poniedziałek, 28 listopada 2016

Nie zwalajmy na “Neonów”!


Wytłuszczonymi poniżej błędami DN nie można obarczać jej założycieli, dlatego że nawracając się przejęli je od reprezentantów modnego w ich czasie w Kościele sposobu myślenia. Są to błędy, które do tej pory pokutują na wszelkiego rodzaju efektach tak zwanych reform, których inicjatorzy powołują się niesłusznie na Sobór Watykański II. Z tego też powodu tak uporczywe skupianie się w krytyce na Neokatechumenacie jest nieuczciwe. Oni po prostu jako neofici starali się konsekwentnie realizować upowszechnione w czasie ich powstania zalecenia. Tak się składa, że błędne zalecenia. W innych częściach Kościoła brakowało być może takiej determinacji, stąd te błędy się tak wybiły w Neokatechumenacie i innych “nowych ruchach”.
Błędy owe sprowadzają się do antyrytualizmu I podejrzliwości wobec Żywej Tradycji Kościoła. Przywołam ich konkretne przykłady na końcu artykułu, opierając się na analizie księdza Skotnickiego.


W prezentowanym przez założycieli Drogi stanowisku nt. Pierwotnego kościoła budzi niepokój przeświadczenie, jakoby Duch Święty czuwał nad Kościołem tylko na początku, przez całe niemal dwa tysiąclecia spał, a tu nagle się w XX wieku obudził. Takie przeświadczenie uderza jednak w tożsamość Kościoła. Jeśli bowiem można zanegować taki kawał Tradycji, to można również zanegować wszystko, również to, co Carmen i Kiko przedstawiają jako Kościół pierwotny. Pojawia się bowiem pytanie: Gdzie ten Kościół pierwotny się kończy, a gdzie zaczyna się pogańska, naturalna, magiczna naleciałość?
Jeśli bowiem cały Kościół Oficjalny zbłądził powołując się cały czas na Ducha Świętego, to czy i Kiko nie zbłądził? To czy Kościół nie błądził również na początku, to dlaczego w ogóle mamy wierzyć Tradycji która przekazała nam przekonanie, że warto wierzyć słowom Pisma Świętego, która zresztą przekazała nam również znaczenie pradawnych ślaczków i znaczków na Jego kartach zapisanych?
Jeśli pozbawimy się wiary Tradycji przekazywanej w hierarchicznej wspólnocie Kościoła, to co nam pozostaje?
Indywidualne natchnienia z którymi każdy powołujący się na Ducha Świętego(a dlaczego tylko na Ducha Świętego, może i na inne Duchy, np. Duchy Czasu?) może założyć własny Kościółek wyznający zupełnie inną wiarę. I tak powstanie wieża Babel indywidualnych ekspresji.
Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować słowa kard. J. Ratzingera, doskonale opisujące ową pułapkę:
Dla właściwego kształtowania świadomości liturgicznej ważne jest również, by w końcu zerwać z deprecjonowaniem obowiązującej do 1970 roku formy liturgii. Każdy, kto się opowiada za dalszą obecnością tej liturgii, czy bierze w niej udział, jest dziś traktowany jak trędowaty – tutaj kończy się wszelka tolerancja. Czegoś podobnego nie było w całej historii Kościoła- przekreślono przecież całą jego przeszłość. Jak w takim razie można dowierzać jego teraźniejszości? Jeśli mam być szczery ,to nie rozumiem również, dlaczego tylu biskupów w znacznej mierze podporządkowało się temu nakazowi nietolerancji, który bez przekonywujących racji staje na przeszkodzie niezbędnemu pojednaniu wewnętrznemu w Kościele. Ratzinger „Bóg i świat” 2000 wywiad-rzeka Peter Seewald


