o czym innym. Kiedy znalazłem się blisko Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej, na Gołębiej ocknąłem się – że tak powiem – i pomyślałem: „co ja tu robię, skąd ja się tu wziąłem”.  Doszedłem na miejsce nie mając świadomości że idę. O tym, że szedłem dowiedziałem się „po ptokach”… Sytuacja ta pokazuje oczywiście nie tylko niezależność rzeczywistości od mojego poznania, ale i to, że rozum to coś więcej niż mózg. Ale o tym później.
Szukanie obiektywnej prawdy wynika więc z tego, że nie ma sensu odrzucać tego, za pomocą czego możemy odrzucać. Więcej: nie ma sensu wątpić w to, za pomocą czego i dzięki czemu możemy wątpić. Nie ma potrzeby i sensu udowadniać tego, co pozwala nam udowadniać. Trza więc uwierzyć w zasady funkcjonowania rozumu i tego, co z nich wynika.

Nie twierdzę tutaj, że można coś w pełni "udowodnić"[2], ale staram się pokazać, że najrozumniejszym wyjściem jest na  pewnym dolnym, albo ostatecznym poziomie rezygnacja z próby takiego dowodzenia, przyjęcie mniemania 
n a  w i a r ę.

Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
Wtedy zaś [ujrzymy] twarzą w twarz() 1 Kr 13, 9-10,12

         Podstawą rozumu jest uwierzenie  w zasady jego funkcjonowania, w zasady którymi po prostu myślimy, a które nazwaliśmy sobie logicznymi, rozumnymi. Jawią się nam one jako właściwe, choć zdarza nam się je łamać, gdy nie zauważamy pewnych elementów koniecznych do uwzględnienia w logicznym toku. Nauka, a więc i to, co ludzie zwą logiką opiera się na wierze, czy inaczej na twierdzeniach pierwotnych-niedefiniowanych, a więc nieudowadnianych, a jednak uznawanych za prawdziwe, na zasadzie przekonania, pewności wiary.
            Nie ma sensu brać pod uwagę tego, co przeczy zasadom naszego myślenia, bo "branie pod uwagę" jest myśleniem. Nie ma sensu podważać zasad myślenia, skoro samo podważanie odbywa się koniecznie za pomocą tych zasad… Nie ma również sensu podważać tego, co z nich wynika. A co z nich wynika?

Cóż to jest Prawda?
Człowiek ze swą subiektywnością jako warunkiem poznania może dać nieskończenie wiele, nawet sprzecznych, odpowiedzi na pytanie: „Co jest prawdą?” Dlatego jest w kropce. A nawet w dwóch kropkach. Bo sama zdolność myślenia zdaje się prowadzić go do dwóch pozornie sprzecznych wniosków,   stanowiących próbę odpowiedzi na pytanie o prawdę:

·         Nie ma jednej prawdy. Prawda zależy od tego, kto ją widzi.
·         Jest jedna, uniwersalna prawda bo na tym założeniu opiera się samo podejmowanie się jakiegokolwiek myślenia- czyli przykładania tych samych zasad rozumowych do całego wszechświata i do każdego jego elementu.

Ktoś powie, że można uzgodnić powyższe wnioski takim stwierdzeniem: „rzeczywistość-prawda istnieje tylko w moim umyśle.” Ale czy nie  jest tak, że nasz umysł doświadcza tego, co go przekracza, co jest poza nim, co go zaskakuje, bo okazuje się później inne niż to się wydawało wcześniej, inne niż byśmy chcieli? Czy nie jest tak, że nawet nauka wybiera do konstruowania swoich teorii według subiektywnych odczuć skrawki rzeczywistości, którą w rzeczywistości można dzielić na nieskończenie wiele sposobów, która w makro i w mikroskali jest niezgłębiona dla naszego ograniczonego czasem i pamięcią rozumku?
            Tak właśnie jest. I dlatego nie mogę bez popadania w sprzeczność uznawać rzeczywistości za  istniejącą tylko w mojej świadomości. Zdolność myślenia prowadzi mnie do uznania, że rzeczywistość i prawda jest nam dostępna tylko przez tą naszą zdolność a jednocześnie jest przekraczającą ją, niezależną od niej Tajemnicą.

Jakie jednak są zasady tego myślenia?

Znakowa natura poznania i formalna – rzeczywistości, czyli masło maślane

1.      Zdolność poznania polega na tym, że widzimy coś, co jest inne niż ona… Ale to nie wystarczy do pojawienia się poznania. Do  tego trzeba bowiem, żeby owo poznawane „coś” było przeciwstawione czemuś innemu - „reszcie świata”. To przeciwstawienie sprawia, że poznawane „coś” jest tym konkretnym, a nie innym „cosiem”, o takich a nie innych cechach odróżniających go od reszty. Jego odrębność i tożsamość wiąże się ściśle z miejscem jakie zajmuje wobec innych elementów systemu świata.
Ta druga relacja jest również niezbywalna do pojawienia się poznania. Jest jak cień krzyża przydrożnego, który kładzie się na płaszczyźnie ziemi i drogi. Czy to płaszczyzna? Czy to nie pofałdowany teren, który wykrzywia odbicie Prawzoru, wypaczone tym bardziej im więcej przeszkód pomiędzy Krzyżem, a cieniem?
 Na podstawie powyższego przykładu spróbujmy sobie zbudować coś, co  w wielkim świecie można szumnie nazwać „trójkątem kognitywno-semiotycznym”. Nam jednak język polski pozwala nazwać to trójkątem znaniowym, albo znawczym, albo znakowym. Pozwala, bo  uwyraźnia ścisły, jeśli nie konieczny związek między poznaniem, a znakiem. Jedno bowiem, jak tu wskazujemy nie może istnieć bez drugiego. Różnica między jednym a drugim jest poziomowa. To, co na jednym poziomie jest „poznawaniem rzeczy samej w sobie”, na następnym poziomie odsyła do czegoś innego poznawanego samego w sobie. Możemy uznać jabłko za całość, ale możemy je też podzielić na kawałki, te kawałki na kawałki…Na geometrii mnie w szkole uczyli, że koło, tak jak tort można podzielić na nieskończenie wiele kawałków.  Jest to możliwe, dzięki  temu, że jak jużeśmy pisali wszystkie elementy i poziomy rzeczywistości poznajemy dzięki temu, ze mają one takie same zasady jak ludzkie poznanie. Rzeczywistość może być znakiem naszej zdolności poznania..
2.Podziały w rzeczywistości i klasyfikacje są nam dane tylko przez zasady naszego myślenia, czyli przez owo odróżnianie od reszty, przez relacje. Te podziały i relacje to jednocześnie ustalanie spójności i zgody, czyli porządków- właściwych miejsc, źródeł sensu.


3.Okazuje się, że rzeczywistość można dzielić i analizować w nieskończoność, zarówno w makro, jak i w mikroskali.  To co zdaje się niepodzielne okazuje się później możliwe do podzielenia na jeszcze mniejsze kawałki i tak dalej.
W takim wypadku można się zastanawiać, czy jest coś niepodzielnego, czy jest jakieś tworzywo poddawane podziałowi? W rzeczywistości jeśli coś takiego jest, to nie jest nam dostępne, bo myślenie jest możliwe tylko jako dostrzeganie relacji, czyli podziałów, które to są aktywnością świadomości. Są subiektywne. Dawniej żeśmy myśleli, że atom jest niepodzielny, a wszystko składa się z takich samych atomów, tylko różnice polegają na różnych ich zestawieniach. To przekonanie okazało się złudne i dziś już trudno powiedzieć, czy jest coś takiego. Coś niepodzielnego. A jeśli czegoś takiego nie ma, to można dzielić w nieskończoność? Jeśli tak, to nie dzielimy nic, tylko istnieją same ponadmaterialne relacje zawarte w świadomości. Nie wiem jak jest, ale nie mam dowodu, że tak nie jest. Nie byłby to jednak żaden problem, bo kto powiedział, że tworzywo świata, zwana przez filozofów substancją nie może być właśnie utworzona przez świadomość jako schodzenie na coraz niższe poziomy relacji? Zresztą to, co dotyczy podziału materii w nieskończoność dotyczy również myślenia, czy nadawania znaczenia. Myślenie polega na widzeniu czegoś, co jest w pewnym stosunku do całej reszty, do innych elementów.  Ten stosunek równy jest oddzieleniu. Bez tego oddzielenia skrawka od reszty nie moglibyśmy o nim pomyśleć… nie moglibyśmy o niczym pomyśleć. Ten stosunek sprawia, że owo coś jest takie jakie jest. Ale to coś też później okazuje się mieć elementy wewnątrz siebie i tak nie wiadomo dokąd. Podobnie jest ze znaczeniem, zwanym też treścią. Jego stosunek do faktów przypomina stosunek treści do formy, który opiszę dalej.
Jednak to, co pomyślane jako całości różne od innych zawsze można podzielić na mniejsze, i tak w nieskończoność. Podobnie jest ze znaczeniami, które są widzeniem sensu elementu poza nim. Tu też można szukać znaczenia w nieskończnność.( To właśnie Derrida nazwał prawdą w odroczeniu. Według nie go dane są tylko owe podziały, owe pustki między tym co wydzielone …)


4.A więc rzeczywistość możemy brać pod uwagę tylko jako możliwie nieskończone dzielenie, czyli jednoczesne ustalanie związków, widzenie relacji, czyli znaczeń, treści. Tą zaś aktywność nazywamy myśleniem, świadomością, rozumowaniem, poznawaniem.  Nosiciela tej aktywności nazywamy kimś, czyli osobą.


5.Mam jednak bezpośredni dostęp tylko do swojej świadomości.
Zakładam jednak(czyli wierzę), że są świadomości inne, bo inaczej nie miałaby sensu  dogadywanie się z innymi. A poza tym:
6. wiem
że nie mam myślenia zbiorowego, "jedniowego", bo nie mam dostępu do myśli innych, bo się z poznawanymi przeze mnie innymi nie zgadzam, bo rzeczywistość okazuje się często przekraczać moje myśli: to co kiedyś uważałem za kompletne rozumowanie i widzenie rzeczy okazuje się później mieć inne elementy, które całkiem zmieniają w naszym późniejszym poznaniu dostrzeganą całość. Poza tym każdy proces rozumowy, w tym naukowy i historyczny opiera się na wyborze pewnych faktów, pewnych obserwacji, pewnych punktów, czy wykrojonych obszarów w sposób arbitralny. Za kilka lat ktoś może wybrać inne  wydzielone fakty- wydzielić badane rzeczywistości zupełnie inaczej. Bo rzeczywistość można dzielić i wyodrębniać jej składowe na „nieskończenie” wiele sposobów. Skąd wiem, że moje  a k t u a l n e wydzielenie jest właściwe? 




7.Doświadczam niezgody, korekty uprzednich rozpoznań, nie mam pewności, że stwarzam swoim poznaniem rzeczywistość, w związku z tym wiem, że nie ogarniam wszystkiego, bo już doświadczyłem wcześniej swojej pomyłki, niezgody z innymi i przeoczenia czegoś istotnego...


8. Żeby więc  moje myślenie miało sens  więc coś niezależnego od mojej świadomości, coś co ją przekracza. Moja świadomość nie stwarza świata. Ale czy to znaczy, że żadna świadomość nie stwarza? Wobec powyższych wniosków okazuje się że nie mogę tak twierdzić.

W tym miejscu przypomnijmy sobie razem, czytelniku drogi, punkt wyjścia powyższych rozważań. Analizowałem powyżej zasady myślenia by ustalić co z nich koniecznie wynika. Starałem się ustalić jakie są relacje między myśleniem a Prawdą, między myśleniem, a tym o czym myślimy- rzeczywistością. Wyszedłem od ustalenia, że nie ma sensu podważać zasad myślenia, skoro samo podważanie odbywa się koniecznie za pomocą tych zasad.
Wobec powyższych wniosków okazuje się więc, że żeby moje rozumowanie, poznawanie, dowodzenie miało  sens muszę coś założyć, czyli w coś uwierzyć .Uwierzyć w to, co nie jest udowadnialne, bo umożliwia dowodzenie. (To przypomina ciutkę  twierdzenie Goedla.) Zasad myślenia nie da się udowodnić,  bo się ich do dowodzenia i obalania używa.  Razem z nimi trzeba więc uwierzyć w to, co z nich wynika, trzeba też wykluczyć możliwości, które są z nimi niezgodne. I zobaczyć, co pozostaje.


9. Wykluczyliśmy już możliwość że istnieje tylko to, co ja sobie pomyślę, nie możemy też myśleć, że każdy sobie stwarza swój świat, bo  myślenie zakłada uniwersalność zasad myślenia i świata. Nie możemy też brać pod uwagę własnymi myślami rzeczywistości jako odrębnej od jakiejś świadomości, a jednocześnie nie jest to nasza świadomość. Co więc pozostaje?
           
10. Prawda jako  zależna od świadomości. Ale czyjej? Mojej? Nie, na pewno nie mojej.

Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało,
a bez Niego nic się nie stało,
co się stało.
Jan 1,1-18

Jakaś więc świadomość-Osoba która stwarza swoim poznaniem obiektywną rzeczywistość musi być.  Musimy też założyć, czyli uwierzyć, że jest ona jedyna, i że stwarza nasze myślenie na swój Obraz i podobieństwo, dlatego, możemy w ogóle przykładać właśnie myśli do całej reszty. Ona stwarza wszystko, i dlatego nic jej nie przekracza, podczas gdy Ona przekracza wszystko.
Może to być też jakichś zbiór świadomości dokładnie zgodnych. Jaka to świadomość to już kwestia wiary stricte religijnej. Bo ową warunkową Stwórczą Świadomość nazywamy Bogiem.


