Taniec
to tylko element szerszego problemu.
Dlatego zanim przejdę do opisu tańca omówię dwa poziomy tego szerszego problemu:
1.
Formy materialne jako przedmiot moralnego wartościowania- w oparciu
o nauczanie Jana Pawła II
2.
Skromność i wstydliwość związana z konkretnymi cielesnymi
kryteriami
1.
Formy materialne jako przedmiot moralnego wartościowania- w
oparciu o nauczanie Jana Pawła II
"Doktryna
odrywająca akt moralny od jego wymiarów cielesnych jest sprzeczna z
nauką Pisma Świętego i Tradycji, przejmuje w nowej postaci stare
błędy, które Kościół zawsze zwalczał, ponieważ w ich świetle
ludzka osoba to wyłącznie wolność „duchowa”, czysto formalna.
Ta redukcyjna wizja nie uwzględnia moralnego znaczenia ciała i
czynów z nim związanych (por. 1 Kor 6, 19). Apostoł Paweł
ogłasza, że nie odziedziczą Królestwa niebieskiego „rozpustnicy
ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni
współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani
oszczercy, ani zdziercy” (por. 1 Kor 6, 9-10). Sobór Trydencki
potwierdza to potępienie88, uznając za „grzechy śmiertelne” i
„niegodziwe praktyki” pewne określone czyny, których dobrowolne
spełnianie pozbawia wierzących udziału w obiecanym dziedzictwie.
Ciało i dusza są bowiem nierozłączne: w łonie ludzkiej osoby, w
podmiocie działającym dobrowolnie i w czynie świadomie dokonanym
razem trwają lub razem idą na zatracenie." JP II Veritatis
Splendor
Dlatego
też nie możemy mówić:
"
najważniejsze to, co w s e r c u - nie liczy się forma, ale
treść"
Wypaczeniem
bowiem istoty serca jest tworzenie dylematu: "albo forma, albo
treść". Serce owo wyraża przecie jedność ciała i duszy,
całą istotę człowieka, oraz całą jego integralną osobę. W
Starym Testamencie przykładowo w sercu lokuje się nie tylko
uczucia, miłość ale i rozum. Człowiek jest materialny i
jego ziemska kara polega też na tym, że zniewolony przez materię
potrafi przekazywać, zapamiętywać i odczytywać treści tylko
za pomocą materialnych form- które same w sobie są
uporządkowaniem form mniejszych, ale i tworzą struktury wyższego
rzędu wraz z innymi formami. I tak całe stworzenie jest jedną
wielką formą. To z tych uporządkowań, które z konieczności
są uporządkowaniami form odczytujemy treści, czyli widzimy
ich sens. A Jedynym Sensem całej rzeczywistości, a więc i
wszystkich elementów jest ich Stwórca, który wyznacza im właściwy
ład, właściwe miejsce w strukturze istnienia...
To
właśnie formy nas wychowują.
Jakże
często jest tak w polemikach że ci, którzy ochoczo przystają na
wiele form współczesnej rozrywki, które innym zdają się
naruszeniem moralnych zasad bronią ich za pomocą argumentu, że
przecież człowiek nie może zapominać, że ma ciało, któe jest
dobre, bo Bóg je stworzył i to ciało też ma być sposobem
wyrażania wiary, zarzucając oponentom manichejską negację
wartośći ciała.
Kiedy
natomiast owi "niektórzy" krytykują te postawy ciała- w
imię tego samego założenia- że ciało ma wartość moralną-
obrońcy tańców towarzyskich, nowoczesnych mód odpierają ową
krytykę twierdzeniem, ze nie liczy się forma, to, co na zewnątrz,
ale to, co w sercu. Jeśli nie liczy się forma, to, co na zewnątrz,
to znaczy, zę nie ma to moralnej wartości. Czy widzicie tu
niekonsekwencję?
Niekonsekwencja
ta nie leży jednak tem, gdzie by to wynikało z pozornej
konfrontacji wprost wyrażonych dekleracji tej samej osoby w dwóch
sytuacjach.Gdzie więc ona leży? Z czego ona wynika?
W
pierwszym przypadku pamięć o moralnej wartości ciała i jego
czynów jest dla nich uzasadnieniem przyjmowania form materialnych
proponowanych przez kulturę bezkrytycznie. Świadczy to więc o
czymś przeciwnym, o traktowaniu tych form w praktyce jako czegoś
obojętnego moralnie. Natomiast moralną wartość nadaje się tu
samemu wymogowi podporządkowywania się aktualnie docierającym do
ludzi środkom wyrazu, trendom. MOzna też powiedzieć, że uznając
moralną wartość matterii zapomina się, że ta materia może ulec
zaburzeniu, może być w nieporzadku, nieczystości, dlatego też
grzechy mogą mieć materialny wymiar.
I
tu wydaje się zrozumiałe, dlaczego w następnym przypadku ta sama
osoba powołuje się na brak moralnej wartości czynu. Po prostu
takie uzasadnienie ma jej postawa w dwóch wymienionych przypadkach,
natomiast w pierwszym przyznawanie moralnej wartości materialnym
środkom wyrazu jest pozorne.
Podobna
niekonsekwencja ma miejsce w przypadku krytyki płaszczyków księdza
Natanka(poza Liturgią):
Płaszczyki
i pelerynki, nawet, jeśli komuś wydają się dziwne, to nie są
przeciwne prawu Bożemu. Nie ma w nich niczego złego obiektywnie.
Takie
formy zewnętrzne mieszczą się w prawie moralnym. Są symbolami
przekazującymi właściwe treści- Miłość Do Chrystusa- Oddanie
mu całego życia.
Natomiast
formami łamiącymi zasady moralne są obcisłe spodnie dziewczyn bez
sukienek, krótkie spódniczki, koedukacyne plażowanie z zasady w
nieskromnych strojach, tańce takie jak walc, tango, polka, mazurki-
i inne tańce towarzyskie w ich popularnej formie, oraz narkotyczna
muzyka pochodzaca od rocka. Wszytkie niemal te formy są dopuszczane
w Kościele, a płaszczyki przeszkadzają? To jest przewrotne.
I
taka przewrotność jest w swej istocie uznaniem, ze religia ma się
podporządkować bezkrytycznie formom uznanym przez świat, a nie te
formy prostować i kształtować. To wielka przewrotność , która
sprawia, ze to, co nazywamy religią przestaje być religią, a
funkcję religijną przejmują często nieartykułowane propozycje
świata. Bo religia ze swej istoty wyznacza wzór, któremu świat w
całości ma się podporządkować odrzucając to, co z nim
sprzeczne, a zachowywać to, co doń pasuje. A dziś to, co nam
wygodne, co proponuje świat broni się bezkrytycznie argumentem, ze
Bóg stworzył świat, materię. A to, co nie pasuje odrzuca się w
imię stwierdzenia, że materia jest dobra, ale jej kształt się
nie liczy, dlatego nie można wymagać od niej przemiany w imię
wartości religijnych.
Zdecydyjmy
się.
Czy
moralna wartość zachowań zależy od kulturowego, sytuacyjnego,
czy historycznego kontekstu?
"(…)Nie
można zaprzeczyć, że człowiek istnieje zawsze w ramach określonej
kultury, ale prawdą jest też, że nie wyraża się on cały w tej
kulturze. Zresztą sam fakt rozwoju kultur dowodzi, że w człowieku
jest coś, co wykracza poza kulturę. To „coś” to właśnie
ludzka natura: to ona jest m i a r ą kultury i to dzięki niej
człowiek nie staje się więźniem żadnej ze swych kultur, ale
umacnia swoją osobową godność, żyjąc zgodnie z głęboką
prawdą swojego bytu. Podanie w wątpliwość istnienia trwałych
elementów strukturalnych człowieka, powiązanych także z jego
wymiarem c i e l e s n y m , nie tylko zaprzeczałoby powszechnemu
doświadczeniu, ale czyniłoby niezrozumiałym fakt, że Jezus
odwołuje się do „początku”, i to właśnie w dyspucie o
pewnych normach moralnych, których pierwotny sens i rola zostały
zniekształcone pod wpływem uwarunkowań społecznych i
kulturowych epoki (por. Mt 19, 1-9). W tym znaczeniu „Kościół
utrzymuje (…), że u podłoża wszystkich przemian istnieje
wiele rzeczy nie ulegających zmianie, a mających swą
ostateczną podstawę w Chrystusie, który jest Ten sam wczoraj,
dziś i na wieki”97. To On jest „Początkiem”, który
przyjąwszy ludzką naturę ukazał ostatecznie jej elementy
konstytutywne i jej dynamikę miłości do Boga i bliźniego98.
Oczywiście,
należy poszukiwać i znajdywać coraz właściwsze ujęcia
uniwersalnych i trwałych norm moralnych, aby bardziej odpowiadały
one różnym kontekstom kulturowym, by zdolne były lepiej wyrażać
ich niezmienną aktualność w każdym kontekście historycznym, by
pozwalały prawidłowo rozumieć i interpretować zawartą w nich
prawdę. Ta prawda prawa moralnego, podobnie jak prawda „depozytu
wiary”, ujawnia się stopniowo w ciągu stuleci: wyrażające ją
normy w swej istocie pozostają w mocy, muszą jednak być uściślane
i definiowane „eodem sensu eademque sententia”99 w świetle
historycznych okoliczności przez Magisterium Kościoła, którego
decyzję poprzedza i wspomaga proces ich odczytywania i
formułowania, dokonujący się w umysłach wierzących i w
ramach refleksji teologicznej100.(…)"
"zło
strukturalne"
"„Sekularyzm”,
który w swej naturze i definicji jest zespołem poglądów i
zwyczajów broniących humanizmu całkowicie oderwanego od Boga i
całkowicie skoncentrowanego na kulcie działania oraz produkcji,
wypaczonego przesytem konsumpcji i przyjemności, nie troszczącego
się o niebezpieczeństwo „utraty własnej duszy”, nie może nie
zagrażać poczuciu grzechu. To zagrożenie będzie sprowadzać się
coraz bardziej do tego, co obraża człowieka. Ale właśnie tu
narzuca się gorzkie doświadczenie, o którym wspomniałem w mojej
pierwszej encyklice, że mianowicie człowiek może zbudować świat
bez Boga, ale ten świat w końcu obróci się przeciwko
człowiekowi101. W rzeczywistości Bóg jest początkiem i
ostatecznym celem człowieka, który nosi w sobie Boże ziarno102.
Dlatego właśnie rzeczywistość Boga odsłania i rozjaśnia
tajemnicę człowieka. Nie można zatem spodziewać się, że umocni
się poczucie grzechu w odniesieniu do człowieka i wartości
ludzkich, jeśli zabraknie poczucia obrazy wyrządzonej Bogu, czyli
prawdziwego poczucia grzechu.
