329 „Skoro idee i postawy religijne trwają od tysięcy lat, a zapewne nawet
dłużej, skoro na całym świecie powtarzają się te same motywy, to dlatego, że są
one optymalne i aktywują rozmaite systemy kojarzeniowe w sposób sprzyjający ich
przekazowi.”
331 „niewidzialna ręka wielu systemów kojarzeniowych tworzy połączenia
między ideami i sytuacjami, które liczą się w życiu jednostek. Niewidzialna
ręka selekcji kulturowej sprawia, że idee religijne przyjęte i przekazywane
przez ludzi mają z reguły większą moc przekonywania ,jako że doskonale
odpowiadają ich egzystencji.”
To ważny element: powtarzanie się, tworzenie wzajemnych parafraz i całościowego systemu oddziałującego na wiele
owych systemów kojarzeniowych.
„religia ma charakter praktyczny(…) Jest to cecha wszystkich idei,
wierzeń i norm religijnych. Osoby wychowane w kręgu współczesnej cywilizacji
europejskiej, gdzie religia jest przede wszystkim doktryną, która oferuje
precyzyjne wyjaśnienie tego, jak powstał świat, i co dzieje się z duszami
zmarłych, a także opowiada na inne pytania teoretyczne, taka sytuacja może nie
co dziwić.”
P. Boyer widzi, że pewien nurt
europejskiej myśli nie pozwala dostrzec owej praktyczności religii, ale sam się
w ten nurt wpisuje przeciwstawiając doktrynę praktyce. Okazuje tu uwikłanie w antyrytualistyczny
model myślenia, jakoby świadomość/myślenie/doktryna była czymś przeciwnym
praktyce. Otóż jest inaczej, gdyż to, co on nazywa doktryną- wyabstrahowaną
myślą, to nie tyle brak praktyki, co jej ograniczenie do słowa(a słowo, to
rodzaj praktyki) więcej: co ograniczenie
do słowa pisanego, którego specyfiką jest utrwalenie i związana z tym możliwość
kumulacji. Treść wiary, czyli tzw. doktryna, może istnieć również tam,
gdzie nie ma jej kompresji tylko do słowa, gdzie jest właśnie owa praktyka,
której słowo jest jednym z elementów. Trudno nam ją uchwycić, bo jako taka jest
ulotna, albo trudno dla nas przetłumaczalna,
gdyż nauka, w tym antropologia to w znacznej mierze używanie słowa
pisanego.
139 „Kwajowie z Wysp Salomona operują pojęciem duchów przodków (adalo),
które doskonale odzwierciedlają kontrast między wizją kontemplacyjną,
teologiczną, a bardziej przyziemnym
wyobrażeniem bytów nadprzyrodzonych. W relacji antropologa Keesinga religijne
życie Kwajów skupia się na kontaktach z przodkami.” Jak i dlaczego
przodkowie wydarzenia, co to są Dzikie
Duchy? Skąd się biorą? Na te pytania nie ma odpowiedzi.”
Wiemy tylko tyle, że nie ma słownej odpowiedzi. Ale
wiemy też, co sam Boyer przyznaje, że o oczywistych rzeczach się rzadko, często
wcale nie mówi, wiemy też, że nie tylko
słowa są nośnikiem treści. Jeśli więc nie umiemy wydobyć od informatorów
odpowiedzi słownej, znaczy to tylko tyle,
że nie ma słownej odpowiedzi, a nie „treści, doktryny, refleksji” To pochopny wniosek. Wynika on z opisanego
powyżej uwikłania w traktowanie treści i sposobu jej wyrażenia za
dychotomiczne, a nie równoległe i uzupełniające się, oraz z przejęzykowienia.
W kontekście tekstu Boyera, który jest
reprezentantem szerszej tendencji należy zapytać: Dlaczego to zjawisko :
wierzenia Kwajów w duchy przodków nazywamy religią? Słowo „religia” pochodzi z
kultury Europejskiej…
„Przodkowie Kwajów stanowią doskonały przykład czynnika, który jest dla ludzi ważny.”
Słusznie zwraca on uwagę na
„ważność” jako istotny wyznacznik religii. Pójdę dalej uznając, że praktyczne
uważanie pewnych czynności za ważne jest wskaźnikiem tego, czy religia
deklarowana jest religią rzeczywiście wyznawaną, czy pełni funkcję religijną i
zaspokaja religijne potrzeby. To czynności
i znaki uznawane za ważne, godne zachowania wskazują na to, co pełni
religijną funkcję. Myślę że to rozróżnienie: na religię religijną funkcję
i dodatkowo religijną potrzebę może nam
pomóc w zrozumieniu tego, iż religia,
doktryna to system treści, którego manifestacją jest praktyka- religia „żyta”,
przeżywana, kultura religijna, czy „religijność kulturowa”.