Zmiany praktycznie rozpowszechnione w całym Kościele uderzyły w istotne cechy decydujące o przekonywalności Rytuału, o jego przystępności dla ludzkiego systemu poznawczego:  poczucie niezmienności, otrzymania z góry formy rytualnej, wielozmysłowość, centralizację (krzyż z Tabernakulum na środku ołtarza), powiązanie z symboliką kosmiczną(wschodzące słońce, drzewo życia, opozycje binarne- Niebiosa-Ziemia/nawa- prezbiterium) tajemniczość odbieraną przez ludzki mózg  jako przymiot świętości. Odwrócono od Mszy Świętej  stworzony  przez Boga rytualny zmysł ludzi(to jest właśnie to, co Kiko nazywa religijnością naturalną), stanowiący swego rodzaju glebę dla ziarna Ewangelii. A przecież Bóg ten zmysł stworzył  po coś. Po to, byśmy mogli Chrystusa we Mszy Świętej przyjąć. Jeśli usuniemy glebę, to ziarno- nawet pomimo doskonałej jego znajomości-  nie będzie miało gdzie wzrastać.


(Zacytuję dalej tekst, ks. Skotnickiego nt. DN. Moje uwagi zaznaczone będą kolorem ciemnozielonym.)
Ks. Edward Skotnicki Uwagi do Katechez Neokatechumenalnych
Korzystam z maszynopisu pt. "Katechezy Zwiastowania", wydanych przez Centrum Neokatechumenalne (Lublin, 1991).

"Istniała epoka, w której chrześcijaństwo przeżywano na płaszczyźnie religijnej i magicznej, dziś natomiast wchodzimy w inną epokę i odczuwamy potrzebę przejścia do chrześcijaństwa przeżywanego w wierze, a nie w religijność naturalnej. Wyjść z religii, by wejść w wiarę" (s. 55)
Według Kiko dechrystianizacja dokonuje się wewnątrz Kościoła. Ludzie praktykują (chodzą na msze, przystępują do Komunii św.), ale nie ma to żadnego wpływu na życie. Następuje rozłam między wiarą a życiem(trafne spostrzeżenie).(...) zamiast skatechizować dzisiejszy świat, ten świat skatechizował nas.(jeszcze trafniejsze)

Podkreślanie istotnej różnicy między religijnością naturalną a życiem z wiary jest rzeczą słuszną i może mieć znaczenie pozytywne.(czy aby na pewno? Czy ks. Skotnicki nie udowadnia tu przypuszczenia, iż większa części Kościoła podziela błędy DN, tylko jest mniej konsekwentna?) Problem w tym, że w Neokatechumenacie pojęcie religijności naturalnej staje się "słowem - wytrychem" a nawet narzędziem ostrej krytyki Kościoła, gdyż obecne życie Kościoła sprowadza się najczęściej w tych katechezach, głoszonych w parafiach, do religijności naturalnej. Już z cytowanych wypowiedzi widać, jak to pojęcie religijności naturalnej jest stosowane nieprecyzyjnie i jest nadużywane, a powtarza się to dość często. W dalszym ciągu swej katechezy Kiko pisze: "Kiedy ktoś zacznie myśleć (o zmianie życia, p. mój), kieruje swój wzrok do religijności naturalnej, gdzie wszyscy się udają, ponieważ nie mają żadnego innego punktu odniesienia. Pójdą do świątyni by prosić Boga o przebaczenie i przez dwa miesiące przystępować do Komunii św." (s. 80)
"proces dechrystianizacji, rozdział między chrześcijaństwem a życiem, pochodzi stąd, że do chrześcijaństwa przedostała się religijność naturalna"(Krzywdzący wniosek) (s. 53)

