Poznanie jest z konieczności subiektywne
Po części bowiem tylko
poznajemy(…)
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe(…)
Poznanie to
relacja między tym kto myśli, a tym, o czym ón myśli. Ta relacja zwana jest
subiektywną. Dlatego też poznanie jest koniecznie subiektywne.
Nikt nie może udowodnić,
że wszyscy inni tak samo jak on widzą rzeczy. No, chyba że stwarza rzeczywistość samym pomyśleniem sobie o niej.
Nie da się udowodnić, że zasady rozumu, bez których nie ma poznawania
rzeczywistości są jedyne i słuszne- w ich jedyność i słuszność trzeba uwierzyć.
Trzeba, bo ich koniecznie używamy. Rzeczywistość tylko przez nie jest nam dana.
Nie da się u d o w o d n i ć, że
istnieje w ogóle ktoś inny. Nie da się nawet istnienia, ani nawet
samoistnienia udowodnić, bo nie da się ich zdefiniować wewnętrznie-…W zasadzie słuszne w y d
a w a ć s i ę może
tu stwierdzenie ludzi, co się zwą solipsystami, że cała rzeczywistość
istnieje tylko w mojej świadomości. Albo twierdzenia niektórych, że to
„ja” swoją świadomością stwarzam rzeczywistość”. Bo może tylko w mojej
świadomości istnieją ci, którzy mają świadomość podobną, czyli inne osoby?...
No jakim cudem, skoro doświadczamy tego,
że coś jest inne niżbyśmy chcieli, że ktoś się z nami nie zgadza? Bo prawda, że
musimy zakładać zależność rzeczywistości od świadomości nie oznacza, że to
chodzi o moją świadomość. Za niedługo okaże się, jakaż to świadomość. Ale
cierpliwości, na razie skończmy o
poznaniu.
A tak w ogóle, to udowadnianie nie ma sensu poza
komunikowaniem, poza dogadywaniem się z innymi osobami, a to opierać się musi
nie na dowodzie, ale na z a ł o ż e n i u , na w i e r z e w to, że możemy się porozumieć... A jeśli tak
twierdzimy, to musimy również w i e r z
y ć , że istnieją uniwersalne, takie same dla różnych ludzi zasady rozumowe.
Żeby rozumować, dowodzić, musimy uwierzyć w zasady dowodzenia.
Rozum jak widać jest ograniczony i niesamodzielny, bo
konieczną dla niego podporą jest wiara, której się wielu, łudząc samych siebie wypiera.
Ale o tym wspomnę jeszcze kilka linijek dalej.
Możemy mieć
tylko taką pewność, która udowodniona
jest na podstawie założeń. Bez
założeń przyjętych na wiarę się nie da. Nazwijmy je sobie koniecznościami
poznawczymi. Założenia te stanowią początek, podstawę poznania. Koniecznie
się ich używa do wszelkiego myślenia, w tym do podważania i dlatego nie ma
sensu ich podważać. Nie ma sensu również podważać tego co z nich wynika. Choć
niektórzy podważają, popadając przez to
w sprzeczność. I borykają się z tą sprzecznością, bo nie mogą od niej uciec. (Nie
można uciec od metafizyki obecności, ale i od subiektywności poznania.) One
tylko pozornie wydają się sprzeczne. Jakie jest wyjście z tego poznawczego
impasu? No właśnie to postaram się pokazać.
Owe poznawcze konieczności to w codziennej praktyce(również naukowej) przeźroczyste dla naszej refleksji
Wierzymy, że
myśli oddają nam niewykrzywiony obraz świata. Ktoś może w to nie wierzyć, ale
nie będzie w stanie tego udowodnić, ale będzie jednocześnie używał tych myśli
do „nie wierzenia”. I nie ma sensu udowadniać, bo tylko takie myślenie mamy. Bo
takie podważanie nie ma końca. A człowiek z natury ogarniania i natury swojej,
nie ogarnia bezkresu. Takie podważanie byłoby zaprzeczaniem temu, co pozwala
podjąć akt myślny- wyjściowym zasadom i obiektom myślenia. Bo samo podważanie
jest aktem myślnym.
Niektórzy krytykują
tych, co szukają obiektywnej prawdy. Krytykują na podstawie twierdzenia, że nie
da się udowodnić, że rzeczywistość jest taka, jak ją poznajemy. No nie da się,
to oczywiste. Oczywiste, bo poznanie ze
swej istoty nie jest tożsame z poznawaną rzeczywistością. Myślenie o koniu nie
jest koniem.Patrzenie na drzewo nie jest drzewem;) Ci krytycy wyznawców
obiektywnej prawdy wymagają od nich by broniąc swojego światopoglądu wykazali,
że rzeczywistość obiektywna jest tożsama z naszym poznaniem, że kóń jest tym
samym, co myślenie o koniu. To nie to samo, bo jak zauważyliśmy na początku
nasze poznanie jest koniecznie subiektywne, a jednocześnie nie stwarza
obiektywnej rzeczywistości, co uzasadnimy za chwilę. Gdyby było inaczej, to byśmy nie odróżniali
rzeczywistości od poznania. Szedłem kiedyś z busa na zajęcia. Przemierzyłem pó
Krakowa nie wiedząc, że idę, bo myślałem zupełnie o czym innym. Kiedy znalazłem
się blisko Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej, na Gołębiej ocknąłem
się – że tak powiem – i pomyślałem: „co ja tu robię, skąd ja się tu wziąłem”. Doszedłem na miejsce nie mając świadomości że
idę. O tym, że szedłem dowiedziałem się „po ptokach”… Sytuacja ta pokazuje
oczywiście nie tylko niezależność rzeczywistości od mojego poznania, ale i to,
że rozum to coś więcej niż mózg. Ale o tym później.
Szukanie obiektywnej
prawdy wynika więc z tego, że nie ma sensu odrzucać tego, za pomocą czego
możemy odrzucać. Więcej: nie ma sensu
wątpić w to, za pomocą czego i dzięki czemu możemy wątpić. Nie ma potrzeby i
sensu udowadniać tego, co pozwala nam udowadniać. Trza więc uwierzyć w
zasady funkcjonowania rozumu i tego, co z nich wynika.
Nie twierdzę tutaj, że można coś w pełni "udowodnić"[2], ale staram się pokazać, że najrozumniejszym wyjściem jest
na pewnym dolnym, albo ostatecznym
poziomie rezygnacja z próby takiego dowodzenia, przyjęcie mniemania
n a w i a r ę.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
Wtedy zaś [ujrzymy] twarzą w twarz(…) 1 Kr 13, 9-10,12
Podstawą rozumu jest uwierzenie w zasady jego funkcjonowania, w zasady którymi po prostu myślimy, a które nazwaliśmy sobie logicznymi, rozumnymi. Jawią się nam one
jako właściwe, choć zdarza nam się je łamać, gdy nie zauważamy pewnych elementów koniecznych do uwzględnienia w logicznym toku. Nauka, a więc i
to, co ludzie zwą logiką opiera się na wierze, czy inaczej na twierdzeniach
pierwotnych-niedefiniowanych, a więc nieudowadnianych, a jednak uznawanych za
prawdziwe, na zasadzie przekonania, pewności wiary.
Nie ma sensu
brać pod uwagę tego, co
przeczy zasadom naszego myślenia, bo "branie pod
uwagę" jest
myśleniem. Nie ma sensu podważać zasad myślenia, skoro
samo podważanie odbywa się koniecznie za pomocą tych zasad…
Nie ma również sensu podważać tego, co z nich wynika. A co z nich wynika?
Cóż to jest Prawda?
Człowiek ze swą subiektywnością jako warunkiem poznania może dać
nieskończenie wiele, nawet sprzecznych, odpowiedzi na pytanie: „Co jest
prawdą?” Dlatego jest w kropce. A nawet w dwóch kropkach. Bo sama zdolność
myślenia zdaje się prowadzić go do dwóch pozornie sprzecznych wniosków, stanowiących próbę odpowiedzi na pytanie o
prawdę:
·
Nie ma jednej prawdy.
Prawda zależy od tego, kto ją widzi.
·
Jest jedna,
uniwersalna prawda bo na tym założeniu opiera się samo podejmowanie się
jakiegokolwiek myślenia- czyli przykładania tych samych zasad rozumowych do
całego wszechświata i do każdego jego elementu.
Ktoś powie, że można uzgodnić powyższe wnioski takim
stwierdzeniem: „rzeczywistość-prawda istnieje tylko w moim umyśle.” Ale czy
nie jest tak, że nasz umysł doświadcza
tego, co go przekracza, co jest poza nim, co go zaskakuje, bo okazuje się
później inne niż to się wydawało wcześniej, inne niż byśmy chcieli? Czy nie
jest tak, że nawet nauka wybiera do konstruowania swoich teorii według
subiektywnych odczuć skrawki rzeczywistości, którą w rzeczywistości można
dzielić na nieskończenie wiele sposobów, która w makro i w mikroskali jest
niezgłębiona dla naszego ograniczonego czasem i pamięcią rozumku?
Tak właśnie
jest. I dlatego nie mogę bez popadania w sprzeczność uznawać rzeczywistości za istniejącą tylko w mojej świadomości. Zdolność
myślenia prowadzi mnie do uznania, że rzeczywistość i prawda jest nam dostępna tylko przez tą naszą zdolność a
jednocześnie jest przekraczającą ją,
niezależną od niej Tajemnicą.
Jakie jednak są zasady tego myślenia?
Znakowa
natura poznania i formalna – rzeczywistości, czyli masło maślane
1. Zdolność poznania polega na tym, że widzimy coś,
co jest inne niż ona… Ale to nie wystarczy do pojawienia się poznania. Do tego trzeba bowiem, żeby owo poznawane „coś”
było przeciwstawione czemuś innemu - „reszcie świata”. To przeciwstawienie
sprawia, że poznawane „coś” jest tym konkretnym, a nie innym „cosiem”, o takich
a nie innych cechach odróżniających go od reszty. Jego odrębność i tożsamość
wiąże się ściśle z miejscem jakie zajmuje wobec innych elementów systemu
świata.
Ta druga relacja jest również niezbywalna do pojawienia się
poznania. Jest jak cień krzyża przydrożnego, który kładzie się na płaszczyźnie
ziemi i drogi. Czy to płaszczyzna? Czy to nie pofałdowany teren, który
wykrzywia odbicie Prawzoru, wypaczone tym bardziej im więcej przeszkód pomiędzy
Krzyżem, a cieniem?
Na podstawie powyższego przykładu spróbujmy
sobie zbudować coś, co w wielkim świecie
można szumnie nazwać „trójkątem kognitywno-semiotycznym”. Nam jednak język
polski pozwala nazwać to trójkątem znaniowym,
albo znawczym, albo znakowym. Pozwala, bo uwyraźnia ścisły, jeśli nie konieczny związek
między poznaniem, a znakiem. Jedno bowiem, jak tu wskazujemy nie może istnieć
bez drugiego. Różnica między jednym a drugim jest poziomowa. To, co na jednym
poziomie jest „poznawaniem rzeczy samej w sobie”, na następnym poziomie odsyła
do czegoś innego poznawanego samego w sobie. Możemy uznać jabłko za całość, ale
możemy je też podzielić na kawałki, te kawałki na kawałki…Na geometrii mnie w
szkole uczyli, że koło, tak jak tort można podzielić na nieskończenie wiele
kawałków. Jest to możliwe, dzięki temu, że jak jużeśmy pisali wszystkie
elementy i poziomy rzeczywistości poznajemy dzięki temu, ze mają one takie same
zasady jak ludzkie poznanie. Rzeczywistość może być znakiem naszej zdolności
poznania..
2.Podziały w rzeczywistości i klasyfikacje są nam dane tylko
przez zasady naszego myślenia, czyli przez owo odróżnianie od reszty, przez relacje. Te
podziały i relacje to jednocześnie ustalanie spójności i zgody, czyli
porządków- właściwych miejsc, źródeł sensu.
3.Okazuje się, że
rzeczywistość można dzielić i analizować w nieskończoność, zarówno w makro, jak i w
mikroskali. To co zdaje
się niepodzielne okazuje się później możliwe do podzielenia na jeszcze mniejsze
kawałki i tak dalej.
W takim wypadku można się zastanawiać, czy
jest coś niepodzielnego, czy jest jakieś tworzywo poddawane podziałowi? W
rzeczywistości jeśli coś takiego jest, to nie jest nam dostępne, bo myślenie
jest możliwe tylko jako dostrzeganie relacji, czyli podziałów, które to są
aktywnością świadomości. Są subiektywne. Dawniej żeśmy myśleli, że atom jest
niepodzielny, a wszystko składa się z takich samych atomów, tylko różnice
polegają na różnych ich zestawieniach. To przekonanie okazało się złudne i dziś
już trudno powiedzieć, czy jest coś takiego. Coś niepodzielnego. A jeśli czegoś
takiego nie ma, to można dzielić w nieskończoność? Jeśli tak, to nie dzielimy
nic, tylko istnieją same ponadmaterialne relacje zawarte w świadomości. Nie
wiem jak jest, ale nie mam dowodu, że tak nie jest. Nie byłby to jednak żaden
problem, bo kto powiedział, że tworzywo świata, zwana przez filozofów
substancją nie może być właśnie utworzona przez świadomość jako schodzenie na
coraz niższe poziomy relacji? Zresztą to, co dotyczy podziału materii w
nieskończoność dotyczy również myślenia, czy nadawania znaczenia. Myślenie
polega na widzeniu czegoś, co jest w pewnym stosunku do całej reszty, do innych
elementów. Ten stosunek równy jest
oddzieleniu. Bez tego oddzielenia skrawka od reszty nie moglibyśmy o nim
pomyśleć… nie moglibyśmy o niczym pomyśleć. Ten stosunek sprawia, że owo coś
jest takie jakie jest. Ale to coś też później okazuje się mieć elementy
wewnątrz siebie i tak nie wiadomo dokąd. Podobnie jest ze znaczeniem, zwanym
też treścią. Jego stosunek do faktów przypomina stosunek treści do formy, który
opiszę dalej.
Jednak to, co pomyślane jako całości różne od
innych zawsze można podzielić na mniejsze, i tak w nieskończoność. Podobnie
jest ze znaczeniami, które są widzeniem sensu elementu poza nim. Tu też można
szukać znaczenia w nieskończnność.( To właśnie Derrida nazwał prawdą w
odroczeniu. Według nie go dane są tylko owe podziały, owe pustki między tym co
wydzielone …)
4.A więc rzeczywistość możemy brać pod uwagę
tylko jako możliwie nieskończone dzielenie, czyli jednoczesne ustalanie
związków, widzenie relacji, czyli znaczeń, treści. Tą zaś aktywność nazywamy
myśleniem, świadomością, rozumowaniem, poznawaniem. Nosiciela tej aktywności nazywamy kimś, czyli
osobą.
5.Mam
jednak bezpośredni dostęp tylko do swojej świadomości.
