Poznanie jest z konieczności subiektywne
Po części bowiem tylko
poznajemy(…)
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe(…)
Poznanie to
relacja między tym kto myśli, a tym, o czym myśli. Ta relacja jest pomiędzy
nimi, jest subiekcją. Dlatego też poznanie jest koniecznie subiektywne
Żaden podmiot, który nie stwarza istnień własną perspektywą nie może być d o w o d n i e pewien, że nie istnieje inny podmiot z którego perspektywy dany przedmiot odbierany jest inaczej. Nie da
się u d o w o d n i ć , że jakikolwiek
inny podmiot posiada choć jedno wrażenie identyczne naszemu. Nie da się
udowodnić, że zasady rozumu konstytuujące akt poznawczy są jedyne i słuszne- w
ich jedyność i słuszność trzeba uwierzyć. Nie da się u d o w o d n i ć, że istnieje w ogóle inny podmiot. Nie da się nawet istnienia, ani nawet
samoistnienia udowodnić, bo nie da się ich zdefiniować wewnętrznie-…W zasadzie słuszne w y d
a w a ć s i ę może
tu solipsystyczne stwierdzenie, że cała rzeczywistość istnieje tylko w
mojej świadomości. Bo może tylko w mojej świadomości istnieją ci, którzy mają świadomość podobną, czyli inne osoby... W ogóle sens udowadniania, które jest elementem komunikacji widzimy
tylko w owej komunikacji, a ta w powyższym wypadku opierać się musi na
przyjęciu niejako a priori możliwości porozumienia...A możliwość porozumienia
zakładać musi uniwersalność zasad rozumowych przez nas używanych.
Rozum jak widać jest ograniczony i niesamodzielny, bo
konieczną dla niego podporą jest wiara, której się wielu, łudząc samych siebie wypiera.
Ale o tym wspomnę jeszcze kilka linijek dalej.
Nie możemy mieć
więc udowadnialnej całkowicie pewności. Możemy mieć pewność udowadnialną na
podstawie założeń- stanowiących
konieczności poznawcze. Założenia te stanowią początek, podstawę poznania.
Są to założenia którymi się operuje, a których się nie podważa. Są to w codziennej
praktyce(również naukowej) przeźroczyste dla naszej refleksji
Są to obiekty w
myśli, uznawane za rzeczywistość obiektywną. Ich prawdziwość da się być może
podważyć, ale nie zanegować dowodnie. Bo takie podważanie nie ma końca. A
człowiek z natury ogarniania i natury swojej, nie ogarnia bezkresu. Takie
podważanie byłoby zaprzeczaniem temu, co pozwala podjąć akt myślny- wyjściowym
zasadom i obiektom myślenia. Bo samo podważanie jest aktem myślnym.
Nie twierdzę tu, że można
coś w pełni "udowodnić"[2], ale staram się pokazać, że najrozumniejszym wyjściem jest
na pewnym "dolnym poziomie"
rezygnacja z próby takiego dowodzenia prawdziwości, przyjęcie mniemania
n a w i a r ę.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
Wtedy zaś [ujrzymy] twarzą w twarz(…) 1 Kr 13, 9-10,12
Podstawą rozumu jest uwierzenie w w
zasady jego funkcjonowania, w zasady którymi po
prostu myślimy, a które nazwaliśmy logicznymi, rozumnymi. Prawidła te jawią się nam
jako właściwe i zdarza nam się je łamać,
gdy nie zauważamy pewnych elementów koniecznych do uwzględnienia w logicznym
toku. Nauka, a więc i to, co ludzie zwą logiką opiera się na wierze, czy
inaczej na twierdzeniach pierwotnych-niedefiniowanych, a więc nieudowadnianych,
a jednak uznawanych za prawdziwe, na zasadzie przekonania, pewności wiary. Bo
przecie
Nie ma sensu brać pod uwagę tego, co
przeczy zasadom naszego myślenia, bo "branie pod
uwagę" jest
myśleniem. Nie ma sensu podważać zasad myślenia, skoro
samo podważanie odbywa się koniecznie za pomocą tych zasad..