Słuszne jest obecne zwracanie
uwagi na praktykę, trzeba natomiast stronić od błędnej opozycji między teorią,
a praktyką i opowiadaniem się raz za jedną, a innym razem za drugą.
Bojler redukuje religię do procesów mózgowych. I
choć na początku zapiera się, że nie, to później tak właśnie robi, czego wyraz
daje w błędnych alternatywach.
Wniosek, iż działanie mózgu sprzyja religii, to nie odkrycie Ameryki.
Fakt ten nie oznacza jednak, że religia
jest efektem tylko procesów mózgowych i jako taka jest fikcją. Nauka
powinna się wstrzymywać przed wydawaniem takich osądów, bo to nie leży w jej
kompetencjach .To leży właśnie w kompetencjach religii, czy jak kto woli
światopoglądu. Nauka powinna ograniczyć się do pokazania, że struktury mózgowe
preferują takie a nie inne wyobrażenia. Na tej samej zasadzie bowiem procesy mózgowe
preferują odróżnianie kolorów, kształtów, czy dzień, noc, sens, grupy ludzkie,
itd. Wszelkie przedmioty poznania,
wyobrażenia można uznać za takie, a nie inne, bo uwarunkowane mózgowymi
strukturami. I tak rzeczywiście jest, tylko to jest jakiś aspekt sprawy, który
nie wyklucza innych.
Zresztą tego typu redukcja nie
jest ostateczna i procesy mózgowe można zredukować do elektrochemicznych,
fizycznych, kwantowych, itd. i tak nie wiadomo dokąd sięgając podziałów i
relacji między kwarkami, fotonami, bozonami, leptonami, czy falami,
antymateriami, próżniami, i innymi jednostkami możliwymi do pomyślenia… Kiedyś
żeśmy myśleli, że atom jest niepodzielny…
Zresztą nawet na poziomie mózgu
wiemy, że niewiele wiemy, bo znamy jakieś skrawki procesów które w nim zachodzą.
I znajomość tych a nie innych procesów jest wynikiem czasem przypadku, a czasem
decyzji, czy nawet podświadomych przedsądów,
w wyniku których uznaliśmy, że na tych a nie innych sprawach warto się skupić.
Badanie tych a nie innych obszarów, szukanie tych a nie innych związków między
procesami mózgowymi, a kulturą wynika z tego, żeśmy wcześniej poznali te
kulturowe zjawiska i wpadli na pomysł, że mogą one się mieć oparcie w mózgowych
procesach. To wpadanie było dane uprzednio jako poziom treści.
I ten poziom …?
Ostatecznie więc dzieląc w
nieskończoność dochodzimy to takiego momentu, w którym musimy uznać, że nie
wiemy, gdzie te podziały się kończą i czy w ogóle się kończą. Prawda/znaczona
okazują się być w odroczeniu. Jedyną
uchwytną stałą jest poznanie, polegające na dzieleniu-relacjonowaniu-ustalaniu
związków. Ktoś powie, że nasz mózg. No tak, ale nie mózg jest punktem wyjścia
poznania, tylko doświadczenie poznania, świadomość, która dopiero może, ale nie
musi wpaść na to, że jej systemem operacyjnym jest przykładowo mózg(bo w
niektórych kulturach/ czasach inne części ciała uważane być mogą za mieszkanie
myśli.). Zanim możemy mówić o mózgu, to
musimy uruchomić poznawcze mechanizmy(owszem, my twierdzimy, że przez mózg
operowane). To one dane są nam jako wyjściowe, jako wyjściowe wciąż się
wymykające. A mózgu nie poznamy nigdy do końca, bo dzielić można w
nieskończoność. I zawsze poznajemy uprzednio wybrane i skonstruowane na
podstawie domysłów obszary i funkcje.
Tymczasem mechanizmy dzielenia,
to mechanizmy myślenia. I tu wracamy do konstatacji strukturalistycznych.
Wszystko jest strukturą(czy „językiem”) a my możemy poznawać inne skrawki
świata, dlatego, żeśmy zbudowani tak jak one i jak cały fraktalowy świat,
którego jesteśmy częścią. Można oczywiście pozostać na tym poziomie, ino nie
można go absolutyzować.
Bo ten poziom nie odpowiada na
pytanie: „Skąd abstrahowanie z tej struktury, skąd możliwość jej zaburzenia,
wolnej woli, skąd się bierze rozbieżność między chceniem a rzeczywistością,
skąd upieranie się przy światopoglądzie, który zaprzecza naszym
neurobiologicznie uwarunkowanym potrzebom? Skąd pomyłka?”