Zakładam jednak(czyli wierzę), że są świadomości inne, bo
inaczej nie miałaby sensu dogadywanie
się z innymi. A poza tym:
6. wiem
że nie mam myślenia zbiorowego, "jedniowego", bo nie
mam dostępu do myśli innych, bo się z poznawanymi przeze mnie innymi nie
zgadzam, bo rzeczywistość okazuje się często przekraczać moje myśli: to co
kiedyś uważałem za kompletne rozumowanie i widzenie rzeczy okazuje się później
mieć inne elementy, które całkiem zmieniają w naszym późniejszym poznaniu
dostrzeganą całość. Poza tym każdy proces rozumowy, w tym naukowy i historyczny
opiera się na wyborze pewnych faktów, pewnych obserwacji, pewnych punktów, czy
wykrojonych obszarów w sposób arbitralny. Za kilka lat ktoś może wybrać
inne wydzielone fakty- wydzielić badane
rzeczywistości zupełnie inaczej. Bo rzeczywistość można dzielić i wyodrębniać
jej składowe na „nieskończenie” wiele sposobów. Skąd wiem, że moje a k t u a l n e wydzielenie jest
właściwe?
7.Doświadczam niezgody, korekty uprzednich
rozpoznań, nie mam pewności, że stwarzam swoim poznaniem rzeczywistość, w
związku z tym wiem, że nie ogarniam wszystkiego, bo już doświadczyłem wcześniej
swojej pomyłki, niezgody z innymi i przeoczenia czegoś istotnego...
8. Żeby więc
moje myślenie miało sens więc coś
niezależnego od mojej świadomości, coś co ją przekracza. Moja świadomość nie
stwarza świata. Ale czy to znaczy, że żadna świadomość nie stwarza? Wobec
powyższych wniosków okazuje się że nie mogę tak twierdzić.
W tym miejscu przypomnijmy
sobie razem, czytelniku drogi, punkt wyjścia powyższych rozważań. Analizowałem
powyżej zasady myślenia by ustalić co z
nich koniecznie wynika. Starałem się ustalić jakie są relacje między
myśleniem a Prawdą, między myśleniem, a tym o czym myślimy- rzeczywistością.
Wyszedłem od ustalenia, że nie ma sensu podważać
zasad myślenia, skoro samo podważanie odbywa się koniecznie za pomocą tych
zasad.
Wobec powyższych wniosków okazuje się więc,
że żeby moje rozumowanie, poznawanie, dowodzenie miało sens muszę coś założyć, czyli w coś uwierzyć
.Uwierzyć w to, co nie jest udowadnialne, bo umożliwia dowodzenie. (To przypomina
ciutkę twierdzenie Goedla.) Zasad myślenia nie da się udowodnić, bo się ich do dowodzenia i obalania
używa. Razem z nimi trzeba więc uwierzyć
w to, co z nich wynika, trzeba też wykluczyć możliwości, które są z nimi
niezgodne. I zobaczyć, co pozostaje.
9. Wykluczyliśmy już możliwość że istnieje
tylko to, co ja sobie pomyślę, nie możemy też myśleć, że każdy sobie stwarza
swój świat, bo myślenie zakłada
uniwersalność zasad myślenia i świata. Nie możemy też brać pod uwagę własnymi
myślami rzeczywistości jako odrębnej od jakiejś świadomości, a jednocześnie nie
jest to nasza świadomość. Co więc pozostaje?
10. Prawda jako zależna od świadomości. Ale czyjej? Mojej?
Nie, na pewno nie mojej.
Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało,
a bez Niego nic się nie
stało,
co się stało.
Jan 1,1-18
Jakaś więc świadomość-Osoba która stwarza swoim poznaniem obiektywną rzeczywistość musi być. Musimy też założyć, czyli uwierzyć, że jest
ona jedyna, i że stwarza nasze myślenie na swój Obraz i podobieństwo, dlatego,
możemy w ogóle przykładać właśnie myśli do całej reszty. Ona stwarza wszystko, i dlatego nic jej nie przekracza, podczas gdy
Ona przekracza wszystko.
Może to być też jakichś zbiór świadomości
dokładnie zgodnych. Jaka to świadomość to już kwestia wiary stricte religijnej.
Bo ową warunkową Stwórczą Świadomość nazywamy Bogiem.
Nie jesteśmy w stanie
udowodnić, że istnieje Bóg(jeśli przyjmiemy
dziwną definicję dowodu, w którym nie istnieje czynnik
wiary. Wtedy jednak nie istniałby żaden dowód...). Ale dokładnie tak samo
nie jesteśmy w stanie udowodnić prawdziwości naszych
zasad myślenia. A jednak myślimy.
Bóg Osobowy(albo po prostu Bóg,
bo z definicji powyższej musi On być Osobowy) jawi się koniecznie jako
Źródło zasad, w które musimy u w i e r z y ć , by nie przeczyć samym sobie,
jako Źródło naszej- wtórnej możności myślenia. W
świetle tych wniosków zrozumiała staje się mądrość biblijnej nauki o
Logosie-Sensie-Myśli-Słowie, stanowiącym Początek i warunek wszystkiego,
stwarzającym wszystko i będącym Osobą. Doskonale wyraził jąpapież Benedykt w kazaniu z
Wielkiej Soboty:
"Na początku jest rozum,
rozum stwórczy, boski. A ponieważ jest rozumem, stworzył on także wolność; a
skoro z wolności można uczynić niewłaściwy użytek, istnieje także to, co jest
przeciwne stworzeniu(...) Dlatego rozciąga się, by tak rzec, gruba,
mroczna linia poprzez strukturę wszechświata i poprzez naturę człowieka. Jednak
mimo tej sprzeczności, stworzenie jako takie pozostaje dobre, życie pozostaje
dobre, ponieważ na początku znajduje się dobry rozum, stwórcza miłość Boga.
Dlatego świat może być zbawiony(...) Dlatego możemy i musimy stanąć po
stronie rozumu, wolności i miłości - po stronie Boga, który tak nas miłuje.
Teraz, dzięki Zmartwychwstałemu, liczy się w sposób ostateczny, że rozum jest
silniejszy od irracjonalizmu, prawda jest silniejsza od kłamstwa, miłość jest
silniejsza od śmierci."
Człowiekowi może braknąć
czasu i okoliczności, by wpaść na to, co można logicznie wykombinować.
Człowiek
nie może opierać się tylko na owych „koniecznościach poznawczych” i na tym co
potrafi z nich wywieść. Bo na owo wywodzenie potrzeba czasu, a życie wymaga
podejmowania decyzji. I gdyby człowiek chciał wszystkie twierdzenia potrzebne
do życia tak dogłębnie analizować, to by nie zdążył nic zrobić. Bo
rzeczywistość można dzielić i analizować w nieskończoność, zarówno w makro, jak
i w mikroskali. To chyba każdy może
zrozumieć, dlatego nie muszę tego wyjaśniać. W końcu nie znam człowieka, któryby
wszystkie twierdzenia na których opiera swe działanie i w które wierzy, umiał
udowodnić(jest to zresztą z samej istoty dowodzenia, myślenia i rzeczywistości
niemożliwe, co przecie żeśmy powyżej ustalili).
Potrzeba więc w pewne schematy, w
pewne twierdzenia uwierzyć, by na nich opierać swoje działania. Człowiek jest zaś skazany na poznanie po części, niepełne. Dlatego kończę zakładając na zasadzie subiektywnej wiary (wiary
w obiektywność, czyli zgodność z Bożą Perspektywą-Logosem- Sensem- treścią owej
wiary), że w pewne podstawy poznawcze, czy inaczej wrażeniowe muszę uwierzyć,
dlatego, że moje poznanie jest niedoskonałe, niepełne, zawężone do subiektywnej
przestrzeni. Rozumiemy więc teraz głębię i doniosłość słów z hymnu o Miłości
wypowiedzianych przez św. Pawła: Po części bowiem tylko poznajemy…
Należałoby więc zadać zasadne i konieczne w tym miejscu pytanie:
W co wierzyć?
-Co piękne, nie jest to – mówił Maurycy -
Co się podoba dziś lub podobało,
Lecz co się winno podobać; jak niemniej
I to, co dobre, nie jest, z czym przyjemniej,
Lecz co ulepsza…
C.K.Norwid, Promethidion
Podążając za témi słowy więcéj rzec można:
Prawdziwe, to nie to co się prawdziwe wydaje, ale to co się
wydawać prawdziwe powinno.
A co się powinno wydawać prawdziwe?
To, co Stwórca uznaje za prawdziwe i to co, chce by każdy z nas
uważał za prawdziwe.
I w to mamy wierzyć.
Ale dlaczego? Skąd wiemy, co Stwórca uznaje za prawdziwe?
Człowiek tylko
ze swym rozumem nie może rozstrzygnąć, która z możliwości zasadźczych jest prawdziwa. Nie
może być pewien, czy czegoś nie pominął w docieraniu do absolutnych podstaw
myślenia. Na sprawdzanie wszystkich możliwości zawsze może braknąć czasu. A
trzeba na jakiejś podstawie myśleć i podejmować wybory. Nie można wszystkich
założeń(również tych niekoniecznych, których rozumności nie umiemy na razie
analitycznie przedstawić) podważać, by sprawdzić ich słuszność, bo to by trwało
w nieskończoność.
Człowiek musi
pewne podstawy przyjąć bez ich sprawdzania, bez ich negowania, bez
zastanawiania się czy są prawdziwe. I tylko takie ich przyjęcie umożliwia
zastanawianie się nad czymkolwiek. Bo zawsze, kiedy się nad czymś zastanawiamy,
to z użyciem jakichś zasad, których a k t u a l n i e nie podważamy.
Moglibyśmy i te zasady podważyć. Ale to kolejny nieskończony proces, na który nie możemy sobie pozwolić, bo żyjemy króciuteńko. Musimy
oczywiście założyć, że ludzki rozum nie wykrzywia nam obrazu świata. Ale to nie
wszystko: musimy uwierzyć i w wiele rzeczy których nie będziemy uzgadniać z
„koniecznościami poznawczymi”. Bo człowiek nie mógł by normalnie żyć, gdyby
chciał wszystkie swoje założenia rozkładać na czynniki pierwsze i analizować.
Dlatego Przyszedł na ziemię- do świata ludziom znanego
Chrystus, który umożliwił nam w ten sposób spotkanie ze sobą. Stał się Osobą wchodzącą
w relację, komunikującą na tych zasadach, co człowiek. Przyszedł bowiem jako Bóg-Człowiek, który podkreślił, że do jego przyjęcia, do przyjęcia Prawdy nie
są wystarczające – jak już wcześniej ustaliliśmy – naukowe dowody, ale wiara,
nadzieja i Miłość. One bowiem winny legnąć u podstaw gmachu rozumu:
W i a r a, N a d z i e j a i M i ł o ś ć .
Wiara bowiem jest sposobem wyboru podstaw[3], nadzieja- gwarantem jego trwałości, a Miłość- pobudką,
potwierdzeniem i sensem wyboru tego, w co wierzymy. A pamiętać trzeba,
że to
<< B ó g j e s t M i ł o ś c i ą>>.
Miłością, która ma trwale określone
wyznaczniki. Miłością, której wyrazem jedynym w swoim rodzaju było
zstąpienie Boga na ziemię, w historyczną konkretność i dostępność, w
człowieczeństwo, z którym można się komunikować na dostępnych nam zasadach, Jego
cierpienie, śmierć i zmartwychwstanie, które wybawiły nas od wiecznego nieszczęścia.
Jedyna logiczność wiary w Instytucjonalny Kościół i Prymat Papieski
Ciągłość zasad w które Chrystus kazał nam wierzyć zostawił przez
moc Ducha Świętego w Kościele opartym na nierelatywnej Piotrowej Skale, która się nie kruszy i przez jedyność Głowy zapewnia jedną, rozwiązującą wszelkie spory i sprzeczności
podstawę (tak w uproszczeniu).
Bez tej Jedyności głowy
i bez drabiny hierarchicznej Kościoła
nie można by było mówić o tożsamości Jego przesłania.
A tożsamość ta, zakotwiczona w Instytucjonalnej reprezentacji
jest konieczna tam, gdzie rozstrzyga się o rzeczach ostatecznych
i totalnych.
Innymi słowy
uważam, że Chrześcijaństwo jest najbardziej spójną wewnętrznie i
logiczną doktryną, która rozwiązała problem relatywizmu norm społecznych(który jest odmianą relatywizmu poznawczego) przez ustanowienie na
ziemi papieskiego autorytetu, w który wg powyżej danych zasad po prostu trzeba
uwierzyć. Tą wiarę trzeba zasadzić na innej wierze- w Boskie pochodzenie władzy
Piotra. Z tąż zaś związana jest wiara w Tradycję Kościoła jako owoc działania
Ducha Świętego… zapewniającego w Owej Tradycji ciągłość i tożsamość sensu,
naszej wiary[4].
I wiara w Boga Jedynego, stanowiącego Własną Perspektywą jedyną i prawdziwą
istotę wszechrzeczy - wiara w subiektywne Spojrzenie Boga, które swym subiektywizmem ustanawia obiektywny stan rzeczy-
faktyczną strukturę Kosmosu wypływającą z Logosu i w poszczególnych swych poziomach “fraktalowo” Go ujawniającą. Jest
to Perspektywa, o której mowi św. Paweł w "Hymnie o Miłości"- taka, z
jakiej "sami zostaliśmy poznani". Jest to ustanowienie o którym mówi
święty Jan w prologu,
p r z e z k t ó r
e w s z y s t k o s i ę
s t a ł o ,
a bez którego
"nic się nie stało [z tego], co się stało".
Ktoś powie, że takie
ostateczne rozstrzygnięcia są mu niepotrzebne.
A já mu powiem, że bez takich rozstrzygnięć nie można mówić o sensowności jakiegokolwiek myślenia.
Bo jak już stwierdziliśmy i co dalej rozwiniemy:
1) myślenie zakłada jedyność zasad wszechświata,
2) zasady te wraz z rzeczywistością nimi zarządzaną dostępne nam są
tylko i wyłącznie jako zależne od świadomości-poznania-rozumu. Nie możemy
uważać ich za niezależne od poznania, bo
samo branie pod uwagę jest zawieraniem ich w poznaniu i nie jest nam
dane inaczej…
3) jedyność ta jest stwarzana przez ostateczny- Stwórczy Rozum,
przez Boską Subiektywność, która jako jedyna może być równa obiektywnej
prawdzie
4) myślenie, czyli przykładanie tych samych zasad do różnych
skrawków, czy poziomów rzeczywistości opiera się na założeniu, że te zasady są
uniwersalne.
5) jeśli tak, to uspójnienie składowych jakiegoś skrawka nie ma
sensu, jeśli uważamy jednocześnie, że uspójnienie całości nie jest potrzebne.