Zanikanie
poczucia grzechu we współczesnym społeczeństwie jest również
wynikiem dwuznaczności, w którą się popada, przyjmując niektóre
wyniki wiedzy ludzkiej. Tak więc na podstawie niektórych twierdzeń
psychologii, troska, by nie obciążać winą czy nie hamować
wolności, prowadzi do nieuznawania w żadnym wypadku jakiegokolwiek
uchybienia. Wskutek niewłaściwej ekstrapolacji kryteriów wiedzy
socjologicznej dochodzi się — jak już zaznaczyłem — do
zrzucenia na społeczeństwo wszelkich win, od których uwalnia się
jednostkę. Podobnie pewien rodzaj antropologii kulturalnej, poprzez
wyolbrzymianie skądinąd niezaprzeczalnych uwarunkowań i
wpływów środowiskowych i historycznych oddziaływujących na
człowieka, nazbyt ogranicza jego odpowiedzialność, nie uznając,
że człowiek jest zdolny do wykonywania aktów prawdziwie ludzkich,
a zatem nie uznaje możliwości popełnienia grzechu.
Łatwo
zatraca się poczucie grzechu również na skutek zależności od
etyki płynącej z pewnego relatywizmu historycystycznego. Może to
być etyka, która relatywizuje normę moralną, negując jej
absolutną i bezwarunkową wartość i w konsekwencji negując
istnienie aktów niegodziwych z natury, niezależnie od okoliczności,
w jakich zostaną spełnione. Chodzi tu o prawdziwe „odwrócenie i
upadek wartości moralnych”, o „problem nie tyle nieznajomości
etyki chrześcijańskiej”, co raczej o „problem sensu fundamentów
i kryteriów postawy moralnej”103. Zawsze skutkiem takiego
przewrotu etycznego jest również osłabienie znaczenia grzechu do
tego stopnia, że w końcu przyznaje się, iż grzech istnieje,
ale nie wiadomo, kto go popełnia.
Zanika
wreszcie poczucie grzechu wówczas — co może się zdarzyć w
nauczaniu młodzieży, w środkach społecznego przekazu, w
wychowaniu rodzinnym — gdy bywa ono błędnie utożsamiane z
chorobliwym poczuciem winy czy też ze zwykłym przekroczeniem
norm i przepisów prawnych.
Utrata
poczucia grzechu jest zatem jakąś formą lub owocem negacji Boga:
nie tylko w postaci ateizmu, lecz także sekularyzmu. Jeżeli
grzech jest zerwaniem synowskiego stosunku z Bogiem po to, by
prowadzić własne życie poza posłuszeństwem wobec Niego, to
grzechem jest nie tylko negacja Boga; grzechem jest również żyć
tak, jak gdyby On nie istniał, wykreślać Go z codziennego
życia. Model społeczeństwa kalekiego czy pozbawionego
równowagi w jednym lub drugim znaczeniu, który często bywa
lansowany przez środki społecznego przekazu, niemało przyczynia
się do stopniowej utraty poczucia grzechu. W takiej sytuacji
zatarcie czy osłabienie poczucia grzechu jest skutkiem bądź
odrzucenia w imię dążenia do osobistej autonomii
jakiegokolwiek odniesienia do transcendencji; bądź
podporządkowania się wzorcom etycznym narzuconym przez
powszechną zgodę czy zwyczaj, nawet jeżeli potępia je
sumienie jednostkowe; bądź dramatycznych warunków ucisku
społeczno-ekonomicznego, w jakich żyje wielka część ludzkości,
i z których rodzi się tendencja do dostrzegania błędów i win
jedynie w wymiarze społecznym; bądź też, i nade wszystko, jest
skutkiem zatarcia się idei ojcostwa Bożego i panowania
Bożego nad życiem człowieka.
Nawet
w dziedzinie myśli i życia kościelnego pewne tendencje
prowadzą w sposób nieuchronny do zaniku poczucia grzechu.
Niektórzy, na przykład, dążą do zastąpienia przesady
występującej w przeszłości inną przesadą: przechodzą od
widzenia grzechu wszędzie do niedostrzegania go nigdzie; od
zbytniego akcentowania lęku przed karą wieczną do głoszenia
miłości Bożej, która miałaby wykluczać wszelką karę za
grzech; od surowości stosowanej w celu wyprostowania błędnych
sumień do pozornego poszanowania sumienia do tego stopnia, że
przestaje istnieć obowiązek mówienia prawdy. Należy tu jeszcze
dodać, że zamęt wywołany w sumieniach wielu wiernych w wyniku
rozbieżności poglądów czy nauczania teologii, w kaznodziejstwie,
w katechezie, w kierownictwie duchowym — w odniesieniu do trudnych
i delikatnych problemów moralności chrześcijańskiej, doprowadza
do obniżenia czy niemal do zaniku prawdziwego poczucia grzechu. Nie
można też pominąć milczeniem pewnych braków w praktyce Pokuty
sakramentalnej: zaliczyć do nich trzeba skłonność do zacierania
kościelnego znaczenia grzechu i nawrócenia poprzez sprowadzanie ich
do wymiaru faktów jedynie indywidualnych, czy wręcz przeciwnie,
skłonność do negowania osobowego wymiaru dobra i zła na rzecz
uznawania jedynie ich wymiaru wspólnotowego; do nich należy
również, nigdy nie zażegnane całkowicie, niebezpieczeństwo
spowszedniałego rytualizmu, który odbiera Sakramentowi jego
pełne znaczenie i skuteczność wychowawczą.
Grzech
osobisty i grzech społeczny
16.
Grzech w znaczeniu prawdziwym i właściwym jest zawsze aktem
konkretnej osoby, ponieważ jest aktem wolności poszczególnego
człowieka, a nie zaś aktem grupy czy wspólnoty. Człowiek ten może
być uwarunkowany, przymuszony, przynaglony przez istotne i
działające z siłą czynniki zewnętrzne, może również ulegać
skłonnościom, wadom, przyzwyczajeniom związanym z jego własnym
stanem. W wielu przypadkach owe czynniki zewnętrzne i wewnętrzne
mogą w mniejszym lub większym stopniu ograniczyć jego wolność, a
zatem zmniejszyć także odpowiedzialność oraz winę. Jest jednak
prawdą wiary, którą potwierdza również nasze doświadczenie i
rozum, że osoba ludzka jest wolna. Nie można lekceważyć tej
prawdy, obarczając grzechem poszczególnego człowieka,
rzeczywistość zewnętrzną — struktury, systemy itd. Oznaczałoby
to poza wszystkim innym przekreślenie godności i wolności osoby,
które się przejawiają — nawet w sposób negatywny i
katastrofalny — również i w odpowiedzialności za popełniony
grzech. Dlatego w każdym człowieku nie ma niczego bardziej
osobistego i nieprzekazywalnego, jak zasługa cnoty czy
odpowiedzialność za winę.
Grzech,
będący czynem osoby, wywołuje najpierw i przede wszystkim skutki w
samym grzeszniku: w jego relacjach z Bogiem, który jest fundamentem
ludzkiego życia; w jego duszy, osłabiając wolę i zaciemniając
rozum.
W
tym punkcie musimy zatem zadać sobie pytanie, do jakiej
rzeczywistości odwoływali się ci, którzy podczas przygotowań do
Synodu i w czasie jego trwania często mówili o grzechu społecznym.
Wyrażenie i pojęcie, jakie za nim się kryje, posiadają różne
znaczenia.
Mówiąc
o grzechu społecznym trzeba przede wszystkim uznać to, że ze
względu na ludzką solidarność, równie tajemniczą i niepojętą,
co rzeczywistą i konkretną, grzech każdego człowieka w jakiś
sposób dotyka innych. Jest to drugie oblicze owej solidarności,
która na poziomie religijnym rozwija się w głębokiej i wspaniałej
tajemnicy wspólnoty świętych (świętych obcowania), dzięki
której możliwe było stwierdzenie, że „każda dusza, która się
podnosi, dźwiga świat”72. Temu prawu wstępowania odpowiada,
niestety, prawo zstępowania; stąd można mówić o wspólnocie
grzechu: dusza, która upada przez grzech, pociąga za sobą Kościół
i w pewien sposób cały świat. Innymi słowy, nie ma grzechu, nawet
najbardziej wewnętrznego i tajemnego, najściślej indywidualnego,
który odnosiłby się wyłącznie do tego, kto go popełnia. Każdy
grzech rzutuje z mniejszą lub większą gwałtownością, z mniejszą
lub większą szkodą na całą strukturę kościelną i na całą
ludzką rodzinę. W tym pierwszym znaczeniu można bezsprzecznie
przypisać każdemu grzechowi charakter grzechu społecznego.
Niektóre
grzechy stanowią jednak, ze względu na ich przedmiot, zamach
skierowany przeciwko bliźniemu — a ściślej, mówiąc językiem
ewangelicznym — przeciwko bratu. Są one obrazą Boga, ponieważ
obrażają bliźniego. Grzechy te zwykło się określać jako
społeczne; jest to drugie znaczenie terminu. W tym sensie społeczny
jest grzech przeciwko miłości bliźniego, tym cięższy w Prawie
Chrystusowym, że w grę wchodzi drugie przykazanie, które jest
„podobne do pierwszego”73. Społeczny jest w równym stopniu
każdy grzech popełniony przeciwko sprawiedliwości bądź w
odniesieniach osoby do osoby, bądź osoby do wspólnoty, bądź też
wspólnoty do osoby. Społeczny jest każdy grzech przeciwko prawom
osoby ludzkiej, poczynając od prawa do życia, nie wyłączając
prawa nienarodzonych, czy przeciwko nietykalności fizycznej, każdy
grzech przeciwko wolności drugiego, zwłaszcza przeciwko najwyższej
wolności, jaką jest wolność wyznawania wiary w Boga i wielbienia
Go; każdy grzech przeciwko godności i czci bliźniego. Społeczny
jest każdy grzech przeciwko dobru wspólnemu i jego wymogom w całej
rozległej sferze praw i obowiązków obywatelskich. Społeczny może
być grzech popełniony czynem lub zaniedbaniem ze strony przywódców
politycznych, ekonomicznych, związkowych, jeśli mając po temu
władzę, nie angażują się z roztropnością w dzieło
ulepszenia czy przemiany społeczeństwa według wymogów i
możliwości na danym etapie dziejów; także ze strony
pracowników, którzy nie dopełniają obowiązku obecności i
współpracy w budowaniu przez przedsiębiorstwa dobrobytu dla nich,
dla ich rodzin i dla całego społeczeństwa.
Trzecie
znaczenie grzechu społecznego dotyczy stosunków pomiędzy różnymi
wspólnotami ludzkimi. Stosunki te nie zawsze są w zgodzie z
zarnysłem Boga, który pragnie, by na świecie panowała
sprawiedliwość, wolność i pokój wśród jednostek, grup i
narodów. Stąd walka klas, bez względu na to, kto jest za nią
odpowiedzialny, niekiedy ten, kto ustala jej reguły, stanowi zło
społeczne. Stąd uporczywe przeciwstawianie się bloków państw
innym blokom, jednego narodu — innemu narodowi, grup — innym
grupom w łonie tego samego narodu również stanowi zło społeczne.
W obydwu przypadkach należy postawić pytanie, czy za owo zło,
czyli za grzech, można przypisywać komuś moralną
odpowiedzialność. Trzeba przyznać, że takie rzeczywistości i
sytuacje, jak wyżej wskazane, w swym upowszechnieniu, a nawet
gigantyczności jako fakty społeczne prawie zawsze stają się
anonimowe, podobnie jak złożone i nie zawsze możliwe do
rozpoznania są ich przyczyny. Dlatego jeżeli mówi się o grzechu
społecznym, to określenie to ma tutaj znaczenie wyraźnie
analogiczne. W każdym razie mówienie o grzechach społecznych,
choćby w sensie analogicznym., nie powinno nikogo skłaniać do
pomniejszania odpowiedzialności jednostek, ale winno być odwołaniem
się do sumień wszystkich, aby każdy we własnym zakresie
podjął w poważny, sposób i z odwagą odpowiedzialność za zmianę
istniejącego zła i sytuacji, z którymi nie można się pogodzić.
