Wytłuszczonymi
poniżej błędami DN nie można obarczać jej założycieli, dlatego
że nawracając się przejęli je od reprezentantów modnego w ich
czasie w Kościele sposobu myślenia. Są to błędy, które do tej
pory pokutują na wszelkiego rodzaju efektach tak zwanych reform,
których inicjatorzy powołują się niesłusznie na Sobór
Watykański II. Z tego też powodu tak uporczywe skupianie się w
krytyce na Neokatechumenacie jest nieuczciwe. Oni po prostu jako
neofici starali się konsekwentnie realizować upowszechnione w
czasie ich powstania zalecenia. Tak się składa, że błędne
zalecenia. W innych częściach Kościoła brakowało być może
takiej determinacji, stąd te błędy się tak wybiły w
Neokatechumenacie i innych “nowych ruchach”.
Błędy
owe sprowadzają się do antyrytualizmu I podejrzliwości wobec
Żywej Tradycji Kościoła. Przywołam ich konkretne przykłady na końcu artykułu, opierając się na analizie księdza Skotnickiego.
W prezentowanym przez założycieli Drogi stanowisku nt. Pierwotnego kościoła budzi niepokój przeświadczenie, jakoby Duch Święty czuwał nad Kościołem tylko na początku, przez całe niemal dwa tysiąclecia spał, a tu nagle się w XX wieku obudził. Takie przeświadczenie uderza jednak w tożsamość Kościoła. Jeśli bowiem można zanegować taki kawał Tradycji, to można również zanegować wszystko, również to, co Carmen i Kiko przedstawiają jako Kościół pierwotny. Pojawia się bowiem pytanie: Gdzie ten Kościół pierwotny się kończy, a gdzie zaczyna się pogańska, naturalna, magiczna naleciałość?
Jeśli bowiem cały Kościół Oficjalny zbłądził powołując się cały czas na Ducha Świętego, to czy i Kiko nie zbłądził? To czy Kościół nie błądził również na początku, to dlaczego w ogóle mamy wierzyć Tradycji która przekazała nam przekonanie, że warto wierzyć słowom Pisma Świętego, która zresztą przekazała nam również znaczenie pradawnych ślaczków i znaczków na Jego kartach zapisanych?
Jeśli pozbawimy się wiary Tradycji przekazywanej w hierarchicznej wspólnocie Kościoła, to co nam pozostaje?
Indywidualne natchnienia z którymi każdy powołujący się na Ducha Świętego(a dlaczego tylko na Ducha Świętego, może i na inne Duchy, np. Duchy Czasu?) może założyć własny Kościółek wyznający zupełnie inną wiarę. I tak powstanie wieża Babel indywidualnych ekspresji.
Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować słowa kard. J. Ratzingera, doskonale opisujące ową pułapkę:
Dla właściwego kształtowania świadomości liturgicznej ważne jest również, by w końcu zerwać z deprecjonowaniem obowiązującej do 1970 roku formy liturgii. Każdy, kto się opowiada za dalszą obecnością tej liturgii, czy bierze w niej udział, jest dziś traktowany jak trędowaty – tutaj kończy się wszelka tolerancja. Czegoś podobnego nie było w całej historii Kościoła- przekreślono przecież całą jego przeszłość. Jak w takim razie można dowierzać jego teraźniejszości? Jeśli mam być szczery ,to nie rozumiem również, dlaczego tylu biskupów w znacznej mierze podporządkowało się temu nakazowi nietolerancji, który bez przekonywujących racji staje na przeszkodzie niezbędnemu pojednaniu wewnętrznemu w Kościele.” Ratzinger „Bóg i świat” 2000 wywiad-rzeka Peter Seewald
(Zacytuję
dalej tekst, ks. Skotnickiego nt. DN. Moje uwagi zaznaczone będą
kolorem ciemnozielonym.)
Ks.
Edward Skotnicki
Uwagi
do Katechez
Neokatechumenalnych
Korzystam
z maszynopisu pt. "Katechezy Zwiastowania", wydanych przez
Centrum Neokatechumenalne (Lublin, 1991).
"Istniała
epoka, w której chrześcijaństwo przeżywano na płaszczyźnie
religijnej i magicznej, dziś natomiast wchodzimy w inną epokę i
odczuwamy potrzebę przejścia do chrześcijaństwa przeżywanego w
wierze, a nie w religijność naturalnej. Wyjść z religii, by wejść
w wiarę" (s. 55)
Według
Kiko dechrystianizacja dokonuje się wewnątrz Kościoła. Ludzie
praktykują (chodzą na msze, przystępują do Komunii św.), ale nie
ma to żadnego wpływu na życie. Następuje rozłam między
wiarą a życiem(trafne spostrzeżenie).(...)
zamiast skatechizować dzisiejszy świat, ten świat skatechizował
nas.(jeszcze trafniejsze)
Podkreślanie
istotnej różnicy między religijnością naturalną a życiem z
wiary jest rzeczą słuszną i
może mieć znaczenie pozytywne.(czy aby na
pewno? Czy ks. Skotnicki nie udowadnia tu przypuszczenia, iż większa
części Kościoła podziela błędy DN, tylko jest mniej
konsekwentna?) Problem w tym, że w Neokatechumenacie
pojęcie religijności naturalnej staje się "słowem -
wytrychem" a nawet narzędziem ostrej krytyki Kościoła, gdyż
obecne życie Kościoła sprowadza się najczęściej w tych
katechezach, głoszonych w parafiach, do religijności naturalnej.