Bo jeśliby całość nie miała sensu, to i jej skrawek by go nie miał. Bo natura
sensu polega na relacji, na wykraczaniu poza element potrzebujący sensu. Jaki
sens ma pytanie o sens części jabłka dla samego jabłka, skoro nie poszukamy
sensu samego jabłka wobec całości, wobec naszego życia i świata? Nauka bada
skrawki. Religia wyznacza sens całości. Zresztą już sama zasada poznania opiera
się na założeniu, że nasza świadomość ma takie same struktury jak cała
rzeczywistość, że rzeczywistość na
wszelkich swych poziomach i we wszystkich swoich elementach ma takie same
zasady relacjonowania- rozróżniania, strukturyzowania, czyli usensowniania. Skoro
te zasady musimy uznać za takie same, to nie możemy twierdzić, że szukanie
zależności elementów w obrębie jakiegoś skrawka całości jest bardziej sensowne
niż takie same szukanie w całej rzeczywistości, której ten skrawek jest ino
elementem.
Żeby uznać sens
czegokolwiek trzeba uwierzyć w istnienie całości, oraz Ostateczności innej niż
cała reszta, która nie potrzebuje usensawniania poza sobą, bo sama tworzy
zasadę usensawniania. ową
„Nieredukowalną Rzeczywistością” nazywamy Boga Osobowego, który stwarza całość
własną świadomością.
Czy zataczamy tak błędne koło? Rozum samotny zatoczyłby błędne
koło, gdyby w ogóle mógł istnieć bez wiary.
Ktoś powie, że
dochodzę do takich wniosków, bo wychodzę z pozycji katolickich i z góry dążę do
takich a nie innych wniosków.. Oczywiście, że tak jest, ale to żaden problem.
Przecież nauka też opiera się na domyśle, na założeniu, które później się
weryfikuje. Nawet nauki ścisłe tak mają. Najpierw komuś przychodzi „genialna” myśl,
którą później stara się udowodnić.
I bardzo często się
udaje. Od strony wiary właśnie po to jest Objawienie by podsuwać nie tylko to,
co przekracza możliwości wydedukowania, ale i to, na czego wydedukowanie
człowiek mógłby po prostu – przez ograniczoną długość, życia, czas, kulturę,
warunki i inne okoliczności – nie wpaść. Wrócimy do tego nieco dalej.
Nie jestem filozofem,
dlatego bardziej się zastanawiam, poszukuję, bo wnioski filozoficzne potrzebne
mi są do wniosków na temat poznania, a te do wniosków na temat znaczeń. Zacytuję Jana Pawła II: „Jak się pomylę, to
mnie poprawcie.”J
Wszystko jest Znakiem a Znak powstaje w myśli.
Rzeczywistość może być znakiem naszej zdolności poznania… Ale jest zawsze znakiem Boga, Stwórcy tej rzeczywistości.
Stwórcy, czyli tego, który jest „na
Początku”. To ujmowanie rzeczywistości jako Świętego Znaku Boga było
oczywiste dla reprezentantów mentalności tradycyjnej, kosmologicznej, ludowej.
Było, a raczej jest istotą tej mentalności. Zatarte ono zostało, gdy ludzie
nielogicznie uznali, że nie muszą racjonalizować Systemu Wszystkiego,
Ostatecznie. Że nie muszą wierzyć w warunek istnienia doczesności i skrawków
rzeczywistości. Że te skrawki są autonomiczne… Robili to paradoksalnie w imię
racjonalności. Badali racjonalnie elementy skrawków, uznanych mylnie za
autonomicznie. Zapomnieli jednak, że te skrawki są elementami większej Całości
bez której racjonalizowania nie ma sensu racjonalizowanie w obrębie
wydzielonych jej skrawków.
Po co ci cegły, cement, piasek, jeśli nie zrobisz z nich jakiejś
całości, np. domu, jeśli w tym celu nie uporządkujesz owych materiałów, nie
połączysz ich według pewnych zasad, wg pewnego porządku? Gruz to se można kupić
taniej, albo Ci nawet za darmo przywiezo…
Treść, a forma
Przyjmijmy, że
treść to jest to, co może zostać pomyślane- uświadomione, co może zaistnieć
jako sens-pojęcie. I tu okazuje się, ze różnica między treścią, a formą jest tylko
poziomowa. Bo to, co na jednym poziomie jest formą odsyłającą do czegoś innego-
symbolizującą tylko, na innym może mieć wartość samą w sobie- a raczej wartość,
czyli sens wynikający z tego, że tak, a nie inaczej, w takim, a nie innym
miejscu w strukturze Stworzenia zostało to pomyślane przez Stwórcę.
Co to jest
forma? To kształt, status wewnętrzne uporządkowanie jakiegoś elementu-
rozmieszczenie jego składowych, granice i kryteria jego tożsamości, ale i jego
miejsce w czymś[5]
większym. Owo uporządkowanie wewnętrzne i zewnętrzne decyduje o formie elementu
jednocześnie, systemowo jak w puzzlach. Jeden element układanki ma
kształt zdeterminowany przez całość. Ta całość pozbawiona jest sensu-zaburzona
jest jej struktura systemowa bez tego elementu, ale i ten element swój sens ma
we właściwym sobie miejscu owej całości.
Forma więc, to
system, struktura, porządek, organizujący elementy pewnej całości.
Właściwe-zgodne z owym porządkiem miejsce elementów czyni zarówno całość, jak i jej poszczególne elementy
sensownymi. Bo wewnętrzne uporządkowanie elementu zależy w pewnych kryteriach
od tego, jakie miejsce jest mu
przewidziane przez porządek systemu do którego ten element należy.
**Myślę,
że uznawanie za dobre jakiejś całości, ze względu na jej elementy na niższym
poziomie, jest nieuprawnione. Dlaczego? Bo przecież każdy błąd na pewnym
poziomie musi się składać z elementów prawdziwych na poziomach niższych. Nie można
bowiem wysnuć żadnego twierdzenia bez prawdziwych cząstek elementarnych
treści-sensu. Złość może się pojawić na poziomie wyższym połączeń między nimi-
w takim wypadku polegałoby na sprzecznościach. Sprzeczności zaś polegają na
brakach powodujących nieciągłość- rozspojenie systemu a więc przerwanie gdzieś
kontinuum wpływów między elementami takiej struktury. Sprzeczność jest bowiem
brakiem spójności, czyli możliwości pogodzenia dwóch elementów- a pogodzenie, to dostrzeżenie sensu, a
dostrzeżenie sensu jest dostrzeżeniem jakiejś relacji. Relacja jest
usytuowaniem wobec innych elementów. Sens ma przecież charakter relacyjny- jest
dostrzeganiem związków. Jeśli więc nie możemy znaleźć związku między twierdzeniami to
znaczyłoby, że nie ma nadrzędnej zasady dla tych związków. Ale na to rozum ludzki nie może się zgodzić, bo jego
działanie zakłada taki związek. Rozum pojawia się bowiem wraz z rozróżnieniem związanym koniecznie z relacją- coś jest różne od czegoś, dlatego, że istnieje do tego czegoś w takiej, a
nie innej relacji. Jeśli więc mamy brak
relacji- to mamy jednocześnie sprzeczność, która polega na tym, że
dwa elementy są nierozróżnialne, a więc zajmują to samo miejsce,
podczas gdy miejsce zakłada jedyność
elementu przez nie zajmowanego.
Twierdzenie
jako całość jest więc wtedy złe, gdy na jego poziomie ostatecznym, całościowym
istnieje zaprzeczanie koniecznościom poznawczym, czyli sprzeczność z tym, co
pozwala podejmować akt myślny. Można tej sprzeczności nie dostrzec, ale właśnie
dlatego istnieje niezgoda
Trudno
mówić o formach "samych w sobie", bo zawsze kryją się za nimi osoby.
Przypomnij sobie jak Bóg Osobowy Stwarzał świat. Słowem?
Tak. Słowem. Tylko dawniej słowo znaczyło o wiele więcej niż dzisiaj i
popełnilibyśmy grubą pomyłkę, gdybyśmy uznali, że tu chodzi o wypuszczanie
dźwięków z ust. Słowo oznaczało – tak, jak greckie Logos – Myślenie, Sens. Cóż to za Myślenie, cóż to za Sens? Boski Sens!
Sens wszystkiego. Boskie Myślenie, które Sobą stwarza wszystko, w tym i naszą wtórną
zdolność myślenia, odbijając w niej swoje zasady, Swój Obraz i podobieństwo! Tylko
dzięki temu możliwe jest ich istnienie. Już akt stwarzania- Myślenia Boskiego
była nadawaniem właściwych miejsc- zgodnych z zasadami Myślenia- relacji wobec
reszty, wobec innych elementów. Wiesz już dlaczego masz takie a nie inne zasady
myślenia, dlaczego żeby coś dostrzec musisz oddzielić to od reszty? Jeśli nie,
to przypomnij sobie opowieść z księgi
Rodzaju o stworzeniu Świata. Cóż tam się działo? Bóg mówił, czyli myślał, ustanawiając
świat przez rozdział na dwie opozycyjne sfery: światłości i ciemności, wód
niebieskich i wód ziemskich, lądu i wody…
Dlatego też, zę na wszystko nakładał te same zasady
rzeczywistość jest spójnym systemem, a każdy element odsyłać może do innych i do
całej reszty, może je oznaczać. U. Eco
pisał, że
Wszechświat
staje się jedną wielka galerią luster, w której każdy przedmiot zarazem odbija i oznacza wszystkie
inne” Twierdził dalej, że taki sposób myślenia o
wszechświecie wyklucza się z logicznymi zasadami wyłączonego środka i
tożsamości. Tymczasem z naszych rozmyślań wynikło już, że jest wręcz przeciwnie.
Owe zasady logiki nie byłyby możliwe, gdyby nie fraktalowe podobieństwo różnych
elementów i poziomów wszechświata. Dzięki
niemu możemy przykładać nasze myśli do skrawków wydzielanych na różnorakie sposoby.
W modnych od jakiegoś czasu w nauce i filozofii
stwierdzeniach, że wszystko istnieje w umyśle jednostki, że prawda jest
subiektywna, że tak na prawdę
rozdzielenie kontinuum rzeczywistości następuje w umyśle jest- jak jużeśmy zauważyli- coś z
prawdy. W rzeczywistości to prawda,
że podziały w rzeczywistości i klasyfikacje
są nam dane tylko przez zasady naszego myślenia, a więc przez grę pomyślanych opozycji
binarnych...itd... Ale przecie doświadczamy jednocześnie, że nie mamy myślenia
zbiorowego, "jedniowego", bo nie mamy dostępu do myśli innych, bo się
nie zgadzamy, bo rzeczywistość okazuje się często przekraczać nasze myśli: to
co kiedyś uważaliśmy za kompletne rozumowanie i widzenie rzeczy okazuje się
później mieć inne elementy, które całkiem zmieniają w naszym późniejszym
poznaniu dostrzeganą całość. Poza tym każdy proces rozumowy, w tym naukowy i
historyczny opiera się na wyborze pewnych faktów, pewnych obserwacji, pewnych
punktów, czy wykrojonych obszarów w sposób arbitralny. Za kilka lat ktoś może
wybrać inne wydzielone fakty- wydzielić badane
rzeczywistości zupełnie inaczej. Bo rzeczywistość można dzielić i wyodrębniać
jej składowe na „nieskończenie” wiele sposobów. Skąd wiemy, że nasze a k t u a l n e wydzielenie jest właściwe?
Jedynym więc wyjściem jest tu propozycja chrześcijańska Boga-Logosu,
Który Stwarza rzeczywistość i mechanizmy naszego wtórnego
poznania nadając im cechy formalne własnej świadomości. Żeby dojść do prawdy
obiektywnej należy poszukiwać Jego, Boskiego
Punktu Widzenia.
Materia sama ma jakieś miejsce w tej całości ale i w jej
obrębie są takie miejsca, w jej obrębie przejawia się fraktalowo, metonimicznie
uporządkowanie systemu, którego ona jest całością.
Stwórcza Subiektywność stwarza obiektywność. My możemy
odnajdywać to, co już Bóg przekraczający wszystko pomyślał w przekraczającym
ziemski czas Akcie Stwórczym, albo to wypaczać.
Uważam też że zbyt radykalnie rozgraniczamy technologiczną
i symboliczną część rzeczywistości poznawczej człowieka. Sam akt poznawczy jest
z konieczności aktem Znakowym, polega na relacji między podmiotową możnością
poznania, a przedmiotem poznania. Ta relacja jest znakiem, jest podstawą
relacji między znaczącym i znaczonym. Można też się zastanowić nad inną relacją
znaniową: podmiot jest za mózgiem(albo za organizmem ludzkim jako całością, bo
część aktów podmiotowych niektórzy są gotowi lokować w sercu- ja się nie znam),
w którym pojawiają odbicia reszty materii, której mózg jest częścią. I to
między duchowym rozumem, a materią uporządkowaną jest prymarna relacja
znakowa...
Claude Lévi-Strauss by się zaśmiał, że próbuję szukać
strukturalnych zdolności człowieka w Transcendencji, ale wymienione wyżej fakty
doświadczenia niezgody, doświadczenia błędu i tego, że coś nas przekracza, a przede wszystkim możliwości
wyboru, możliwości pójścia pod prąd, możliwości niespójności, czyli
antystrukturalności, wskazywałyby właśnie na to że w samym akcie myślnym
używane jest to, co zakłada istnienie Boga, który Swymi zasadami poznania stwarza
obiektywną rzeczywistość.
Zło? Wolna Wola?
Mój umysł sam ma więc
gdzieś swe źródło, któremu może
jednocześnie przeczyć. Może przeczyć, czyli popadać w niespójność, bo ma Wolną
Wolę. A Wolna Wola polega na tym, że możemy rozmijać się z Wolą Boga, który stwarza Prawdę i
rzeczywistość przez Pomyślenie Sobie o
niej.
Wolna Wola pozawala odrywać się od Systemu, od właściwego
miejsca w wyznaczonej, czyli- Poznanej przez Stwórcę całości, którą nazwijmy sobie
Wszystkim. Poza tym wszystkim jest zaś nicość. Wolna Wola pozwala przemieszczać
rzeczy poza granice, czy kryteria, czy (jak kto woli) wektory, wyznaczonej
przez Stwórcę prawidłowości...
Obiektywne zło, to konstrukt językowy określający
wybrakowanie, oraz oderwanie od relacji nadającej sens, od właściwego miejsca w
porządku. T oderwanie to wynik Wolnej Woli, co chciała wyjść poza Boską Wolę,
poza Boski miłosny Porządek. To wybrakowanie często ma konsekwencje dla całego
Kosmosu tak, jak zmiana jednego elementu systemu zmienia znaczenie całości. To
wyjaśnia dlaczego uznaję tak zwane struktury, czy formy rzeczywistości za
nieobojętne moralnie. Bo Bóg wyznaczył dobre kryteria w rozdziale Aktu
Stwórczego- a każde przekroczenie tych kryteriów, którym było również zerwanie
owocu w raju, ma konsekwencje zła, czyli śmierci. Za złem struktur kulturowych
zawsze więc stoją osoby, co nie znaczy, że osoby, które używają tych struktur,
czy w nich uczestniczą muszą mieć winę. (Mamy jedną rajską winę w której wszyscy
partycypują.)