Człowiek ze swą subiektywnością jako warunkiem poznania może dać
nieskończenie wiele, nawet sprzecznych, odpowiedzi na pytanie: „Co jest
prawdą?” Dlatego jest w kropce. Sama zdolność myślenia zdaje się prowadzić mnie do dwóch pozornie sprzecznych wniosków
stanowiących próbę odpowiedzi na pytanie: Cóż to jest prawda:
·
Nie ma jednej prawdy.
Prawda zależy od tego, kto ją widzi
·
Jest jedna,
uniwersalna prawda bo na tym założeniu opiera się samo podejmowanie się
jakiegokolwiek myślenia- czyli przykładania tych samych zasad rozumowych do
całego wszechświata i do każdego jego elementu.
Ktoś powie że można uzgodnić powyższe wnioski takim
stwierdzeniem: „rzeczywistość-prawda istnieje tylko w moim umyśle.” Ale czy
nie jest tak, że nasz umysł doświadcza
tego, co go przekracza, co jest poza nim, co go zaskakuje, bo okazuje się
później inne niż to się wydawało wcześniej, inne niż byśmy chcieli? Czy nie
jest tak, że- nawet nauka wybiera do konstruowania swoich teorii według
subiektywnych odczuć skrawki rzeczywistości, którą w rzeczywistości można
dzielić na nieskończenie wiele sposobów, która w makro i w mikroskali jest
niezgłębiona dla naszego ograniczonego czasem i pamięcią rozumku?
Tak właśnie jest.
Zdolność myślenia prowadzi nas więc do uznania, że rzeczywistość jest nam
dostępna tylko przez tą naszą zdolność a jednocześnie jest przekraczającą ją
Tajemnicą.
Byt, który ma świadomość, - czyli może rozumować-poznawać-abstrahować-myśleć-dostrzegać sensy,
relacje, oraz wolność- który ma możliwość stanowienia „o sobie” i „osobność”- nazywamy o s o b ą .
Pisząc o rzeczywistości poruszamy się koniecznie w
owej świadomości, która to stanowi zawsze myślenie o
rzeczywistości, „nadaje” jej kształt, a jednocześnie jest tożsama z dostrzeżeniem rozróżnień-relacji.
Zawsze więc, kiedy widzimy rzeczywistość- co jest tożsame z
dostrzeganiem relacji równych rozróżnieniom- musimy
pamiętać, że poza świadomością i poznaniem-
czyli w oderwaniu od Osoby rzeczywistość ta dla nas nie
istniałaby. A że nie możemy sobie wyobrazić braku naszej świadomości, to nie możemy sobie wyobrazić braku
rzeczywistości. Nie możemy myśleć o rzeczywistości, jako o
niezależnej od świadomości, bo sam akt takiego myślenia jest koniecznie zawieraniem rzeczywistości we własnej świadomości i nadawaniem przedmiotowi
poznania kształtu wyznaczanego przez zasady zawarte w mechanizmach myślenia.
Wspomniane
wyżej doświadczenie prowadzi mnie do stwierdzenia, że stan obiektywny dostępny
jest mi tylko w moim umyśle, ale on sam ma gdzieś swe źródło i może mu jednocześnie przeczyć- stąd powyższa
niezgodność. Wspomniane wyżej
doświadczenie oznacza ostatecznie, że jedynie rozumnie jest uwierzyć w to, że
Istnieje Świadomość-Osoba, która stwarza swoim poznaniem rzeczywistość
obiektywną, w tym i moje wtórne poznanie, która stwarza wszystko, i dlatego nic
jej nie przekracza, podczas gdy Ona przekracza wszystko.
Taką „Nieredukowalną
Rzeczywistość” Osobową nazywamy Bogiem. To Jego poznanie jest całkowite, jest
równe wszystkiemu.