Przyjąwszy w sposób jasny i jednoznaczny to założenie, trzeba od
razu dodać, że niesłuszne i nie do przyjęcia jest często dziś
spotykane w niektórych środowiskach takie rozumienie grzechu
społecznego74, które przeciwstawiając niezbyt wyraźnie grzech
społeczny grzechowi osobistemu, mniej lub bardziej nieświadomie
prowadziłoby do złagodzenia lub prawie przekreślenia grzechu
osobistego, dopuszczając jedynie istnienie winy i odpowiedzialności
społecznej. Według takiego rozumienia, w którym łatwo dostrzec
jego zależność od ideologii i systemów niechrześcijańskich —
może, odrzuconych dzisiaj przez tych, którzy niegdyś byli ich
oficjalnymi zwolennikami — praktycznie każdy grzech byłby
społeczny w tym sensie, że może być przypisany nie tyle moralnemu
sumieniu osoby, ile nieokreślonemu bytowi i zbiorowości anonimowej,
którą może być sytuacja, system, społeczeństwo, struktury,
instytucje.
Otóż
Kościół, gdy mówi o sytuacjach grzechu lub go piętnuje, jako
grzechy społeczne pewne sytuacje czy pewne zachowania zbiorowe
większych czy mniejszych grup społecznych lub wręcz całych
narodów i bloków narodów, wie i głosi, że takie wypadki grzechu
społecznego są jednocześnie owocem, nagromadzeniem i zbiorem
wielu grzechów osobistych. Chodzi o grzechy najbardziej
osobiste: tego, kto powoduje lub popiera nieprawość albo też
czerpie z niej korzyści; tego, kto mogąc uczynić coś dla
uniknięcia lub usunięcia czy przynajmniej ograniczenia pewnych form
zła społecznego, nie czyni tego z lenistwa, z lęku czy też w
wyniku zmowy milczenia lub zamaskowanego udziału w złu, albo z
obojętności; tego, kto zasłania się twierdzeniem o
niemożności zmiany świata; i również tego, kto usiłuje
wymówić się od trudu czy ofiary, podając różne racje wyższego
rzędu. Prawdziwie odpowiedzialne są więc osoby.
Sytuacja
— a więc także instytucja, struktura, społeczeństwo — nie
jest sama przez się podmiotem aktów moralnych; dlatego nie może
być sama w sobie dobra lub zła
Na
dnie każdej sytuacji grzechu znajdują się zatem zawsze osoby,
które grzech popełniają. Jest to tak dalece prawdziwe, że gdy
dana sytuacja może być zmieniona pod względem strukturalnym i
instytucjonalnym siłą prawa lub — jak często się niestety
zdarza — prawem siły, to w rzeczywistości taka zmiana okazuje się
niepełna, krótkotrwała, a w ostateczności daremna i nieskuteczna
— i nawet przynosząca odwrotny skutek — jeśli nie towarzyszy
jej nawrócenie osób bezpośrednio czy pośrednio za tę sytuację
odpowiedzialnych."
Paież,
mówiąc, że sytuacja nie mozę być sama w sobie zła, odnosi się
do faktu, że u podłoża nieuporządkowanej sytuacji leży wina- zło
osoby, a nie tej sytuacji samej w sobie. Bez grzechu osoby nie byłoby
złej sytuacji Bo nieuporzadkowana sytuacja jest wynikiem działania
osób- szatana, czy ludzi, którzy sprzeciwili się Bogu. NIe
istnieją sytuacje złe same w sobie, bo złe moga być tylko przez
ich naruszenie przez złą wolę podmiotu- osoby.
Jest
to, co przekracza nasze istnienie ziemskie, co możemy symbolizować,
czyli za pomocą tego, co materialne odsyłać do sensu, który poza
materię wykracza.
Jednakże
również to, co nas nie przekracza, to, co materialne, immanentne ma
swoją wartość, ma samo w sobie sens. Ów sens wynika z tego, że
to Bóg Stworzył materię i przewidział dla niej taki, a nie inny
porządek- ład- kształt. Przewidzieć więc On musiał dla jej
elementów takie, a nie inne miejsce w owym porządku- miejsce
właściwe, które przecież z racji wszechzwiązku elementów
Kosmosu polega na takiej ,a nie innej relacji do innych tego Ładu
Elementów. I właśnie to „właściwe rzeczom miejsce”
nazywa się czystością. Bo przecie przykładowo ziemia staje
się brudem dopiero gdy znajdzie się na człowieczym ubraniu.
Wcześniej nim nie była, bo znajdowała się na właściwym sobie
miejscu. Dlatego też pewne formy rzeczywistości materialnej
wymagają kryteriów, stałych zasad wskazujących na porządek i
działanie względem innych bytów, na ową czystość.
Poszczególne
elementy materii możemy rozpatrywać jako uporządkowanie elementów
mniejszych- jako relacje i reakcje zachodzące między nimi. Ale i
to, co widzialnie wyodrębniamy jako pojedyncze całości- np. ciało
ludzkie, też wchodzi w reakcje i relacje z innymi elementami, z
konieczności ma miejsce względem reszty świata którego jest
częścią.
Istnieje
więc też właściwy, czyli wynikający z Bożej Perspektywy
Stwórczej porządek relacji (w nich reakcji) między ciałami.
Nasza
kultura niestety przykleiła temu, co nas samo pociąga i nie wymaga
etykietę „tego, co wynika z naturalnej potrzeby, z wolnego
wyboru”, a temu, co wymaga trudu naklejono zaś naklejkę z nośnym
napisem: „zniewolenie przez sztuczne prawo, skrępowanie zasadami”.
To się tyczy również innych elementów kultury i mentalności,
niestety przyjmowanych entuzjastycznie przez wielu dobrych
chrześcijan, którzy jak ufam są tu raczej ofiarami, którym pragnę
pomóc w realizacji ich celów. Bo to, co kultura wskazała im jako
realizację owych celów, jest w rzeczywistości(zakamuflowanej) ich
zaprzeczeniem. Ale my często o tym nie wiemy. A jak się dowiemy, to
musimy innych przestrzec. Jeśli ja się dowiem o jakimś złu,
to nie mogę milczeć! Nie mogę nie badać, nie mogę nie tworzyć
dobrej alternatywnej kultury! To nic, że moje wysiłki są kroplą w
morzu. W końcu z kropel zrobi się morze. Ale jak nie będzie
kropel, to i morza nie będzie! Tak więc mam nadzieję, że i inni
będą chcieli pomóc mi w odnajdywaniu dróg do Prawdy.
Rezygnując
z kształtowania wszelakich form naszego życia jako uobecniających
Boski Ład- oddajemy je nieuświadomionym przez nas ich
"porządkowaniom"-bardzo często wykorzystywanym przez
ideologie i ośrodki zysku. Te za pośrednictwem form
kulturowych-mód, nowinek, rozrywek- które przez nas uznawane są za
obojętne moralnie, przemycać mogą pewne tresci- które zmieniają
powoli nasz sposób myślenia tak, byśmy wybierali to, co dla grup
propagujących te ideologie jest korzystne, a co często jest
sprzeczne z naszą dotychczasową wiarą.
"Bo
jak ktoś nie żyje tak, jak wierzy, to zaczyna wierzyć tak, jak
żyje"
Dlatego
"zło strukturalne" zwyciężane być musi "strukturalnym
dobrem".
"...
aby każdy we własnym zakresie podjął w poważny, sposób
i z odwagą odpowiedzialność za zmianę istniejącego zła i
sytuacji, z którymi nie można się pogodzić"
Błędne
formy cielesne i materialne naszy kultury
za:
https://docs.google.com/document/d/1k-lZU7oRamQda-VrNs6ZlC1JEySI4HCTBJgJfE6xxE0/edit?pli=1#heading=h.inpkzzo9bx4v
Pozbawienie
religii jej nadrzędnego i przenikającego rzeczywistość codzienną
charakteru pozwoliło na kontestowanie tego, co z niej dotychczas w
obyczajach, w czynach, w praktyce wynikało. Można też powiedzieć
inaczej- to zmiana obyczajów, do której ludzie się przyzwyczaili
sprawiła, że przestali oni rozumieć religię jako system nadrzędny
i wszechobejmujący.
Jeśli
jednak byli przywiązani do religii, to w imię istniejącej zawsze
pokusy, podbudowanej twierdzeniem, że nie liczy się forma, że może
być ona relatywna sprzeniewierzano się kościelności religii.
Uznawano, że taka Instytucjonalizacja- w imię znów błędnego
schematu mentalnego n.t. wolności osobistej- jest zniewoleniem. To
sprawiło, że ludzie zaczęli skłaniać się ku "religijności"
"nie zniewolonej przez hierarchię". Przestano rozumieć
opisywaną wcześniej logiczność takiej hierarchii i związanego z
nią posłuszeństwa.. Dlatego też kolejne nakazy owej Instytucji
przestawały być brane na poważnie przez coraz szersze kręgi
społeczeństwa.
Jak
już pisałem pokusy powyższe są stare jak człowiek i w świecie
chrześcijan pojawiały się często od początku Kościoła.
Te
elementy, które były podstawą rewolucji obyczajowej były
zazwyczaj obaleniem podstaw kultury ludowej- której to zniszczenie-
również przez ideologie i nowy ład gospodarczo-polityczny miało
być jednym ze sposobów obalenia religii jako przeszkody do
uczynienia z doczesnej przyjemności i korzyści celu samego w sobie.
I
choć owe porewolucyjne przemiany stanowią główny przedmiot
tutejszej refleksji, jako najbardziej wzmożony przejaw walki z tym
Kościołem, który uznaliśmy wcześniej za rozumny sposób
istnienia całościowego, to podobne elementy negacji owych zasad
religijnych pojawiały się w historii od dawien dawna.
Dlatego
też Kościół i jego przedstawiciele starali się wykorzenić ze
swego łona te zwyczaje, które były obalaniem zasady kultury
ludowej, lub jej zwróceniem się w stronę zawsze kuszącą, ale
prowadzącą do sprzeczności.
Dlatego
też potępiano od zawsze pogańskie zabobony, tańce, czy ubrania,
które przeczyły tajemnicy ciała- szczególnie niewiast, których
wyjątkowość już zasygnalizowałem i dogłębniej wyjaśnię.
Na
czym polegała ich sprzeczność? Na tym, że z zasady opierały się
na dążeniu ku Rzeczywistości ponadczasowej- ku Świętemu, , a
jednocześnie oddalały się od Niego w nieskromnościach, transowych
ekstazach- które tyko pozornie wyzwalały z czasu. W rzeczywistości
bowiem były wyzwalaniem się z Kosmosu- z właściwego rzeczy
miejsca przez popadnięcie w nierozróżnialny chaos. A to
uniemożliwia wolność- bo jak nie ma rozróżnienia, to nie ma
wyboru. ...