Człowiek religijny, np. katolik
może powiedzieć, że te procesy zostały wymyślone przez Boga w taki a nie inny
sposób, żeby wyrażały takie a nie inne idee. Dla niego, z perspektywy treści
wiary to religia jest pierwotna, to rzeczywistość. Nie można mieszać tych dwu perspektyw.
I to rozróżnienie muszę poczynić,
by uporządkować, chociażby na potrzeby naukowej refleksji zamęt terminologiczny
w dyskusji nad religią, religijnością itd…
Ową perspektywę treści wiary
uznam za religię, za system symboli. Nawet wtedy, kiedy nie jest on przekuty w
słowne doktryny. Może bowiem stanowić doktryny zaklęte w całym wielozmysłowym
systemie symboli, systemie kulturowym. W nim nośniki treści – materialne,
zewnętrzne formy, to swego rodzaju znaczące, a treść wiary, to znaczone. O
systemowości decyduje ów nieuchwytny sam w sobie poziom znaczonych, poziom
formy, w tym wypadku równoznaczny z treścią(rozróżnienie na formę i materię to
nie to samo, co rozróżnienie na formę i treść ). To on jest religią. Natomiast
poziom znaczących- czy to słów, czy działań, to już religijność, „religia
przeżywana”, czy „kultura religijna”. Wg mnie wszystkie te określenia są
uzasadnione. Ktoś powie: owszem, ale te
formy mogą być puste, nie przeżywane, nie „żyte”. Być może, ale mnie jako
antropologa to nie obchodzi, bo to jest trudno mierzalne. Mogę co najwyżej
zbadać moc semiotyczną danej religii, która ujawnia się spoistością i
wielozmysłowoznakowymi translacjami tych samych, ważnych treści. Treści
religijnych. Ktoś spyta, czy konstruując
taki mechanizm nie chcę oceniać ”Szczerości wiary” czemu przed chwilą
zaprzeczyłem? Nie, ponieważ teoretycznie można sobie pomyśleć o środowisku
gdzie moc semiotyczna religii jest duża, a wielu ludzi ją wyznaje
powierzchownie i instrumentalnie. Moc semiotyczna nie jest więc oceną jakości
wiary. To już niech sami „wierni” (których podgrupą, a nie osobną kategorią są
”specjaliści religijni”) oceniają.
Z perspektywy treści wiary
religia jest totalna, jest rzeczywistością i o tą totalność w tytule mi chodzi.
Natomiast z innej perspektywy jest elementem, a raczej aspektem kultury. Pewnym
elementem kultury są jej zewnętrzne manifestacje- znaczące.
Strukturalna natura myślenia,
mimo iż odbywa się ono w procesie, w diachronii jest przyczyną szukania wieczności, natomiast
relacyjna natura poznania każe szukać transcendencji-
czegoś „radykalnie innego”, systemowy komponent myślenia każe budować z
wszystkiego systemową całość spajaną jednym sensem, przewidywać, że
wszystko wpływać może na wszystko.
Potencjalna nieskończoność
podziałów skłania natomiast ku szukaniu „Nieredukowalnie
Rzeczywistej i Znaczącej”(Eliade) podstawy – tego, co nie jest już
podzielne i jest Prawdą, źródłem podziałów-relacji
To jest europo-
chrystianocentryczne, ale i samo używanie kategorii religii takie jest.
Nie
można przeciwstawiać perspektywy treści, perspektywy emicznej,
perspektywie neurobiologicznej. One nie są sprzeczne, bo to dwa różne
poziomy. Z perspektywy treści religii jest ona „przyrodzona”. Człowiek
religijny wiedząc, że procesy mózgowe preferują i generują wierzenia
religijne nie musi wcale przestać wierzyć, bo treść jego wiary nie polega
na wyjaśnianiu mechanizmów biologicznych. To inna sprawa. Religia jako „nadrzędny
wyjaśniacz wszystkiego” może wyjaśnić fakt przystosowania mózgu do treści
religijnych tym, że np. Bóg specjalnie tak mózg skonstruował, żeby mógł służyć
do poznania prawdy religijnej. W tym sensie, na poziomie treści, religia jest tym co absolutnie
podstawowe i przyrodzone. I wcale nie wyklucza się to z przyrodzeniem w sensie
neurobiologicznym. To są po prostu dwie komplemantarne perspektywy. Zresztą
mózg jest tak skomplikowanym systemem, że zazwyczaj najpierw rozpoznajemy
jakieś zjawisko kulturowe, np. religię, a dopiero później wpadamy na pomysł, by
szukać mechanizmów mózgowych które tworzą zapotrzebowanie na religijne
wyobrażenia. W tym sensie to religia jest pierwotna. A poza tym to, że mózg
generuje wyobrażenia religijne to trochę masło maślane, to oczywiste tak, jak
oczywiste jest że mózg wywołuje takie a nie inne rozpoznawanie przestrzeni,
taką a nie inną kategoryzację zjawisk, czy takie a nie inne rozpoznawanie
kolorów, twarzy, itd...