Nie jesteśmy w stanie udowodnić, że istnieje Bóg(jeśli przyjmiemy
dziwną definicję dowodu, w którym nie istnieje czynnik
wiary. Wtedy jednak nie istniałby żaden dowód...). Ale dokładnie tak samo
nie jesteśmy w stanie udowodnić prawdziwości naszych
zasad myślenia. A jednak myślimy.
Bóg Osobowy(albo po prostu Bóg,
bo z definicji powyższej musi On być Osobowy) jawi się koniecznie
jako Źródło zasad, w które musimy u w i e r z y ć , by nie przeczyć samym sobie,
jako Źródło naszej- wtórnej możności myślenia.
Człowiek
nie może jednak opierać się tylko na owych „koniecznościach poznawczych” i na
tym co potrafi z nich wywieść. Bo na owo wywodzenie potrzeba czasu, a życie
wymaga podejmowania decyzji. I gdyby człowiek chciał wszystkie twierdzenia
potrzebne do życia tak dogłębnie analizować, to by nie zdążył nic zrobić. To chyba każdy może zrozumieć, dlatego nie
muszę tego wyjaśniać. W końcu nie znam człowieka, któryby wszystkie twierdzenia
na których opiera swe działanie i w które wierzy, umiał udowodnić.
Potrzeba więc w pewne schematy, w
pewne twierdzenia uwierzyć, by na nich opierać swoje działania. Człowiek jest zaś skazany na poznanie po części, niepełne. Dlatego kończę zakładając na zasadzie subiektywnej wiary (wiary
w obiektywność, czyli zgodność z Bożą Perspektywą-Logosem- Sensem- treścią owej
wiary), że w pewne podstawy poznawcze, czy inaczej wrażeniowe muszę uwierzyć,
dlatego, że moje poznanie jest niedoskonałe, niepełne, zawężone do subiektywnej
przestrzeni. Po części bowiem tylko poznajemy…
Należałoby więc zadać zasadne i konieczne w tym miejscu pytanie:
W co wierzyć?
-Co piękne, nie jest to – mówił Maurycy -
Co się podoba dziś lub podobało,
Lecz co się winno podobać; jak niemniej
I to, co dobre, nie jest, z czym przyjemniej,
Lecz co ulepsza…
C.K.Norwid, Promethidion
Podążając za témi słowy więcéj rzec można:
Prawdziwe, to nie to co się prawdziwe wydaje, ale to co się
wydawać prawdziwe powinno.
A co się powinno wydawać prawdziwe?
To, co Stwórca uznaje za prawdziwe i to co, chce by każdy z nas
uważał za prawdziwe.
I w to mamy wierzyć.
Ale dlaczego? Skąd wiemy, co Stwórca uznaje za prawdziwe?
Człowiek tylko ze
swym rozumem nie może rozstrzygnąć, która z możliwości zasadźczych jest prawdziwa.
Nie może być pewien, czy czegoś nie pominął w docieraniu do absolutnych podstaw
myślenia. Na sprawdzanie wszystkich możliwości zawsze może braknąć czasu. A
trzeba na jakiejś podstawie myśleć i podejmować wybory. Nie można wszystkich założeń(również
tych niekoniecznych, których rozumności nie umiemy na razie analitycznie
przedstawić) podważać, by sprawdzić ich słuszność, bo to by trwało w
nieskończoność.
Człowiek musi
pewne podstawy przyjąć bez ich sprawdzania, bez ich negowania, bez
zastanawiania się czy są prawdziwe. I tylko takie ich przyjęcie umożliwia
zastanawianie się nad czymkolwiek. Bo zawsze, kiedy się nad czymś zastanawiamy,
to z użyciem jakichś zasad, których a k t u a l n i e nie podważamy.
Moglibyśmy i te zasady podważyć. Ale to kolejny nieskończony proces, na który nie możemy sobie pozwolić, bo żyjemy króciuteńko. Musimy
założyć, że ludzki rozum nie wykrzywia nam obrazu świata. Ale to nie wszystko:
musimy uwierzyć i w wiele rzeczy których nie będziemy uzgadniać z
„koniecznościami poznawczymi”. Bo człowiek nie mógł by normalnie żyć, gdyby
chciał wszystkie swoje założenia rozkładać na czynniki pierwsze i analizować.