Można
stwierdzić, że opisane wcześniej i przypomniane przed chwilą
błędne schematy takie jak relatywizm, czy ignorowanie wartości
form, pluralizm, czy owa neutralność światopoglądowa
sprowadzające religię tylko do nisz rozwijać się zaczęły po
burzliwych przemianach wielu XIX i w trakcie przemian obyczajowych
wieku XX. Można zauważyć, że wraz z nimi miały miejsce przemiany
obyczajowe, których siła rosła równolegle do rozprzestrzeniania
się powyższych schematów. Można nawet przypuszczać, że istnieje
jakiś związek między ideologicznym zapleczem, a obyczajową
realizacją owych przemian sposobów życia.
Każdy,
kto zna choć trochę historii przyzna, że owymi przemianami
obyczajowymi były chociażby: zmiana tradycyjnej roli niewiasty,
rezygnacja z jej posłuszeństwa wobec męża i podobne tego
konsekwencje:
●
● przemiany w
ubiorze szczególnie niewiast,
●
● względne
porzucenie klasycznych reguł sztuki na rzecz chaosu, amorfizmu,
●
● rozbrat etyki
i estetyki
●
● nowe tańce,
●
● rozluźnienie
obyczajów plażowych,
●
● powstanie i
rozwój rock'n'rolla
Nie
zawaham się stwierdzić, że pomiędzy wszystkimi z powyższych
przemian, a wcześniej krytykowanymi nowinkami ideologicznymi
istniało i istnieje sprzężenie zwrotne, ścisły wszechzwiązek.
Jak
to było z tymi przemianami? Ano tak:
Już
na początku XX wieku niewiasty musiały w czasie wojny przejmowac
zajęcia swych mężów. Długotrwały okres tego zastępstwa zaczął
zamazywać w ich mentalnosći rozumienie potrzeby dotychczasowego
podziału ról między płciami. W efekcie związana z tymi rolami i
je w zasadzie generująca
t
a j e m n i c z o ś ć niewiasty zaczęła tracić na znaczeniu.
(Dlatego być może i nazwa niewiasta-wyrażająca w jakiś sposób
tą cechę, zaczęła być zastępowana przez nazwę "kobieta"-
dawniej określającą- kobietę, które tego podziału ról się nie
trzymała, albo bywała delikatnie mówiąc "kobietą lekkich
obyczajów".)
Pod
koniec owej wojny(1917) Matka Boska w Fatimie ostrzegała przed
modami, które bardzo obrażają Pana Boga, a które miały rychło
nadejść.
I
rzeczywiście zaraz po wojnie nastąpiły tzw. "szalone lata
dwudzieste", w których niekontrolowana konsumpcja była silnie
powiązana takimi zjawiskami, jak:
●
● kontestacja
dotychczasowej roli kobiety,
●
● stopniowe
wchodzenie nowych mód, łamiących dotychczas niezmienne od wieków
kanony ubioru niewiast przez chociażby skracanie stroju,
upodabnianie się kobiet do mężczyzn w sposobie bycia,
●
● upowszechnienie
tańców w których przekraczano dotychczasowe zasady skromności i
wstydliwości,
●
● koedukacyjne
plażowanie, wraz z coraz bardziej śmiałymi strojami kąpielowymi
Na
każde z powyższych zareagował Kościół, co będzie później
przedstawione.
W
tym czasie dziwnie wzrosła ateizacja i rozpusta społeczeństwa, a
szczególnie jego warstw wyższych.
Kolejna
fala obyczajowych przemian nastąpiła po następnej wojnie, po
całkowitym zawaleniu się ładu obyczajowego. Tym razem dotknęła
szerszych mas i wpoiła reszcie społeczeństwa przemiany poprzednie.
Wtedy przyszła kolej na Nową muzykę- rock'n'roll:
●
● niosącą w
swej warstwie muzycznej i ruchowej treść jaką zawiera nazwa owego
gatunku, oznaczająca rozpustę,
●
● działającą
zestawieniem rytmu, harmonii i basowego przebiegu tak, jak środki
odurzające, czyli naruszając świadomość, a więc i osąd
moralny, co jest wyrazistym wspomagaczem relatywizmu
●
● rozwijaną
chociażby poprzez poszukiwanie inspiracji w nurtach
szamanistycznych o podobnym działaniu,
●
● przesycaną
treściami okultystycznymi i satanistycznymi ukrytymi za maską
symboli
●
● rozwijaną w
przeróżne gatunki, zabijające wrażenie ich wzajemnego
powiązania, demaskującego rzeczywiste działanie owej muzyki,
●
● dopełnianą
zabiegami studyjnymi, świetlnymi i tańcami o podobnym działaniu.
Takie
przemiany stały się zasadą naszego życia, niezwykle sugestywnie
przekazującymi pewne ideologie, ale i same dopuszczane przez
uprzednie zasianie ziarna owych ideologii w mentalności ludzi. I
właśnie na tych przemianach obyczajowych, a także, na ich
wyprostowaniu dalej się skupię.
2.
Skromność i wstydliwość związana z konkretnymi cielesnymi
kryteriami
Chciałbym
wprowadzić do tego problemu z pomocą fragmentu wpisu poczynionego
niedawno na frondzie przez @Teotyma:
Przymierze
z oczami
http://www.fronda.pl/blogowisko/wpis/nazwa/przymierze_z_wlasnymi_oczami_36539
"Zawarłem
z oczami przymierze, by nawet nie spojrzeć na pannę." (Hi 31,
1)
"(5)
Nie wpatruj się w dziewicę, abyś przypadkiem nie wpadł w sidła
kar z jej powodu. (...) (8) Odwróć oko od pięknej kobiety, a nie
przyglądaj się obcej piękności: przez piękność kobiety wielu
zeszło na złe drogi, przez nią bowiem miłość namiętna rozpala
się jak ogień." (Syr 9, 5. 8)
"Kłamliwy
wdzięk i marne jest piękno: chwalić należy niewiastę, co boi się
Pana." (Prz 31, 30)
"Odwróć
me oczy, niech na marność nie patrzą; przez swoje słowo udziel mi
życia!" (Ps 119, 37)
"(27)
Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! (28) A Ja wam
powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w
swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. (29) Jeśli więc prawe
twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie.
Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków,
niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła. (30) I
jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i
odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z
twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do
piekła." (Mt 5, 27-30)
"Jak
widać niewiele wspólnego ma przekaz Biblii z pochwalaniem
"podziwiania stworzenia" przez gapienie się na ładne,
nagie panienki w wyzywających pozach. To nie tylko głupie, ale i
zwyczajnie nieskromne. Tak sobie myślę, że czasem sobie łatwo
racjonalizujemy grzech poprzez ubieranie go w bardziej wysublimowane
formy, ale nawet jakby nasze intencje były tylko estetyczne to i tak
pewne rzeczy po prostu nie przystoją. Może zamiast dowalać do
pieca i zastanawiać się czy jak zrobimy jeszcze kroczek w stronę
przepaści to już spadniemy czy jeszcze nie fajnie byłoby stanąć
od tej skarpy z kilkumetrowym, bezpiecznym dystansem by nas pierwszy
lepszy podmuch nie zdmuchnął. Asceci chrześcijańscy naprawdę nie
byli w ciemię bici. No chyba, że to własna żonka jest przedmiotem
tego typu podziwiania, ale to juz inna sprawa."
Tajemniczość
Świętości, a skromność cielesna.
tekst
z przypisami znajduje się tutaj:
https://docs.google.com/document/d/1k-lZU7oRamQda-VrNs6ZlC1JEySI4HCTBJgJfE6xxE0/edit?pli=1#heading=h.ds5vbtwwsw65
Misterium
Świętości
Świętość
z racji swego wykraczania poza wszelkie inne byty jest zawsze
Tajemnicą, która doświadczana jest przez zachwyt, bojaźń,
uniżenie, pokorę, śmierność. I tego typu postawy są właściwymi,
a więc przewidzianymi przez Boży Ład postawami wobec Świętości
i tego w czym ona przejawia swą transcendencję- tajemnicę. Bo
człowiek jest tu, na ziemi i podlega po grzechu pierworodnym
obowiązkowi przejścia ziemskiej kary- wraz z towarzyszącymi jej
cierpieniami. Jest również poddany wynikającemu z pogrzechowego
zepsucia wybrakowaniu, skłonności do złego, którą to skłonność
musi opanowywać wysiłkiem kształtowania całej rzeczywistości-
ładu przeztrzennego, czasowego, społecznego i rozumowego. To
właśnie nazwano "kulturą", która to nazwa nie bez
powodu nawiązuje etymologicznie do uprawy roli i "odawania
czci". Bo życie człowieka na ziemi ma być takim zmaganiem z
rolą doczesności, odrabianiem owej "pańszczyzny adamowej",
które jednocześnie powinno być sposobem oddawania Bogu czci.
I
człowiek taki zupełnie bezprawnie próbuje znów znaleźć się w
raju, bez ponoszenia wpierw konsekwencji, jakie na siebie przez
grzech pierworodny zaciągnął. I tak uważa, że może żyć- tu,
na ziemi, już teraz- jak w raju. Nie, nie może, bo właśnie
odbywa karę- która- dzięki Męce i Zmartwychwstaniu Chrystusa- nie
została zniesiona, ale przestała być karą wieczną.
Niedoskonałość
ziemska wymaga właściwych środków- które ją niwelują, które
pomagają z szacunkiem i zachwytem czynić ziemię płodną, ku czci
Boga Ojca. Dlatego też życie na ziemi ma inne zasady niż w raju,
gdzie zachwyt nie wymagał wysiłku.
Tam
człek nie był skalany. Nie musiał poskramiać naturalnych
skłonności i ich "sztucznie" porządkować, bo nie były
one wewnętrznie sprzeczne, bo ziemia wydając owoc, nie zagłuszała
go jednocześnie chwastem, nie stawała się twarda jak skała i nie
jałowiała. Na ziemi skalanie wymaga takiego ustawiania wszystkiego
na właściwym miejscu, nieustannego wyrywania chwastów,
spulchniania ziemi, nawożenia, doprowadzania jej do ładu i
czystości.
Przez
grzech pierworodny człowiek zaburzył wszechzwiązek systemowy
natury wysadzając siebie i materię z właściwych im miejsc-
wprowadził nieczystość- jałowienie, niszczenie, śmierć. A
powrót na właściwe miejsce, to trud, trwanie zaś w owym
nieładzie, nazywane niekiedy "stanem natury" jest tym, co
samo pociąga, samo się dzieje- chwasty same rosną, ziemia sama
jałowieje, a więc nie wymaga wysiłku.
Nie
bez przyczyny w kulturach ludowych, zajętych uprawianiem dosłownej
roli, tak wielką wagę przywiązuje się do odtwarzania owego
porządku, który oddają obrzędy i rytuały potwierdzające niejako
słuszność nowych ról społecznych,w które człowiek wchodzi i
obiektów, które stają się częścią owego życia. Czyni się je
przez to godziwymi przez wskazanie im miejsca we wszechzwiązku
Bożego Kosmosu- takiego miejsca, które ma swój prawzór w
Odwiecznym Zamyśle Stwórczym- na Początku o którym pisał powyżej
cytowany bł. Jan Paweł II. Miejsce inne byłoby bowiem zaburzeniem
struktury, a więc i sensu zeń wynikającego, jaki jest jedynie
słusznym, bo Bożym Sensem. Istnieją tam też obrzędy, które
mają za zadanie odnawianie, przez powrót, nawiązanie do czasu
Stwarzania świata, który z biegiem doczesnego czasu się psuje. Bo
rolnik wie, że ziemia używana jałowieje i trzeba ją urzyźniać...