(…)Autodestrukcyjne przekonanie. Przekonanie, że trzeba odrzucić pewne
zachowania, na przykład rytualne. Tymczasem one wynikają z potrzeb mózgu(i nie
chodzi tu wcale o jakiś ”ośrodek religijny”), który bez tych zachowań nie
potrafi utrzymać przekonań.
Pokolenie
które dokonało zmiany, odrzucenia jeszcze nie utraci rozumienia, bo
zinternalizowało ono system kulturowy je wyrażający. Pokolenie to nie zauważy
więc ścisłego związku między zewnętrznym wyrazem a treścią. Natomiast pokolenie
następne, które wychowa się w nowych formach, które nie będzie już znało
systemu kulturowego tworzącego moc semiotyczną, podtrzymującą pogląd ich
przodków, nie będzie miało podstaw, by uznać je za przekonujące, i wygeneruje
nowy światopogląd.
Przekazywany
tylko w niszach, czy to sakralnych, czy słownych, czy sceniczno- estetycznych(w
związku a autonomizacyjnym komponentem autodestrukcyjnego przekonania) nie będą
miały oparcia w całości, w systemie kultury, w wielomateriałowych translacjach
– z języka na przestrzeń, z przestrzeni
na czyn, z czynu na obraz, z obrazu na relacje społeczne, z relacji społecznych
na ciało, z ciała na ubiór, itd…
Owe
preferencje mózgowe nie znikają, w związku z czym zaczyna się w nie wpisywać to, co akurat jest
ich najbliżej, co akurat jest praktykowane i to generuje nowe, mocne
przekonanie. Przekonania autodestrukcyjne: że trzeba odrzucić np. działania
rytualne, że nie powinno się skupiać na
zewnętrznych formach, bo są obojętne wobec treści, prowadzą do utraty kontroli
nad własnym światopoglądem, której przejawem była w wielu kulturach dbałość o
ochronę przed złym przykładem, towarzystwem, co znamy zresztą z przysłów,
takich jak: „Z jakim przestajesz, takim się stajesz”, itd…
Nie
każda zmiana formy powoduję zmianę światopoglądu. Sakralny na przykład model
świata mógłby się utrzymać nawet przy wprowadzaniu nowinek technicznych:
traktorów, maszynek do pieczenia chleba, internetu. .
Musiałyby
one jednak wchodzić stopniowo w większą całość kulturową. Wtedy mogłyby się do niej
dopasować, mogłyby w zastaną, daną z góry całość się wpisać. Dzieje się
zupełnie inaczej, kiedy tą całość zastępuje cała lawina nowych rzeczy, które
nie podporządkowują się starym, ale je wypierają. Przykładem płynnego
dostosowania się do starego jest różaniec w samochodzie, modlitwy przed
podróżą.
(…)to, co sprawia, że bogowie i duchy są tacy
ważni to nasze intuicyjne rozumienie ich funkcji podmiotu działającego.”
„Uzasadnienie teoretyczne nie zawsze jest głównym
lub najważniejszym aspektem wyobrażenia religijnego. Wydaje się, że wiele osób
uważa ogólną wykładnię teoretyczną i logiczną cech i mocy istot i zjawisk za
zbędną. Każdy natomiast wyobraża sobie dokładnie, w jaki sposób te zjawiska
mogą wpływać na jego życie i jak należy
w związku z tym postępować.”
Jest
to pochopna opinia, gdyż tzw. „teoria”, czyli treść nie jest czymś obok
praktyki, czymś odrębnym, ale czymś co jest znaczoną praktyki. To, że nie jest
ona wyrażona jako skompresowana w słowo, to nie znaczy, że jej nie ma. Materią
jej wyrażania mogą być pozasłowne środki wyrazu. Nie możemy ocenić, czy ktoś ma
teorię i doktrynę, czy nie. Możemy tylko ocenić, czy ma ona podobną
europejskiej skompresowaną w słowo formę. Tyle tylko.
JM
Ciekaw jestem Pańskiego odniesienia do tego rozumowania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Sprawdzającego komentarze :)