Już z cytowanych wypowiedzi widać, jak to pojęcie religijności
naturalnej jest stosowane nieprecyzyjnie i jest nadużywane, a
powtarza się to dość często. W dalszym ciągu swej katechezy Kiko
pisze: "Kiedy ktoś zacznie myśleć (o zmianie życia, p. mój),
kieruje swój wzrok do religijności naturalnej, gdzie wszyscy się
udają, ponieważ nie mają żadnego innego punktu odniesienia. Pójdą
do świątyni by prosić Boga o przebaczenie i przez dwa miesiące
przystępować do Komunii św." (s. 80)
"proces
dechrystianizacji, rozdział między chrześcijaństwem a życiem,
pochodzi stąd, że do chrześcijaństwa przedostała się
religijność naturalna"(Krzywdzący
wniosek)
(s. 53)
Religijność
naturalna jako wszczepiona w naturę ludzką przez samego Stwórcę
jest przecież wartością pozytywną.(Racja) Jakkolwiek sama nie
wystarcza do zbawienia, gdyż konieczna jest łaska, to jednak nie
można jej rugować czy lekceważyć. W konkretnym życiu nie łatwo
rozgraniczyć religijność naturalną od życia wiary, można się
wiec mylić w ocenie.(Czy to nie powinno być powiązane?) Tymczasem padają jakże często
apodyktyczne oskarżenia pod adresem ludzi wierzących i ich
praktyk religijnych. W praktyce ta katecheza w zasadzie słuszna
staje się często okazją do krytykowania wszystkiego w Kościele i
jego historii. Zależy to od temperamentu i poglądów poszczególnych
katechistów (także księży!). Efektem tej krytyki ma być życie z
wiary i zrozumienie, że "Kościół jest wydarzeniem, które
realizuje się w historii. Kościół nie tworzy się studiując czy
odkrywając pewne rzeczy. Kościół to Chrystus Zmartwychwstały
żyjący między ludźmi" (s. 56).
Kiko
słusznie krytykuje to, ze Kościół dał się skatechizować przez
świat ale proponuje jako lekarstwo to, co jest tego błędu
wynikiem. Słusznie wskazuje na konieczność powrotu wiary do życia.
Ale właśnie piętnowana przez niego „religijność naturalna”
przesiana przez sito Ewangelii i Tradycji Kościoła jest sposobem na
realizacje pragnień Kiko. Religijność naturalna została stworzona
przecież przez Boga! Czekała tylko na swe Doskonałe Wypełnienie w
Chrystusie! Jest żyzną ziemią, która przez wieki zarosłą
chwastami rzuconymi przez diabła, który małpował Pana Boga,
próbując w postaci różnych bóstw przejąć Jego przymioty. Jeśli
ziemię odrzucimy razem z chwastami, to Ziarno Chrystusowe padnie na
suchą skalę i przepadnie!
Pytanie
o sens ma charakter egzystencjalny. Kiko, który w pewnym okresie
swojego życia był ateistą, stawia to pytanie z całą ostrością.
Dla niego samego było ono tak ważne i dojmujące, że gotów był
odebrać sobie życie, jeżeli nie znajdzie na nie odpowiedzi. Toteż
zdumiewa się, że tylu ludzi wcale nie stawia sobie tego pytania. A
na pytanie: dlaczego pracujesz, odpowiada: aby zarobić pieniądze.
Po co ci pieniądze? - Aby żyć. A pytanie: po co żyjesz, ich
deprymuje (zbija z tropu). Zadowalają się "drobnomieszczańskim"
trybem życia, dla którego rzeczą najważniejszą jest "być
szanowanym w pracy, być uczciwym (...), być wiernym żonie, nie
kraść, nie zabijać (...). Prawdziwe życie polega na tym, żeby
mieć dobre mieszkanie, dobrą rodzinę, dobrze wychowane dzieci, nie
więcej niż dwoje, mieć samochód, mieć pieniądze, nie stwarzać
sobie niepotrzebnie problemów, mieć willę w górach i wycisnąć z
życia, co się da. Do tego sprowadzają się wszystkie nasze
wartości. I mówimy, że to jest chrześcijaństwo" (s. 114).