Pierwszym
czynnikiem prostującym w raju skrzywienie grzechowe był wstyd,
który zresztą został potwierdzony nałożeniem przez Boga na
pierwszych ludzi ubrań ze skór...
Ową
genezyjską opowieść warto zgłębić ujawniając jej spójność i
treść, uzasadniającą konieczność chociażby noszenia ubrania o
określonych kryteriach, jako przejawu wstydu i regulatora ludzkich
pożądań. Konieczność ta wiąże się z sensem tajemnicy, która
powinna towarzyszyć Świętości. Dlaczego jednak uznaję ciało za
święty przedmiot tajemnicy? Gdzież w nim ukrywa się wspomniana
wyżej Transcendencja?
Świętość
tajemnicza ciała
Ciało,
jak mówi nam Pismo Święte, stanowi Świątynię Ducha Świętego.
Jest więc Świątynią Boga. Co więcej- w nim ma miejsce
niezgłębione umysłem stworzeń- Stwarzanie ludzi- ludzi,
którzy są przecież Obrazami Boga. Tu człowiek jest
świadkiem Boskiego Działania- Aktu Stwórczego, tak
bezpośrednio jak nigdzie indziej. Jest nie tylko świadkiem, ale
świadomym narzędziem, które z racji swej osobowej natury w tym
Stwarzaniu w s p ó ł u c z e s t n i c z y . Dlatego właśnie
jedyną instytucją, w której to stwarzanie jest na miejscu jest
Sakrament- Boskie Przyzwolenie, wręczenie człowiekowi klucza do
udziału w tej wielkiej Tajemnicy- Małżeństwo.
Elementem
tej świętości jest przyciąganie ciał, które swe zwieńczenie ma
w płodności- wedle nakazu Boskiego danego w raju.
Co
więc wynika z tak rozumianej świętości ciała i ze związku,
również cielesnego- między mężczyzną, a niewiastą? Jak trzeba
porządkować popędy natury, by ta świętość miała właściwe
sobie miejsce w życiu ludzi?
Należy
wpierw zadbać o to, by człowiecza, ułomna pamięć, nie straciła
zachwytu nad Przejawiającym Się, w Stwarzaniu człowieka Bogiem. By
znała własne miejsce wobec tego dzieła, czyli pokorę i uniżenie,
by doznawała wstydu wobec faktu, że ułomna ludzka natura przez
swój grzech tak rani to Boskie Odbicie, gdy podczas jego stwarzania
staje się ono jednocześnie ułomnym. Z takim doświadczeniem nie
może się wiązać nic innego jak przyjemność- z racji cielesnego
również przedmiotu stwarzanego- cielesna. Przyjmowana ona być musi
w duchu pokory i poczucia własnej niegodności. Przyjemność w
takim układzie, która człowieka pociąga, musi być jednocześnie-
w wyniku poczucia własnej niegodności- zachowana tylko i wyłącznie
dla owego aktu stwarzania- ujawniania się Boskości- a ten może się
odbywać tylko za Bożym przyzwoleniem- w Sakramencie.
Tutaj
ujawnia się zasadność tajemniczości tego, co uświęcone, a więc
i ciała. Nieporządek cielesnej nieczystości polega na tym, że
ciało dąży do przyjemności, do której nie ma prawa.
Zlikwidowanie owego nieporządku ma miejsce, gdy człowiek zyskuje
to prawo w Małżeństwie.
Tajemniczość
ta jest istotna również dlatego, że ludzka ułomność zna takie
zjawiska jak p r z e s y t , r u t y n a i o b o j ę t n i e n
i e na doświadczenie obiektu zachwytu. Owe zjawiska mogą dotknąć
również sposobu, w jaki ludzie doświadczają ciała. Bo przecie to
doświadczanie jest narzędziem przez które dochodzi do stwarzania
osoby ludzkiej, a więc i objawiania się Boga ludziom w kolejnej
istocie posiadającej Rozum oparty na Bożym Prawie- Prawie miłości.
Miłości pięknej- ładnej- która domaga się należnego Bogu i
Jego dziełu zachwytu.
I
ukrywanie ciała, a także powstrzymywanie się od pewnych zachowań
stanowiących relację między ciałami i osobami obu płci, które z
natury powinny się przyciągać ma na celu nie tylko powściągnięcie
tego przyciągania przed bezprawną jego realizacją. Ukrywanie to
służy obronie tego przyciągania przed jego osłabieniem i
pozbawieniem go doświadczenia zachwytu jakie winien dostarczać jego
uczestnikom. Bo zachwyt ten jest jednocześnie p o w in n o ś c i ą
, którą wraz z uniżeniem i czcią miłosną winniśmy oddawać
Bogu przejawiającemu się w stwarzanym przez Się Boskim Obrazie. I
powinność ta nawet jeśli nie znika, to nie powinna być
bezmyślnie, niepotrzebnie pomnijeszana. Bogu nie powinno się
niczego żałować.
A
przecież nie możemy przeczyć, znając własne życie, że jak coś
co piękne i zachwycające staje się przedmiotem powszechnego
doświadczenia, do którego inni również mają swobodny dostęp, to
staje się to po jakimś czasie oczywiste, jak powietrze, to dopada
nas w doświadczeniu owej wyjątkowości rutyna. I przed nią ma
bronić Tajemniczość- Misteryjnosć obejmująca to, co z zasady
jest wyjątkowe i zachwycające, ale ludzkie, ułomne doświadczenie
może przez swą ułomność doświadczać tego bez należytego
zachwytu i poczucia własnej niegodności. Dlatego też do takiego
doświadczenia Świętości dopuścić może wyjąkowe, Boskie
przyzwolenie- które obdarza i zobowiązuje- w którym inni nie mogą
uczestniczyć, przez jego wyjątkowość. To przyzwolenie ma również
istnieć w pamięci jako Doświadczenie Pierwsze, które zawsze jest
najlepiej pamiętane, zapisuje się w pamięci jako punkt
odniesienia, które może być przeciwwagą dla rutyny. Rutyna ta
pojawiać się będzię po jakimś czasie w małżeństwie jako
pokusa.
Mężczyzna
powinien z natury pożądać ciała- ciała; niewiasty, które go
pociąga. Spowszednienie doświadczania tego ciała sprawia, że
słabnie to naturalne przyciąganie i zachwyt, a więc ograniczone
zostaje to, w jaki sposób Bóg zaplanował przeżycie dośw.
Małżeńskiego Sakramentu- przez to osłabiona staje się więź
małżeńska.
Wyjątkowość
niewieściego ciała tajemnicy.
Skąd
jednak bierze się różnica między pożądaniem męskim i
niewieścim, o której pisał chociażby Karol Wojtyła*? Można
uznać, że jest ona zasadna z tego względu, że owo bezpośrednie
działanie Boga Stwarzającego Istotę mu podobną odbywa się nie w
ciele mężczyzny, ale niewiasty. Dlatego też to ciało niewieście
winno być bronione przed sprofanowaniem świętości, która w nim
działa. I dlatego też otoczone być winno tajemnicą w innym,
szerszym wymiarze, niż to jest w przypadku mężczyzny. Owa
tajemnica jest zresztą konieczną barierą, a raczej nicią, łączącą
człowieka ze świętością, ułomność z doskonałością*(Rudolf
Otto: Świętość)
Ale
co w związku z powyższym ubiór powinien dokładnie zasłaniać?
Myślę,
że już sama tajemniczość, będąca powodem owego zasłaniania
sprawiała, że owe kryteria były w kontekście kultury religii,
która tak jak powyżej rozumie ciało( i jest spełnieniem i
uspójnieniem religii wcześniejszych) intuicyjnie rozumiane, a z
mówienia o nich najczęściej rezygnowano. Kontekst zaś kultury
chrześcijańskiej, zanim zaczął być niszczony przez
pooświeceniowe ruchy i kontestowanie wartości form materialnych
jako przekaźników treści, zachowywał pewne trwałe elementy,
które mogą być uznane za podstawowe wyznaczniki skromności
stroju.
Jakież
to moga być elementy? Myślę, że w tym celu warto się "zacofać"
do momentu, w którym zmianie zaczęto poddawać, w imię postępu,
czy wyzwalania z okowów Kościoła i tradycji, pewne stałe
materialne, cielesne, zewnętrzne, które w historii chrześcijaństwa
nie ulegały zmianie. Możemy stwierdzić, że przez lata zmieniały
się stroje, ale zawsze zachowywane były podstawowe kryteria ich
przyzwoitości, niezależne od niekoniecznych sytuacji takich jak
rozrywka... Te kryteria w związku z różnicą pożądliwości
męskiej i niewieściej, oraz w związku, z różnicą roli i budowy
ciał, były dla obu płci różne od pewnego poziomu. Tak więc
mężczyźni mogli wymienić początkowe szaty na spodnie, bo to nie
naruszało tych kryteriów. Obie te formy mieściły się bowiem w
przyzwoitości męskiego stroju. Natomiast noszenie przez niewiasty
spodni w taki sposób, jak je nosili mężczyźni było w sposób
oczywisty nie do przyjęcia. Muszę stwierdzić, że przyzwoitość
chrześcijańska- katolicka nakazywała i nakazuje zasłaniać
niewiastom również ramiona, tułów, dekolt, oraz to, co zasłania
spódnica sięgająca poniżej kolan. Noszenie zaś przez niewiasty
spodni bez spódnicy, których krok kończy się powyżej kolan
byłoby w kontekście kultury chrześcijańskiej nieprzyzwoitością.
Tak bowiem były dawniej odbierane noszenie takich spodni przez
niewiasty. Przyjęte one zostały dopiero wraz z rezygnacją- nie
Kościoła- ale Jego członków z badania elementów kulturowych, na
rzecz pójścia z "duchem czasu". Przez to kontekstem,
który decyduje o tym jak oceniamy wytwory kulturowe jest nie
chrześcijaństwo, ale owa zmieniająca się kultura. Dlatego też to
ona w coraz większym stopniu decyduje o tym jak rozumiemy sens
naszej wiary. Tak więc wiara ta traci tożsamość, bo już nie jest
wyznacznikiem zasad, ale sama jest poddawana ocenie według jakichś
nadrzędnych wobec niej, ale również niestałych kryteriów . W
efekcie to owe kryteria będące wynikiem zmiennych ludzkich
ideologii, mających akurat siłę przebicia, zajmują miejsce
religii. Przez to chrześcijanie rezygnujący z badania wszystkiego,
dopuszczać zaczynają do własnego życia elementy z ich wiarą
sprzeczne.
Ma
też miejsce inny mechanizm. Otóż nawet jeśli pewne zmiany
kulturowe szokowały wiernych, to po czasie, gdy stawały się one
wszechobecne wprowadzane były nowe, jeszcze bardziej odbiegające od
norm przyzwoitości formy, wobec których to co dawniej szokowało,
na zasadzie porównania wydawało się wręcz przyzwoite i normalne.