Obiektywne zło "istnieje" tak, jak "istnieje"
dziura w spodniach, jak "istnieje" nieistnienie, ale i jak istnieje
kwiat wyrwany z ziemi, (czy to jeszcze
kwiat?), głowa oderwana od człowieka, jak istnieją elementy, które są wyrwane z
właściwego sobie miejsca, wyalienowane i nie mające sensu....
Metafizyka
obecności, czy prawda w nieskończonym
odroczeniu ?
Pozwolę sobie wtrącić w tym miejscu ogólnikowy przekrój historii
idei w świece zachodnim.
I.
Ludzie
doświadczając subiektywności i
tego, że każda część odsyła do czegoś innego w nieskończoność, poszukiwali
Rzeczywistości, która nie potrzebuje sensu poza sobą a jednocześnie sama jest warunkiem obecności,
realności i sensowności całej reszty.
Poczucie owej „Nieredukowalnej Rzeczywistości” to nie tylko jakaś przypadłość ludzkiego
umysłu, ale wyraz tego, że bez takiego Warunku wszystkiego nie ma sensu
szukanie „sensów” elementów jakichś cząstek.
Poszukiwaniem go były rozmaite religie. Za ów warunek Nieredukowalnie Rzeczywisty i Znaczący uznano
w Judaizmie i Chrześcijaństwie, a później w Islamie Boga Jedynego. Zresztą podobne intuicje zdradzali
filozofowie greccy, czy jeszcze wcześniej Faraon Echnaton i pewnie wiele
jednostek i społeczeństw, o których mi nie wiadomo albo o których teraz nie
mogę sobie przypomnieć. To z a ł o ż e n
i e leżało u podstaw rozwoju nauki ,
czyli szukania sensów wtórnych cząstkowych, uwarunkowanych przez Boga. Bez
założenia, że jest Ktoś Taki te cząstki nie miałyby sensu, byłyby nieskończoną
siecią odwołań do czegoś innego, a w ostateczności do niczego. W związku z
doświadczeniem subiektywności wiedzy i niemożności oderwania jej od kogoś, kto
wie, szukano Tego, którego Wiedza, którego subiektywność, którego Myśl jest
źródłem Obiektywnego Stanu.
II.
W pewnym
momencie w kulturze zachodniej zaczęto szukać sensów cząstek zarzucając
jednocześnie konieczność potwierdzania tych działań w Ostatecznym warunku ich
sensowności. Jednocześnie miejsce tego warunku zajęła bezwiednie sama nauka,
która w zasadzie została wciągnięta przez miejsce ostatecznej legitymizacji,
które nie znosi próżni. Taka jednak nauka przestawała być nauką a stawała się
pseudomitologią, pseudoreligią, czyli ideologią. Z taką nauką wiążą się hasła
takie jak: neutralność, laicyzm, pozytywizm, modernizm, czy w jakimś stopniu
strukturalizm. Wyrażają one próbę poszukiwania obiektywnej Prawdy bez tego, co ją
umożliwia. Wyrażają próbę poszukiwania Prawdy oderwanej od Boskiej Myśli. Te próby
były jednak inkoherentne. Jeśli odrzucono konieczność uznawania Boga, to nie
mógł się obronić postulat obiektywnej Prawdy.
III.
Tą
niespójność wewnętrzną dostrzeżono dość szybko, czego wyrazem stały się nurty
postmodernistyczne, które w zakresie nauk zamieniły poszukiwanie obiektywności
na rzecz analizy subiektywnych rozpoznań, a w zakresie społecznej i politycznej
praktyki przedryfowały od neutralności światopoglądowej i laickości do
pluralizmu, równouprawnień rozmaitych itd… Postmodernistyczny sposób patrzenia
na „świat” chcąc wyjść z niespójności
obiektywizmu opowiedział się po jednej ze stron stworzonej błędnie
alternatywy- powielając źródłowy błąd krytykowanych modernistów. Opowiedział
się tylko po stronie przeciwnej modernistycznym założeniom. Dostrzegł słusznie
subiektywną naturę wiedzy, która nie może być tożsama z obiektywną
rzeczywistością.(Co jednak nie jest żadnym odkryciem, bo było wiadome i
„metafizykom obecności”, „naiwnym realistom”, czyli tym, którzy szukali
rzeczywistości obiektywnej i wierzyli, że ona jest) Miał rację, że moderniści
roszczący sobie prawo do obiektywności są stronniczy i koniecznie subiektywni.
Wyciągnął jednak wnioski, które wcale nie są konieczne.
IV.
Odrzucił
„tradycyjny, naiwny realizm” któremu przypisał pogląd, że rzeczywistość, to byt
istniejący niezależnie od podmiotu poznającego. Tego typu definicję
rzeczywistości można, owszem, przypisać
zsekularyzowanym nurtom filozoficzno-naukowym. Jednak odrzucanie „metafizyki
obecności” w związku z powyższym nurtem nie uwzględnia, że została ona
wytworzona przez nurt zgoła inny, a opisany w punkcie pierwszym. W nim nie
chodziło o to, dla niego ta definicja rzeczywistości byłaby nieadekwatna. Bo
nie wystarczy pytać, czy byt istnieje niezależnie od podmiotu poznającego.
Trzeba jeszcze zapytać, czy od każdego podmiotu, czy od mojego podmiotu, od
jednego czy wielu podmiotów, jeśli od wielu, to od ilu, a może nie możemy tego
ustalić?
Problem
polegał więc na tym, że w modernizmie próbowano odpowiedzieć na niewłaściwie
postawione, niepełne pytanie. Pytanie sformułowane niefortunnie jako
alternatywa. Udzielono odpowiedzi, która okazała się niespójna. Tą niespójność
wychwycono w postmodernistycznym sposobie myślenia, nie dostrzegając jednocześnie, że problem
tkwi w źle postawionym pytaniu. I tak jak moderniści opowiedzieli się za
pierwszym członem alternatywy- za niezależnoscią rzeczywistości od poznania,
tak postmoderniści opowiedzieli się za zależnością. Przyczyną sporu między nimi
było więc to, w czym się zgadzali- błędna alternatywa.
Wystarczyło
zauważyć, że to, co sobie powyżej przeciwstawiano jest tak na prawdę
dopełniające. Można pytać o miarę, o relację między subiektywnością a
obiektywnością. W innym miejscu spróbuję pokazać jest to problem dotyczący
również modnych poglądów na kulturę, społeczeństwo i światopoglądy. Bo można
dać c h o ć b y jeden przykład sytuacji w której obiektywność
i subiektywność, nieskończoność odwoływania się do sensu poza sobą i metafizyka
obecności są zgodne, a nie alternatywne. Na razie napisałem „choćby”, żeby wskazać na niezasadność, bo
niekonieczność tez absolutyzujących albo
subiektywność w opozycji do subiektywności albo na odwrót. Czy jest to
możliwość jedyna, wykluczająca inne, to już kolejna sprawa. My już podjęliśmy
pr,obę rozwiązania tego problemu. Stronniczo więc uprzedziliśmy wnioski. Ale… co
to za problem. Punktem wyjścia każdego myślenia, również naukowego jest przecie
domysł, który się później sprawdza.
V.
Jaka to
możliwość? Patrz punkt I. Jest to
możliwość, której odrzucenie stało się przyczyną inkoherencji nowoczesnej i
modernistycznej „obiektywności”
Czym się różnimy od zwierząt
Mózg jest jak
zdjęcie, obraz, film, czy nagrania dźwięków. No i jak aparat, kamera, czy
dyktafon. Gdy patrzymy na film, widzimy nie film, a rzeczywistość do której
odsyła. Ma on na celu uobecnianie tego, co nieobecne. Jest to relacja znakowa.
Pamięć to swego
rodzaju zdjęcie, czy rysunek. Tak, jak i ono może być zamazane, czy zakłócone
przez inne czynniki.
Jak to się jednak dzieje, że jesteśmy nie tylko aparatem i zdjęciem, ale możemy chcieć, albo
nie chcieć, nie wierzyć, albo wierzyć w
to, co się na kliszy mózgu zapisuje?
Jak to się dzieje, że nie tylko jesteśmy uporządkowanym
procesem, ale i uświadamiamy go sobie?
Że możemy wybierać?
Że możemy popadać w
sprzeczność, czyli odrzucać uporządkowanie strukturalne?
Niezaprzeczalnym faktem, a jednocześnie tajemnicą jest to, że
istnieje w człowieku
usensawnianie-rozumowanie-abstrahowanie-porządkowanie-rozróżnianie-świadomość-poznanie.
Nie jest ono tożsame z materialnymi procesami mózgowymi
nazywanymi czasem myśleniem.
Te polegają na przepływie impulsów elektrycznych przez
materialne nośniki. Prąd ów powoduje zmiany w mózgu które zwiemy informacją, czy jakoś tak.
Podobnie mają zwierzęta, rośliny, przyroda, komputery.
W podobny sposób informacją możemy nazwać
uporządkowanie płatka śniegu,
struktury prześlicznych kryształów,
czy systemów i cyklów przyrodniczych,
czy układu słonecznego, galaktyk...
To wszystko są
jakieś struktury
fraktalowo skonstruowanego Uniwersum.
(Ciekawe jaką rolę odgrywa w tym teoria hologramu)
Strukturaliści
twierdzą, że nasze myślenie, to tylko wyraz pewnych rozdziałów i
porządków(czyli struktur). Wyraz, a raczej element. I to myślenie – jak pisał
ks. A.Krąpiec –jest najradykalniejszą formą ateizmu. Uważam, że rozum, to nie
rozbudowany materialnie mózg, i procesy intelektualne jakie w nim
zachodzą. Rozum, to nie część struktury, który całą resztę do której należy w sobie odbija tak, jak film odbija nagrywany
lot ptaka.
Rozum, to umiejętność abstrahowania z tych strukturalnych
zależności umożliwiająca
u ś w i a d o m i e n i e
ich sobie,
umożliwiająca doświadczenie ich ładu, spójności[6] i sensu przez używanie materii strukturyzowanej jako narzędzia
myślenia.
Ta umiejętność jest
materialnymi tylko środkami nieuchwytna, niewyjaśnialna. Wymyka się
naukowym analizom.
Nie można jej ogarnąć, bo jest
granicznym n a r z ę d z
i e m naszego poznania,
krańcowym, ostatecznym elementem naszej tożsamości,
którego nie możemy przekroczyć, bo go koniecznie używamy do
myślenia.
Jest pewnie elementem duszy- owego Boskiego Obrazu.
Jest tajemnicą.
Jak to się dzieje, że nie tylko jesteśmy uporządkowanym
procesem, ale i uświadamiamy go sobie?
Jak to się dzieje, że nie tylko
jesteśmy aparatem i zdjęciem, ale możemy chcieć, albo nie chcieć, nie wierzyć, albo wierzyć w to, co się na kliszy mózgu zapisuje? Że możemy wybierać?
Że możemy popadać w
sprzeczność, czyli odrzucać uporządkowanie strukturalne?
Owe materialne
procesy i struktury są więc tylko n a r z ę d z i e m zapisu sensów, a i same są
dostrzegalne i całkowicie opisywalne tylko dlatego, że jest coś, co je jakościowo
przekracza. Uniwersalne zasady strukturyzacji może dostrzec ktoś, kto ma w
sobie element materialne struktury
p r z e k r a c z a j ą c y .
Dlatego choćby nawet znalazły się organizmy, czy maszyny o
większej sprawności intelektualnej polegającej na lepszej komunikacji między
połączeniami nerwowymi, itd.., itp., to i tak tylko my tutaj możemy te
uporządkowane dostrzec. Z istot ziemskich tylko człowiek może poznać
jakiekolwiek porządki w świecie, które to generują sensy.
Tylko człowiek myśli "o", a nie tylko "jest
myślany".
To może nieprecyzyjne określenie, ale jak mówiłem, tego poziomu, który stanowi o naszej tożsamości nie
potrafimy przeanalizować. Możemy go dostrzec. Reszta jest tajemnicą.
To jest właśnie podobieństwo Boże: Świadomość-Poznanie-Rozum-Myśl.
Jednakże tym różnimy się od Stwórcy, że nasza
subiekcja nie stwarza rzeczy.
Boskie Poznanie natomiast Stwarza rzeczywistość- stwarza zasadę
strukturyzacji, z której i ludzkie poznanie się wyłania.
Poznanie, które nie tylko jest strukturą, ale i z niej
abstrahuje-uświadamia sobie Porządek(Sistema-Forme-Kosmos)
i Prawo(Nomos) rzeczywistości.
Abstrahuje, bo np. może te struktury zaburzyć.
A ta możliwość sprzeciwienia się- Wolna Wola- możliwość
nierozumności jest tylko konieczną konsekswencją tego, że człowiek materialne
przejawy tej struktury p r z e k r a c z
a .
Każda jednak próba zmiany struktury przewidzianej przez
Stwórcę jest “tworzeniem” luk, pustek, braków, a raczej popadaniem w nicość. Bo istnieć może tylko to, co
Pojawiło się w Umyśle Bożym. A Ten Umysł, jako źródło jedyności zasad
porządkowania pozwala nam szukać w rzeczywistości sensów- koniecznych do poznania – świadomości ...
Myślę więc jestem...?
Nie.
Kartezjańskie “myślę, więc jestem” zdaje
się wskazywać na to - może to jest niezgodne z interpretacją samego
Kartezjusza, ale jednak funkcjonuje w mentalnościach wielu - że myślenie
pozwala człowiekowi stwarzać
rzeczywistość, wymyślać "coś nowego". Dlatego przecież dzisiaj
jedynym niemal kryterium wszystkiego jest "kreatywność". A w rzeczywistości tylko Boskie Myślenie równe być może Stwarzaniu i Stanowieniu- również tego, co jest istotą "mojego ja". Gdybym nie
został pomyślany przez Stwórczy Rozum- Logos, to by mnie nie było.
"Bóg
myśli,
więc
jestem",
Bóg myśli, więc
cokolwiek jest”- takie są moje propozycje. Bo skoro moje istnienie jest dla
mnie tajemnicą, skoro nie potrafię go nawet zdefiniować, a więc i udowodnić, to
na podstawie s a m e g o rozumu nawet własnego "ja" nie mogę
być pewien. Mogę być go pewien na podstawie wiary.
W "ja" wierzę. Jego istnienie zakładam jako
wyjściowa konieczność, która jednak wykracza poza możliwości rozumowego
wyprowadzenia. Na podstawie rozumu nie mogę być pewien tego rozumu- potrzebuję
wiary. Rozum bowiem bez wiary istnieć nie może.
Myślenie „dowodem” na
istnienie Boga
Bez myśli nie znalibyśmy ani siebie, ani niczego innego.
Nasze procesy mózgowe i działania byłyby-
jak domino,
jak puzzle,
elementem uporządkowanej, fraktalowej układanki wszechświata-
informacją.
Ale poznanie ich nie byłoby możliwe, gdybyśmy ich nie
przekraczali. Gdybyśmy byli tylko ich częścią.
Puzzle nie wiedzą, że tworzą układankę. Mózg nie wie, że tworzy uporządkowane procesy materialne.