Dlatego Przyszedł na ziemię- do świata ludziom znanego
Chrystus, który umożliwił nam w ten sposób spotkanie ze sobą. Stał się Osobą wchodzącą
w relację, komunikującą na tych zasadach, co człowiek. Przyszedł bowiem jako Bóg-Człowiek, który podkreślił, że do jego przyjęcia nie są
potrzebne naukowe dowody, ale wiara, nadzieja i Miłość. One bowiem winny legnąć
u podstaw gmachu rozumu:
W i a r a, N a d z i e j a i M i ł o ś ć .
Wiara bowiem jest sposobem wyboru podstaw[3], nadzieja- gwarantem jego trwałości, a Miłość- pobudką,
potwierdzeniem i sensem wyboru tego, w co wierzymy. A pamiętać trzeba,
że to
<< B ó g j e s t
M i ł o ś c i ą>>.
Miłością, która ma trwale określone
wyznaczniki. Miłością, której wyrazem jedynym w swoim rodzaju było
zstąpienie Boga na ziemię, w historyczną konkretność i dostępność, w człowieczeństwo,
z którym można się komunikować na dostępnych nam zasadach, Jego
cierpienie, śmierć i zmartwychwstanie, które wybawiły nas od wiecznego nieszczęścia.
Jedyna logiczność wiary w Instytucjonalny Kościół i Prymat Papieski
Ciągłość zasad w które Chrystus kazał nam wierzyć zostawił przez
moc Ducha Świętego w Kościele opartym na nierelatywnej Piotrowej Skale, która się nie kruszy i przez jedyność Głowy zapewnia jedną, rozwiązującą wszelkie spory i sprzeczności
podstawę (tak w uproszczeniu).
Bez tej Jedyności głowy
i bez drabiny hierarchicznej Kościoła
nie można by było mówić o tożsamości Jego przesłania.
A tożsamość ta, zakotwiczona w Instytucjonalnej reprezentacji
jest konieczna tam, gdzie rozstrzyga się o rzeczach ostatecznych
i totalnych.
Ktoś powie, że takie rozstrzygnięcia są mu niepotrzebne.
A já mu powiem, że bez takich rozstrzygnięć nie można mówić o sensowności jakiegokolwiek myślenia.
Bo myślenie zakłada jedyność zasad wszechświata, (jak już
stwierdziliśmy i co dalej rozwiniemy.)
A ta jedyność jest jakąś wszechobejmującą ostatecznością-
Stwórczym Rozumem.
Innymi słowy
uważam, że Chrześcijaństwo jest najbardziej spójną wewnętrznie i
logiczną doktryną, która rozwiązała problem relatywizmu norm społecznych(który jest odmianą relatywizmu poznawczego) przez ustanowienie na
ziemi papieskiego autorytetu, w który wg powyżej danych zasad po prostu trzeba
uwierzyć. Tą wiarę trzeba zasadzić na innej wierze- w boskie pochodzenie władzy
Piotra. Z tąż zaś związana jest wiara w Tradycję Kościoła jako owoc działania
Ducha Świętego… zapewniającego w Owej Tradycji ciągłość i tożsamość sensu,
naszej wiary[4].
I wiara w Boga Jedynego, stanowiącego Własną Perspektywą jedyną i prawdziwą
istotę wszechrzeczy - wiara w subiektywne Spojrzenie Boga, które swym subiektywizmem ustanawia obiektywny stan rzeczy-
faktyczną strukturę Kosmosu wypływającą z Logosu i w poszczególnych swych poziomach “fraktalowo” Go ujawniającą. Jest
to Perspektywa, o której mowi św. Paweł w "Hymnie o Miłości"- taka, z
jakiej "sami zostaliśmy poznani". Jest to ustanowienie o którym mówi
święty Jan w prologu,
p r z e z k t ó r
e w s z y s t k o s i ę
s t a ł o ,
a bez którego
"nic się nie stało [z tego], co się stało".