Religijność naturalna jako wszczepiona w naturę ludzką przez samego Stwórcę jest przecież wartością pozytywną.(Racja) Jakkolwiek sama nie wystarcza do zbawienia, gdyż konieczna jest łaska, to jednak nie można jej rugować czy lekceważyć. W konkretnym życiu nie łatwo rozgraniczyć religijność naturalną od życia wiary, można się wiec mylić w ocenie.(Czy to nie powinno być powiązane?) Tymczasem padają jakże często apodyktyczne oskarżenia pod adresem ludzi wierzących i ich praktyk religijnych. W praktyce ta katecheza w zasadzie słuszna staje się często okazją do krytykowania wszystkiego w Kościele i jego historii. Zależy to od temperamentu i poglądów poszczególnych katechistów (także księży!). Efektem tej krytyki ma być życie z wiary i zrozumienie, że "Kościół jest wydarzeniem, które realizuje się w historii. Kościół nie tworzy się studiując czy odkrywając pewne rzeczy. Kościół to Chrystus Zmartwychwstały żyjący między ludźmi" (s. 56).

Kiko słusznie krytykuje to, ze Kościół dał się skatechizować przez świat ale proponuje jako lekarstwo to, co jest tego błędu wynikiem. Słusznie wskazuje na konieczność powrotu wiary do życia. Ale właśnie piętnowana przez niego „religijność naturalna” przesiana przez sito Ewangelii i Tradycji Kościoła jest sposobem na realizacje pragnień Kiko. Religijność naturalna została stworzona przecież przez Boga! Czekała tylko na swe Doskonałe Wypełnienie w Chrystusie! Jest żyzną ziemią, która przez wieki zarosłą chwastami rzuconymi przez diabła, który małpował Pana Boga, próbując w postaci różnych bóstw przejąć Jego przymioty. Jeśli ziemię odrzucimy razem z chwastami, to Ziarno Chrystusowe padnie na suchą skalę i przepadnie!