Do pomyślenia o nich,
do dostrzeżenia ich porządku,
do nadania im znaczenia
potrzebny jest pierwiastek jakościowo różny od materii-
dusza.?
Ale czy w związku z tym nie okazuje się, że wszystko poznawane
istnieje tylko w moich myślach?
Również inne osoby myślące, i słowa, które do mnie wypowiadają?
Może tylko ja nadaję im znaczenie?
Ale przecież osoby owe czasem się ze mną nie zgadzają.
I ja tej niezgody nie chcę, a jednak ona nie znika.
Świadczy to o tym, ze
przekraczają one moje myśli, są poza nimi.
Podobnie zresztą jest ze zdarzeniami, których nie chcę, a których samym chceniem nie mogę zmienić.
Nie zmienia to faktu, że rzeczywistość nie może zaistnieć poza
myśleniem, poza nadawaniem jej znaczenia.
Znaczenia jakiegokolwiek.
Znaczenia, czyli odróżniania elementów rzeczywistości od siebie i zauważania relacji między nimi.
Relacji zakładających uniwersalne zasady relacjonowania, porządkowania,
myślenia, na wszystkich poziomach.
Znaczenia, czyli dostrzegania systemowego charakteru
rzeczywistości.
A myśl nie może się pojawić bez owego rozróżniania i widzenia relacji znaczących
Nie może się pojawić bez widzenia zgody, spójności
Wszelka niezgoda w myśli może się pojawić jako złożona z elementów, które wewnętrznie posiadają zgodę swoich składowych.
W akcie myślnym zawiera się założenie,
że zasady myślenia, są zgodne z zasadami rzeczywistości o której myślimy. Inaczej nie moglibyśmy jej zapoznać.
Myśląc zaś o rzeczywistości i jej różnych elementach
za pomocą jednych i tych samych zasad porządkowania
uznajemy je za uniwersalne
i możliwe do przyłożenia, do każdego różnorako wydzielonego jej elementu i poziomu .
Jeśli zaś rzeczywistość
może zaistnieć tylko w myśli,
a jednocześnie istnieją uniwersalne jej zasady dla różnych bytów myślących, czyli osób, to musi istnieć
uniwersalne i i osobowe jej źródło.
Nie może być ona tylko zasadą porządkującą wszechświat. Bo
zasada, żeby zaistnieć musi być pierwej pomyślana. A myśl może pojawić się tam,
gdzie osoba. A osoba- tam, gdzie myśl. (Osobą nazywamy byt mogący chcieć,
poznać, uświadomić sobie, rozróżnić i zrelacjonować.)
Skoro więc doświadczamy niezgody nawet w swoich myślach, a myśl
nie pojawiłaby się bez zgody, skoro inne osoby też muszą mieć takie same zasady
porządkowania jak my
i jak rzeczywistość poznawana,
to musi istnieć Jedyne Osobowe Źródło Uniwersalnych
Zasad- Bóg.
Przecząc jego Istnieniu przeczymy istnieniu
własnych myśli.
Relacja- Sens elementu systemu poza nim
Do pomyślenia o
czymś konieczne jest oddzielenie tego od reszty. Pomyślenie jest uświadomieniem
sobie i zaistnieniem w umyśle tego czegoś jako pojęcie-sens. Jednakże myślenie[7]
nie może istnieć tylko w oparciu o rozróżnianie. Jeśli coś zostaje w nim oddzielone,
to n i e
na zasadzie autonomii- całkowitej niezależności. Wtedy nie moglibyśmy
tego dostrzec, bo nie było by żadnej drogi styczności między nami, a owym
przedmiotem poznania. Nie moglibyśmy też dostrzec żadnych związków między tymi przedmiotami, a więc ich rozumności. A bez tego,
nie moglibyśmy niczego sobie uświadomić.
Przedmiot poznania istnieje w naszej świadomości koniecznie i
tylko
jako myśl - “s u b i e k c j a“.
Podobnie zresztą podmiot.
Ale przecie subiekcje- myśli
nie mogą istnieć inaczej
niż jako sensy-pojęcia.
Owe sensy zaś mogą zaistnieć tylko i wyłącznie w rozróżnieniu od innych.
Rozróżnienie to jest natychmiast zamieniane przez rozum
na r e l a c j ę .
Relacja w rzeczy samej jest tożsama z owym rożróżnianiem.
I jest tylko aspektem tego samego.
Jest jednoczeniem rozróżnionego.
Doskonałe takie różno-zjednoczenie
nazywamy miłością...
Rozróżnienie wprowadza koniecznie
porządek
- czyli zasady odróżniające miejsca właściwe danym
pojęciom-sensom.
Te miejsca to bardziej
"odległości",
czy relacje,
w stosunku do innych sensów.
I te relacje wyznaczają tożsamość sensów,
skoro to one konstytuują istnienie sensu.
Zmiana więc jednego miejsca znaczenia
istniejącego w owym wszechzwiązku systemowym(strukturalnym)
zmienia tożsamość zarówno tego elementu, jak i całości.
Trudno mówić o znaczeniu czegokolwiek samym w sobie.
Tylko Bóg ma znaczenie niezależne od innych i totalne,
bo to, co powstaje w Jego Świadomości,
staje się ładem Powinnościowym i obiektywną rzeczywistością.
Chociaż...
można uznać, że Jego Trójjedyność to fundamentalna relacja wewnętrzna,
którą trudno nam analizować. Może być ona Objawiona.
On sam ma trwałe miejsce w strukturze Istnienia,
którym jest nadrzędność i Stwórczość-Pierwotność i Wzorcowość,
wyznaczanie podziałów-porządków
i stanowienie jedynego rzeczywistego ich zjednoczenia
- Miłości.
Znaczenia stworzeń są zależne od miejsca, jakie im wyznaczyła,
jakie miejsce dla nich p o m y ś la ł a
w s y s t e m i e rzeczywistości
Myśl Stwórcza.
Sens-pojęcie-znaczenie,
jako cząstka elementarna świadomości
i jej konieczność
jest sensem o tyle, o ile ma "pozycję" wobec innych
znaczeń
- o ile istnieje w pewnej strukturze,
czyli w p o r z ą d k u - w s z e c h z w i ą z k u .
Żeby była struktura musi być r e l a c j a
- usytuowanie w Kosmosie wobec innych, wzajemny w p ł y w
Ta relacja - zawierająca w swojej konieczności rozróżnienie od innych,
dla swego zaistnienia musi być
zapośredniczona przez Relację Ostateczną- Stworzyciela,
którego Poznanie stwarza
wraz z różnością
z a s a d y jej
jednoczenia.
Inaczej mówiąc:
Żeby była relacja muszą istnieć jej podstawy
-jakaś wspólność- wspólne źródło i cel.
Rzeczywistość, którą poznajemy dostępna jest nam tylko jako
znaczenia
- jako element świadomości.
Relacje między obiektywnymi rzeczami musimy więc zrównać z relacjami między myślami-pojęciami-sensami.
Musimy je takimi uznać mimo jedynie rozumnego założenia,
że obiektywność istnieje niezależnie od naszych myśli.
Jedynym pogodzeniem tych dwóch prawd jest uznanie
Boskiego Źródła obiektywności w J e g o S u b i e k c j i
i pochodzenia naszej myśli od Boskiej Myśli.
Nasze myślenie można uznać za to
t c h n i e n i e Boże, które pozwala poznawać Boskie Myśli,
Myśli, które stały się obiektywną rzeczywistością.
Możemy ją poznawać dzięki temu, że podstawy naszych myśli są
stworzone na wzór Myśli Bożej.
Wszystkie zaś rozróżnienia-relacje opierają się na binarnej
zasadzie rozróżnienia między Stwórcą a Stworzeniem – której najważniejszym elementem jest relacja między Bogiem i Jego obrazem – człowiekiem. Relacji Trynitarnej nie mogę tu analizować.
Rozróżnienie musi iść w parze z jednoczeniem. Do tego potrzebna
jest zasada jednoczenia. Bo doświadczamy naszym umysłem związków-reakcji i relacji między rozróżnianymi elementami.
Ostatecznie też poznajemy w imię założenia
"rozumności wszechświata".
Takiej rozumności potrzebna jest zasada
rozdzielająca i jednocząca
przez relacjonujące porządkowanie.
Zgodność z tą zasadą to sensowność.
Zasada ta, to Sens- Logos, który musi być Osobowy i Jeden,
by myślenie, przez które tylko mamy dostęp do rzeczywistości-
wraz z tą rzeczywistością
miały Sens.
Sensem tym jest Miłość.
Relacja, czyli Miłość to jednoczenie różności.
Taka relacja to sens poza sobą, sens w Transcendencji.
Ta transcendencja Ostateczna
jest jedynym pośrednikiem
między różnymi elementami i osobami.
Bez niej nie mogłoby być
ani rozdziału,
ani zjednoczenia.
Relacja taka to jednocześnie
odpowiedzialność.
To "Miłość i Odpowiedzialność".
Zakłada ona bowiem istnienie we wszechzwiązku,
a więc w systemie,
w ł a d z i e,
w którym zmiana jednej relacji może pociągać za sobą
rozstrojenie sensu innych, albo nawet całości.
Jeśli relacją doskonałą jest Miłość, to musimy pamiętać,
że miłość to zawsze wolność, wolna wola.
Ona to daje
możliwość wybrania
relatywizmu,
a w nim zbłądzenia
- wybrania tego, co poza Boską myślą,
co jest unicestwianiem, wybieraniem
nicości
- braku.
Ta nicość rozdziera
ciągłość, czyli zjednoczenie między Całością Kosmosu.
Ta możliwość jest potwierdzeniem tego, że człowiek jest o s o b
ą
na obraz Boży,
a jednocześnie jest uwidocznieniem różnicy
między obrazem a Prawzorem.
Bo tylko Bóg ma możliwość ustanawiania bytów własną Myślą.
Człowiek ma tylko myślenie,
Bóg musiałby sobie zaprzeczyć dając człowiekowi możliwość
stwarzania.
A więc ta możliwość decydowania
- warunek miłości
- otwiera na nicość, na brak.
Człowiek wybierając brak
otworzył
i przekroczył
bramy jałowiejącego czasu
i kończącego się śmiercią.
W tym naruszeniu całości
w y s a d z i ł siebie
z właściwego sobie m i e j s c a ,
z właściwej r e l a c j i ,
stracił trwałe odniesienie do w ł a s n e j i s t o t y .
A jak już zauważyliśmy wcześniej
istota człowieka musi być
p o z a nim.
I zaburzając porządek relacji
człowiek zagubił i własną istotę.
Stał się przykładem zjawiska, któremu na imię:
Alienacja
Konieczności poznawcze mogą być przez ludzką wolną wole,
świadomość negowane. Gdy to ma miejsce człowiek popada w sprzeczność.
Alienacja polega n i
e t y l k o na tym, że człowiek
nie trwa w swej istocie,
że jest ona cały czas celem upragnionym,
choć wciąż niezdobytym,
nieznośnie nieosiągalnym
jak ukończenie syzyfowej pracy.
Elementem alienacji jest też fakt,
że to, co możliwe
nie jest aktualne.
Innémi słowy:
człowiek nie wie nigdy,
czy ma w świadomości
- w danym czasie i miejscu-
to wszystko, co możliwe do uświadomienia i potrzebne.
Więcej: Człowiek wie, że nie pozna wszystkiego, co może być
poznane, ani w makro, ani w mikroskali.
Konrad Tomasz przerwał mi w tym miejscu
i stwierdził słusznie
że nawet w Niebiesiech, poza alienacją
człowiek nie wie wszystkiego
bo nie jest Bogiem.
Wtedy nie musi wiedzieć
bo nie musi szukać
właściwego sobie miejsca
z którego wypadł,
stoczył się
sięgając po jabłko...
A sięganie to było
nie na miejscu
Używając określenia "w danym czasie i miejscu",
chciałem pokazać,
że istnienie w upływającym czasie
i zmiennych okolicznościach
- decyduje o tym, jakie prawdy a k t u a l n i e pamiętamy.
Owo "aktualnie" zakłada,
że istnieją też prawdy
potencjalne,
możliwe do pamiętania w danych okolicznościach.
W związku z tym możemy zadać pytanie:
Czy możemy być pewni, że pamiętamy wszystkie elementy, które pozwalają skonstruować prawdziwy sens uświadamianej
rzeczywistości?
Czas naszej aktywności w świecie,
czas konkretnych epok, pokoleń,
też jest taką a k t u a l
n o ś c i ą ,
ograniczoną wobec "możności"
niekończącej się rzeki czasu i bezkresu przestrzeni.
W którym miejscu tej rzeki znaleźć sensodajny punkt oparcia?
W końcu punktów tych można wydzielić nieskończenie wiele,
nawet na rzece płynącej
nie po ziemi,
lecz po ziarnku piasku...
Codzienne doświadczenie, historia nauki, zetknięcia kultur
przynoszą nam doświadczenie pokazujące, że powyższe stwierdzenia
są słuszne.
Bo czymże innym, jeśli nie owym alienacyjnym ograniczeniem jest
szukanie okularów,
które ma się na nosie
(przez nieuwzględnienie tej możliwości)?
Czymże innym jest rozwój nauki,
w której co jakiś czas okazuje się,
że odnaleźliśmy dane, które każą nam porzucić dotychczasowe,
"udowodnione" pewniki?
Czymże innym jest doświadczenie,
że to co u nas jest uznawane za moralnie obowiązujące i
oczywiste, bo "naturalne"
u innych może być uznawane za złe?
Czymże innym jest fakt, że człowiek nie ogarnia wszechrzeczy?
Czymże innym, jeśli nie ową
aktualnością ?
Tu znów wtrąca się Konrad Tomasz,
który zwrócił mi słusznie uwagę, że to nieogarnianie wszystkiego
będzie dotyczyć i wieczności
Ale wtedy-odpowiadam-nie będziemy musieli szukać swojego miejsca
bo w nim będziemy
Jakaż pewność więc nam pozostaje?
Jak zaspokoić mamy
ten głód
spójności i zrozumienia,
głód
nie pozwalający pozostawić brzucha poznania
bez usensawniającej strawy?
Pozostaje nam to, co pozwala nam szukać.
Pozostaje to, bez czego nie może zaistnieć
ani wiara,
ani zwątpienie,
ani rozróżnianie,
ani dostrzeganie związków.
-Świadomość.
-Konieczność poznawcza.
Ale i ona nie może zaistnieć bez rozróżniania i widzenia związków,
bez rozumności.
Ale i ona
nie trwa
w możliwej dla siebie
Rozumności całkowitej.
Bo choć nie może istnieć fałsz bez prawdy,
to prawda bez fałszu istnieć może.
Rozum bez głupoty istnieć może.
Powiem więcej nawet:
Rozum, Prawda, Zgodność, Świadomość, Poznanie, Myślenie,
nie znoszą fałszu,
nie znoszą głupoty,
nie znoszą
niespójności,
braku sensu,
braku nie znoszą.
Nie znoszą, dlatego nieustannie próbują załatać dziury w
sobie.