I taka stopniowalność zmian trwa do dzisiaj, czego przykłady
każdy może sobie sam przywołać. Ową stopniowalność
potwierdzają wypowiedzi wrogów Kościoła, którzy inspirują owe
zmiany... Tak tez jest z ubiorem, co pokazuje historia przemian
obyczajowych, na tle których wielce zrozumiałe wydają się również
wypowiedzi świętych, hierarchów, czy Matki Boskiej z Fatimy.
Te
wypowiedzi, które nigdy nie zostały cofnięte, ani z których nikt
się nigdy nie wycofał, były wyraźnie przeciwne zmianom owym. Jak
już wcześniej pisane było- Misteryjność Świątyni Ciała wymaga
również takiego a nie innego zachowania i zabrania pewnych działań,
czy form aktywności, czy relacji między ludzi i między płciami.
Dlatego też Kościół w tymże czasie(szalone lata dwudzieste,
późniejsza rewolucja rockowa sprzężona z seksualną i kolejnym
etapem obyczajowej), w którym zaczęły przychodzić owe "mody,
obrażające Pana Boga" poprzedzone jakże proroczo fatimskimi
słowami, przestrzegał również przed koedukacyjnym plażowaniem.
Zwracał również uwagę, wzorem świętych i hierarchów z
wcześniejszych wieków, kiegdy tańce były dużo bardziej skromne,
na nowo pojawiające się tańce towarzyskie, które były łamaniem
normalnych zasad skromności w życiu publicznym, a przede wszystkim
naruszaniem Tajemnicy, a przez to Świętości. Noszenie przez
niewiasty spodni, i odsłanianie nóg, czy ramion, a także
uczęszczanie na bale było krytykowane przez takich ludzi, jak
chociażby św. ojciec Pio
Pojawiały
się też sceptyczne głosy na temat nowej, rockowej muzyki wśród
pobożnego społeczeństwa, które chyba przewidziało, jakie
przyniesie ona skutki... Niestety szybko społeczeństwo zostało
poddane wrażeniu kontrastu z jeszcze większą nieprzyzwoitością-
owemu mechanizmowi stopniowalności zmian. Dlatego też
ludziom, nie lubiącym metalu, czy techno, już czymś dobrym wydają
się big-beatowe rock'n'roll'e, czy disco polo, lub też inne nurty
rocka rozumianego, jako szerokie zjawisko muzyczne... Tym zaś, dla
których same teksty wydają się złe, muzyka metalowa wydaje się
"tylko formą, która sama w sobie zła być nie może".
Na
tej zasadzie tańce i sposób bycia uznawane dziś za nieskromne
wydają się wielu osobom tylko formą, dlatego wykorzystywane są
często do Ewangelizacji.
A
przecież sama nazwa rock'n'roll zdradza jego rzeczywisty sens.
Trzeba
nam więc uznawać pewien standard, który do czasu, gdy kontekstem
życia było chrześcijaństwo, uznawany był za oczywisty. Ale
trzeba nam pamiętać, że i do tamtych czasów ludzie ulegali
pokusom, pogrzechowej niedoskonałości, a więc i ich kultura mogła
błędy zawierać. Błędy te jednak, na nasze katolickie szczęście
były poznawane i wskazywane przez tych, których dziś uznajemy za
świętych, za autorytety Kościoła.
Myślę,
że w tym, co tu napisałem oburzyć może czytelnika stwierdzenie,
że niewiasta nie powinna nosić tego, co w naszej kulturze nazywa
się spodniami, jeśli nie przykrywa ich skromna spódnica. Nie mam
zamiaru przedstawiać tu dowodzenia słuszności tego poglądu, bo to
musiałoby się wiązać z zaprzeczeniem temu, co tu piszę, czyli z
odsłanianiem misterium ciała w przestrzeni wyobraźni i
przedstawień. Powstrzymam się więc od dogłębnej analizy faktu,
że niewiasta, tak jak mężczyzna ma nogi dwie. Ich dwoistość
jednak powyżej kolan, ze względu na swą płciową specyfikę i
wyjątkowość dla omawianego tu przyciągania i rodzicielstwa ma
istotne znaczenie. Nie dam dowodu ale mogę dać poszlaki w postaci
śladów w pamięci, niestety o złej wartości, które pewnie wielu
uczestników współczesnej kultury polskiej zna. Są nimi liczne i
popularne nieskromne piosenki śpiewane przez mężczyzn do kobiet,
lub o kobietach. Odsłonięte "nogi", kolana
rozpoczynające przedmiot tajemnicy powyżej scharakteryzowany,
reprezentują w nich część ciała przyciągającą, a z racji
owego przyciągania wstydliwą, ukrywaną, w celu obrony tajemnicy
przed bezprawnym odkryciem.
Zasadą
całej historii chrześcijaństwa było to, iż mimo istnienia
spodni, nie nosiły ich niewiasty. Był wyjątek, związany ze
spodniami noszonymi przez protobułgarki, o których wypowiedział
się swego czasu papież Mikołaj V(858-67), twierdził, że:
"(femoralia)są właściwym ubiorem mężczyzn a nie kobiet,
zarazem stwierdzał jednak, iż sam zewnętrzny ubiór, o ile
przykrywa wstydliwe części ciała, jest neutralny pod względem
cnoty („ani nie przeszkadza w zbawieniu, ani nie prowadzi do
powiększenia cnoty”)."#
Ktoś
może wysnuć z tego wniosek, że spodnie nie są tu żadnym
przekroczeniem nieskromności. I słusznie. Jednakże pamiętać
musimy, że podobnie i pończochy takimi nie są. Bo owe bułgarki
nosiły najprawdopodobniej owe spodnie pod czymś w rodzaju
tuniki, od której były dłuższe, dlatego zwrócono na nie uwagę.
A i tunika ta sięgała poniżej kolan. A nawet jeśliby tej tuniki
nie było, to krok owych spodni kończył się w zasadzie na
wysokości kolan, co sprawiało, że zasłaniały to, co powinny
i jeśli ktoś się na ich widok dziwił ,to ze względu na to, że
do tej pory tylko mężczyznę w spodniach, czy czymś podobnym
widział. W kulturach tradycyjnych bowiem wszystko nowe, wydawało
się podejrzane i wymagało badania, rozeznawania, którego arbitrem
w kulturze chrześcijańskiej, a później katolickiej, co pokazuje
tutejszy przykład, był papież. Później tego typu spodnie
rozpowszechniły się u ludów słowiańskich, które graniczyły z
ludami bułgarskimi, karaimami...
Jednakże
usprawiedliwianie dzisiejszego noszenia spodni przez niewiasty na
podstawie owego tekstu papieża jest bezzasadne. Bo dziś niewiasty
noszą tylko spodnie, a na nich już nic nóg nie zasłania. Wtedy
było inaczej. Tu dość jasno okazuje się, że problemem jest
tutaj brak tego, co by jeszcze te spodnie zasłaniało- tuniki, czy
spódnicy- jeśli ich krok kończy się powyżej kolan.
W
świetle tych dwutysiącletnich zasad funkcjonujących w kulturze
chrześcijańskiej wydaje się, że dzisiejszy sposób noszenia i
kształt spodni, nie byłyby do przyjęcia. Spodnie te nawet jeśli
są luźne, prócz niezauważalnych niemal fałdek materiału oddają
całkowicie kształt owych nóg ponad kolanami. Równie dobrze
możnaby było nogi na granatowo pomalować i łazić nago(skóra ma
podobne fałdy)...
Jest
to jasne, że kobiety lekkich obyczajów, pokazują zazwyczaj owe
nogi i to raczej nie łydki są tu istotne, że w reklamach
wykorzystujących słabość mężczyzn pokazuje się raczej dekolt,
talię, brzuch i nogi- jako istotne elementy kuszące- i chodzi
bardziej o ich kształt, a nie o kolor. I tutaj nie eksponuje się w
celu kuszenia łydek, ale "nogi"- powyżej kolan. Cytując
słowa bronionego tu Brawario:
Gdyby
rzeczywiście nie było ścisłego powiązania pomiędzy publiczną
nagością a nieczystością, cały seksbiznes nie opierałby się w
stu procentach na promowaniu tej pierwszej.#
Czy
i z tego mechanizmu nie korzysta ów biznes tak bogato wykorzystujący
sezon plażowy i obrazki- właśnie z plaży? I czy nie ma podobnego
podłoża fakt, że wiele piosenek właśnie z plażą kojarzy
nieskromne skojarzenia. Dlatego też usłyszeć mogliśmy wiele razy
z odbiorników i na imprezach:
"(...)Pół
plaży tutaj marzy, że kiedyś się przydarzy" #
Inne
piosenki zaś potwierdzające, ową wyjątkowość nóg miały takie
słowa:
"Chcę
oglądać twoje nogi(...)"#
"Dziewczyno
kochana pokaż mi kolana(...)"#
Nie
bez przyczyny również całe wieki chrześcijaństwa jednym z
elementów nawrócenia było z zasady przyjęcie strojów, które tu
określamy jako przyzwoite.
Dlatego
też ludy pogańskie, chodzące nago, albo w ubraniach nieskromnych
uczono skromnych ubiorów. Tak też należy rozumieć dekret św.
Piusa V do biskupów Brazylii z 1569 r.:
"duszpasterzować
z gorliwością i ostrożnie, używając wszelkich środków, aby
nawróceni na wiarę opuścili dzikie zwyczaje a przyjęli obyczaje
cywilizowane, przekonywując ich, aby zarzucili zwyczaj chodzenia
nago, ubierając się jak przystoi chrześcijańskiej wstydliwości i
ludom cywilizowanym.#
W
tym kontekście warto wspomnieć, że tam, gdzie plemiona chodzą
nago występuje zazwyczaj sprzeczne z chrześcijaństwem
wielożeństwo, często połączone z dość nieskromną kulturą
przejawiającą się w ruchach tanecznych sprzężonych z muzyką
mającą podobnie jak rock funkcję sprzyjającą owemu bezwstydowi-
oraz zaburzeniom relatywizującym osąd moralny. Tam też rodzą się
problemy z AIDS.
Nie
przypadkowo również Święci bardzo często byli kuszeni nie przez
obrazy niewiast w długich, przyzwoitych sukniach , ale nagich, lub
nieskromnie ubranych.
Z
tego też powodu pierwsi chrześcijanie unikali chodzenia do łaźni
publicznych, Św. Alfons Maria Liguori twierdził, że odsłanianie
przez niewiasty piersi i nóg jest grzeszne, Papież Innocenty XI
nałożył ekskomunikę na wszystkie niewiasty, które odsłaniają
piersi. Podobne uwagi na temat ukrywania ciała wypływały z ust
innych świętych- św. Cypriana, św. Jana Chryzostoma, św.
Grzegorza, św. Antonina z Florencji, Jana Kapistrana, Filipa
Nereusza, Jana Vianneya, Roberta Bellarmina i wielu innych. Można
powiedzieć, że przez całe wieki chrześcijaństwa oczywiste było,
co trzeba zakrywać i z tego też wypływał fakt, że niemal dwa
tysiące lat zasady skromności, mimo przeróżnych mód i zmian
strojów nakazywały zasłaniać wciąż to samo i w taki sam sposób.