            Nie jesteśmy w stanie udowodnić, że istnieje Bóg(jeśli przyjmiemy dziwną definicję dowodu, w którym nie istnieje czynnik wiary. Wtedy jednak nie istniałby żaden dowód...). Ale dokładnie tak samo nie jesteśmy w stanie udowodnić prawdziwości naszych zasad myślenia. A jednak myślimy.
            Bóg Osobowy(albo po prostu Bóg, bo z definicji powyższej musi On być Osobowy) jawi się koniecznie jako Źródło zasad, w które musimy  u w i e r z y ć , by nie przeczyć samym sobie, jako Źródło naszej- wtórnej możności myślenia.   W świetle tych wniosków zrozumiała staje się mądrość biblijnej nauki o Logosie-Sensie-Myśli-Słowie, stanowiącym Początek i warunek wszystkiego, stwarzającym wszystko i będącym Osobą. Doskonale wyraził jąpapież Benedykt w kazaniu z Wielkiej Soboty:
"Na początku jest rozum, rozum stwórczy, boski. A ponieważ jest rozumem, stworzył on także wolność; a skoro z wolności można uczynić niewłaściwy użytek, istnieje także to, co jest przeciwne stworzeniu(...) Dlatego rozciąga się, by tak rzec, gruba, mroczna linia poprzez strukturę wszechświata i poprzez naturę człowieka. Jednak mimo tej sprzeczności, stworzenie jako takie pozostaje dobre, życie pozostaje dobre, ponieważ na początku znajduje się dobry rozum, stwórcza miłość Boga. Dlatego świat może być zbawiony(...)  Dlatego możemy i musimy stanąć po stronie rozumu, wolności i miłości - po stronie Boga, który tak nas miłuje. Teraz, dzięki Zmartwychwstałemu, liczy się w sposób ostateczny, że rozum jest silniejszy od irracjonalizmu, prawda jest silniejsza od kłamstwa, miłość jest silniejsza od śmierci."


Człowiekowi może braknąć czasu i okoliczności, by wpaść na to, co można logicznie wykombinować.
             
            Człowiek nie może opierać się tylko na owych „koniecznościach poznawczych” i na tym co potrafi z nich wywieść. Bo na owo wywodzenie potrzeba czasu, a życie wymaga podejmowania decyzji. I gdyby człowiek chciał wszystkie twierdzenia potrzebne do życia tak dogłębnie analizować, to by nie zdążył nic zrobić. Bo rzeczywistość można dzielić i analizować w nieskończoność, zarówno w makro, jak i w mikroskali.  To chyba każdy może zrozumieć, dlatego nie muszę tego wyjaśniać. W końcu nie znam człowieka, któryby wszystkie twierdzenia na których opiera swe działanie i w które wierzy, umiał udowodnić(jest to zresztą z samej istoty dowodzenia, myślenia i rzeczywistości niemożliwe, co przecie żeśmy powyżej ustalili).
            Potrzeba więc w pewne schematy, w pewne twierdzenia uwierzyć, by na nich opierać swoje działania. Człowiek jest zaś skazany na poznanie po części, niepełne. Dlatego kończę zakładając na zasadzie subiektywnej wiary (wiary w obiektywność, czyli zgodność z Bożą Perspektywą-Logosem- Sensem- treścią owej wiary), że w pewne podstawy poznawcze, czy inaczej wrażeniowe muszę uwierzyć, dlatego, że moje poznanie jest niedoskonałe, niepełne, zawężone do subiektywnej przestrzeni. Rozumiemy więc teraz głębię i doniosłość słów z hymnu o Miłości wypowiedzianych przez św. Pawła: Po części bowiem tylko poznajemy

Należałoby więc zadać zasadne i konieczne w tym miejscu pytanie:

W co wierzyć?

-Co piękne, nie jest to mówił Maurycy -
Co się podoba dziś lub podobało,
Lecz co się winno podobać; jak niemniej
I to, co dobre, nie jest, z czym przyjemniej,
Lecz co ulepsza…
C.K.Norwid, Promethidion

Podążając za témi słowy więcéj rzec można:
Prawdziwe, to nie to co się prawdziwe wydaje, ale to co się wydawać prawdziwe powinno.
A co się powinno wydawać prawdziwe?
To, co Stwórca uznaje za prawdziwe i to co, chce by każdy z nas uważał za prawdziwe.
I w to mamy wierzyć.
Ale dlaczego? Skąd wiemy, co Stwórca uznaje za prawdziwe?


            Człowiek tylko ze swym rozumem nie może rozstrzygnąć, która z możliwości zasadźczych jest prawdziwa. Nie może być pewien, czy czegoś nie pominął w docieraniu do absolutnych podstaw myślenia. Na sprawdzanie wszystkich możliwości zawsze może braknąć czasu. A trzeba na jakiejś podstawie myśleć i podejmować wybory. Nie można wszystkich założeń(również tych niekoniecznych, których rozumności nie umiemy na razie analitycznie przedstawić) podważać, by sprawdzić ich słuszność, bo to by trwało w nieskończoność.
            Człowiek musi pewne podstawy przyjąć bez ich sprawdzania, bez ich negowania, bez zastanawiania się czy są prawdziwe. I tylko takie ich przyjęcie umożliwia zastanawianie się nad czymkolwiek. Bo zawsze, kiedy się nad czymś zastanawiamy, to z użyciem jakichś zasad, których a k t u a l n i e nie podważamy. Moglibyśmy i te zasady podważyć. Ale to kolejny nieskończony proces, na który nie możemy sobie pozwolić, bo żyjemy króciuteńko.   Musimy oczywiście założyć, że ludzki rozum nie wykrzywia nam obrazu świata. Ale to nie wszystko: musimy uwierzyć i w wiele rzeczy których nie będziemy uzgadniać z „koniecznościami poznawczymi”. Bo człowiek nie mógł by normalnie żyć, gdyby chciał wszystkie swoje założenia rozkładać na czynniki pierwsze i analizować.
            Dlatego Przyszedł na ziemię- do świata ludziom znanego Chrystus, który umożliwił nam w ten sposób spotkanie ze sobą. Stał się Osobą wchodzącą w relację, komunikującą na tych zasadach, co człowiek. Przyszedł bowiem jako Bóg-Człowiek, który podkreślił,  że do jego przyjęcia, do przyjęcia Prawdy nie są wystarczające – jak już wcześniej ustaliliśmy – naukowe dowody, ale wiara, nadzieja i Miłość. One bowiem winny legnąć u podstaw gmachu rozumu:

 W i a r a, N a d z i e j a  i  M i ł o ś ć .
                                                                                                               
Wiara bowiem jest sposobem wyboru podstaw[3], nadzieja- gwarantem jego trwałości, a Miłość- pobudką, potwierdzeniem i sensem wyboru tego, w co wierzymy. A pamiętać trzeba,
że to


<< B ó g   j e s t    M i ł o ś c i ą>>.



Miłością, która ma trwale określone wyznaczniki. Miłością, której wyrazem jedynym w swoim rodzaju było zstąpienie Boga na ziemię, w historyczną konkretność i dostępność, w człowieczeństwo, z którym można się komunikować na dostępnych nam zasadach, Jego cierpienie, śmierć i zmartwychwstanie, które wybawiły nas od wiecznego nieszczęścia.

Jedyna logiczność wiary w Instytucjonalny Kościół i Prymat Papieski
Ciągłość zasad w które Chrystus kazał nam wierzyć zostawił przez moc Ducha Świętego w Kościele opartym na nierelatywnej Piotrowej Skale, która się nie kruszy i przez jedyność Głowy zapewnia jedną,  rozwiązującą wszelkie spory i sprzeczności podstawę (tak w uproszczeniu).

Bez tej Jedyności głowy
i bez drabiny hierarchicznej Kościoła
nie można by było mówić o tożsamości Jego przesłania.
A tożsamość ta, zakotwiczona w Instytucjonalnej reprezentacji
jest konieczna tam, gdzie rozstrzyga się o rzeczach ostatecznych i totalnych.
           
            Innymi słowy uważam, że Chrześcijaństwo jest najbardziej spójną wewnętrznie i logiczną doktryną, która rozwiązała problem relatywizmu norm społecznych(który jest odmianą relatywizmu poznawczego) przez ustanowienie na ziemi papieskiego autorytetu, w który wg powyżej danych zasad po prostu trzeba uwierzyć. Tą wiarę trzeba zasadzić na innej wierze- w Boskie pochodzenie władzy Piotra. Z tąż zaś związana jest wiara w Tradycję Kościoła jako owoc działania Ducha Świętego zapewniającego w Owej Tradycji ciągłość i tożsamość sensu, naszej wiary[4]. I wiara w Boga Jedynego, stanowiącego Własną Perspektywą jedyną i prawdziwą istotę wszechrzeczy - wiara w subiektywne Spojrzenie Boga, które swym subiektywizmem ustanawia obiektywny stan rzeczy- faktyczną strukturę Kosmosu wypływającą z Logosu i w poszczególnych swych poziomach fraktalowo Go ujawniającą. Jest to Perspektywa, o której mowi św. Paweł w "Hymnie o Miłości"- taka, z jakiej "sami zostaliśmy poznani". Jest to ustanowienie o którym mówi święty Jan w prologu,
p r z e z    k t ó r e   w s z y s t k o  s i ę    s t a ł o ,
a bez którego
"nic się nie stało [z tego], co się stało".

Ktoś powie, że takie ostateczne rozstrzygnięcia są mu niepotrzebne.
A já mu powiem, że bez takich rozstrzygnięć nie można mówić o sensowności jakiegokolwiek myślenia.
Bo jak już stwierdziliśmy i co dalej rozwiniemy:
1)     myślenie zakłada jedyność zasad wszechświata,
2)     zasady te wraz z rzeczywistością nimi zarządzaną dostępne nam są tylko i wyłącznie jako zależne od świadomości-poznania-rozumu. Nie możemy uważać ich za niezależne od poznania, bo  samo branie pod uwagę jest zawieraniem ich w poznaniu i nie jest nam dane inaczej…
3)     jedyność ta jest stwarzana przez ostateczny- Stwórczy Rozum, przez Boską Subiektywność, która jako jedyna może być równa obiektywnej prawdzie
4)     myślenie, czyli przykładanie tych samych zasad do różnych skrawków, czy poziomów rzeczywistości opiera się na założeniu, że te zasady są uniwersalne.
5)     jeśli tak, to uspójnienie składowych jakiegoś skrawka nie ma sensu, jeśli uważamy jednocześnie, że uspójnienie całości nie jest potrzebne. Bo jeśliby całość nie miała sensu, to i jej skrawek by go nie miał. Bo natura sensu polega na relacji, na wykraczaniu poza element potrzebujący sensu. Jaki sens ma pytanie o sens części jabłka dla samego jabłka, skoro nie poszukamy sensu samego jabłka wobec całości, wobec naszego życia i świata? Nauka bada skrawki. Religia wyznacza sens całości. Zresztą już sama zasada poznania opiera się na założeniu, że nasza świadomość ma takie same struktury jak cała rzeczywistość, że  rzeczywistość na wszelkich swych poziomach i we wszystkich swoich elementach ma takie same zasady relacjonowania- rozróżniania, strukturyzowania, czyli usensowniania. Skoro te zasady musimy uznać za takie same, to nie możemy twierdzić, że szukanie zależności elementów w obrębie jakiegoś skrawka całości jest bardziej sensowne niż takie same szukanie w całej rzeczywistości, której ten skrawek jest ino elementem.
Żeby uznać sens czegokolwiek trzeba uwierzyć w istnienie całości, oraz Ostateczności innej niż cała reszta, która nie potrzebuje usensawniania poza sobą, bo sama tworzy zasadę usensawniania.  ową „Nieredukowalną Rzeczywistością” nazywamy Boga Osobowego, który stwarza całość własną świadomością.


Czy zataczamy tak błędne koło? Rozum samotny zatoczyłby błędne koło, gdyby w ogóle mógł istnieć bez wiary.


Ktoś powie, że dochodzę do takich wniosków, bo wychodzę z pozycji katolickich i z góry dążę do takich a nie innych wniosków.. Oczywiście, że tak jest, ale to żaden problem. Przecież nauka też opiera się na domyśle, na założeniu, które później się weryfikuje. Nawet nauki ścisłe tak mają. Najpierw komuś przychodzi „genialna” myśl, którą później stara się udowodnić.
I bardzo często się udaje. Od strony wiary właśnie po to jest Objawienie by podsuwać nie tylko to, co przekracza możliwości wydedukowania, ale i to, na czego wydedukowanie człowiek mógłby po prostu – przez ograniczoną długość, życia, czas, kulturę, warunki i inne okoliczności – nie wpaść. Wrócimy do tego  nieco dalej.


Nie jestem filozofem, dlatego bardziej się zastanawiam, poszukuję, bo wnioski filozoficzne potrzebne mi są do wniosków na temat poznania, a te do wniosków na temat znaczeń. Zacytuję Jana Pawła II: „Jak się pomylę, to mnie poprawcie.”J

Wszystko jest Znakiem a Znak powstaje w myśli.