Próbują,
lecz okazuje się, że brak im materiału
- bo uzupełniając jedno miejsce,
biorą materiał z innego
robiąc dziurę gdzie indziej.
Muszą szukać poza sobą
- w tym, co Transcendentne.
Inaczej nie wygrzebią się ze swojej alienacji.
Konieczności poznawcze potrzebują wiary, bo same są przyjęte na
wiarę.
A z tych konieczności wynika koniecznie
Istnienie Jedynej Zasady strukturyzowania
- spajającej miłośnie rozróżnienia,
poprzez Stwórcze Myślenie Swoje.
Ale nasza alienacja sprawia,
że konieczności nie wystarczą
do wypełnienia ludzkich potrzeb poznawczych
i ostatecznych.
Bo nie jesteśmy pewni,
czy okoliczności- miejsce i czas
- pozwolą naszej świadomości
odnaleźć to, co jest możliwe do pomyślenia
i co jest ostatecznym, prawidłowym wnioskiem.
Czemu naukowce wybiyrajo do badania te a nie inne strzępy
rzeczywistości? Jutro wybiero se inne, rzekno, ze im siy pomyliło i im innyj
obráz świata siy wyłoni
Bo choć myślenie jest synchroniczne
- jest wyobrażaniem sobie układów przestrzennych, czy
strukturalnych, jako ponadczasowych trwałości
- to samo odbywa się w czasie
- w diachronii.
Odbywa się w czasie,
choć sam czas pomyślany może być” tylko za pomocą
metafory synchronii- przestrzeni bez “wcześniej” i bez “później”,
jako oś, narysowana na szkolnym papierze,
(czego nas w podstawówkach uczyli).
Dlatego też może nam
nie starczyć czasu,
by odnaleźć "miejsce" myśli-pojęć-sensów
wskazujących Sens wszystkiego.
Dlatego warto wrócić do wiary.
Wiary w Ducha Świętego
P r z y p o m i n a j ą c e g o
nam
właściwe miejsce myśli we właściwym ich czasie.
Wiary w Objawienie Boga,
które zstąpiło w historię i może być przekazywane.
Można też powiedzieć inaczej:
To, że człowiek może coś zrobić
nie znaczy, ze to zrobi
-bo może po prostu nie wpaść na ten pomysł
- na to
zabraknąć mu może czasu.
I tu pomaga owo Objawienie,
które sprawia, że nie jesteśmy zdani na zagrożone
nieznalezieniem poszukiwanie,
ale otrzymujemy znalezisko
-do którego rozumności nie musimy dochodzić
-bo ono samo do nas przyszło.
Wystarczy je odczytać.
I tu pomaga wiara
Powyższe pokazanie, że do Boga prowadzi rozumność i konieczność
poznawcza jest w istocie inną nazwą
"Prawa naturalnego",
"możliwości poznania Boga- jego odbiciem w Porządku
Kosmosu",
o których mówił Kościół.
Z ową możnością odnalezienia
Docelowej Życia Prawdy
jest tak, jak z możnością znalezienia np...
herbaty
- która jest na półce (choć skryta za innym opakowaniem).
Otóż często bywa tak,
że możliwe jest jej znalezienie
- a mimo to jej nie znajdujemy
- bo nie wpadliśmy
a k t u a l n i e
na pomysł, by przesunąć torebkę cukru, za którą schowała się owa herbata.
I jak to w życiu przedziwnie bywa
- uznaliśmy, że herbaty w domu
brak,
bośmy jej
aktualnie nie znaleźli..
No i zadowalamy się samą wodą, nie pijemy nic, albo idziemy do
sklepu herbatę zakupić
( by poźniej ironiczny los sprawił,
ze po powrocie do domu
zwrócimy się prosto ku miejscu gdzie herbata leży
i przesuniemy torebkę cukru,
by tam zakup położyć.
A może w drodze do sklepu
przypomnimy sobie,
żeśmy herbatę cukrem zasłonili...?)
Przecież m o ż l i w
e było pomyślenie, że ta herbata była
zakryta.
A jednak a k t u a l n i
e żeśmy na to nie wpadli.
Aktualność znów człeka ograniczyła.
Nią w końcu jest całe życie człowieka i ludzkości
(nie, nie herbatą, a aktualnością).
Jakże często jest tak,
że pamięć każe nam szukać zguby nie tam, gdzie trzeba,
podczas gdy jej właściwego położenia konsekwentnie i lekceważąco
unikamy.
Kościół wyjaśnia ten fakt,
owo aktualne niedosięganie możności
jako pogrzechową ułomność, niedoskonałość poznawczą
Tu zahaczyliśmy o rzeczy tak odległe, jak niebo i piekło. Nie
jestem w stanie stwierdzić, czy możliwe jest ich docieczenie na podstawie
konieczności poznawczych. Jeśli zaś powiążemy powyższe stwierdzenie ze
spostrzeżeniem, że człowiek nie ogarnia bezkresu, możemy wysnuć kolejny
wniosek.
Jest nim uznanie,
że i część prawd,
których nie możemy aktualnie wywieść od konieczności poznawczych
musimy przyjąć na wiarę.
bo samo uznanie, że coś jest taką koniecznością
wymaga czasu, refleksji.
Ale nawet jeśli poszukujemy możemy nie znaleźć. Dlaczego?
Cała nasza wiedza jest ostatecznie przyjęta z góry[9],
na wiarę, bez dochodzenia do niej. Bo Zasady dochodzienia, rozumowania,
analizowania, dedukcji, oraz materiał poddawany dedukcji tez przyjmujemy z góry.
- nie wiadomo dlaczego i nie wiadomo skąd przychodzi on do nas.
Wiemy, że przychodzi,
możemy go przyjąć, albo nie- i to nazywamy wiarą.
Nie wiemy skąd
w danym czasie i miejscu
pojawiają się w umyśle
i struktury i przedmioty poznania weń wpisane,
które razem generują sensowność.
Bo ostatecznie
nie tylko możliwość i sposób dedukcji jest dany z góry,
jest dany indukcyjnie,
ale i elementy, wnioski i efekty tej dedukcji
mogą się pojawić,
albo nie,
możemy „na nie wpaść”,
albo nie.
A więc i one są dane indukcyjnie.
Uświadamiamy sobie,
że do nich doszliśmy
dopiero jak już do nich doszliśmy.
Bo w rzeczywistości
to one do nas przychodzą.
My nie możemy ani kroku wykonać prócz przyjęcia, albo
odrzucenia
- prócz wolnego wyboru.
Możemy tylko przyjąć
mniemanie o ich wynikaniu,
o ich rozumności-
a więc przyjąć je
spoza nas,
przyjąć jako transcendentne.
Nie możemy sami dochodzić do wniosków.
Możemy tylko być obdarowywani przez dochodzenie do wniosków
- możemy je poznawać i przyjmować,
albo nie.
Przyjmować od Stwórcy Rozumnego wynikania
- Stwórcy spójności rozróżnień.
Wnioski fałszywe mogą istnieć tylko jako
"skonstruowane"
choćby na jednym poziomie z wniosków poprawnych.
Dlatego owe dane z góry wnioski
nie gwarantują całkowitej poprawności.
Bo w przyjętym wnioskowaniu może jakichś związków na dolnych poziomach zabraknąć
i to zaburzy całość
- wniosek ostateczny.
Nigdy nie możemy być pewni,
czy o czymś nie zapomnieliśmy
i czy wnioski przez nas odnalezione wynikają z kompletnych
przesłanek.
Jeśli tak, to każde wnioski opierają się na w i e r z e
w kompletność przesłanek,
Ale na to się nic nie da poradzić.
Na to nawet nie trzeba nic radzić.
Bo to żaden problem.
To fakt zastany na który wpływu nie mamy.
I mieć nie musimy,
bo okazuje się on faktem dla nas przenajszczęśliwszym.
Jeśli z a k ł a d a m
y bowiem jak powyżej prawdziwość
przesłanek,
to rozumowanie jest całkowicie uzależnione
od Tego, co poza nami
i od wiary.
Dlatego też rozumność czegokolwiek,
zasady i materia rozumowania
są zawsze przyjmowane na
wiarę.
Dlatego też
rozumność wiary
w Boga
może być przyjęta tylko na wiarę.
Dlatego też wiara w Niego
nie może być uzależniona od tego,
czy jego Istnienie
zdaje nam się a k t u a l
n i e uzasadnione, czy nie.
Bo w ostateczności wiara w Boga bez szukania rozumności Jego
istnienia
ma taką samą wartość poznawczą,
czy nawet logiczną, naukową
jak wiara widząca
dlaczego istnienie Boga jest rozumne.
Komunikacja a obiektywność
Gdyby przezwyciężenie subiektywizmu nie było możliwe, w jaki
sposób mielibyśmy budować wspólne życie?
Gdyby ludzie
nie posiadali takich samych podstaw myślenia, to jak niby mieliby się
porozumieć? Do tego bowiem, do zgodnego współistnienia potrzebne są podzielane
przez innych sposoby widzenia, odczuwania, oznaczania rzeczywistości. Jeślibyśmy
ich nawet podświadomie nie posiadali, nie moglibyśmy zakładać, że istnieje
możliwość "przekazania" innym rozumianej przez nas treści. Żeby druga
osoba rozpoznała znaczenie, które my rozpoznajemy, musi wewnętrznie posiadać
podstawy znaczniowe te same, które i my posiadamy[11]. Jeśli tak nie jest, to wg rozumu ludzkiego znaczy, że nie
istnieje rozumienie drugiego podmiotu. Ale od razu wykluczam tą możliwość, bo
uznając ją musiałbym zanegować myślenie swoje w ogóle, doświadczanie sensów w ogóle, a to niemożliwe, to sprzeczne z tym, co
pozwala mi tu pisać i rozważać. Owszem ludzie często negują refleksyjnie swoje
podstawy poznawcze- mają wolną wolę- ale popadają tym samym w sprzeczność, bo
jednocześnie tych podstaw koniecznie używają. I zazwyczaj tej sprzeczności nie
widzą, co prowadzi do opisywanego wcześniej nawarstwiania się schematów błędnych u podstaw...
Jak jestem więc przekonany, każdy z nas zakłada, albo
przynajmniej realizuje nieświadomie założenie, że możliwe jest porozumienie,
każdy z nas za oczywiste uznaje "obiektywne" rozumienie pewnych
elementów rzeczywistości, za "obiektywne", a raczej za
intersubiektywne czyli za powszechnie podzielane.
Kiedy więc rozumiemy, że istnieje chociażby rozróżnienie między prawdą, a fałszem, górą, a dołem, światłem, a ciemnością, potwierdzeniem, a
zaprzeczeniem zakładamy, że inni rozumieją istnienie takiego rozróżnienia. Równie podświadomie zakładamy też (a te
założenia, jako oczywistości nie są często artykułowane), że i sam fakt bycia-
istnienia jest przez innych rozumiany, doświadczany, nawet jeśli żyją w
kulturze, w której jednostka nie widzi potrzeby nazywania owego oczywistego,
przezroczystego znaczenia.
Bóg Rozum i Sacrum
Matematyka wszechświata nie istnieje po prostu sama z siebie
i nie może zostać wyjaśniona za pomocą hipotezy
boskości ciał niebieskich.
Posiada ona głębszą zasadę, stwórczego Ducha; wynika z Logosu,
który zawiera w sobie
niejako pierwowzory porządku świata,
który te pierwowzory przez Ducha włącza w materię.
Stąd też z perspektywy Jego stwórczej funkcji określano Logos mianem
ars Dei, sztuki Boga (ars =techne!).
Sam Logos jest wielkim Artystą, w którym pierwotnie zawarte są
wszystkie dzieła sztuki - piękno wszechświata.
Świat jest ukazywany jako rzeczywistość rozumna:
wywodzi się od wiekuistego Rozumu
i tylko ten stwórczy Rozum stanowi rzeczywista potęgę,
p a n u j ą c ą nad
światem i w świecie.
Jedynie wiara w jednego Boga
naprawdę wyzwala i racjonalizuje świat.
Tam, gdzie ona znika, świat staje się
tylko pozornie bardziej rozumny.
W rzeczywistości trzeba wtedy zdać się
na działanie mocy nieprzewidywalnych przypadków.
Na miejsce przekonania o racjonalnej strukturze świata
wkracza "teoria chaosu"
i stawia człowieka naprzeciwko ciemności,
których nie może rozproszyć
i które ustanawiają granice rozumnej stronie świata.
Benedykt XVI - “Jezus z Nazaretu”[13]
Używanie sensów[14],
sam fakt ich wewnętrznego "posiadania" jest tym, co nazwać można
myśleniem o rzeczach, abstrahowaniem z materialnej rzeczywistości, jakościowym
różnieniem się od niej. Ów sens pozwala nam myśleć o rzeczywistości,
być jej świadomym, a nie tylko byc jej częścią. ''Używanie'' sensów bowiem jest równe używaniu świadomości, oraz równe byciu osobą. Rozum zaś to właśnie owe sensy. Jednocześnie
rozum ten nie pozwala nam wyobrażać sobie sensu poza świadomością i poza
osobą. Zakładanie, że jest inaczej wiązałoby się z zaprzeczaniem temu, co
pozwala nam o tym zaprzeczeniu myśleć.
Porozumiewając
się wierzymy,-jak stwierdziliśmy przed chwilą, że “posiadamy” wewnętrznie te same sensy[15] co inni ludzie. Dlatego wierzymy również, że pewne zasady
logiczne są uniwersalne, że istnieje również
uniwersalność-jedność sensów na ich poziomie pierwotnym pozwalająca mówić o obiektywności logicznych zasad i obiektywności
rzeczywistości, którą dzięki tym zasadom możemy dostrzegać.
Wierzymy więc
także, że partykularne sensy nie są sensami, czyli nie mają sensu, jeśli nie
mieszczą się w obrębie spójnego systemu- czyli porządku jeśli nie
istnieją w “relacji do”. Owa spójność wymaga jedyności zasady, a zasada ta być
musi jednym, nadrzędnym, nieredukowalnym Sensem, który to stanowi źródło, w którym swój początek mają znaczenia inne. I owa
nadrzędność musi być jego konstytutywnym I trwałym miejscem w owej relacji.
Jeśli zaś nie możemy sobie wyobrazić sobie sensu poza osobą, to owo Źródło musi być również o s
o b o w e .
Ów nadrzędny
Logos musi być więc nieredukowalnie
rzeczywisty i musi stanowić świadomość pierwotną, która jest podstawą tego, że i my możemy mieć świadomość, że i my
możemy doświadczać sensów- rozumować, czyli rozróżniać, czyli porządkować, że i my jesteśmy osobami. Ale owa
Nadrzędna Świadomość, tożsama z Nadrzędnym Sensem- zapewniającym możliwość spójnego i uniwersalnego rozumowania i istnienia bytów, musi być jedynie pierwotnym Źródłem praw rządzących
rzeczywistością, a pierwej( a raczej jednocześnie) źródłem tej rzeczywistości. Musi być Ona punktem orientacyjnym,
axis mundi, omphalos ges, ź r ó d ł e m trwałym, wzorcowym, wyznaczającym właściwy porządek(wtórnych) znaczeń, a więc sama jedynie będąca ponad tym porządkiem
i jako taka rezerwująca dla Siebie słuszność niezdeterminowania- słuszność
tego, co było przed Kosmosem, a nie było złe. Owo źródło mające prawo ustanawiania prawa- Nomosu- określającego właściwy Kosmos, to właśnie Jedynie Święty- Bóg stanowiący dla tego, co wtórne, czyli tworne,
czyli stworzone- Misterium w swej Istocie.