Pytanie o sens ma charakter egzystencjalny. Kiko, który w pewnym okresie swojego życia był ateistą, stawia to pytanie z całą ostrością. Dla niego samego było ono tak ważne i dojmujące, że gotów był odebrać sobie życie, jeżeli nie znajdzie na nie odpowiedzi. Toteż zdumiewa się, że tylu ludzi wcale nie stawia sobie tego pytania. A na pytanie: dlaczego pracujesz, odpowiada: aby zarobić pieniądze. Po co ci pieniądze? - Aby żyć. A pytanie: po co żyjesz, ich deprymuje (zbija z tropu). Zadowalają się "drobnomieszczańskim" trybem życia, dla którego rzeczą najważniejszą jest "być szanowanym w pracy, być uczciwym (...), być wiernym żonie, nie kraść, nie zabijać (...). Prawdziwe życie polega na tym, żeby mieć dobre mieszkanie, dobrą rodzinę, dobrze wychowane dzieci, nie więcej niż dwoje, mieć samochód, mieć pieniądze, nie stwarzać sobie niepotrzebnie problemów, mieć willę w górach i wycisnąć z życia, co się da. Do tego sprowadzają się wszystkie nasze wartości. I mówimy, że to jest chrześcijaństwo" (s. 114). "Mówimy, że jesteśmy wyznania chrześcijańskiego, ale w naszym sposobie życia jesteśmy praktycznymi ateistami, bo w rzeczywistości nasze czynności nie mają wymiaru eschatologicznego" (s. 108).
Dzień IX. A. Katecheza Carmen na temat Sakramentu Pokuty.
Katecheza ta ma charakter poufny (Carmen: wszystko, co wam dzisiaj powiem, nie jest przeznaczone dla ludzi, s. 177). W tej katechezie Carmen podejmuje najpierw rys historyczny. W Kościele pierwotnym pierwszą postacią (pierwszym wyrazem) Sakramentu Pokuty była ekskomunika (podkreślony jest przez nią wspólnotowy charakter grzechu!). Grzesznik musiał wyjść z Kościoła, czyli wykluczano go poza nawias wspólnoty. Powrót był możliwy dopiero po nawróceniu. Dniem pojednania był Wielki Czwartek. Przez cały okres pokuty grzesznikowi towarzyszy modlitwa Kościoła. Kiedy Kościół stał się masowy, trzeba było znaleźć nowy typ pokuty nie tak rygorystyczny. W Kościele pojawili się penitencjarze, którzy stosują taryfy ("spowiedź taryfowa", s. 187): za taki grzech taka pokuta. Zachodzi potrzeba wyznania grzechów, żeby wiedzieć, jaką należy nałożyć pokutę (?). Jako rzeczy zastępujące dawne ciężkie uczynki pokutne pojawiają się odpusty. W ciągu historycznego rozwoju Sakramentu Pokuty akcent przenosi się z nawrócenia na wyznanie grzechów, potem ekspiację i rozgrzeszenie, które z czasem powoduje magiczne rozumienie Sakramentu Pokuty. W XII wieku, obok wyznania grzechów, zaczyna się również podkreślać wagę absolucji (s. 190), która według Carmen jest wręcz niepotrzebna. "Wartość rytu nie leży przecież w absolucji. Bo faktycznie w Chrystusie wszyscy już mamy przebaczenie grzechów. Wartość rytu leży w tym, że on uzdalnia, przygotowuje człowieka do przyjęcia tego przebaczenia" (s. 193). Spowiedź z pobożności i kierownictwo duchowe suponują ujmowanie chrześcijaństwa jako drogi perfekcjonizmu" (s. 191). "Konieczność konfesjonału pojawia się wtedy, gdy zaczyna się upowszechniać sposób spowiedzi prywatnej, leczniczej, dewocyjnej, która pochodzi od mnichów" (s. 191). O konfesjonałach Carmen mówi: "... Te skrzynki są czymś niedawnym, świeżym" (s. 191). Swoją wypowiedź Carmen podsumowuje mówiąc: "I teraz rozumiecie, że wiele rzeczy, o których mówił Luter, miało uzasadnienie" (s. 191 ). Tak dochodzimy do Soboru Trydenckiego. Od Soboru Trydenckiego aż po wiek XX wszystko pozostaje niezmienne. Sobór Trydencki podkreślił jeden z walorów sakramentów. Sakramenty tymczasem mają dwa aspekty. Jeden to ten, że są one znakiem, który pomaga człowiekowi w przyjęciu przebaczenia (w przypadku Sakramentu Pokuty), a drugi aspekt to ten, że sakrament jest naprawdę skuteczny (...). Ale Sobór Trydencki skupia swoją uwagę na istocie rzeczy, na skuteczności i traci z oczu charakter znakowy sakramentu. Dlatego staje się teraz obojętne, czy przy Mszy używa się prawdziwego chleba, czy opłatka podobnego do papieru, czy wino pije tylko jeden czy wszyscy, bo sakrament w jednym i drugim wypadku spełnia się, a to jest najważniejsze" (s. 191-192). Tak więc podkreśla się skuteczność Sakramentu Pokuty dla przebaczenia grzechów i w tej sytuacji rozgrzeszenie kapłana staje się czymś absolutnym. W ten sposób spowiedź nabiera sensu magicznego tak dalece, że w mentalności wiernych do przebaczenia grzechów wystarcza sama absolucja. Dostałeś absolucję, wiec możesz być spokojny" (s. 191-192). Szkoda, że Carmen nie dostrzega ogromnego wysiłku Kościoła, żeby ludzi przygotować do owocnego korzystania z Sakramentu Pokuty. Określenie konfesjonału jako "skrzynki" a obecnej postaci Komunii św. papierowym opłatkiem jest wyraźnie pogardliwe. Nic dziwnego, że Carmen znowu prosi: "Ludziom tego nie mówcie, podkreślcie tylko charakter wspólnotowy grzechu i całego procesu pokutnego, władzę, jaką ma Kościół, odpuszczania grzechów i tym podobne" (s. 194).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

zapraszam do komentowania