Rzeczywistość może być znakiem naszej zdolności poznania… Ale jest zawsze znakiem Boga, Stwórcy tej rzeczywistości. Stwórcy, czyli tego, który jest „na Początku”. To ujmowanie rzeczywistości jako Świętego Znaku Boga było oczywiste dla reprezentantów mentalności tradycyjnej, kosmologicznej, ludowej. Było, a raczej jest istotą tej mentalności. Zatarte ono zostało, gdy ludzie nielogicznie uznali, że nie muszą racjonalizować Systemu Wszystkiego, Ostatecznie. Że nie muszą wierzyć w warunek istnienia doczesności i skrawków rzeczywistości. Że te skrawki są autonomiczne… Robili to paradoksalnie w imię racjonalności. Badali racjonalnie elementy skrawków, uznanych mylnie za autonomicznie. Zapomnieli jednak, że te skrawki są elementami większej Całości bez której racjonalizowania nie ma sensu racjonalizowanie w obrębie wydzielonych jej skrawków.
Po co ci cegły, cement, piasek, jeśli nie zrobisz z nich jakiejś całości, np. domu, jeśli w tym celu nie uporządkujesz owych materiałów, nie połączysz ich według pewnych zasad, wg pewnego porządku? Gruz to se można kupić taniej, albo Ci nawet za darmo przywiezo…

Treść, a forma
            Przyjmijmy, że treść to jest to, co może zostać pomyślane- uświadomione, co może zaistnieć jako sens-pojęcie. I tu okazuje się, ze różnica między treścią, a formą jest tylko poziomowa. Bo to, co na jednym poziomie jest formą odsyłającą do czegoś innego- symbolizującą tylko, na innym może mieć wartość samą w sobie- a raczej wartość, czyli sens wynikający z tego, że tak, a nie inaczej, w takim, a nie innym miejscu w strukturze Stworzenia zostało to pomyślane przez Stwórcę.
            Co to jest forma? To kształt, status wewnętrzne uporządkowanie jakiegoś elementu- rozmieszczenie jego składowych, granice i kryteria jego tożsamości, ale i jego miejsce w czymś[5] większym. Owo uporządkowanie wewnętrzne i zewnętrzne decyduje o formie elementu jednocześnie, systemowo jak w puzzlach. Jeden element układanki ma kształt zdeterminowany przez całość. Ta całość pozbawiona jest sensu-zaburzona jest jej struktura systemowa bez tego elementu, ale i ten element swój sens ma we właściwym sobie miejscu owej całości.
            Forma więc, to system, struktura, porządek, organizujący elementy pewnej całości. Właściwe-zgodne z owym porządkiem miejsce elementów czyni zarówno całość, jak i jej poszczególne elementy sensownymi. Bo wewnętrzne uporządkowanie elementu zależy w pewnych kryteriach od tego, jakie miejsce jest  mu przewidziane przez porządek systemu do którego ten element należy.
            **Myślę, że uznawanie za dobre jakiejś całości, ze względu na jej elementy na niższym poziomie, jest nieuprawnione. Dlaczego? Bo przecież każdy błąd na pewnym poziomie musi się składać z elementów prawdziwych na poziomach niższych. Nie można bowiem wysnuć żadnego twierdzenia bez prawdziwych cząstek elementarnych treści-sensu. Złość może się pojawić na poziomie wyższym połączeń między nimi- w takim wypadku polegałoby na sprzecznościach. Sprzeczności zaś polegają na brakach powodujących nieciągłość- rozspojenie systemu a więc przerwanie gdzieś kontinuum wpływów między elementami takiej struktury. Sprzeczność jest bowiem brakiem spójności, czyli możliwości pogodzenia dwóch elementów- a pogodzenie, to dostrzeżenie sensu, a dostrzeżenie sensu jest dostrzeżeniem jakiejś relacji. Relacja jest usytuowaniem wobec innych elementów. Sens ma przecież charakter relacyjny- jest dostrzeganiem związków. Jeśli więc nie możemy znaleźć związku między twierdzeniami to znaczyłoby, że nie ma nadrzędnej zasady dla tych związków. Ale na to rozum ludzki nie może się zgodzić, bo jego działanie zakłada taki związek. Rozum pojawia się bowiem wraz z rozróżnieniem związanym koniecznie z relacją- coś jest różne od czegoś, dlatego, że istnieje do tego czegoś w takiej, a nie innej relacji. Jeśli więc  mamy brak relacji- to mamy jednocześnie sprzeczność, która polega na tym, że dwa elementy są nierozróżnialne, a więc zajmują to samo miejsce, podczas gdy  miejsce zakłada jedyność elementu przez nie zajmowanego.  

            Twierdzenie jako całość jest więc wtedy złe, gdy na jego poziomie ostatecznym, całościowym istnieje zaprzeczanie koniecznościom poznawczym, czyli sprzeczność z tym, co pozwala podejmować akt myślny. Można tej sprzeczności nie dostrzec, ale właśnie dlatego istnieje niezgoda


Trudno mówić o formach "samych w sobie", bo zawsze kryją się za nimi osoby.

Przypomnij sobie jak Bóg Osobowy Stwarzał świat. Słowem? Tak. Słowem. Tylko dawniej słowo znaczyło o wiele więcej niż dzisiaj i popełnilibyśmy grubą pomyłkę, gdybyśmy uznali, że tu chodzi o wypuszczanie dźwięków z ust. Słowo oznaczało – tak, jak greckie Logos – Myślenie, Sens. Cóż to za Myślenie, cóż to za Sens? Boski Sens! Sens wszystkiego. Boskie Myślenie, które Sobą stwarza wszystko, w tym i naszą wtórną zdolność myślenia, odbijając w niej swoje zasady, Swój Obraz i podobieństwo! Tylko dzięki temu możliwe jest ich istnienie. Już akt stwarzania- Myślenia Boskiego była nadawaniem właściwych miejsc- zgodnych z zasadami Myślenia- relacji wobec reszty, wobec innych elementów. Wiesz już dlaczego masz takie a nie inne zasady myślenia, dlaczego żeby coś dostrzec musisz oddzielić to od reszty? Jeśli nie, to przypomnij sobie  opowieść z księgi Rodzaju o stworzeniu Świata. Cóż tam się działo? Bóg mówił, czyli myślał, ustanawiając świat przez rozdział na dwie opozycyjne sfery: światłości i ciemności, wód niebieskich i wód ziemskich, lądu i wody…
Dlatego też, zę na wszystko nakładał te same zasady rzeczywistość jest spójnym systemem, a każdy element odsyłać może do innych i do całej reszty, może je  oznaczać. U. Eco pisał, że

Wszechświat staje się jedną wielka galerią luster, w której każdy przedmiot zarazem odbija i oznacza wszystkie inne” Twierdził dalej, że taki sposób myślenia o wszechświecie wyklucza się z logicznymi zasadami wyłączonego środka i tożsamości. Tymczasem z naszych rozmyślań wynikło już, że jest wręcz przeciwnie. Owe zasady logiki nie byłyby możliwe, gdyby nie fraktalowe podobieństwo różnych elementów i poziomów wszechświata.  Dzięki niemu możemy przykładać nasze myśli do skrawków wydzielanych na różnorakie sposoby.


W modnych od jakiegoś czasu w nauce i filozofii stwierdzeniach, że wszystko istnieje w umyśle jednostki, że prawda jest subiektywna, że  tak na prawdę rozdzielenie kontinuum rzeczywistości następuje w  umyśle jest- jak jużeśmy zauważyli- coś z prawdy.  W rzeczywistości to prawda, że  podziały w rzeczywistości i klasyfikacje są nam dane tylko przez zasady naszego myślenia, a więc przez grę pomyślanych opozycji binarnych...itd... Ale przecie doświadczamy jednocześnie, że nie mamy myślenia zbiorowego, "jedniowego", bo nie mamy dostępu do myśli innych, bo się nie zgadzamy, bo rzeczywistość okazuje się często przekraczać nasze myśli: to co kiedyś uważaliśmy za kompletne rozumowanie i widzenie rzeczy okazuje się później mieć inne elementy, które całkiem zmieniają w naszym późniejszym poznaniu dostrzeganą całość. Poza tym każdy proces rozumowy, w tym naukowy i historyczny opiera się na wyborze pewnych faktów, pewnych obserwacji, pewnych punktów, czy wykrojonych obszarów w sposób arbitralny. Za kilka lat ktoś może wybrać inne  wydzielone fakty- wydzielić badane rzeczywistości zupełnie inaczej. Bo rzeczywistość można dzielić i wyodrębniać jej składowe na „nieskończenie” wiele sposobów. Skąd wiemy, że nasze  a k t u a l n e wydzielenie jest właściwe? 
Jedynym więc wyjściem jest tu propozycja chrześcijańska Boga-Logosu,
Który Stwarza rzeczywistość i mechanizmy naszego wtórnego poznania nadając im cechy formalne własnej świadomości. Żeby dojść do prawdy obiektywnej należy poszukiwać Jego, Boskiego Punktu Widzenia.

Materia sama ma jakieś miejsce w tej całości ale i w jej obrębie są takie miejsca, w jej obrębie przejawia się fraktalowo, metonimicznie uporządkowanie systemu, którego ona jest całością.
Stwórcza Subiektywność stwarza obiektywność. My możemy odnajdywać to, co już Bóg przekraczający wszystko pomyślał w przekraczającym ziemski czas Akcie Stwórczym, albo to wypaczać.

Uważam też że zbyt radykalnie rozgraniczamy technologiczną i symboliczną część rzeczywistości poznawczej człowieka. Sam akt poznawczy jest z konieczności aktem Znakowym, polega na relacji między podmiotową możnością poznania, a przedmiotem poznania. Ta relacja jest znakiem, jest podstawą relacji między znaczącym i znaczonym. Można też się zastanowić nad inną relacją znaniową: podmiot jest za mózgiem(albo za organizmem ludzkim jako całością, bo część aktów podmiotowych niektórzy są gotowi lokować w sercu- ja się nie znam), w którym pojawiają odbicia reszty materii, której mózg jest częścią. I to między duchowym rozumem, a materią uporządkowaną jest prymarna relacja znakowa...
Claude Lévi-Strauss by się zaśmiał, że próbuję szukać strukturalnych zdolności człowieka w Transcendencji, ale wymienione wyżej fakty doświadczenia niezgody, doświadczenia błędu i tego, że coś  nas przekracza, a przede wszystkim możliwości wyboru, możliwości pójścia pod prąd, możliwości niespójności, czyli antystrukturalności, wskazywałyby właśnie na to że w samym akcie myślnym używane jest to, co zakłada istnienie Boga, który Swymi zasadami poznania stwarza obiektywną rzeczywistość.

Zło? Wolna Wola?
Mój umysł sam ma więc gdzieś swe źródło,  któremu może jednocześnie przeczyć. Może przeczyć, czyli popadać w niespójność, bo ma Wolną Wolę. A Wolna Wola polega na tym, że możemy rozmijać  się z Wolą Boga, który stwarza Prawdę i rzeczywistość  przez Pomyślenie Sobie o niej.
Wolna Wola pozawala odrywać się od Systemu, od właściwego miejsca w wyznaczonej, czyli- Poznanej przez Stwórcę całości, którą nazwijmy sobie Wszystkim. Poza tym wszystkim jest zaś nicość. Wolna Wola pozwala przemieszczać rzeczy poza granice, czy kryteria, czy (jak kto woli) wektory, wyznaczonej przez Stwórcę prawidłowości...

Obiektywne zło, to konstrukt językowy określający wybrakowanie, oraz oderwanie od relacji nadającej sens, od właściwego miejsca w porządku. T oderwanie to wynik Wolnej Woli, co chciała wyjść poza Boską Wolę, poza Boski miłosny Porządek. To wybrakowanie często ma konsekwencje dla całego Kosmosu tak, jak zmiana jednego elementu systemu zmienia znaczenie całości. To wyjaśnia dlaczego uznaję tak zwane struktury, czy formy rzeczywistości za nieobojętne moralnie. Bo Bóg wyznaczył dobre kryteria w rozdziale Aktu Stwórczego- a każde przekroczenie tych kryteriów, którym było również zerwanie owocu w raju, ma konsekwencje zła, czyli śmierci. Za złem struktur kulturowych zawsze więc stoją osoby, co nie znaczy, że osoby, które używają tych struktur, czy w nich uczestniczą muszą mieć winę. (Mamy jedną rajską winę w której wszyscy partycypują.)

Obiektywne zło "istnieje" tak, jak "istnieje" dziura w spodniach, jak "istnieje" nieistnienie, ale i jak istnieje kwiat wyrwany z ziemi,  (czy to jeszcze kwiat?), głowa oderwana od człowieka, jak istnieją elementy, które są wyrwane z właściwego sobie miejsca, wyalienowane i nie mające sensu....