Dlatego też nie było mowy u niewiast o krótkich spódniczkach, o
odsłanianiu ramion, brzucha, czy o noszeniu spodni takich jak
dzisaj.#
Zmiana
podejścia do stroju nie była wynikiem jakiegoś "oświecenia
Kościoła", ale działania wbrew zasadom kościoła tych,
którzy chcieli go obalić. I z tego źródła owe stroje weszły do
wewnątrz Kościoła. Nie jest więc dziwne to, że są z Jego
zasadami sprzeczne. Tą sprzeczność i zerwanie z dotychczasowymi,
trwałymi wyznacznikami dobitnie wyjaśnić może kilka cytatów:
Św.
Paweł w liście do Tymoteusza pisze:
„Podobnie
kobiety – w skromnym odzieniu, niech się przyozdabiają ze
wstydliwością i umiarem, nie przesadnie zaplatanymi włosami albo
złotem czy perłami, albo kosztownym strojem, lecz przez dobre
uczynki, co przystoi kobietom, które się przyznają do pobożności”
(Tym 2, 9 – 10).
Zaś,
św. Piotr radzi niewiastom:
„Ich
ozdobą niech będzie nie to, co zewnętrzne: uczesanie włosów i
złote pierścienie ani strojenie się w suknie, ale serce człowieka
o nienaruszonym spokoju i łagodności ducha, który jest tak cenny
wobec Boga” (1 P 3, 3-4).
„Spośród
potępionych, którzy zaludniają piekło, nie ma ani jednego, który
by nie grzeszył przeciwko szóstemu przykazaniu, a
dziewięćdziesięciu dziewięciu na stu wprost za ten grzech zostało
potępionych” – św. Alfons
20
stycznia 1610 roku, Matka Boża w Quito (Ekwador):
Wiedz,
że od końca XIX, a szczególnie w XX wieku namiętności wybuchną
i dojdzie do zupełnego zepsucia obyczajów, bo Szatan prawie
całkowicie panował będzie przez masońskie sekty. Aby do tego
doprowadzić, skupią się one szczególnie na dzieciach. Biada
dzieciom w owych czasach! Trudno będzie przyjąć sakramenty chrztu
i bierzmowania. Wykorzystując osoby posiadające władzę, diabeł
starać się będzie zniszczyć sakrament spowiedzi (…) To samo
będzie z Komunią świętą. Niestety! Jak bardzo zasmuca Mnie, że
muszę ci wyjawić tak liczne i okropne świętokradztwa – tak
publiczne jak i tajne – popełnione z powodu profanacji
Najświętszej Eucharystii! W czasach tych wrogowie Chrystusa,
zachęcani przez diabła, często kraść będą z kościołów
konsekrowane Hostie, aby bezcześcić Postacie Eucharystyczne. Mój
Najświętszy Syn widzi samego siebie rzuconego na ziemię i
zdeptanego przez nieczyste nogi”.
Sakrament
małżeństwa, symbolizujący związek Chrystusa ze swoim Kościołem,
będzie przedmiotem ataków i profanacji w najściślejszym znaczeniu
tego słowa. Masoneria, która będzie wówczas sprawować rządy,
zaprowadzi niesprawiedliwe prawa mające na celu zniszczenie tego
sakramentu, a przez to ułatwi każdemu życie w stanie grzechu, oraz
spowoduje wzrost liczby dzieci urodzonych w nielegalnych związkach,
nie włączonych do Kościoła. Duch chrześcijański szybko upadnie,
drogocenne światło Wiary zgaszone będzie do tego stopnia, że
nastąpi prawie całkowite zepsucie obyczajów. Skutki zeświecczonego
wychowania będą się nawarstwiać, powodując m. in. niedostatek
powołań kapłańskich i zakonnych. Sakrament kapłaństwa będzie
ośmieszany, lżony i wzgardzony. Diabeł prześladować będzie
szafarzy Pana w każdy możliwy sposób. Będzie działać z okrutną
i subtelną przebiegłością, odwodząc ich od ducha powołania i
aby uwodząc wielu. Owi zdeprawowani kapłani, którzy zgorszą
chrześcijański lud, wzbudzą nienawiść złych chrześcijan oraz
wrogów Rzymskiego, Katolickiego i Apostolskiego Kościoła, którzy
zwrócą się przeciwko wszystkim kapłanom. Ten pozorny tryumf
Szatana przyniesie ogromne cierpienia dobrym pasterzom Kościoła.
Poza
tym, w owych nieszczęśliwych czasach, nastąpi niepohamowany zalew
nieczystości, która popychając resztę ludzi do grzechu, pociągnie
niezliczone lekkomyślne dusze na wieczne potępienie. Nie będzie
można znaleźć niewinności w dzieciach, ani skromności u
niewiast. W owych chwilach największej potrzeby Kościoła, ci,
którzy mają mówić, będą milczeć!”
2
lutego, 1634, Matka Boża w Quito (Ekwador):
Po
pierwsze, przy końcu XIX wieku i podczas dużej części wieku XX
powstanie zamęt w tym kraju, będącym wtedy wolną republiką.
Wtedy cenne światło Wiary zgaśnie w duszach z powodu niemal
całkowitego zepsucia obyczajów. Podczas tego okresu będą wielkie
fizyczne i moralne klęski, publiczne i prywatne. Niewielka grurupa
ludzi, która zachowa skarb wiary i cnoty, będzie doznawała
okrutnych i niewymownych cierpień, oraz przedłużonego męczeństwa.
Aby wyzwolić ludzi z niewoli tych herezji, ci, których Mój
Najświętszy Syn powołał do wykonania odnowy, potrzebują wielkiej
siły woli, wytrwałości, odwagi i ufności w Bogu(…) Trzeci
powód, dla którego lampka zgasła, to atmosfera tych czasów,
przepełniona duchem nieczystości, jak ochydna powódź, która
zaleje ulice, place i miejsca publiczne, do tego stopnia, że prawie
nie będzie już na świecie dziewiczej duszy.(…) Czwartą
przyczyną jest to, iże po infiltracyi we wszystkich warstwach
społecznych, masońskie sekty będą z wielką przebiegłością
szerzyć swoje błędy w rodzinach, przede wszystkim po to, by zepsuć
dzieci. W tych nieszczęśliwych czasach zło uderzy w dziecięcą
niewinność, a w ten sposób powołania kapłańskie będą
zaprzepaszczone.
J.M.
Vianney: „…co to za dama z takim nieskromnym dekoltem?…Odkrywa
szyję, jakby ją przygotowała pod topór katowski”
Matka
Boża w La Salette:
W
roku 1864 Lucyfer, razem z wielką liczbą diabłów zostanie
uwolniony z piekła. Stopniowo niszczyć będą wiarę, nawet osoby
poświęcone Bogu tak oślepną, że bez specjalnej łaski osoby te
przyjmą ducha tych złych aniołów. Wiele domów duchownych straci
Wiarę zupełnie i spowoduje potępienie wielu dusz. Złe książki
będą rozprzestrzeniać się po ziemi, a duchy ciemności będą
wszędzie szerzyć rozprężenie w rzeczach dotyczących służby
Bożej.
list
Vindice do Nubisa (pseudonimy dwóch przywódców włoskiej Alta
Vendita) z 9 Sierpnia 1838 roku:
Katolicyzm
nie obawia się ostrego miecza bardziej niż monarchie. Jednak te
dwie podstawy ładu społecznego mogą upaść w wyniku zepsucia; nie
ustawajmy nigdy w wysiłkach nad ich deprawacją. Tertulian miał
rację mówiąc, że chrześcijanie rodzą się z krwi męczenników;
nie stwarzajmy męczenników, lecz szerzmy zepsucie w masach, niech
wchłaniają je wszystkimi pięcioma zmysłami, niech piją i upijają
się nimi. Twórzcie złe serca, a nie będzie więcej katolików.
Przedsięwzięliśmy
więc zepsucie na wielką skalę,(…) zepsucie, któe pewnego dnia
umożliwi nam zaprowadzenie Kościoła do grobu. Ostatnio słyszałem
jednego z naszych przyjaciół śmiejącego się filozoficznie nad
naszymi projektami i mówiącego: <>. Idea ta
jest do pewnego stopnia dobra, jednak ponieważ nie możemy pozbyć
się kobiet, znieprawujmy je razem z Kościołem. Corruptio optimi
pessima. Najskuteczniejszym sztyletem do uderzenia w Kościół jest
zepsucie? -
Matka
Boża w Fatimie, 1917 rok:
Przyjdzie
czas, gdy pewne mody będą bardzo obrażać Pana Jezusa. Osoby,
które służą Bogu, nie mogą ulegać tym modom -
W
roku 1921, Papież Benedykt XV pisał:
“Pod
tym względem nie możemy dość silnie wyrazić Naszego ubolewania
nad zaślepieniem tak wielu niewiast różnego wieku i stanu, które
odurzone chęcią podobania się, nie zdają sobie zupełnie
sprawy, że ich bezwstydne ubiory nie
tylko budzą wstręt u każdego szlachetniejszego człowieka, ale
ponadto obrażają Boga. Nie dość
bowiem, że w takich strojach, przed którymi wiele z nich dawniej ze
wstrętem by się odwracało, jako zbyt przeciwnych
skromności chrześcijańskiej, pokazują się
publicznie, lecz nie boja się tak ubrane wstępować w
progi świątyń i brać udziału w nabożeństwach, a nawet
przystępować do Uczty Eucharystycznej i w ten sposób rozsiewać
ohydne podniety zmysłowe tam, gdzie przyjmuje się Boskiego Twórcę
czystości.”
1925,
Rozporządzenie biskupów Austrii i Niemiec:
„Nigdy
nie powinno się zezwalać na wspólne kąpiele obojga
płci. Jeżeli szkoły urządzają kąpiele obowiązkowe,
to dozór ma mieć osoba tej samej płci. Popisowe pływania
dziewcząt i kobiet n ie powinny się odbywać. Na kąpieliskach z
plażą(rzeka, jezioro) trzeba nalegać na całkowite
oddzielenie płci, oddzielne przebieralnie, do których
zorganizowania należy skłonić miejscowe władze, oraz przyzwoite
ubiory kąpielowe i stały nadzór. Tego samego należy domagać się
odnośnie licznie pojawiających się plenerowych obiektów kąpieli
słonecznej, i to zarówno dla dorosłych,. jak i dla dzieci.”
„International
Review of Freemasonry, 1928
Religia
nie obawia się ostrza sztyletu, może jednak zaniknąć w wyniku
zepsucia. Nie ustawajmy w jego szerzeniu: sport, higiena, sanatoria.
Stroje chłopców i dziewcząt muszą odsłaniać coraz więcej
ciała. By uniknąć zbyt gwałtownej reakcji, powinno się
postępować metodycznie: Najpierw obnażmy ich do łokci, potem do
kolan, następnie całkowicie obnażmy ramiona i nogi, później,
wyższe części ciała, klatkę piersiową, etc., etc.
1928,
Pius XI za pośrednictwem swojego Wikariusza Generalnego:
„Przypominamy, że strój nie może być nazwany przyzwoitym, jeśli
posiada dekolt większy niż szerokość dwóch palców mierząc od
szyi, jeśli nie zakrywa ramion co najmniej do łokci i nie sięga
przynajmniej trochę poniżej kolan.”