Czy zataczamy tak błędne koło? Rozum samotny zatoczyłby błędne
koło, gdyby w ogóle mógł istnieć bez wiary.
[1] Oczywistościami są również owe wtórne
schematy mentalne, zbudowane na podstawie tych pierwotnych konieczności.
[2] Jeżeli rozumielibyśmy dowód jako coś, co
eleminuje całkowicie czynnik wiary.
[3] Tych koniecznych do aktu poznawczego i
tych wtórnych- bo zawsze możemy powątpiewać, czy rzeczywiście uwzględniliśmy w
ich konstruowaniu wszystko co do ich spójności i zgodności z koniecznościami
potrzebne. związane jest to z ograniczeniem
ludzkiej pamięci przez czas i przestrzeń, bo przecież czas sprawia, że można o
rzeczach możliwych i potrzebnych do pamiętania- by właściwie zrozumieć
poznawaną rzeczywistość nie pamiętać w danej chwili, w której to pamiętanie nam
potrzebne...
[4] Poprzez podtrzymywanie trzonu struktur
formalno-materialnych, które są konieczne w świecie ludzkim do przekazywania
treści.
[5] systemowej
[6] w
systemie
* Dla
chętnych, co by mi mogli doradzić w sprawach filozoficznych;-)
[7] Zwane
też aktem myślnym
[8] Czas też można rozumieć jako relację.
[9] Indukcyjne?
Czy indukcja to dobre słowo? Oby mnie filozofowie dobrzy pouczyli. A może
dobrym określeniem będzie "A priori"?
[10] Wywiad
dla Katolickiej Agencji Informacyjnej, lipiec 2004
[11] Mogą one ulec oczywiście innemu uporządkowaniu
i rozwinięciu w schematy, choć podstawą
znaczeniową jest zasada uporządkowania, sprawiająca, że tak a nie inaczej
rozumiemy porządek, że odróżniamy go od chaosu, ale to już inny temat. Zasadą
są też sposoby widzenia relacji między rozróżnieniami- relacji stanowiącej
zjednoczenie różności.
[13] Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu,
Wydawnictwo M, Kraków 2009, str. 151
[14] Terminu "sens" będę używał w
znaczeniu potocznym,. Niemniej jednak okaże się ono splecione z filozoficznym.
To pierwsze znaczenie, to "znaczenie", a to drugie, to cel,
ostateczny cel. Ten splot jesty tu poczyniony specjalnie, jako wyraz tego, że
każde znaczenie- odesłanie elementu znaczącego do znaczonego jest możliwe tylko
jeśli istnieje sens ostateczny, co wyjaśnimy w innym miejscu. Relacja
oznaczania jest jednocześnie przejawianiem się Sensu, ostatecznego, celu.
[15] Czy pojęcia, czy znaczenia- jak zwał
tak zwał- słowa to przeciez konwencje. Czy jednak pojęcie nie zmienia się, gdy
zmienia się jego sens? Czy “sens” i “pojęcie”, to nie są czasem dwa słowa
nazywające to samo?
[17] Oczywiście że źródła tego nie da się
dowieść. Ale nie o to chodzi. Bgo i poprawnosći zasad rozumu nie da siędowieść-
trzeba w nie wierzyć. A już sam akt myślny odsyła koniecznie do źródła
uniwersalności zasad myślenia, umożliwiających ich przyjładanie do różnych
rzeczywistości i w ogóle do czegoś poza
samym podmiotem ich użuwającym.
[18] chodzi tu idee panteistyczne
[20] Zło nie nalezy do zbioru o nazwie “wszystko”
[21] Intersubiektywność zaś jawi nam się
niesłusznie jako jej synonim, albo inaczej: mieszamy tu dwa rozumienia słowa
"obiektywność"- to równe intersubiektywności z tym, które powyżej
przedstawiłem.
[22] dopełniając eliadowską def. hierofanii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
zapraszam do komentowania