Metafizyka obecności, czy  prawda w nieskończonym odroczeniu ?
Pozwolę sobie wtrącić w tym miejscu ogólnikowy przekrój historii idei w świece zachodnim.
I.                   Ludzie  doświadczając  subiektywności i tego, że każda część odsyła do czegoś innego w nieskończoność, poszukiwali Rzeczywistości, która nie potrzebuje sensu poza sobą  a jednocześnie sama jest warunkiem obecności, realności i sensowności całej reszty.  Poczucie owej „Nieredukowalnej Rzeczywistości”  to nie tylko jakaś przypadłość ludzkiego umysłu, ale wyraz tego, że bez takiego Warunku wszystkiego nie ma sensu szukanie „sensów” elementów jakichś cząstek.  Poszukiwaniem go były rozmaite religie. Za ów warunek  Nieredukowalnie Rzeczywisty i Znaczący uznano w Judaizmie i Chrześcijaństwie, a później w Islamie Boga Jedynego.  Zresztą podobne intuicje zdradzali filozofowie greccy, czy jeszcze wcześniej Faraon Echnaton i pewnie wiele jednostek i społeczeństw, o których mi nie wiadomo albo o których teraz nie mogę sobie przypomnieć. To  z a ł o ż e n i e  leżało u podstaw rozwoju nauki , czyli szukania sensów wtórnych cząstkowych, uwarunkowanych przez Boga. Bez założenia, że jest Ktoś Taki te cząstki nie miałyby sensu, byłyby nieskończoną siecią odwołań do czegoś innego, a w ostateczności do niczego. W związku z doświadczeniem subiektywności wiedzy i niemożności oderwania jej od kogoś, kto wie, szukano Tego, którego Wiedza, którego subiektywność, którego Myśl jest źródłem Obiektywnego Stanu.
II.                W pewnym momencie w kulturze zachodniej zaczęto szukać sensów cząstek zarzucając jednocześnie konieczność potwierdzania tych działań w Ostatecznym warunku ich sensowności. Jednocześnie miejsce tego warunku zajęła bezwiednie sama nauka, która w zasadzie została wciągnięta przez miejsce ostatecznej legitymizacji, które nie znosi próżni. Taka jednak nauka przestawała być nauką a stawała się pseudomitologią, pseudoreligią, czyli ideologią. Z taką nauką wiążą się hasła takie jak: neutralność, laicyzm, pozytywizm, modernizm, czy w jakimś stopniu strukturalizm. Wyrażają one próbę poszukiwania obiektywnej Prawdy bez tego, co ją umożliwia. Wyrażają próbę poszukiwania Prawdy oderwanej od Boskiej Myśli. Te próby były jednak inkoherentne. Jeśli odrzucono konieczność uznawania Boga, to nie mógł się obronić postulat obiektywnej Prawdy.
III.             Tą niespójność wewnętrzną dostrzeżono dość szybko, czego wyrazem stały się nurty postmodernistyczne, które w zakresie nauk zamieniły poszukiwanie obiektywności na rzecz analizy subiektywnych rozpoznań, a w zakresie społecznej i politycznej praktyki przedryfowały od neutralności światopoglądowej i laickości do pluralizmu, równouprawnień rozmaitych itd… Postmodernistyczny sposób patrzenia na „świat” chcąc wyjść z niespójności  obiektywizmu opowiedział się po jednej ze stron stworzonej błędnie alternatywy- powielając źródłowy błąd krytykowanych modernistów. Opowiedział się tylko po stronie przeciwnej modernistycznym założeniom. Dostrzegł słusznie subiektywną naturę wiedzy, która nie może być tożsama z obiektywną rzeczywistością.(Co jednak nie jest żadnym odkryciem, bo było wiadome i „metafizykom obecności”, „naiwnym realistom”, czyli tym, którzy szukali rzeczywistości obiektywnej i wierzyli, że ona jest) Miał rację, że moderniści roszczący sobie prawo do obiektywności są stronniczy i koniecznie subiektywni. Wyciągnął jednak wnioski, które wcale nie są konieczne.
IV.             Odrzucił „tradycyjny, naiwny realizm” któremu przypisał pogląd, że rzeczywistość, to byt istniejący niezależnie od podmiotu poznającego. Tego typu definicję rzeczywistości można, owszem,  przypisać zsekularyzowanym nurtom filozoficzno-naukowym. Jednak odrzucanie „metafizyki obecności” w związku z powyższym nurtem nie uwzględnia, że została ona wytworzona przez nurt zgoła inny, a opisany w punkcie pierwszym. W nim nie chodziło o to, dla niego ta definicja rzeczywistości byłaby nieadekwatna. Bo nie wystarczy pytać, czy byt istnieje niezależnie od podmiotu poznającego. Trzeba jeszcze zapytać, czy od każdego podmiotu, czy od mojego podmiotu, od jednego czy wielu podmiotów, jeśli od wielu, to od ilu, a może nie możemy tego ustalić?
Problem polegał więc na tym, że w modernizmie próbowano odpowiedzieć na niewłaściwie postawione, niepełne pytanie. Pytanie sformułowane niefortunnie jako alternatywa. Udzielono odpowiedzi, która okazała się niespójna. Tą niespójność wychwycono w postmodernistycznym sposobie myślenia,  nie dostrzegając jednocześnie, że problem tkwi w źle postawionym pytaniu. I tak jak moderniści opowiedzieli się za pierwszym członem alternatywy- za niezależnoscią rzeczywistości od poznania, tak postmoderniści opowiedzieli się za zależnością. Przyczyną sporu między nimi było więc to, w czym się zgadzali- błędna alternatywa.
Wystarczyło zauważyć, że to, co sobie powyżej przeciwstawiano jest tak na prawdę dopełniające. Można pytać o miarę, o relację między subiektywnością a obiektywnością. W innym miejscu spróbuję pokazać jest to problem dotyczący również modnych poglądów na kulturę, społeczeństwo i światopoglądy. Bo można dać   c h o ć b y  jeden przykład sytuacji w której obiektywność i subiektywność, nieskończoność odwoływania się do sensu poza sobą i metafizyka obecności są zgodne, a nie alternatywne. Na razie napisałem „choćby”,  żeby wskazać na niezasadność, bo niekonieczność  tez absolutyzujących albo subiektywność w opozycji do subiektywności albo na odwrót. Czy jest to możliwość jedyna, wykluczająca inne, to już kolejna sprawa. My już podjęliśmy pr,obę rozwiązania tego problemu. Stronniczo więc uprzedziliśmy wnioski. Ale… co to za problem. Punktem wyjścia każdego myślenia, również naukowego jest przecie domysł, który się później sprawdza.
V.                Jaka to możliwość?   Patrz punkt I. Jest to możliwość, której odrzucenie stało się przyczyną inkoherencji nowoczesnej i modernistycznej „obiektywności”

Czym się różnimy od zwierząt
Mózg jest jak zdjęcie, obraz, film, czy nagrania dźwięków. No i jak aparat, kamera, czy dyktafon. Gdy patrzymy na film, widzimy nie film, a rzeczywistość do której odsyła. Ma on na celu uobecnianie tego, co nieobecne. Jest to relacja znakowa.
Pamięć to swego rodzaju zdjęcie, czy rysunek. Tak, jak i ono może być zamazane, czy zakłócone przez inne czynniki.

Jak to się jednak dzieje, że jesteśmy nie tylko  aparatem i zdjęciem, ale możemy chcieć, albo nie chcieć,  nie wierzyć, albo wierzyć w to, co się  na kliszy mózgu zapisuje?
Jak to się dzieje, że nie tylko jesteśmy uporządkowanym procesem, ale i  uświadamiamy go sobie?
Że możemy  wybierać?
Że możemy  popadać w sprzeczność, czyli odrzucać uporządkowanie strukturalne?

Niezaprzeczalnym faktem, a jednocześnie tajemnicą jest to, że istnieje w człowieku
usensawnianie-rozumowanie-abstrahowanie-porządkowanie-rozróżnianie-świadomość-poznanie.
Nie jest ono tożsame z materialnymi procesami mózgowymi nazywanymi czasem myśleniem.
Te polegają na przepływie impulsów elektrycznych przez materialne nośniki. Prąd ów powoduje zmiany w mózgu które zwiemy informacją, czy jakoś tak.
Podobnie mają zwierzęta, rośliny, przyroda,   komputery.
W podobny sposób informacją możemy nazwać
uporządkowanie płatka śniegu,
struktury prześlicznych kryształów,
czy systemów i cyklów przyrodniczych,
czy układu słonecznego, galaktyk...
 To wszystko są
jakieś struktury
fraktalowo skonstruowanego Uniwersum.
(Ciekawe jaką rolę odgrywa w tym teoria hologramu)

            Strukturaliści twierdzą, że nasze myślenie, to tylko wyraz pewnych rozdziałów i porządków(czyli struktur). Wyraz, a raczej element. I to myślenie – jak pisał ks. A.Krąpiec –jest najradykalniejszą formą ateizmu. Uważam, że rozum, to nie rozbudowany materialnie mózg, i procesy intelektualne jakie w nim zachodzą. Rozum, to nie część struktury, który całą resztę do której należy  w sobie odbija tak, jak film odbija nagrywany lot ptaka.
Rozum, to umiejętność abstrahowania z tych strukturalnych zależności umożliwiająca
u ś w i a d o m i e n i e  ich sobie,
umożliwiająca doświadczenie ich ładu, spójności[6] i sensu przez używanie materii strukturyzowanej jako narzędzia myślenia.
Ta umiejętność jest  materialnymi tylko środkami nieuchwytna, niewyjaśnialna. Wymyka się naukowym analizom.
Nie można jej ogarnąć, bo jest
granicznym  n a r z ę d z i e m  naszego poznania,
krańcowym, ostatecznym elementem naszej tożsamości,
którego nie możemy przekroczyć, bo go koniecznie używamy do myślenia.
Jest pewnie elementem duszy- owego Boskiego Obrazu.
Jest tajemnicą.
Jak to się dzieje, że nie tylko jesteśmy uporządkowanym procesem, ale i  uświadamiamy go sobie?
Jak to się dzieje, że nie tylko  jesteśmy aparatem i zdjęciem, ale możemy chcieć, albo nie chcieć,  nie wierzyć, albo wierzyć w to, co się  na kliszy mózgu zapisuje? Że możemy  wybierać?
Że możemy  popadać w sprzeczność, czyli odrzucać uporządkowanie strukturalne?

            Owe materialne procesy i struktury są więc tylko n a r z ę d z i e m  zapisu sensów, a i same są dostrzegalne i całkowicie opisywalne tylko dlatego, że jest coś, co je jakościowo przekracza. Uniwersalne zasady strukturyzacji może dostrzec ktoś, kto ma w sobie element materialne struktury
p r z e k r a c z a j ą c y .
            Dlatego choćby nawet znalazły się organizmy, czy maszyny o większej sprawności intelektualnej polegającej na lepszej komunikacji między połączeniami nerwowymi, itd.., itp., to i tak tylko my tutaj możemy te uporządkowane dostrzec. Z istot ziemskich tylko człowiek może poznać jakiekolwiek porządki w świecie, które to generują sensy.
Tylko człowiek myśli "o", a nie tylko "jest myślany".
To może nieprecyzyjne określenie, ale jak mówiłem, tego poziomu, który stanowi o naszej tożsamości nie potrafimy przeanalizować. Możemy go dostrzec. Reszta jest tajemnicą.
To jest właśnie podobieństwo Boże: Świadomość-Poznanie-Rozum-Myśl.
Jednakże tym różnimy się od Stwórcy, że nasza subiekcja nie stwarza rzeczy.
Boskie Poznanie natomiast Stwarza rzeczywistość- stwarza zasadę strukturyzacji, z której i ludzkie poznanie się wyłania.
Poznanie, które nie tylko jest strukturą, ale i z niej abstrahuje-uświadamia sobie Porządek(Sistema-Forme-Kosmos) i Prawo(Nomos) rzeczywistości.
Abstrahuje, bo np. może te struktury zaburzyć.
A ta możliwość sprzeciwienia się- Wolna Wola- możliwość nierozumności jest tylko konieczną konsekswencją tego, że człowiek materialne przejawy tej struktury  p r z e k r a c z a . 
            Każda jednak próba zmiany struktury przewidzianej przez Stwórcę jest tworzeniem luk, pustek, braków, a raczej popadaniem w nicość. Bo istnieć może tylko to, co Pojawiło się w Umyśle Bożym. A Ten Umysł, jako źródło jedyności zasad porządkowania pozwala nam szukać w rzeczywistości sensów- koniecznych do poznania – świadomości ...
Myślę więc jestem...?
Nie.
            Kartezjańskie myślę, więc jestem  zdaje się wskazywać na to - może to jest niezgodne z interpretacją samego Kartezjusza, ale jednak funkcjonuje w mentalnościach wielu - że myślenie pozwala człowiekowi  stwarzać rzeczywistość, wymyślać "coś nowego". Dlatego przecież dzisiaj jedynym niemal kryterium wszystkiego jest "kreatywność".  A w rzeczywistości tylko Boskie Myślenie równe być może Stwarzaniu i Stanowieniu- również tego, co jest istotą "mojego ja". Gdybym nie został pomyślany przez Stwórczy Rozum- Logos, to by mnie nie było.

"Bóg myśli, więc jestem",
            Bóg myśli, więc cokolwiek jest- takie są moje propozycje. Bo skoro moje istnienie jest dla mnie tajemnicą, skoro nie potrafię go nawet zdefiniować, a więc i udowodnić, to na podstawie  s a m e g o  rozumu nawet własnego "ja" nie mogę być pewien. Mogę być go pewien na podstawie wiary.
            W "ja" wierzę. Jego istnienie zakładam jako wyjściowa konieczność, która jednak wykracza poza możliwości rozumowego wyprowadzenia. Na podstawie rozumu nie mogę być pewien tego rozumu- potrzebuję wiary. Rozum bowiem bez wiary istnieć nie może.


Myślenie „dowodem” na istnienie Boga

Bez myśli nie znalibyśmy ani siebie, ani niczego innego.
Nasze procesy mózgowe i działania byłyby-
jak domino,
jak puzzle,
elementem uporządkowanej, fraktalowej  układanki wszechświata-
informacją.

Ale poznanie ich nie byłoby możliwe, gdybyśmy ich nie przekraczali. Gdybyśmy byli tylko ich częścią.
Puzzle nie wiedzą, że tworzą układankę. Mózg nie wie, że tworzy uporządkowane procesy materialne.
Do pomyślenia o nich,
do dostrzeżenia ich porządku,
do nadania im znaczenia
potrzebny jest pierwiastek jakościowo różny od materii-
dusza.?

Ale czy w związku z tym nie okazuje się, że wszystko poznawane istnieje tylko w moich myślach?
Również inne osoby myślące, i słowa, które do mnie wypowiadają?
Może tylko ja nadaję im znaczenie?
Ale przecież osoby owe czasem się ze mną nie zgadzają.
I ja tej niezgody nie chcę, a jednak ona nie znika.
Świadczy to o tym, ze  przekraczają one moje myśli, są poza nimi.
Podobnie zresztą jest ze zdarzeniami, których nie chcę, a których samym chceniem nie mogę zmienić.
Nie zmienia to faktu, że rzeczywistość nie może zaistnieć poza myśleniem, poza nadawaniem jej znaczenia.
Znaczenia jakiegokolwiek.
Znaczenia, czyli odróżniania elementów rzeczywistości od siebie i zauważania relacji między nimi. Relacji zakładających uniwersalne zasady relacjonowania, porządkowania, myślenia, na wszystkich poziomach.
Znaczenia, czyli dostrzegania systemowego charakteru rzeczywistości.
A myśl nie może się pojawić bez owego rozróżniania i widzenia relacji znaczących
Nie może się pojawić bez widzenia zgody, spójności
Wszelka niezgoda w myśli może się pojawić jako złożona z elementów, które wewnętrznie posiadają zgodę swoich składowych.
W akcie myślnym zawiera się założenie,
że zasady myślenia, są zgodne z zasadami rzeczywistości o której myślimy. Inaczej nie moglibyśmy jej zapoznać. 
Myśląc zaś o rzeczywistości i jej różnych elementach
za pomocą jednych i tych samych zasad porządkowania
uznajemy je za uniwersalne
i możliwe do przyłożenia, do każdego różnorako wydzielonego jej elementu i poziomu .
Jeśli zaś rzeczywistość  może zaistnieć tylko w myśli,
a jednocześnie istnieją uniwersalne jej zasady dla różnych bytów myślących, czyli osób,  to musi istnieć uniwersalne i i osobowe jej źródło.
Nie może być ona tylko zasadą porządkującą wszechświat. Bo zasada, żeby zaistnieć musi być pierwej pomyślana. A myśl może pojawić się tam, gdzie osoba. A osoba- tam, gdzie myśl. (Osobą nazywamy byt mogący chcieć, poznać, uświadomić sobie, rozróżnić i zrelacjonować.)

Skoro więc doświadczamy niezgody nawet w swoich myślach, a myśl nie pojawiłaby się bez zgody, skoro inne osoby też muszą mieć takie same zasady porządkowania jak my
i jak rzeczywistość poznawana,
to musi istnieć Jedyne Osobowe Źródło Uniwersalnych Zasad- Bóg.

Przecząc jego Istnieniu przeczymy istnieniu własnych myśli.