Rzeczywistość przez niego pomyślana jako doskonała to Sacrum. Świat upadły, naruszenie
doskonałości stworzenia, to profanum.
I właśnie tu
uwidacznia się podział na Sacrum i profanum, jako na Stan początkowy i
wzorcowy, oraz ten zdegradowany, który powinien nieustannie powracać do
początkowej doskonałości.
**********************
Jeśli świadomość to myślenie o rzeczywistości, o istnieniu istot
i jeśli rzeczywistość nie jest nam dostępna gdzie indziej
jak tylko w owej świadomości
i jeśli sam fakt istnienia
dostępny nam jest jeno przez świadomość,
jeśli wierzymy w niego,
bo jest koniecznością naszej świadomości- naszego rozumu
i jeśli koniecznie zakładamy,
że istnieją obiektywne prawa i obiektywny stan rzeczywistości,
czyli tego, co jest, albo może być uświadomione
-to ten stan obiektywny musi istnieć wg konieczności rozumu ludzkiego
(a o zasadach sprzecznych z rozumem nie możemy myśleć)
w jednej, zgodnej Świadomości Osobowej,
która jest jego źródłem,
w której on "został
poznany",
która jest jedynie pierwotna,
która przez to, że nie istnieje inna protoświadomość
- o możliwościach ustanawiania praw i rzeczy własnym Poznaniem-
pozwala na spójność i zgodność.
A więc właśnie owa
pierwotna świadomość,
czyli pierwotny Sens
jest źródłem tego,
co uznajemy za obiektywny obraz, czy sens rzeczywistości.
Bo rzeczywistość to właśnie
stan,
czy sens z Perspektywy Pierwotnej i Jedynie Stwórczej
Świadomości Osobowej,
Z Boskiego Punktu Widzenia
Jeśli zaś jest Ona osobowa, to jest Kimś. Jeśli zaś jest
nieredukowalna, to po prostu Istnieje.
Jest Kimś, Kto pierwszy mógł stwierdzić, że Jest, nie potrzebował bowiem
odróżniania się od innego istnienia. Innego "Istnienia po
prostu" być nie może, bo musiałoby to prowadzić do niespójności
rzeczywistości, jeśli Takie Istnienie tworzy rzeczy własną świadomością.
O czymś takim myśleć się nie da. Nie ma sensu przecież brać pod uwagę tego, co
zaprzecza naszemu myśleniu. Możemy jedynie uwzględniać istnienie tego, co je
przekracza. Według przemyśleń owych
nasze wtórne, zdeterminowane i wyznaczone zasady przekraczać musi to, co
Nieredukowalnie rzeczywiste, co stanowi dla wtórnych świadomości- jak
jużem pisał- Misterium w swej istocie. I tylko istnienie tego Nieredukowalnie
rzeczywistego, którego niezbywalnym przymiotem jest Tajemniczość- pozwala nam
się komunikować. Komunikacja nie jest bowiem możliwa bez (nawet podświadomego)
założenia, że pewne sensy posiadamy takie same, czyli tożsame, czyli stanowiące
jedno, zgodę, niesprzeczność. Poza owym Transcendentnym Świętym Osobowym nie
mogą zostać wytworzone znaczenia i pojęcia, nie może istnieć sens, bo to
wykluczałoby obiektywną jedność istnienia.
Owo Stwarzanie
słusznie kojarzyć się może ze sztuką, której kondycja wiąże się z zasadami rozumu, którymi żyje każda epoka.
To, że rozumowanie naszych długich już czasów ma podstawową sprzeczność u samej podstawy rozumu wyraził już
Joseph Ratzinger w trzeciej części cytowanej wyżej książki:
Pozytywizm, sformułowany w imię naukowej powagi, zawęża horyzont
do tego, co da się udowodnić, co można dowieść w eksperymencie, i czyni świat
nieprzezroczystym. Wprawdzie w świecie tym jest jeszcze miejsce na matematykę,
ale Logos, warunek wstępny tej matematyki i jej stosowalności, już się
tutaj nie pojawia. W ten sposób nasz świat obrazów nie przekracza tego, co ujawnia się zmysłowo, a natłok obrazów, które nas otaczają,
oznacza równocześnie koniec obrazu: prócz tego, co można sfotografować, nie widać już nic. W takiej
sytuacji nie tylko sztuka ikony, Sztuka Sakralna
polegająca na spojrzeniu sięgającym poza materię, staje się niemożliwa, lecz
także sztuka w ogóle, która w impresjonizmie i ekspresjonizmie dotarła do granic
możliwości postrzegania zmysłowego, staje się - dosłownie - bezprzedmiotowa.
Staje się eksperymentowaniem ze stworzonymi przez człowieka światami, pustą
"kreatywnością", która nie dostrzega już
Creator Spiritus - stwórczego Ducha. Próbuje ona zająć Jego miejsce, produkując już tylko to, co
przygodne i puste, uświadamiając człowiekowi absurdalność jego twórczości.[16]
Można
powiedzieć, że podobnie absurdalne staje się działanie w imię rozumu, którego koniecznego źródła jednocześnie nie chce się uznać.[17]
Człowiek nie
może stwarzać- czyli być sensem pierwotnym, nie może nim być również jedność osób ludzkich, bytów świadomych[18], bo człowiek- jako jeden z nich, nie ogarnia wszechrzeczy, nie ma świadomości
totalnej ponad czasem i przestrzenią. Taka jedność zaś jest niemożliwa, bo
musiałaby istnieć całkowita zgodność między poszczególnymi rozumieniami ludzkimi ponad czasem i przestrzenią, a
jednym z pierwszych doświadczeń ludzkich jest doświadczenie różności wiedzy, a nawet (poza rajem)- niezgody. Człowiek zawsze
jest bezradny wobec faktu, że istnieje coś co przekracza jego świadomość, coś
Transcendentnego. Świadomość, która Jest Pierwotną, musi być totalna, musi
obejmować wszystko, nic nie może jej przekraczać i ona o tym musi wiedzieć, bo
ona musi być granicą wiedzy równej istnieniu, musi zawiadywać-jako źródło spójności wszystkiego- całą rzeczywistością. Ludzka pycha jednak przeszkadza nieustannie w
przyjęciu tej prawdy, o czym pisał C.K. Norwid:
Są ludzie, którzy wszystko, co jest
nad rozum, za przeciw-rozumne biorą; tym sposobem, nazwawszy
mistycyzmem wszystko, czego się zgłębić nie chce (bo to praca) ani
przyjąć (bo to pokora), są już na szczycie doskonałości.[19]
Sensy
pojawiające się w umyśle Logosu, wszystko to, co sobie uświadomi musi stawać
się rzeczywiste i właśnie to stanowi obiektywny stan rzeczy. Tak, to prawda-
nic nie istnieje poza świadomością...,
wszystko jest subiekcją.... Wypada jednak uzupełnić, bo: nic nie
istnieje poza świadomością Bożą,
wszystko[20] jest Boską Subiekcją. I rozumowe
doświadczenie Jej jest dla nas doświadczeniem obiektywności.[21]
Ową Perspektywę ustanawiającą istnienia nazwać można
Stwarzaniem, które ludzkie wyobrażenia,
podzielane przez ogół kultur lokują w mitycznym i mistycznym czasie początku.
Ten czas jest
właśnie punktem odniesienia i właściwym kształtem, właściwym miejscem istnień,
które człowiek stara się przywracać przez uczestnictwo w czasie,
przestrzeni i świadomości początkowej, którą- choć transcendentna- można przywołać immanentnie
za pomocą chociażby rytuałów, obrzędów, zwyczajów i obyczajów. Kiedy dokonuje się zmiana, przejście, zmiana statusu, musi
mieć ona potwierdzenie w Tym, co Bóg stworzył, musi w tym począkowym stwórczym akcie widzieć swoją Antycypację. Owo przywoływanie ale i
przejawianie się Początku, które jest przejawianiem się Sacrum to właśnie
hierofania.[22]
Właśnie dlatego
opowieści mityczne tak wielką uwagę przywiązują do tego, co pochodzi z poza
czasu i przestrzeni, co rodząc się jako pierwsze zdeterminowane stało się
jednocześnie czymś wtórnym wobec świętej Jedyności, której nic nie
kształtuje, a która sama wyznacza kształt temu, co pochodzi z Jej poznania
równego bytowi, a raczej stwarzającego byt. To, co wtórne otrzymało
usensownienie, które jednak nie tworzy bytów obiektywnych- musi odnajdywać to, co zostało
już wyznaczone, bo samo jest już wyznaczone i ma trwałe zasady.
Znak ikoniczny
Czy zdjęcie i Obraz zawierają w sobie w jakiś sposób osobę, którą przedstawiają? Dziwniej mówiąc: Czy plan
wyrażania współposiada w sobie element znaczony? To zależy od tego, czy
za element znaczony uznamy materię organizowania, czy zasady
organizacji, relacje.
Bo możemy ostatecznie dojść do wniosku, ze wszystko w
materii jest takimi nierozróżnialnymi cząstkami
elementarnymi, światłem, energią itd... O jakichkolwiek tożsamościach decyduje
relacyjne rozróżnianie,
rozdzielanie tych cząstek (czy uporządkowań-systemów relacji niższego rzędu), wg pewnych
zasad porządkowania.
Jeżeli więc o tożsamości rzeczy decydują zasady porządkowania(okazujące się na wyższym poziomie
zasadami kształtowania pewnej całości), to one właśnie stanowią istotę elementu
znaczonego i dlatego mogą się zawierać w elemencie
znaczącym, mogą być przezeń
uobecniane(reprezentowane)
W ten sposób, biorąc pod uwagę uniwersalność zasad porządkowania, cała rzeczywistość, na każdym swym
poziomie jest odbiciem jakiejś Jednej Pierwotności.
Znaczenie pojawia się wraz z binarną relacją, która jest zasadą porządkowania.
Skoro ustaliliśmy, że poznanie
pojawia się wraz z abstrahowaniem i widzeniem relacji, to musimy zrównać poznanie z
widzeniem znaczeń.
Powtórzmy jeszcze raz, czym jest znaczenie. Jest to odsyłanie elementu
znaczącego do znaczonego, albo inaczej: relacja, a jednocześnie rozdział między nimi. Skoro
uznaliśmy jedyność i uniwersalność zasad porządkowania-
relacjonowania, i fakt, że poza poznawaniem- do którego konieczne są owe zasady nie
jest nam dostępna obiektywność i że jest ona
Boskim Poznaniem, to w tym to Poznaniu zawiera się z n a c z e n i e wszystkiego. Bóg Jest
Ostatecznym Znaczeniem wszystkiego. A ostateczne znaczenie, to Logos- Sens.
Przypomnijmy sobie jeszcze raz opowieść z Księgi Rodzaju o
stwarzaniu świata. Stwarzanie odbywało się na zasadzie
podziału. Z czegoś wyłaniały się dwie
opozycyjne sfery. Z każdej z tych sfer kolejne.
Niektórzy mądrzy tego świata twierdzą dziś, że wszelkie
ludzkie poznanie odbywa się na tej zasadzie- poprzez rozdzielanie
na binarne opozycje. Wiązać się to ma z budową ludzkiego mózgu. Czemu nie? A może budowa mózgu została stworzona
przez Boskie Poznanie na tej właśnie zasadzie?
By ludzka możliwość Poznania, stanowiąca marne odbicie Boskiego
Poznania, mogła w nim się w miarę wygodnie rozgościć.
W związku z tym możemy uznać, że wszystko jest
Znakiem Boga, a Bóg jest Sensem wszystkiego. Tak, jak jest on podstawą wszelkiego
Poznania i istnienia, tak bez niego nie może istnieć żadne znaczenie.
Możemy w konsekwencji zbudować
piramidę semiotyczną
Stwórca,Sens, Znaczenie
Pierwotne, Stwórczy Rozum(S)
relacja znaczeniowa,
semiotyczna,
pierwotna relacja binarna(r)
Stworzenie(s)
Ta pierwotna
relacja uczestniczy w każdej relacji wtórnej, w obrębie stworzenia,
jako źródło możliwości
przeniesienia tych samych zasad porządkowania, bez których nie ma jedności systemowej
rzeczywistości oraz komunikowania i myślenia.
Relacje wtórne mają poziomy, w każdym z których musi uczestniczyć relacja
pierwotna.
Istnieje wiele poziomów w
relacjach znaczących wtórnych. One również fraktalowo
odzwierciedlają relację Pierwotną, co umożliwia ich
znaczeniową złączność. W umyśle ludzkim wszystko poznane jest możliwe do
poznania jako znaczenie, to co obiektywne, również.
Kryteria poprawności struktury wewnętrznej wynikające z Woli Boga, to nie
punkty, ale obszary umożliwiające nieskończenie wiele
dobrych możliwości. Nieskończenie wiele, ale nie
dowolnych, bo mieszczących się w pewnych kryteriach. Te kryteria wyznaczane przez Stwórcę to wartości bezpośrednie-znaczenia
pierwszego rzędu(s). One zobowiązują moralnie i
naukowo. W ich obrębie możliwe są systemy znaczące relatywne-względne-kolejnych
rzędów.
Oczywiście jest tak, że jeden człowiek może uznawać za wartość bezpośrednią to, co jest
wartością wtórną, względną, a to co jest
wartością bezwzględną za względną. No ale tak
jest natura ludzka. Nie możemy w związku z tym
rezygnować z definiowania wartości pierwotnych, bo wtedy
zanegowalibyśmy jakiekolwiek wartości, czy li znaczenia, a
przecież myślimy dzięki nim. Zanegowalibyśmy to, czym do
tego negowania się posługujemy. A to bezsens.
Kultury to też swego rodzaju organizacje
znaczeń społecznie podzielanych i praktykowanych. Dlatego też i one mają kryteria
pierwotne- bezwzględne i wtórne- relatywne.
Ale i ich dotyczy omówiona powyżej niezgoda.
Ale jednocześnie możliwa jest dzięki owym poziomom- relatywnym
i nierelatywnym- wielopoziomowość kultur, mieszanie się ich, czy też jedność w różnorodności (nie należy jej mylić ze współczesną „wielokulturowością”, „pluralizmem” stanowiącą w istocie
unicestwianie kultur, które w siebie wchłania. Uczciwy
pluralizm musi się przyznać do tego, którą kulturę będzie faworyzował, która będzie wyznaczać granice różnorodności dopuszczania
elementów innych religii i kultur.