"Mówimy, że jesteśmy wyznania chrześcijańskiego, ale w
naszym sposobie życia jesteśmy praktycznymi ateistami, bo w
rzeczywistości nasze czynności nie mają wymiaru eschatologicznego"
(s. 108).
Dzień
IX. A. Katecheza Carmen na temat Sakramentu Pokuty.
Katecheza
ta ma charakter poufny (Carmen: wszystko, co wam dzisiaj powiem, nie
jest przeznaczone dla ludzi, s. 177). W tej katechezie Carmen
podejmuje najpierw rys historyczny. W Kościele pierwotnym pierwszą
postacią (pierwszym wyrazem) Sakramentu Pokuty była ekskomunika
(podkreślony jest przez nią wspólnotowy charakter grzechu!).
Grzesznik musiał wyjść z Kościoła, czyli wykluczano go poza
nawias wspólnoty. Powrót był możliwy dopiero po nawróceniu.
Dniem pojednania był Wielki Czwartek. Przez cały okres pokuty
grzesznikowi towarzyszy modlitwa Kościoła. Kiedy Kościół stał
się masowy, trzeba było znaleźć nowy typ pokuty nie tak
rygorystyczny. W Kościele pojawili się penitencjarze, którzy
stosują taryfy ("spowiedź taryfowa", s. 187): za taki
grzech taka pokuta. Zachodzi potrzeba wyznania grzechów, żeby
wiedzieć, jaką należy nałożyć pokutę (?). Jako rzeczy
zastępujące dawne ciężkie uczynki pokutne pojawiają się
odpusty. W ciągu historycznego rozwoju Sakramentu Pokuty akcent
przenosi się z nawrócenia na wyznanie grzechów, potem ekspiację i
rozgrzeszenie, które z czasem powoduje magiczne rozumienie
Sakramentu Pokuty. W XII wieku, obok wyznania grzechów, zaczyna się
również podkreślać wagę absolucji (s. 190), która według
Carmen jest wręcz niepotrzebna. "Wartość rytu nie leży
przecież w absolucji. Bo faktycznie w Chrystusie wszyscy już mamy
przebaczenie grzechów. Wartość rytu leży w tym, że on uzdalnia,
przygotowuje człowieka do przyjęcia tego przebaczenia" (s.
193). Spowiedź z pobożności i kierownictwo duchowe suponują
ujmowanie chrześcijaństwa jako drogi perfekcjonizmu" (s. 191).
"Konieczność konfesjonału pojawia się wtedy, gdy zaczyna się
upowszechniać sposób spowiedzi prywatnej, leczniczej, dewocyjnej,
która pochodzi od mnichów" (s. 191). O konfesjonałach Carmen
mówi: "... Te skrzynki są czymś niedawnym, świeżym"
(s. 191). Swoją wypowiedź Carmen podsumowuje mówiąc: "I
teraz rozumiecie, że wiele rzeczy, o których mówił Luter, miało
uzasadnienie" (s. 191 ). Tak dochodzimy do Soboru Trydenckiego.
Od Soboru Trydenckiego aż po wiek XX wszystko pozostaje niezmienne.
Sobór Trydencki podkreślił jeden z walorów sakramentów.
Sakramenty tymczasem mają dwa aspekty. Jeden to ten, że są one
znakiem, który pomaga człowiekowi w przyjęciu przebaczenia (w
przypadku Sakramentu Pokuty), a drugi aspekt to ten, że sakrament
jest naprawdę skuteczny (...). Ale Sobór Trydencki skupia swoją
uwagę na istocie rzeczy, na skuteczności i traci z oczu charakter
znakowy sakramentu. Dlatego staje się teraz obojętne, czy przy Mszy
używa się prawdziwego chleba, czy opłatka podobnego do papieru,
czy wino pije tylko jeden czy wszyscy, bo sakrament w jednym i drugim
wypadku spełnia się, a to jest najważniejsze" (s. 191-192).
Tak więc podkreśla się skuteczność Sakramentu Pokuty dla
przebaczenia grzechów i w tej sytuacji rozgrzeszenie kapłana staje
się czymś absolutnym. W ten sposób spowiedź nabiera sensu
magicznego tak dalece, że w mentalności wiernych do przebaczenia
grzechów wystarcza sama absolucja. Dostałeś absolucję, wiec
możesz być spokojny" (s. 191-192). Szkoda, że Carmen nie
dostrzega ogromnego wysiłku Kościoła, żeby ludzi przygotować do
owocnego korzystania z Sakramentu Pokuty. Określenie konfesjonału
jako "skrzynki" a obecnej postaci Komunii św. papierowym
opłatkiem jest wyraźnie pogardliwe. Nic dziwnego, że Carmen znowu
prosi: "Ludziom tego nie mówcie, podkreślcie tylko charakter
wspólnotowy grzechu i całego procesu pokutnego, władzę, jaką ma
Kościół, odpuszczania grzechów i tym podobne" (s. 194).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
zapraszam do komentowania