Relacja- Sens elementu systemu poza nim
            Do pomyślenia o czymś konieczne jest oddzielenie tego od reszty. Pomyślenie jest uświadomieniem sobie i zaistnieniem w umyśle tego czegoś jako pojęcie-sens. Jednakże myślenie[7] nie może istnieć tylko w oparciu o rozróżnianie. Jeśli coś zostaje w nim oddzielone, to  n i e  na zasadzie autonomii- całkowitej niezależności. Wtedy nie moglibyśmy tego dostrzec, bo nie było by żadnej drogi styczności między nami, a owym przedmiotem poznania. Nie moglibyśmy też dostrzec żadnych związków między tymi przedmiotami, a więc ich rozumności. A bez tego, nie moglibyśmy niczego sobie uświadomić.

Przedmiot poznania istnieje w naszej świadomości koniecznie i tylko
jako myśl - s u b i e k c j a.
Podobnie zresztą podmiot.
Ale przecie subiekcje- myśli
nie mogą istnieć inaczej
niż jako sensy-pojęcia.
Owe sensy zaś mogą zaistnieć tylko i wyłącznie w rozróżnieniu od innych.
Rozróżnienie to jest natychmiast zamieniane przez rozum
na  r e l a c j ę .
Relacja w rzeczy samej jest tożsama z owym rożróżnianiem.
I jest tylko aspektem tego samego.
Jest jednoczeniem rozróżnionego.
Doskonałe takie różno-zjednoczenie
nazywamy miłością...

Rozróżnienie wprowadza koniecznie
porządek
- czyli zasady odróżniające miejsca właściwe danym pojęciom-sensom.
Te miejsca to bardziej
"odległości",
czy relacje,
w stosunku do innych sensów.
I te relacje wyznaczają tożsamość sensów,
skoro to one konstytuują istnienie sensu.
Zmiana więc jednego miejsca znaczenia
istniejącego w owym wszechzwiązku systemowym(strukturalnym)
zmienia tożsamość zarówno tego elementu, jak i całości.


Trudno mówić o znaczeniu czegokolwiek samym w sobie.
Tylko Bóg ma znaczenie niezależne od innych i totalne,
bo to, co powstaje w Jego Świadomości,
staje się ładem Powinnościowym i obiektywną rzeczywistością.
Chociaż...
można uznać, że Jego Trójjedyność to fundamentalna relacja wewnętrzna, którą trudno nam analizować. Może być ona Objawiona.

On sam ma trwałe miejsce w strukturze Istnienia,
którym jest nadrzędność i Stwórczość-Pierwotność i Wzorcowość,
wyznaczanie podziałów-porządków
i stanowienie jedynego rzeczywistego ich zjednoczenia
- Miłości.

Znaczenia stworzeń są zależne od miejsca, jakie im wyznaczyła,
jakie miejsce dla nich p o m y ś la ł a
w  s y s t e m i e  rzeczywistości
Myśl Stwórcza.

Sens-pojęcie-znaczenie,
jako cząstka elementarna świadomości
i jej konieczność
jest sensem o tyle, o ile ma "pozycję" wobec innych znaczeń
- o ile istnieje w pewnej strukturze,
czyli w p o r z ą d k u - w s z e c h z w i ą z k u .

Żeby była struktura musi być r e l a c j a
- usytuowanie w Kosmosie wobec innych, wzajemny  w p ł y w
Ta relacja - zawierająca w swojej konieczności rozróżnienie od innych,
dla swego zaistnienia musi być
zapośredniczona przez Relację Ostateczną- Stworzyciela,
którego Poznanie stwarza
wraz z różnością
z a s a d y  jej jednoczenia.

Inaczej mówiąc:
Żeby była relacja muszą istnieć jej podstawy
-jakaś wspólność- wspólne źródło i cel.
Dlatego musi być też Jeden Stwórca zasad.[8]

Rzeczywistość, którą poznajemy dostępna jest nam tylko jako znaczenia
- jako element świadomości.
Relacje między obiektywnymi rzeczami musimy więc zrównać z relacjami między myślami-pojęciami-sensami.
Musimy je takimi uznać mimo jedynie rozumnego założenia, że obiektywność istnieje niezależnie od naszych myśli.
Jedynym pogodzeniem tych dwóch prawd jest uznanie
Boskiego Źródła obiektywności w J e g o  S u b i e k c j i
i pochodzenia naszej myśli od Boskiej Myśli.
Nasze myślenie można uznać za to  t c h n i e n i e  Boże, które pozwala poznawać Boskie Myśli,
Myśli, które stały się obiektywną rzeczywistością.
Możemy ją poznawać dzięki temu, że podstawy naszych myśli są stworzone na wzór Myśli Bożej.
Wszystkie zaś rozróżnienia-relacje opierają się na binarnej zasadzie rozróżnienia między Stwórcą a Stworzeniem której najważniejszym elementem jest relacja między Bogiem i  Jego obrazem człowiekiem.  Relacji Trynitarnej nie mogę tu analizować.

Rozróżnienie musi iść w parze z jednoczeniem. Do tego potrzebna jest zasada jednoczenia. Bo doświadczamy naszym umysłem związków-reakcji i relacji między rozróżnianymi elementami. Ostatecznie też poznajemy w imię założenia
"rozumności wszechświata".
Takiej rozumności potrzebna jest zasada
rozdzielająca i jednocząca
przez relacjonujące porządkowanie.
Zgodność z tą zasadą to sensowność.
Zasada ta, to Sens- Logos, który musi być Osobowy i Jeden,
by myślenie, przez które tylko mamy dostęp do rzeczywistości-
wraz z tą rzeczywistością
miały Sens.

Sensem tym jest Miłość.
Relacja, czyli Miłość to jednoczenie różności.
Taka relacja to sens poza sobą, sens w Transcendencji.
Ta transcendencja Ostateczna
jest jedynym pośrednikiem
między różnymi elementami i osobami.
Bez niej nie mogłoby być
ani rozdziału,
ani zjednoczenia.
Relacja taka to jednocześnie
odpowiedzialność.
To "Miłość i Odpowiedzialność".

Zakłada ona bowiem istnienie we wszechzwiązku,
a więc w systemie,
w  ł a d z i e,
w którym zmiana jednej relacji może pociągać za sobą rozstrojenie sensu innych, albo nawet całości.

Jeśli relacją doskonałą jest Miłość, to musimy pamiętać,
że miłość to zawsze wolność, wolna wola.

Ona to daje
 możliwość wybrania relatywizmu,
a w nim zbłądzenia
- wybrania tego, co poza Boską myślą,
co jest unicestwianiem, wybieraniem
nicości
- braku.
 Ta nicość rozdziera ciągłość, czyli zjednoczenie między Całością Kosmosu.

Ta możliwość jest potwierdzeniem tego, że człowiek jest o s o b ą
na obraz Boży,
a jednocześnie jest uwidocznieniem różnicy
między obrazem a Prawzorem.

Bo tylko Bóg ma możliwość ustanawiania bytów własną Myślą.
Człowiek ma tylko myślenie,
Bóg musiałby sobie zaprzeczyć dając człowiekowi możliwość stwarzania.
A więc ta możliwość decydowania
- warunek miłości
- otwiera na nicość, na brak.

Człowiek wybierając brak
otworzył
i przekroczył
bramy jałowiejącego czasu
i kończącego się śmiercią.
W tym naruszeniu całości
w y s a d z i ł siebie
z właściwego sobie m i e j s c a ,
z właściwej r e l a c j i ,
stracił trwałe odniesienie do w ł a s n e j  i s t o t y .
A jak już zauważyliśmy wcześniej
istota człowieka musi być  p o z a  nim.

I zaburzając porządek relacji
człowiek zagubił i własną istotę.

Stał się przykładem zjawiska, któremu na imię:
Alienacja
Konieczności poznawcze mogą być przez ludzką wolną wole, świadomość negowane. Gdy to ma miejsce człowiek popada w sprzeczność.

Alienacja polega  n i e  t y l k o  na tym, że człowiek
nie trwa w swej istocie,
że jest ona cały czas celem upragnionym,
choć wciąż niezdobytym,
nieznośnie nieosiągalnym
jak ukończenie syzyfowej pracy.

Elementem alienacji jest też fakt,
że to, co możliwe
nie jest aktualne.

Innémi słowy:
człowiek nie wie nigdy,
czy ma w świadomości
- w danym czasie i miejscu-
to wszystko, co możliwe do uświadomienia i potrzebne.

Więcej: Człowiek wie, że nie pozna wszystkiego, co może być poznane, ani w makro, ani w mikroskali.

Konrad Tomasz przerwał mi w tym miejscu
i stwierdził słusznie
że nawet w Niebiesiech, poza alienacją
człowiek nie wie wszystkiego
bo nie jest Bogiem.

Wtedy nie musi wiedzieć
bo nie musi szukać
właściwego sobie miejsca
z którego wypadł,
stoczył się
sięgając po jabłko...
A sięganie to było
nie na miejscu

Używając określenia "w danym czasie i miejscu", chciałem pokazać,
że istnienie w upływającym czasie
i zmiennych okolicznościach
- decyduje o tym, jakie prawdy a k t u a l n i e pamiętamy.

Owo "aktualnie" zakłada,
że istnieją też prawdy
potencjalne,
możliwe do pamiętania w danych okolicznościach.

W związku z tym możemy zadać pytanie:
Czy możemy być pewni, że pamiętamy wszystkie elementy, które pozwalają skonstruować prawdziwy sens uświadamianej rzeczywistości?

Czas naszej aktywności w świecie,
czas konkretnych epok, pokoleń,
też jest taką  a k t u a l n o ś c i ą ,
ograniczoną wobec "możności"
niekończącej się rzeki czasu i bezkresu przestrzeni.
W którym miejscu tej rzeki znaleźć sensodajny punkt oparcia?
W końcu punktów tych można wydzielić nieskończenie wiele,
nawet na rzece płynącej
nie po ziemi,
lecz po ziarnku piasku...

Codzienne doświadczenie, historia nauki, zetknięcia kultur
przynoszą nam doświadczenie pokazujące, że powyższe stwierdzenia są słuszne.
Bo czymże innym, jeśli nie owym alienacyjnym ograniczeniem jest
szukanie okularów,
które ma się na nosie
(przez nieuwzględnienie tej możliwości)?

Czymże innym jest rozwój nauki,
w której co jakiś czas okazuje się,
że odnaleźliśmy dane, które każą nam porzucić dotychczasowe,
"udowodnione" pewniki?
Czymże innym jest doświadczenie,
że to co u nas jest uznawane za moralnie obowiązujące i oczywiste, bo "naturalne"
u innych może być uznawane za złe?

Czymże innym jest fakt, że człowiek nie ogarnia wszechrzeczy?
Czymże innym, jeśli nie ową
aktualnością ?

Tu znów wtrąca się Konrad Tomasz,
który zwrócił mi słusznie uwagę, że to nieogarnianie wszystkiego będzie dotyczyć i wieczności
Ale wtedy-odpowiadam-nie będziemy musieli szukać swojego miejsca
bo w nim będziemy

Jakaż pewność więc nam pozostaje?
Jak zaspokoić mamy
ten głód
spójności i zrozumienia,
ód
nie pozwalający pozostawić brzucha poznania
bez usensawniającej strawy?

Pozostaje nam to, co pozwala nam szukać.
Pozostaje to, bez czego nie może zaistnieć
ani wiara,
ani zwątpienie,
ani rozróżnianie,
ani dostrzeganie związków.
-Świadomość.
-Konieczność poznawcza.

Ale i ona nie może zaistnieć bez rozróżniania i widzenia związków,
bez rozumności.
Ale i ona
nie trwa
w możliwej dla siebie
Rozumności całkowitej.

Bo choć nie może istnieć fałsz bez prawdy,
to prawda bez fałszu istnieć może.
Rozum bez głupoty istnieć może.
Powiem więcej nawet:
Rozum, Prawda, Zgodność, Świadomość, Poznanie, Myślenie,
nie znoszą fałszu,
nie znoszą głupoty,
nie znoszą
niespójności,
braku sensu,
braku nie znoszą.

Nie znoszą, dlatego nieustannie próbują załatać dziury w sobie.
Próbują,
lecz okazuje się, że brak im materiału
- bo uzupełniając jedno miejsce,
biorą materiał z innego
robiąc dziurę gdzie indziej.

Muszą szukać poza sobą
- w tym, co Transcendentne.

Inaczej nie wygrzebią się ze swojej alienacji.

Konieczności poznawcze potrzebują wiary, bo same są przyjęte na wiarę.
A z tych konieczności wynika koniecznie
Istnienie Jedynej Zasady strukturyzowania
- spajającej miłośnie rozróżnienia,
poprzez Stwórcze Myślenie Swoje.
Ale nasza alienacja sprawia,
że konieczności nie wystarczą
do wypełnienia ludzkich potrzeb poznawczych
i ostatecznych.
Bo nie jesteśmy pewni,
czy okoliczności- miejsce i czas
- pozwolą naszej świadomości
odnaleźć to, co jest możliwe do pomyślenia
i co jest ostatecznym, prawidłowym wnioskiem.

Czemu naukowce wybiyrajo do badania te a nie inne strzępy rzeczywistości? Jutro wybiero se inne, rzekno, ze im siy pomyliło i im innyj obráz świata siy wyłoni

Bo choć myślenie jest synchroniczne
- jest wyobrażaniem sobie układów przestrzennych, czy strukturalnych, jako ponadczasowych trwałości
- to samo odbywa się w czasie
- w diachronii.

Odbywa się w czasie,
choć sam czas pomyślany może być tylko za pomocą
metafory synchronii- przestrzeni bez “wcześniej i bez później,
jako oś, narysowana na szkolnym papierze,
(czego nas w podstawówkach uczyli).

Dlatego też może nam
nie starczyć czasu,
by odnaleźć "miejsce" myśli-pojęć-sensów
wskazujących Sens wszystkiego.
Dlatego warto wrócić do wiary.
Wiary w Ducha Świętego
P r z y p o m i n a j ą c e g o  nam
właściwe miejsce myśli we właściwym ich czasie.
Wiary w Objawienie Boga,
które zstąpiło w historię i może być przekazywane.

Można też powiedzieć inaczej:
To, że człowiek może coś zrobić
nie znaczy, ze to zrobi
-bo może po prostu nie wpaść na ten pomysł
- na  to
zabraknąć mu może czasu.