Inne będą granice tolerancji, a inne akceptacji i one również muszą być ogłoszone jako
elementy kultury faworyzowanej. Faworyzowanie zawsze będzie się wiązać z
dyskryminowaniem od pewnych granic innych kultur i religii. Ale
wypieranie się tego, nie ogłaszanie, jaki światopogląd, czy kulturę przyjmuje się za nadrzędną podstawę, to
wprowadzanie w błąd...
Powróćmy jednak do konkluzji: Wszystko jest znakiem Boga, a Bóg jest Sensem wszystkiego.
Skoro tak, to człowiek zobowiązany jest do przywoływania „Czasu” Stwarzania, w którym Bóg nadał rzeczom właściwe miejsca
Pomyślane w Swoim
Umyśle. Właściwe miejsca to
owe wartości bezpośrednie-znaczenia
pierwszego rzędu. My dziś często z
politowaniem patrzymy na ludowe obrzędy i rytuały, które były poszukiwaniem
owego Początkowego Stanu rzeczy. A może właśnie to rytualne
poszukiwanie było sensowne?
[1] Oczywistościami są również owe wtórne
schematy mentalne, zbudowane na podstawie tych pierwotnych konieczności.
[2] Jeżeli rozumielibyśmy dowód jako coś, co eliminuje
całkowicie czynnik wiary.
[3] Tych koniecznych do aktu poznawczego
i tych wtórnych- bo zawsze możemy powątpiewać, czy rzeczywiście uwzględniliśmy
w ich konstruowaniu wszystko co do ich spójności i zgodności z koniecznościami
potrzebne. związane jest to z
ograniczeniem ludzkiej pamięci przez czas i przestrzeń, bo przecież czas
sprawia, że można o rzeczach możliwych i potrzebnych do pamiętania- by
właściwie zrozumieć poznawaną rzeczywistość nie pamiętać w danej chwili, w
której to pamiętanie nam potrzebne...
[4] Poprzez podtrzymywanie trzonu
struktur formalno-materialnych, które są konieczne w świecie ludzkim do
przekazywania treści.
[5] w
systemie
* Dla
chętnych, co by mi mogli doradzić w sprawach filozoficznych;-)
[6] systemowej
[7] Zwane
też aktem myślnym
[8] Czas też można rozumieć jako relację.
[9] Indukcyjne?
Czy indukcja to dobre słowo? Oby mnie filozofowie dobrzy pouczyli. A może
dobrym określeniem będzie "A priori"?
[10] Wywiad
dla Katolickiej Agencji Informacyjnej, lipiec 2004
[11] Mogą one ulec oczywiście innemu
uporządkowaniu i rozwinięciu w schematy, choć
podstawą znaczeniową jest zasada uporządkowania, sprawiająca, że tak a
nie inaczej rozumiemy porządek, że odróżniamy go od chaosu, ale to już inny
temat. Zasadą są też sposoby widzenia relacji między rozróżnieniami- relacji
stanowiącej zjednoczenie różności.
[13] Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu,
Wydawnictwo M, Kraków 2009, str. 151
[14] Terminu "sens" będę używał w
znaczeniu potocznym,. Niemniej jednak okaże się ono splecione z filozoficznym.
To pierwsze znaczenie, to "znaczenie", a to drugie, to cel,
ostateczny cel. Ten splot jesty tu poczyniony specjalnie, jako wyraz tego, że
każde znaczenie- odesłanie elementu znaczącego do znaczonego jest możliwe tylko
jeśli istnieje sens ostateczny, co wyjaśnimy w innym miejscu. Relacja oznaczania
jest jednocześnie przejawianiem się Sensu, ostatecznego, celu.
[15] Czy pojęcia, czy znaczenia- jak zwał
tak zwał- słowa to przecie konwencje. Czy jednak pojęcie nie zmienia się, gdy
zmienia się jego sens? Czy “sens” i “pojęcie”, to nie są czasem dwa słowa nazywające
to samo?
[17] Oczywiście że źródła tego nie da się
dowieść. Ale nie o to chodzi. Bgo i poprawnosći zasad rozumu nie da siędowieść-
trzeba w nie wierzyć. A już sam akt myślny odsyła koniecznie do źródła
uniwersalności zasad myślenia, umożliwiających ich przyjładanie do różnych
rzeczywistości i w ogóle do czegoś poza
samym podmiotem ich użuwającym.
[18] chodzi tu idee panteistyczne
[20] Zło nie nalezy do zbioru o nazwie “wszystko”
[21] Intersubiektywność zaś jawi nam
się niesłusznie jako jej synonim, albo inaczej: mieszamy tu dwa rozumienia słowa
"obiektywność"- to równe intersubiektywności z tym, które powyżej
przedstawiłem.
[22] dopełniając eliadowską def.
hierofanii.
Może coś przeoczyłem, ale wydaje mi się, że punkt 10 to jest takie miejsce w którym wkradają się w Pana tok rozumowania nie zdefiniowane wcześniej założenia. Twierdzi Pan w tym punkcie - pozwolę sobie sparafrazować - że skoro zakładamy, ze istnieje prawda - rzeczywistość obiektywna, to musi istnieć jakaś świadomość która tą rzeczywistość tworzy lub postrzega. Korzystając z tego założenia udawadnia Pan później że istnieje jakaś świadomość obiektywna która tą rzeczywistość tworzy lub postrzega. Tak więc następuje tu coś, co formalnie możemy określić jako p => p, które jest zdaniem zawsze prawdziwym i nie mówi nic o prawdziwości p.
OdpowiedzUsuńOsobiście wydaje mi się, że założenie to jest po prostu zbędne, i w przeciwieństwie do wcześniejszych założeń wynika tylko i wyłacznie z Pana teizmu. Nie widzę powodu by tak zwana prawda, rzeczywistość czy jak to zwał potrzebowała świadomości aby istnieć. Podejrzewam, że Ockham by sie ze mną zgodził;)
Pozdrawiam serdecznie,
Mateusz B.
Witam serdecznie i dziękuję za pochylenie się nad owym wywodem.
OdpowiedzUsuńNapisał Pan:
"skoro zakładamy, ze istnieje prawda - rzeczywistość obiektywna, to musi istnieć jakaś świadomość która tą rzeczywistość tworzy lub postrzega"
założenie obiektywnej prawdy jest niewystarczające, by wyciągnąć taki wniosek. Natomiast ono nie było jedyne:
.
"Wykluczyliśmy już możliwość że istnieje tylko to, co ja sobie pomyślę, nie możemy też myśleć, że każdy sobie stwarza swój świat, bo myślenie zakłada uniwersalność zasad myślenia i świata. Nie możemy też brać pod uwagę własnymi myślami rzeczywistości jako odrębnej od jakiejś świadomości, a jednocześnie nie jest to nasza świadomość. Co więc pozostaje?"
Pozdrawiam również
Napisał Pan:
Usuń"Nie możemy też brać pod uwagę własnymi myślami rzeczywistości jako odrębnej od jakiejś świadomości, a jednocześnie nie jest to nasza świadomość. Co więc pozostaje?"
O, to jest właśnie miejsce, w którym wprowadza Pan założenie istnienia osobowego absolutu. Dziękuję za przytoczenie fragmentu.
Nie przekonał mnie Pan, że rzeczywistość wymaga świadomości, żeby istnieć. Niestety, nie przekonamy się czy rzeczywistość będzie istniała gdy zniknie jakakolwiek świadomość (albo czy istniała zanim świadomość się pojawiła) ale jeśli oboje odrzucamy twierdzenie, jakoby nasza świadomość tworzyła rzeczywistość, moglibyśmy na przykład przyjąć, że pomimo iż wykorzystaliśmy samoświadomość do tego, by zdefiniować czym jest rzeczywistość, to rzeczywistość istnieje niezależnie od niczyjej świadomości. Wydaje się to rozsądnym założeniem, prawda? Jeśli tak, to powinniśmy otrzymać równie spójny układ aksjomatów nie zakładający świadomego absolutu.
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za spam;)
Mateusz B.
to założenie o istnieniu świadomości ktora jest źródłem obiketywnego stanu wynika równieżz tego, zę podziały rzeczywistośći, które sąmożliwe w nieskończnoność, sąkorelatami świadomości i nie sąnam dane inaczej. Bez świadomości o takich, a nie innych zasadach nie byłoby podstaw do tego, by uznać takie, a nie inne podzielenie rzeczywistości kontytuujące tożsamość jej elementów i poziomów za wiążące...
OdpowiedzUsuńOgólnie nie jest takie proste zamienić ów tok myślowy na słowa.
Próbuję, możę ktośmi pomożę, możę komuśto wyjdzie lepiej, możę pAnu?
Znaczna częśćtych wywodów pokrywa sięz tym ,co pisał Berkeley
Dziękuję (i doceniam!) za próbę sprecyzowania!
UsuńNatomiast - mówiąc szczerze - ciągle wydaje mi się, że omawiany fragment ciągu myślowego będzie wyglądał inaczej u teisty i nonteisty bądź ateisty. Pierwszy będzie "czuł", że istnienie rzeczywistości oznacza istnienie osobowego absolutu, ci drudzy spokojnie zaakceptują twierdzenie, że istnieje sobie rzeczywistość, ale poza ludźmi i niektórymi samoświadomymi zwierzętami nikt na nią nie spogląda. No bo czemu by i nie?
W tym kontekście teza zawarta w tytule wydaje się zdecydowanie zbyt silna i myląca. To, że istnieje spójny układ aksjomatów zakładających istnienie osobowego absolutu nie oznacza jeszcze, że ten sam układ aksjomatów bez założenia istnienia osobowego absolutu jest niespójny bądź przeczy logice.
Pozdrawiam serdecznie,
Mateusz B.
Starałem się właśnie pokazać, zębez tego elementu, Świadomości Stwórczej, układanka jest niekompletna, a kształt resztu puzzli wyznacza kształt temu ostatniemu zwornikowi. Być może mi to nie wyszło. Ja to wiem, widzę, ,ale nie umiem tego zamienić na słowa. Będę próbował dalej.
OdpowiedzUsuńProsze mnie źle nie zrozumieć, Pana próby są bardzo ciekawe, bardzo się cieszę, że Pana nie zniechęciłem. Mając bardzo różny światopogląd od Pańskiego, z przyjemnością przeczytam kolejne wywody. Mam nadzieję, że moje uwagi nasuną Panu ciekawe przemyślenia.
UsuńDodam tylko, że jak Pan pewnie zauważył, moje "wiem, widzę" sugeruje mi, że aksjomaty o istnieniu obiektywnej rzeczywistości i aksjomat o istnieniu boga są od siebie niezależne - jak aksjomat wyboru i aksjomaty ZF, jeśli możemy pożyczyć sobie przykład z matematyki. Zastanawia mnie bardzo, czy którakolwiek z tych tez (Pana, moja) może być uzasadniona na innym poziomie niż "wiem, widzę".
Pozdrawiam serdecznie,
Mateusz B.
PS: Teza w tytule: wiem, że chwytliwa, ale ciągle wydaje mi się niewspółmierna do treści;)
A co Pan powie na ten moment argumentacji:
Usuń"W takim wypadku można się zastanawiać, czy jest coś niepodzielnego, czy jest jakieś tworzywo poddawane podziałowi? W rzeczywistości jeśli coś takiego jest, to nie jest nam dostępne, bo myślenie jest możliwe tylko jako dostrzeganie relacji, czyli podziałów, które to są aktywnością świadomości. Są subiektywne.(...)"
Czy wobec powyższego jest sensowne twierdzenie, że rzeczywistość może istnieć niezależnie od jakiejś świadomości? Jak Pan myśli?
Chm, musze przyznać, że ciągle nie widze powodu, dla którego rzeczywistość miałaby wymagać świadomego obserwatora.
Usuń- Po pierwsze, nie wiemy czy podziały o których Pan pisze są cechą świata, ludzkiego umysłu czy umowy kulturowej. Ludzka świadomość i dostrzeganie (czy tworzenie? matematykę lub fizykę się tworzy czy odkrywa?) podziałów są ze sobą związane, natomiast charakter tego powiązania nie musi być taki jak Pan założył.
- Po drugie, nawet gdybyśmy przyjęli, że tworzenie (sic!) podziałów jest cechą umysłu, i podziały te istnieją obiektywnie (a są to dość ryzykowne założenia), nie wykazaliśmy, że podziały mogą powstawać TYLKO dzięki świadomemu umysłowi.
- Jeśli natomiast przyjmiemy, że tylko świadomość tworzy podziały i podziały istnieją obiektywnie, to de facto przyjmujemy istnienie świadomego stwórcy, więc udawadnianie za pomocą takich założeń istnienia stwórcy znowu prowadzi nas do tautologii p=>p. Tylko brakuje nam ciągle jakiegokolwiek uzasadnienia na p po za tym, że je założyliśmy.
To jest stary problem: czy jak na bezludnej wyspie spadnie kokos, to czy on wydaje dźwięk. Ja zakładam że tak, przyznając, ze jest to moje "wyznanie wiary".
Pozdrawiam;)
Mateusz B.
"nie widze powodu, dla którego rzeczywistość miałaby wymagać świadomego obserwatora.
Usuń- Po pierwsze, nie wiemy czy podziały o których Pan pisze są cechą świata, ludzkiego umysłu czy umowy kulturowej. Ludzka świadomość i dostrzeganie "
JA nie mam zamiaru przedstawiać dowodu, ze tak jest, ale że takie założenie musimy przyjąć w związku z tym, że myślenie o rzeczywistości dostępne jest nam koniecznie i zawsze przez zasady tego myślenia. W związku z tym nigdy, w żadnym dowodzeniu(które też stanowi operacje umysłowe) nie możemy uniezależnić od myśli. Niekoniecznie naszej myśli, ale jakiejkolwiek potencjalnej.
"4.A więc rzeczywistość możemy brać pod uwagę tylko jako możliwie nieskończone dzielenie, czyli jednoczesne ustalanie związków, widzenie relacji, czyli znaczeń, treści. Tą zaś aktywność nazywamy myśleniem, świadomością, rozumowaniem, poznawaniem. Nosiciela tej aktywności nazywamy kimś, czyli osobą."
OdpowiedzUsuńdalej: Nie mogę zakładać,że tylko moja świadomość istnieje, bo pisząc do Pana bym sobie zaprzeczał...a poza tym doświadczam niezgody z innymi, tego że coś mnie zaskakuje, że coś nie jest takie, jakbym chciał, a jednak nie znika...
nie ma sensu też wątpić w to, że mogę poznać obiektywną rzeczywistość, bo samo wątpienie odbywa się za pomocą myślenia o czymś do czego przykładam zasady swojego myślenia zakładając, że są możliwe do przyłożenia do wszelkich poziomów i części rzeczywistości.
Troszkę obok tematu: Zgodzę się z stwierdzeniem, że mogę POZNAWAĆ obiektywną rzeczywistość. Natomiast poznać? Tak do końca? Bardzo silne twierdzenie. Jakkolwiek byśmy nie rozwinęli technologii, nie bedziemy wstanie przewidzieć pogody za rok o tej porze.
UsuńPozdrawiam,
Mateusz B.
Dziękuję za słuszną uwagę.
Usuń