I tu pomaga owo Objawienie,
które sprawia, że nie jesteśmy zdani na zagrożone nieznalezieniem poszukiwanie,
ale otrzymujemy znalezisko
-do którego rozumności nie musimy dochodzić
-bo ono samo do nas przyszło.
Wystarczy je odczytać.
I tu pomaga wiara

Powyższe pokazanie, że do Boga prowadzi rozumność i konieczność poznawcza jest w istocie inną nazwą
"Prawa naturalnego",
"możliwości poznania Boga- jego odbiciem w Porządku Kosmosu",
o których mówił Kościół.

Z ową możnością odnalezienia
Docelowej Życia Prawdy
jest tak, jak z możnością znalezienia np...
herbaty
- która jest na półce (choć skryta za innym opakowaniem).
Otóż często bywa tak,
że możliwe jest jej znalezienie
- a mimo to jej nie znajdujemy
- bo nie wpadliśmy
a k t u a l n i e
na pomysł, by przesunąć torebkę cukru, za którą schowała się owa herbata.

I jak to w życiu przedziwnie bywa
- uznaliśmy, że herbaty w domu
brak,
bośmy jej
aktualnie nie znaleźli..

No i zadowalamy się samą wodą, nie pijemy nic, albo idziemy do sklepu herbatę zakupić
( by poźniej ironiczny los sprawił,
ze po powrocie do domu
zwrócimy się prosto ku miejscu gdzie herbata leży
i przesuniemy torebkę cukru,
by tam zakup położyć.
A może w drodze do sklepu
przypomnimy sobie,
żeśmy herbatę cukrem zasłonili...?)

Przecież  m o ż l i w e  było pomyślenie, że ta herbata była zakryta.
A jednak  a k t u a l n i e  żeśmy na to nie wpadli.

Aktualność znów człeka ograniczyła.
Nią w końcu jest całe życie człowieka i ludzkości
(nie, nie herbatą, a aktualnością).

Jakże często jest tak,
że pamięć każe nam szukać zguby nie tam, gdzie trzeba,
podczas gdy jej właściwego położenia konsekwentnie i lekceważąco unikamy.
Kościół wyjaśnia ten fakt,
owo aktualne niedosięganie możności
jako pogrzechową ułomność, niedoskonałość poznawczą

Tu zahaczyliśmy o rzeczy tak odległe, jak niebo i piekło. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy możliwe jest ich docieczenie na podstawie konieczności poznawczych. Jeśli zaś powiążemy powyższe stwierdzenie ze spostrzeżeniem, że człowiek nie ogarnia bezkresu, możemy wysnuć kolejny wniosek.
Jest nim uznanie,
że i część prawd,
których nie możemy aktualnie wywieść od konieczności poznawczych
musimy przyjąć na wiarę.
bo samo uznanie, że coś jest taką koniecznością
wymaga czasu, refleksji.
Ale nawet jeśli poszukujemy możemy nie znaleźć. Dlaczego?

Cała nasza wiedza jest ostatecznie przyjęta z góry[9], na wiarę, bez dochodzenia do niej. Bo Zasady dochodzienia, rozumowania, analizowania, dedukcji, oraz materiał poddawany dedukcji tez przyjmujemy z góry.
- nie wiadomo dlaczego i nie wiadomo skąd przychodzi on do nas.
Wiemy, że przychodzi,
możemy go przyjąć, albo nie- i to nazywamy wiarą.
Nie wiemy skąd
w danym czasie i miejscu
pojawiają się w umyśle
i struktury i przedmioty poznania weń wpisane,
które razem generują sensowność.
Bo ostatecznie
nie tylko możliwość i sposób dedukcji jest dany z góry,
jest dany indukcyjnie,
ale i elementy, wnioski i efekty tej dedukcji
mogą się pojawić,
albo nie,
możemy na nie wpaść,
albo nie.
A więc i one są dane indukcyjnie.
Uświadamiamy sobie,
że do nich doszliśmy
dopiero jak już do nich doszliśmy.
Bo w rzeczywistości
to one do nas przychodzą.

My nie możemy ani kroku wykonać prócz przyjęcia, albo odrzucenia
- prócz wolnego wyboru.
Możemy tylko przyjąć
mniemanie o ich wynikaniu,
o ich rozumności-
a więc przyjąć je
spoza nas,
przyjąć jako transcendentne.

Nie możemy sami dochodzić do wniosków.
Możemy tylko być obdarowywani przez dochodzenie do wniosków
- możemy je poznawać i przyjmować,
albo nie.
Przyjmować od Stwórcy Rozumnego wynikania
- Stwórcy spójności rozróżnień.

Wnioski fałszywe mogą istnieć tylko jako "skonstruowane"
choćby na jednym poziomie z wniosków poprawnych.
Dlatego owe dane z góry wnioski
nie gwarantują całkowitej poprawności.
Bo w przyjętym wnioskowaniu może jakichś związków na dolnych poziomach zabraknąć
i to zaburzy całość
- wniosek ostateczny.

Nigdy nie możemy być pewni,
czy o czymś nie zapomnieliśmy
i czy wnioski przez nas odnalezione wynikają z kompletnych przesłanek.
Jeśli tak, to każde wnioski opierają się na  w i e r z e  w kompletność przesłanek,
Ale na to się nic nie da poradzić.
Na to nawet nie trzeba nic radzić.
Bo to żaden problem.
To fakt zastany na który wpływu nie mamy.
I mieć nie musimy,
bo okazuje się on faktem dla nas przenajszczęśliwszym.

Jeśli  z a k ł a d a m y  bowiem jak powyżej prawdziwość przesłanek,
to rozumowanie jest całkowicie uzależnione
od Tego, co poza nami
i od wiary.
Dlatego też rozumność czegokolwiek,
zasady i materia rozumowania
są  zawsze przyjmowane na wiarę.

Dlatego też
rozumność wiary
w Boga
może być przyjęta tylko na wiarę.
Dlatego też wiara w Niego
nie może być uzależniona od tego,
czy jego Istnienie
zdaje nam się  a k t u a l n i e  uzasadnione, czy nie.

Bo w ostateczności wiara w Boga bez szukania rozumności Jego istnienia
ma taką samą wartość poznawczą,
czy nawet logiczną, naukową
jak wiara widząca
dlaczego istnienie Boga jest rozumne.



Komunikacja a obiektywność            

Gdyby przezwyciężenie subiektywizmu nie było możliwe, w jaki sposób mielibyśmy budować wspólne życie?
Benedykt XVI[10]

            Gdyby ludzie nie posiadali takich samych podstaw myślenia, to jak niby mieliby się porozumieć? Do tego bowiem, do zgodnego współistnienia potrzebne są podzielane przez innych sposoby widzenia, odczuwania, oznaczania rzeczywistości. Jeślibyśmy ich nawet podświadomie nie posiadali, nie moglibyśmy zakładać, że istnieje możliwość "przekazania" innym rozumianej przez nas treści. Żeby druga osoba rozpoznała znaczenie, które my rozpoznajemy, musi wewnętrznie posiadać podstawy znaczniowe te same, które i my posiadamy[11]. Jeśli tak nie jest, to wg rozumu ludzkiego znaczy, że nie istnieje rozumienie drugiego podmiotu. Ale od razu wykluczam tą możliwość, bo uznając ją musiałbym zanegować myślenie swoje w ogóle, doświadczanie sensów w ogóle, a to niemożliwe, to sprzeczne z tym, co pozwala mi tu pisać i rozważać. Owszem ludzie często negują refleksyjnie swoje podstawy poznawcze- mają wolną wolę- ale popadają tym samym w sprzeczność, bo jednocześnie tych podstaw koniecznie używają. I zazwyczaj tej sprzeczności nie widzą, co prowadzi do opisywanego wcześniej nawarstwiania się schematów błędnych u podstaw...
            Jak jestem więc przekonany, każdy z nas zakłada, albo przynajmniej realizuje nieświadomie założenie, że możliwe jest porozumienie, każdy z nas za oczywiste uznaje "obiektywne" rozumienie pewnych elementów rzeczywistości, za "obiektywne", a raczej za intersubiektywne czyli za powszechnie podzielane.
            Kiedy więc rozumiemy, że istnieje chociażby rozróżnienie między prawdą, a fałszem, górą, a dołem, światłem, a ciemnością, potwierdzeniem, a zaprzeczeniem zakładamy, że inni rozumieją istnienie takiego rozróżnienia. Równie podświadomie zakładamy też (a te założenia, jako oczywistości nie są często artykułowane), że i sam fakt bycia- istnienia jest przez innych rozumiany, doświadczany, nawet jeśli żyją w kulturze, w której jednostka nie widzi potrzeby nazywania owego oczywistego, przezroczystego znaczenia.

Bóg Rozum i Sacrum

Matematyka wszechświata nie istnieje po prostu sama z siebie
i nie może zostać wyjaśniona za pomocą hipotezy
boskości ciał niebieskich.
Posiada ona głębszą zasadę, stwórczego Ducha; wynika z Logosu,
który zawiera w sobie niejako pierwowzory porządku świata,
który te pierwowzory przez Ducha włącza w materię.
Stąd też z perspektywy Jego stwórczej funkcji określano Logos mianem
ars Dei, sztuki Boga (ars =techne!).
Sam Logos jest wielkim Artystą, w którym pierwotnie zawarte są
wszystkie dzieła sztuki - piękno wszechświata.
Joseph Ratzinger- “Duch Liturgii”[12]

Świat jest ukazywany jako rzeczywistość rozumna:
wywodzi się od wiekuistego Rozumu
i tylko ten stwórczy Rozum stanowi rzeczywista potęgę,
p a n u j ą c ą   nad światem i w świecie.
Jedynie wiara w jednego Boga
naprawdę wyzwala i racjonalizuje świat.
Tam, gdzie ona znika, świat staje się
tylko pozornie bardziej rozumny.
W rzeczywistości trzeba wtedy zdać się
na działanie mocy nieprzewidywalnych przypadków.
Na miejsce przekonania o racjonalnej strukturze świata
wkracza "teoria chaosu"
i stawia człowieka naprzeciwko ciemności,
których nie może rozproszyć
i które ustanawiają granice rozumnej stronie świata.
Benedykt XVI  -  “Jezus z Nazaretu”[13]

            Używanie sensów[14], sam fakt ich wewnętrznego "posiadania" jest tym, co nazwać można myśleniem o rzeczach, abstrahowaniem z materialnej rzeczywistości, jakościowym różnieniem się od niej. Ów sens pozwala nam myśleć o rzeczywistości, być jej świadomym, a nie tylko byc jej częścią. ''Używanie'' sensów bowiem jest równe używaniu świadomości, oraz równe byciu osobą. Rozum zaś to właśnie owe sensy. Jednocześnie rozum ten nie pozwala nam wyobrażać sobie sensu poza świadomością i poza osobą. Zakładanie, że jest inaczej wiązałoby się z zaprzeczaniem temu, co pozwala nam o tym zaprzeczeniu myśleć.
            Porozumiewając się wierzymy,-jak stwierdziliśmy przed chwilą, że posiadamy wewnętrznie te same sensy[15] co inni ludzie. Dlatego wierzymy również, że pewne zasady logiczne są uniwersalne, że istnieje również  uniwersalność-jedność sensów na ich poziomie pierwotnym pozwalająca mówić o obiektywności logicznych zasad i obiektywności rzeczywistości, którą dzięki tym zasadom możemy dostrzegać.
            Wierzymy więc także, że partykularne sensy nie są sensami, czyli nie mają sensu, jeśli nie mieszczą się w obrębie spójnego systemu- czyli porządku jeśli nie istnieją w relacji do. Owa spójność wymaga jedyności zasady, a zasada ta być musi jednym, nadrzędnym, nieredukowalnym Sensem, który to stanowi źródło, w którym swój początek mają znaczenia inne. I owa nadrzędność musi być jego konstytutywnym I trwałym miejscem w owej relacji. Jeśli zaś nie możemy sobie wyobrazić sobie sensu poza osobą, to owo Źródło musi być również  o s o b o w e . 
            Ów nadrzędny Logos musi być więc  nieredukowalnie rzeczywisty i musi stanowić świadomość pierwotną, która jest podstawą tego, że i my możemy mieć świadomość, że i my możemy doświadczać sensów- rozumować, czyli rozróżniać, czyli porządkować, że i my jesteśmy osobami. Ale owa Nadrzędna Świadomość, tożsama z Nadrzędnym Sensem- zapewniającym możliwość spójnego i uniwersalnego rozumowania i istnienia bytów, musi być jedynie pierwotnym Źródłem praw rządzących rzeczywistością, a pierwej( a raczej jednocześnie) źródłem tej rzeczywistości. Musi być Ona punktem orientacyjnym, axis mundi, omphalos ges,  ź r ó d ł e m trwałym, wzorcowym, wyznaczającym właściwy porządek(wtórnych) znaczeń, a więc sama jedynie będąca ponad tym porządkiem i jako taka rezerwująca dla Siebie słuszność niezdeterminowania- słuszność tego, co było przed Kosmosem, a nie było złe. Owo źródło mające prawo ustanawiania prawa- Nomosu- określającego właściwy Kosmos, to właśnie Jedynie Święty- Bóg stanowiący dla tego, co wtórne, czyli tworne, czyli stworzone- Misterium w swej Istocie.
            Rzeczywistość przez niego pomyślana jako doskonała to Sacrum. Świat upadły, naruszenie doskonałości stworzenia, to profanum.
            I właśnie tu uwidacznia się podział na Sacrum i profanum, jako na Stan początkowy i wzorcowy, oraz ten zdegradowany, który powinien nieustannie powracać do początkowej doskonałości.

**********************

Jeśli świadomość to myślenie o rzeczywistości, o istnieniu istot
i jeśli rzeczywistość nie jest nam dostępna gdzie indziej
jak tylko w owej świadomości
i jeśli sam fakt istnienia
dostępny nam jest jeno przez świadomość,
jeśli wierzymy w niego,
bo jest koniecznością naszej świadomości- naszego rozumu
i jeśli koniecznie zakładamy,
że istnieją obiektywne prawa i obiektywny stan rzeczywistości,
czyli tego, co jest, albo może być uświadomione
-to ten stan obiektywny musi istnieć wg konieczności  rozumu ludzkiego
(a o zasadach sprzecznych z rozumem nie możemy myśleć)
w jednej, zgodnej Świadomości Osobowej,
która jest jego źródłem,
w której on  "został poznany",
która jest jedynie pierwotna,
która przez to, że nie istnieje inna protoświadomość
- o możliwościach ustanawiania praw i rzeczy własnym Poznaniem- pozwala na spójność i zgodność.
 A więc właśnie owa pierwotna świadomość,
czyli pierwotny Sens
jest źródłem tego,
co uznajemy za obiektywny obraz, czy sens rzeczywistości.
 Bo rzeczywistość to właśnie stan,
czy sens z Perspektywy Pierwotnej i Jedynie Stwórczej Świadomości Osobowej,
Z Boskiego Punktu Widzenia

Jeśli zaś jest Ona osobowa, to jest Kimś. Jeśli zaś jest nieredukowalna, to  po prostu Istnieje. Jest Kimś, Kto pierwszy mógł stwierdzić, że Jest, nie potrzebował bowiem odróżniania się od innego istnienia. Innego "Istnienia po prostu" być nie może, bo musiałoby to prowadzić do niespójności rzeczywistości, jeśli Takie Istnienie tworzy rzeczy własną świadomością. O czymś takim myśleć się nie da. Nie ma sensu przecież brać pod uwagę tego, co zaprzecza naszemu myśleniu. Możemy jedynie uwzględniać istnienie tego, co je przekracza. Według przemyśleń owych  nasze wtórne, zdeterminowane i wyznaczone zasady przekraczać musi to, co Nieredukowalnie rzeczywiste, co stanowi dla wtórnych świadomości- jak jużem pisał- Misterium w swej istocie. I tylko istnienie tego Nieredukowalnie rzeczywistego, którego niezbywalnym przymiotem jest Tajemniczość- pozwala nam się komunikować. Komunikacja nie jest bowiem możliwa bez (nawet podświadomego) założenia, że pewne sensy posiadamy takie same, czyli tożsame, czyli stanowiące jedno, zgodę, niesprzeczność. Poza owym Transcendentnym Świętym Osobowym nie mogą zostać wytworzone znaczenia i pojęcia, nie może istnieć sens, bo to wykluczałoby obiektywną jedność istnienia.
            Owo Stwarzanie słusznie kojarzyć się może ze sztuką, której kondycja wiąże się z zasadami rozumu, którymi żyje każda epoka.  To, że rozumowanie naszych długich już czasów ma podstawową sprzeczność u samej podstawy rozumu wyraził już Joseph Ratzinger w trzeciej części cytowanej wyżej książki:
Pozytywizm, sformułowany w imię naukowej powagi, zawęża horyzont do tego, co da się udowodnić, co można dowieść w eksperymencie, i czyni świat nieprzezroczystym. Wprawdzie w świecie tym jest jeszcze miejsce na matematykę, ale Logos, warunek wstępny tej matematyki i jej stosowalności, już się tutaj nie pojawia. W ten sposób nasz świat obrazów nie przekracza tego, co ujawnia się zmysłowo, a natłok obrazów, które nas otaczają, oznacza równocześnie koniec obrazu: prócz tego, co można sfotografować, nie widać już nic. W takiej sytuacji nie tylko sztuka ikony, Sztuka Sakralna polegająca na spojrzeniu sięgającym poza materię, staje się niemożliwa, lecz także sztuka w ogóle, która w impresjonizmie i ekspresjonizmie dotarła do granic możliwości postrzegania zmysłowego, staje się - dosłownie - bezprzedmiotowa. Staje się eksperymentowaniem ze stworzonymi przez człowieka światami, pustą "kreatywnością", która nie dostrzega już Creator Spiritus - stwórczego Ducha. Próbuje ona zająć Jego miejsce, produkując już tylko to, co przygodne i puste, uświadamiając człowiekowi absurdalność jego twórczości.[16]
            Można powiedzieć, że podobnie absurdalne staje się działanie w imię rozumu, którego koniecznego źródła jednocześnie nie chce się uznać.[17]
            Człowiek nie może stwarzać- czyli być sensem pierwotnym, nie może nim być również jedność osób ludzkich, bytów świadomych[18], bo człowiek- jako jeden z nich,  nie ogarnia wszechrzeczy, nie ma świadomości totalnej ponad czasem i przestrzenią. Taka jedność zaś jest niemożliwa, bo musiałaby istnieć całkowita zgodność między poszczególnymi rozumieniami ludzkimi ponad czasem i przestrzenią, a jednym z pierwszych doświadczeń ludzkich jest doświadczenie różności wiedzy, a nawet (poza rajem)- niezgody. Człowiek zawsze jest bezradny wobec faktu, że istnieje coś co przekracza jego świadomość, coś Transcendentnego. Świadomość, która Jest Pierwotną, musi być totalna, musi obejmować wszystko, nic nie może jej przekraczać i ona o tym musi wiedzieć, bo ona musi być granicą wiedzy równej istnieniu, musi zawiadywać-jako źródło spójności wszystkiego- całą rzeczywistością.  Ludzka pycha jednak przeszkadza nieustannie w przyjęciu tej prawdy, o czym pisał C.K. Norwid:
Są ludzie, którzy wszystko, co jest nad rozum, za przeciw-rozumne biorą; tym sposobem, nazwawszy mistycyzmem wszystko, czego się zgłębić nie chce (bo to praca) ani przyjąć (bo to pokora), są już na szczycie doskonałości.[19]
            Sensy pojawiające się w umyśle Logosu, wszystko to, co sobie uświadomi musi stawać się rzeczywiste i właśnie to stanowi obiektywny stan rzeczy. Tak, to prawda- nic nie istnieje  poza świadomością..., wszystko jest subiekcją.... Wypada jednak uzupełnić, bo: nic nie istnieje  poza świadomością Bożą, wszystko[20] jest Boską Subiekcją. I rozumowe doświadczenie Jej jest dla nas doświadczeniem obiektywności.[21]
Ową Perspektywę ustanawiającą istnienia nazwać można Stwarzaniem, które  ludzkie wyobrażenia, podzielane przez ogół kultur lokują w mitycznym i mistycznym czasie początku.
            Ten czas jest właśnie punktem odniesienia i właściwym kształtem, właściwym miejscem istnień, które człowiek stara się przywracać przez uczestnictwo w czasie, przestrzeni i świadomości początkowej, którą- choć transcendentna- można przywołać immanentnie za pomocą chociażby rytuałów, obrzędów, zwyczajów i obyczajów. Kiedy dokonuje się zmiana, przejście, zmiana statusu, musi mieć ona potwierdzenie w Tym, co Bóg stworzył, musi w tym począkowym stwórczym akcie widzieć swoją Antycypację. Owo przywoływanie ale i przejawianie się Początku, które jest przejawianiem się Sacrum to właśnie hierofania.[22]
            Właśnie dlatego opowieści mityczne tak wielką uwagę przywiązują do tego, co pochodzi z poza czasu i przestrzeni, co rodząc się jako pierwsze zdeterminowane stało się jednocześnie czymś wtórnym wobec świętej Jedyności, której nic nie kształtuje, a która sama wyznacza kształt temu, co pochodzi z Jej poznania równego bytowi, a raczej stwarzającego byt. To, co wtórne otrzymało usensownienie, które jednak nie tworzy bytów obiektywnych- musi odnajdywać to, co zostało już wyznaczone, bo samo jest już wyznaczone i ma trwałe zasady.


Znak ikoniczny

Czy zdjęcie i Obraz zawierają w sobie w jakiś sposób osobę, którą przedstawiają? Dziwniej mówiąc: Czy plan wyrażania współposiada  w sobie element znaczony? To zależy od tego, czy za element znaczony uznamy materię organizowania, czy zasady organizacji, relacje.
Bo możemy ostatecznie dojść do wniosku, ze wszystko w materii jest takimi nierozróżnialnymi cząstkami elementarnymi, światłem, energią itd... O jakichkolwiek tożsamościach decyduje relacyjne rozróżnianie, rozdzielanie tych cząstek (czy uporządkowań-systemów relacji niższego rzędu), wg pewnych zasad porządkowania.
Jeżeli więc o tożsamości rzeczy decydują zasady porządkowania(okazujące się na wyższym poziomie zasadami kształtowania pewnej całości), to one właśnie stanowią istotę elementu znaczonego i dlatego mogą się zawierać w elemencie znaczącym, mogą być przezeń uobecniane(reprezentowane)

W ten sposób, biorąc pod uwagę uniwersalność zasad porządkowania, cała rzeczywistość, na każdym swym poziomie jest odbiciem jakiejś Jednej Pierwotności.
Znaczenie pojawia się wraz z binarną relacją, która jest zasadą porządkowania.

Skoro ustaliliśmy, że poznanie pojawia się wraz z abstrahowaniem i widzeniem relacji, to musimy zrównać poznanie z widzeniem znaczeń.
Powtórzmy jeszcze raz, czym jest znaczenie. Jest to odsyłanie elementu znaczącego do znaczonego, albo inaczej: relacja, a jednocześnie rozdział między nimi. Skoro uznaliśmy jedyność i uniwersalność zasad porządkowania- relacjonowania, i fakt, że poza poznawaniem- do którego konieczne są owe zasady nie jest nam dostępna obiektywność i że jest ona Boskim Poznaniem, to w tym to Poznaniu zawiera się  z n a c z e n i e  wszystkiego. Bóg Jest Ostatecznym Znaczeniem wszystkiego. A ostateczne znaczenie, to Logos- Sens.

Przypomnijmy sobie jeszcze raz opowieść z Księgi Rodzaju o stwarzaniu świata. Stwarzanie odbywało się na zasadzie podziału. Z czegoś wyłaniały się dwie opozycyjne sfery. Z każdej z tych sfer kolejne.  Niektórzy mądrzy tego świata twierdzą dziś, że wszelkie ludzkie poznanie odbywa się na tej zasadzie- poprzez rozdzielanie na binarne opozycje. Wiązać się to ma z budową ludzkiego mózgu. Czemu nie? A może budowa mózgu została stworzona przez Boskie Poznanie na tej właśnie zasadzie? By ludzka możliwość Poznania, stanowiąca marne odbicie Boskiego Poznania, mogła w nim się w miarę wygodnie rozgościć.

W związku z tym możemy uznać, że wszystko jest Znakiem Boga, a Bóg jest Sensem wszystkiego. Tak, jak jest on podstawą wszelkiego Poznania i istnienia, tak bez niego nie może istnieć żadne znaczenie.
Możemy w konsekwencji zbudować

piramidę semiotyczną

Stwórca,Sens, Znaczenie Pierwotne, Stwórczy Rozum(S)
relacja znaczeniowa, semiotyczna,
pierwotna relacja binarna(r)



Stworzenie(s)


            Ta pierwotna relacja uczestniczy w każdej relacji wtórnej, w obrębie stworzenia, jako źródło możliwości przeniesienia tych samych zasad porządkowania, bez których nie ma jedności systemowej rzeczywistości oraz komunikowania i myślenia.
Relacje wtórne mają poziomy, w każdym z których musi uczestniczyć relacja pierwotna.
           Istnieje wiele poziomów w relacjach znaczących  wtórnych. One również fraktalowo odzwierciedlają relację Pierwotną, co umożliwia ich znaczeniową złączność. W umyśle ludzkim wszystko poznane jest możliwe do poznania jako znaczenie, to co obiektywne, również.
Kryteria poprawności struktury wewnętrznej  wynikające z Woli Boga, to nie punkty, ale obszary umożliwiające nieskończenie wiele dobrych możliwości. Nieskończenie wiele, ale nie dowolnych, bo mieszczących się w pewnych kryteriach. Te kryteria wyznaczane przez Stwórcę to wartości bezpośrednie-znaczenia pierwszego rzędu(s). One zobowiązują moralnie i naukowo. W ich obrębie możliwe są systemy znaczące relatywne-względne-kolejnych rzędów.
Oczywiście jest tak, że jeden człowiek może uznawać za wartość bezpośrednią to, co jest wartością wtórną, względną, a to co jest wartością bezwzględną za względną. No ale tak jest natura ludzka. Nie możemy w związku z tym rezygnować z definiowania wartości pierwotnych, bo wtedy zanegowalibyśmy jakiekolwiek wartości, czy li znaczenia, a przecież myślimy dzięki nim. Zanegowalibyśmy to, czym do tego negowania się posługujemy.  A to bezsens.

Kultury to też swego rodzaju organizacje znaczeń społecznie podzielanych i praktykowanych. Dlatego też i one mają kryteria pierwotne- bezwzględne i wtórne- relatywne. Ale i ich dotyczy omówiona powyżej niezgoda. Ale jednocześnie możliwa jest dzięki owym poziomom- relatywnym i nierelatywnym- wielopoziomowość kultur, mieszanie się ich, czy też jedność w różnorodności (nie należy jej mylić ze współczesną wielokulturowością, pluralizmem stanowiącą w istocie unicestwianie kultur, które w siebie wchłania. Uczciwy pluralizm musi się przyznać do tego, którą kulturę będzie faworyzował, która będzie wyznaczać granice różnorodności dopuszczania elementów innych religii i kultur. Inne będą granice tolerancji, a inne akceptacji i one również muszą być ogłoszone jako elementy kultury faworyzowanej. Faworyzowanie zawsze będzie się wiązać z dyskryminowaniem od pewnych granic innych kultur i religii. Ale wypieranie się tego, nie ogłaszanie, jaki światopogląd, czy kulturę przyjmuje się za nadrzędną podstawę, to wprowadzanie w błąd...

Powróćmy jednak do konkluzji: Wszystko jest znakiem Boga, a Bóg jest Sensem wszystkiego. Skoro tak, to człowiek zobowiązany jest do przywoływania Czasu Stwarzania, w którym Bóg nadał rzeczom właściwe miejsca Pomyślane w Swoim Umyśle.  Właściwe miejsca to owe  wartości bezpośrednie-znaczenia pierwszego rzędu. My dziś często z politowaniem patrzymy na ludowe obrzędy i rytuały, które były poszukiwaniem owego Początkowego Stanu rzeczy. A może właśnie to rytualne poszukiwanie było sensowne?





[1]     Oczywistościami są również owe wtórne schematy mentalne, zbudowane na podstawie tych pierwotnych konieczności.
[2]    Jeżeli rozumielibyśmy dowód jako coś, co eliminuje całkowicie czynnik wiary.
[3]           Tych koniecznych do aktu poznawczego i tych wtórnych- bo zawsze możemy powątpiewać, czy rzeczywiście uwzględniliśmy w ich konstruowaniu wszystko co do ich spójności i zgodności z koniecznościami potrzebne.  związane jest to z ograniczeniem ludzkiej pamięci przez czas i przestrzeń, bo przecież czas sprawia, że można o rzeczach możliwych i potrzebnych do pamiętania- by właściwie zrozumieć poznawaną rzeczywistość nie pamiętać w danej chwili, w której to pamiętanie nam potrzebne...
[4]           Poprzez podtrzymywanie trzonu struktur formalno-materialnych, które są konieczne w świecie ludzkim do przekazywania treści.
[5]    w systemie
*     Dla chętnych, co by mi mogli doradzić w sprawach filozoficznych;-)
[6]           systemowej
[7]    Zwane też aktem myślnym
[8]           Czas też można rozumieć jako relację.
[9]    Indukcyjne? Czy indukcja to dobre słowo? Oby mnie filozofowie dobrzy pouczyli. A może dobrym określeniem będzie "A priori"?
[10]          Wywiad dla Katolickiej Agencji Informacyjnej, lipiec 2004
[11]              Mogą one ulec oczywiście innemu uporządkowaniu i rozwinięciu w schematy, choć  podstawą znaczeniową jest zasada uporządkowania, sprawiająca, że tak a nie inaczej rozumiemy porządek, że odróżniamy go od chaosu, ale to już inny temat. Zasadą są też sposoby widzenia relacji między rozróżnieniami- relacji stanowiącej zjednoczenie różności.
[12]          J.Ratzinger, Duch Liturgii, Klub Książki Katolickiej, Dębogóra 2009
[13]    Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, Wydawnictwo M, Kraków 2009, str. 151
[14]    Terminu "sens" będę używał w znaczeniu potocznym,. Niemniej jednak okaże się ono splecione z filozoficznym. To pierwsze znaczenie, to "znaczenie", a to drugie, to cel, ostateczny cel. Ten splot jesty tu poczyniony specjalnie, jako wyraz tego, że każde znaczenie- odesłanie elementu znaczącego do znaczonego jest możliwe tylko jeśli istnieje sens ostateczny, co wyjaśnimy w innym miejscu. Relacja oznaczania jest jednocześnie przejawianiem się Sensu, ostatecznego, celu.
[15]          Czy pojęcia, czy znaczenia- jak zwał tak zwał- słowa to przecie konwencje. Czy jednak pojęcie nie zmienia się, gdy zmienia się jego sens? Czy “sens” i “pojęcie”, to nie są czasem dwa słowa nazywające to samo?
[16]          J.Ratzinger, Duch Liturgii, Klub Książki Katolickiej, Dębogóra 2009
[17]    Oczywiście że źródła tego nie da się dowieść. Ale nie o to chodzi. Bgo i poprawnosći zasad rozumu nie da siędowieść- trzeba w nie wierzyć. A już sam akt myślny odsyła koniecznie do źródła uniwersalności zasad myślenia, umożliwiających ich przyjładanie do różnych rzeczywistości  i w ogóle do czegoś poza samym podmiotem ich użuwającym.
[18]              chodzi tu idee panteistyczne
[19]    C.K.Norwid, Promethidion, za: http://literat.ug.edu.pl/cnprom/0005.htm (na dzień 11.X.2012
[20]   Zło nie nalezy do zbioru o nazwie “wszystko”
[21]              Intersubiektywność zaś jawi nam się niesłusznie jako jej synonim, albo inaczej: mieszamy tu dwa rozumienia słowa "obiektywność"- to równe intersubiektywności z tym, które powyżej przedstawiłem.

[22]          dopełniając eliadowską def. hierofanii.

13 komentarzy:

  1. Może coś przeoczyłem, ale wydaje mi się, że punkt 10 to jest takie miejsce w którym wkradają się w Pana tok rozumowania nie zdefiniowane wcześniej założenia. Twierdzi Pan w tym punkcie - pozwolę sobie sparafrazować - że skoro zakładamy, ze istnieje prawda - rzeczywistość obiektywna, to musi istnieć jakaś świadomość która tą rzeczywistość tworzy lub postrzega. Korzystając z tego założenia udawadnia Pan później że istnieje jakaś świadomość obiektywna która tą rzeczywistość tworzy lub postrzega. Tak więc następuje tu coś, co formalnie możemy określić jako p => p, które jest zdaniem zawsze prawdziwym i nie mówi nic o prawdziwości p.

    Osobiście wydaje mi się, że założenie to jest po prostu zbędne, i w przeciwieństwie do wcześniejszych założeń wynika tylko i wyłacznie z Pana teizmu. Nie widzę powodu by tak zwana prawda, rzeczywistość czy jak to zwał potrzebowała świadomości aby istnieć. Podejrzewam, że Ockham by sie ze mną zgodził;)

    Pozdrawiam serdecznie,
    Mateusz B.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam serdecznie i dziękuję za pochylenie się nad owym wywodem.

    Napisał Pan:
    "skoro zakładamy, ze istnieje prawda - rzeczywistość obiektywna, to musi istnieć jakaś świadomość która tą rzeczywistość tworzy lub postrzega"

    założenie obiektywnej prawdy jest niewystarczające, by wyciągnąć taki wniosek. Natomiast ono nie było jedyne:
    .
    "Wykluczyliśmy już możliwość że istnieje tylko to, co ja sobie pomyślę, nie możemy też myśleć, że każdy sobie stwarza swój świat, bo myślenie zakłada uniwersalność zasad myślenia i świata. Nie możemy też brać pod uwagę własnymi myślami rzeczywistości jako odrębnej od jakiejś świadomości, a jednocześnie nie jest to nasza świadomość. Co więc pozostaje?"
    Pozdrawiam również

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisał Pan:

      "Nie możemy też brać pod uwagę własnymi myślami rzeczywistości jako odrębnej od jakiejś świadomości, a jednocześnie nie jest to nasza świadomość. Co więc pozostaje?"

      O, to jest właśnie miejsce, w którym wprowadza Pan założenie istnienia osobowego absolutu. Dziękuję za przytoczenie fragmentu.

      Nie przekonał mnie Pan, że rzeczywistość wymaga świadomości, żeby istnieć. Niestety, nie przekonamy się czy rzeczywistość będzie istniała gdy zniknie jakakolwiek świadomość (albo czy istniała zanim świadomość się pojawiła) ale jeśli oboje odrzucamy twierdzenie, jakoby nasza świadomość tworzyła rzeczywistość, moglibyśmy na przykład przyjąć, że pomimo iż wykorzystaliśmy samoświadomość do tego, by zdefiniować czym jest rzeczywistość, to rzeczywistość istnieje niezależnie od niczyjej świadomości. Wydaje się to rozsądnym założeniem, prawda? Jeśli tak, to powinniśmy otrzymać równie spójny układ aksjomatów nie zakładający świadomego absolutu.

      Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za spam;)
      Mateusz B.

      Usuń
  3. to założenie o istnieniu świadomości ktora jest źródłem obiketywnego stanu wynika równieżz tego, zę podziały rzeczywistośći, które sąmożliwe w nieskończnoność, sąkorelatami świadomości i nie sąnam dane inaczej. Bez świadomości o takich, a nie innych zasadach nie byłoby podstaw do tego, by uznać takie, a nie inne podzielenie rzeczywistości kontytuujące tożsamość jej elementów i poziomów za wiążące...

    Ogólnie nie jest takie proste zamienić ów tok myślowy na słowa.
    Próbuję, możę ktośmi pomożę, możę komuśto wyjdzie lepiej, możę pAnu?
    Znaczna częśćtych wywodów pokrywa sięz tym ,co pisał Berkeley

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję (i doceniam!) za próbę sprecyzowania!

      Natomiast - mówiąc szczerze - ciągle wydaje mi się, że omawiany fragment ciągu myślowego będzie wyglądał inaczej u teisty i nonteisty bądź ateisty. Pierwszy będzie "czuł", że istnienie rzeczywistości oznacza istnienie osobowego absolutu, ci drudzy spokojnie zaakceptują twierdzenie, że istnieje sobie rzeczywistość, ale poza ludźmi i niektórymi samoświadomymi zwierzętami nikt na nią nie spogląda. No bo czemu by i nie?

      W tym kontekście teza zawarta w tytule wydaje się zdecydowanie zbyt silna i myląca. To, że istnieje spójny układ aksjomatów zakładających istnienie osobowego absolutu nie oznacza jeszcze, że ten sam układ aksjomatów bez założenia istnienia osobowego absolutu jest niespójny bądź przeczy logice.

      Pozdrawiam serdecznie,
      Mateusz B.

      Usuń
  4. Starałem się właśnie pokazać, zębez tego elementu, Świadomości Stwórczej, układanka jest niekompletna, a kształt resztu puzzli wyznacza kształt temu ostatniemu zwornikowi. Być może mi to nie wyszło. Ja to wiem, widzę, ,ale nie umiem tego zamienić na słowa. Będę próbował dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prosze mnie źle nie zrozumieć, Pana próby są bardzo ciekawe, bardzo się cieszę, że Pana nie zniechęciłem. Mając bardzo różny światopogląd od Pańskiego, z przyjemnością przeczytam kolejne wywody. Mam nadzieję, że moje uwagi nasuną Panu ciekawe przemyślenia.

      Dodam tylko, że jak Pan pewnie zauważył, moje "wiem, widzę" sugeruje mi, że aksjomaty o istnieniu obiektywnej rzeczywistości i aksjomat o istnieniu boga są od siebie niezależne - jak aksjomat wyboru i aksjomaty ZF, jeśli możemy pożyczyć sobie przykład z matematyki. Zastanawia mnie bardzo, czy którakolwiek z tych tez (Pana, moja) może być uzasadniona na innym poziomie niż "wiem, widzę".

      Pozdrawiam serdecznie,
      Mateusz B.

      PS: Teza w tytule: wiem, że chwytliwa, ale ciągle wydaje mi się niewspółmierna do treści;)

      Usuń
    2. A co Pan powie na ten moment argumentacji:
      "W takim wypadku można się zastanawiać, czy jest coś niepodzielnego, czy jest jakieś tworzywo poddawane podziałowi? W rzeczywistości jeśli coś takiego jest, to nie jest nam dostępne, bo myślenie jest możliwe tylko jako dostrzeganie relacji, czyli podziałów, które to są aktywnością świadomości. Są subiektywne.(...)"


      Czy wobec powyższego jest sensowne twierdzenie, że rzeczywistość może istnieć niezależnie od jakiejś świadomości? Jak Pan myśli?

      Usuń
    3. Chm, musze przyznać, że ciągle nie widze powodu, dla którego rzeczywistość miałaby wymagać świadomego obserwatora.
      - Po pierwsze, nie wiemy czy podziały o których Pan pisze są cechą świata, ludzkiego umysłu czy umowy kulturowej. Ludzka świadomość i dostrzeganie (czy tworzenie? matematykę lub fizykę się tworzy czy odkrywa?) podziałów są ze sobą związane, natomiast charakter tego powiązania nie musi być taki jak Pan założył.
      - Po drugie, nawet gdybyśmy przyjęli, że tworzenie (sic!) podziałów jest cechą umysłu, i podziały te istnieją obiektywnie (a są to dość ryzykowne założenia), nie wykazaliśmy, że podziały mogą powstawać TYLKO dzięki świadomemu umysłowi.
      - Jeśli natomiast przyjmiemy, że tylko świadomość tworzy podziały i podziały istnieją obiektywnie, to de facto przyjmujemy istnienie świadomego stwórcy, więc udawadnianie za pomocą takich założeń istnienia stwórcy znowu prowadzi nas do tautologii p=>p. Tylko brakuje nam ciągle jakiegokolwiek uzasadnienia na p po za tym, że je założyliśmy.

      To jest stary problem: czy jak na bezludnej wyspie spadnie kokos, to czy on wydaje dźwięk. Ja zakładam że tak, przyznając, ze jest to moje "wyznanie wiary".

      Pozdrawiam;)
      Mateusz B.

      Usuń
    4. "nie widze powodu, dla którego rzeczywistość miałaby wymagać świadomego obserwatora.
      - Po pierwsze, nie wiemy czy podziały o których Pan pisze są cechą świata, ludzkiego umysłu czy umowy kulturowej. Ludzka świadomość i dostrzeganie "
      JA nie mam zamiaru przedstawiać dowodu, ze tak jest, ale że takie założenie musimy przyjąć w związku z tym, że myślenie o rzeczywistości dostępne jest nam koniecznie i zawsze przez zasady tego myślenia. W związku z tym nigdy, w żadnym dowodzeniu(które też stanowi operacje umysłowe) nie możemy uniezależnić od myśli. Niekoniecznie naszej myśli, ale jakiejkolwiek potencjalnej.

      Usuń
  5. "4.A więc rzeczywistość możemy brać pod uwagę tylko jako możliwie nieskończone dzielenie, czyli jednoczesne ustalanie związków, widzenie relacji, czyli znaczeń, treści. Tą zaś aktywność nazywamy myśleniem, świadomością, rozumowaniem, poznawaniem. Nosiciela tej aktywności nazywamy kimś, czyli osobą."

    dalej: Nie mogę zakładać,że tylko moja świadomość istnieje, bo pisząc do Pana bym sobie zaprzeczał...a poza tym doświadczam niezgody z innymi, tego że coś mnie zaskakuje, że coś nie jest takie, jakbym chciał, a jednak nie znika...
    nie ma sensu też wątpić w to, że mogę poznać obiektywną rzeczywistość, bo samo wątpienie odbywa się za pomocą myślenia o czymś do czego przykładam zasady swojego myślenia zakładając, że są możliwe do przyłożenia do wszelkich poziomów i części rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troszkę obok tematu: Zgodzę się z stwierdzeniem, że mogę POZNAWAĆ obiektywną rzeczywistość. Natomiast poznać? Tak do końca? Bardzo silne twierdzenie. Jakkolwiek byśmy nie rozwinęli technologii, nie bedziemy wstanie przewidzieć pogody za rok o tej porze.

      Pozdrawiam,
      Mateusz B.

      Usuń
    2. Dziękuję za słuszną uwagę.

      Usuń

zapraszam do komentowania