Dekret
Kongregacji Soboru wydany na polecenie Piusa XI: „trzymać swoje
córki z daleka od publicznych zawodów gimnastycznych i
konkursów; a jeśli zmuszone są one do uczestnictwa w
takich pokazach, niech dopilnują, aby były w pełni i skromnie
ubrane. Niech (rodzice) nigdy nie pozwalają swym córkom na noszenie
nieprzyzwoitych strojów”, „jeśli zgorszenie jest poważne,
można im nawet zabronić wstępu do kościoła.”
Papież
Pius XII
„Tak
długo, jak skromność nie będzie przestrzegana w praktyce,
społeczeństwo będzie się chyliło ku upadkowi”
Pius
XII w 1957 roku, przemawiając do Kongresu Łacińskiej Unii Mody,
wyraził to następująco:
„Dziwaczny
pogląd, który wiąże zmysł wstydu z tym czy innym typem edukacji,
a nawet uważa skromność za wymyśloną deformację pierwotnej
niewinności lub za zgubny produkt cywilizacji, bodziec dla
nieuczciwości i źródło hipokryzji, nie jest poparty żadnymi
rozsądnymi dowodami…Naturalna przyzwoitość w swoim moralnym
sensie, jakiekolwiek mogą być jej początki, oparta jest o wrodzoną
i mniej lub bardziej świadomą skłonność każdej osoby do obrony
swego ciała przed pożądaniem ze strony innych, tak by każdy mógł
używać go (…) zgodnie z mądrymi celami, jakie wyznaczył mu
Stwórca, chroniąc za zasłoną czystości i skromności. Ta druga
cnota, skromność – samo słowo pochodzi od modus, umiarkowany lub
ograniczony – lepiej oddaje funkcję rządzenia i panowania nad
namiętnościami, zwłaszcza zmysłowymi. Jest ona naturalnym
bastionem czystości i gwarantuje jej skuteczną obronę, reguluje
zachowania ściśle związane z jej istotą. Człowiek słyszy
ostrzegający głos wstydliwości od momentu, w którym zaczyna
używać rozumu, jeszcze zanim zrozumienie pełne znaczenie i sens
czystości. Towarzyszy mu ona przez całe życie i skłania do
pewnych działań, które są dobre same w sobie, ponieważ pochodzą
z ustanowienia Bożego, powinien więc być chroniony (…).
Skromność więc, jako zbiór tak cennych wartości, powinna być
uważana za ważniejszą niż chwilowe tendencje i kaprysy –
powinna zdecydowanie panować nad modą…”
Kardynał
Ciraci na polecenie Piusa XII:
„wszyscy
wiemy, że szczególnie w miesiącach letnich zobaczyć można
stroje, rażące każdego, kto posiada jeszcze choć trochę szacunku
i zrozumienia dla cnót chrześcijańskich oraz zwykłej ludzkiej
skromności. Na plażach, w miejscowościach wypoczynkowych –
niemal wszędzie, na ulicach wielkich i małych miast, w miejscach
prywatnych i publicznych, a nierzadko również w budynkach
poświęconych Bogu, dominują stroje nieskromne i nieprzyzwoite. Z
tego powodu zwłaszcza młodzież, będąca w wieku
szczególnie podatnym na pokusy zmysłowe, wystawiona jest
na wyjątkowe niebezpieczeństwo utraty
niewinności, które jest najpiękniejszą ozdobą ich
duszy i ciała. Stroje kobiece, o ile mogą one być nazywane jeszcze
strojami, ubiory, (Seneka), sprawiają niekiedy wrażenie, że mają
raczej pobudzić lubieżność niż przed nią bronić. Problem, o
którym mówimy, jest z pewnością jednym z najpoważniejszych, jako
ze dotyczy on nie tylko cnót chrześcijańskich, ale zdrowia
moralnego całej społeczności ludzkiej. Jak słusznie pisał
starożytny poeta: < Prywatna rozwiązłość prowadzi zawsze do
obecności nagości w życiu publicznym> (Enniusz)”.
Ojciec
święty Pius XII, 17 lipca 1954:
„O
matki chrześcijańskie, gdybyście tylko znały przyszłość pełną
nędzy, niebezpieczeństw i wstydu, na jakie skazujecie swoje dzieci
przez nieroztropne przyzwyczajanie ich do życia ledwo ubrane, co
powoduje, że zatracają one zmysł wstydu, zawstydzilibyście się
swojego postępowania i krzywd wyrządzanych maleństwom, które Bóg
powierzył waszej opiece, dla wychowania w chrześcijańskiej
godności i kulturze.”
1958,
jeden z katolickich podręczników teologii moralnej: „(...)Ze
stanowiska etyki katolickiej i prostej przyzwoitości należy, by
kąpiele były osobno dla mężczyzn a osobno dla dziewcząt i to w
odpowiednim stroju kąpielowym”
kardynał
Pla y Daniel, arcybiskup Toledo, 1959: „Specjalne zagrożenie
dla moralności reprezentowane jest przez wspólne kąpanie się na
plażach…wspólne kąpanie się kobiet i mężczyzn, jest prawie
zawsze bliską sposobnością do grzechu i zgorszenia.”
O.Pio:
“Na
wyraźne życzenie ojca Pio niewiasty muszą przystępować do
spowiedzi w spódnicach sięgających przynajmniej 20 cm
poniżej kolan. Zakazane jest pożyczanie
spódnic na czas spowiedzi.”, “ Zabrania się wstępu
mężczyznom z obnażonymi ramionami i w krótkich
spodniach. Zabrania się wstępu kobietom w
spodniach, bez welonu na głowie, w krótkich strojach, z dużym
dekoltem, bez pończoch lub w inny sposób nieskromnie ubranym.
Ojciec
Pio zwykł mawiać również: „Gołe ciało Parzy” Rzekł
pewnej niewieście z odsłoniętymi ramionami: „Odciąłbym Ci
ręce, bo sprawiłoby ci to mniej bólu niż ten, którego
doświadczysz w czyśćcu.”
Pozostawię
na razie te teksty bez komentarza.
**********************
Równie
oburzające jest być może stwierdzenie, że nie powinno się
„chodzić ze sobą”, jeśli to ma oznaczać konieczność
długotrwałego przytulania, pieszczot, całowania się, przebywania
sam na sam w pokojach czy innych miejscach, trzymanie dziewczyny na
kolanach, itd... Niewłaściwość tych zachowań które również
muszą być zachowane tylko dla małżeństwa i tam pierwszy raz
doświadczone ma uzasadnienie w tym samym, co konieczność takiego,
a nie innego zasłaniania ciała.
Podobne
uzasadnienie ma nieprzyzwoitość większości „tańców
towarzyskich”. Wiążą się one również ze spowszednianiem
doświadczenia ciała i jego ruchów, które to możliwe jest jéno w
małżeństwie. W tańcu bowiem przekracza się bowiem tą granicę
odległości fizycznej, którą proksemika zwie dystansem intymnym.
Przekraczanie tego dystansu nie jest dopuszczane w innych sytuacjach
życia codziennego.
Ruchy
taneczne poza tym, są bardzo często sugestywne erotycznie, czego
już nawet podobnie jak wyjątkowości powyższej bliskości nie
zauważamy, bośmy się przyzwyczaili, bo eros spowszedniał... A
nasza mentalność to spowszednienie zakodowała.
Jest
takie zjawisko jak przesyt. Jeśli by ktoś codziennie świętował,
to straciłby poczucie wyjątkowości święta. Dlatego świętowanie
jest po sześciu dniach czegoś wręcz przeciwnego- ciężkiej
pracy... Podobnie jest z powściągliwością i ukrywaniem piękna
ciała wobec Sakramentu małżeństwa. Po to jest ciało ukrywane, by
walczyć z ludzką ułomnością przesytu, która sprawia, że
przestajemy doceniać tą niezgłębioną tajemnicę Działania Boga
w Stwarzaniu człowieka przez Małżeństwo. A przecież to
stwarzanie- co owa wstydliwość ma nam uświadamiać wiąże się z
tym, że przez nas ów Boży Obraz staje się jednocześnie ułomny,
grzeszny- Bo poczyna się z Grzechem pierworodnym i to nasza wina...
Dlatego też poczucie niegodności wobec takiego daru nakazuje nam
zachowywać tą całą przyjemność- również estetyczną, która
to jest kosztowaniem tego daru, do Sakramentu, który jest Bożym
przyzwoleniem. I nie można tego daru niszczyć przez powyższe
zobojętnianie. (natchniony prze Zawilca)
Jest
takie piękne uczucie, „że to niewłasciwe”, taka prosta
niewinność, której nam potrzeba. Trudno o niewinność, kiedy
każdy młody, przechodzący „burzę hormonów” ma dookoła
siebie wzmacniacze owej burzy- widoki, muzykę, tańce... I się
rozstraja, widok ciała przestaje być czymś, co budzi poczucie, że
trzeba się odwrócić, że jest to coś co powinno być ukryte....Ów
ważny mechanizm pierwszej więzi, który jest doświadczeniem
ciała, które jako pierwsze nas przyciągło, jest wtedy rozerwane
na strzępy przechazających się ulicami niewiast, dyskotek, itd...
Wtedy też dokonuje się najsilniej owo spowszednienie, bo i
najsilniej człowiek daje się przyciągać, z powodu przemiany swego
wieku. Takie smakowanie nektarów z wielu kwiatów sprawia, że nasza
żona nie będzie pierwszym i jedynym kwiatem, że wyjątkowość
sakramentu małżeństwa zostanie okrojona. A i w kielichu owego
kwiatu swój wzrok i wyobraźnie zamaczało wielu- bo nie był on
osłoniony.
I
dlatego, jeśli ktoś mówi, że spódnice mógł wiatr podwiać,
itd... to mi się wydaje, że w takich sytuacjach winno pojawić się
owo uczucie, które każe odwrócić wzrok. I spódnice w tym
pomagają... (Zainspirowany prze Leonkę)
Pisząc
te słowa liczę więc na to, że znajdą się osoby, a przede
wszystkim przedstawicielki płci pięknej, które podzielą tąż
intuicję nakazującą niewiastom ubierać sukienki zasłaniające
kolano i nieobcisłe. Liczę również na to, że czytelnik
zastanawiając się nad tym, co tu czyta, skieruje swą uwagę na
teksty i żywota świętych, ojców kościoła, papieży, hierarchów,
a jednocześnie zrezygnuje( bo przecież nie zaszkodzi) choćby dla
próby sprawdzenia, czy dla wyrzeczenia- z chodzenia na plażę,
kąpania się na basenach koedukacyjnych, z ubierania tego, co tu
określiłem jako nieskromne i z estetycznego nawet podziwiania ciała
napotkanych kobiet. Do tego wartałoby zrezygnować z słuchania
muzyki wywodzącej się z rock'n'rolla( czyli również z techno,
disco polo, reggae i metalu, oraz z pochodnych) i z tańczenia tańców
„mieszanych”... Choćby na pewien czas, na czas dajmy na to
rekolekcji, mających na celu weryfikację naszego życia- zbadanie
wszytkiego, a zachowanie tego, co szlachetne. W czasie owym, polecam
również zadbać o to, by sens- a więc i określony ład miały nie
tylko słowa, którymi nazywamy nasze życie i świat, ale i samo
życie- to, jak organizujemy swój czas i przestrzeń wokół siebie.
By punktami usensawniającymi były pewne rytuały i obrzędy-
stanowiące jednocześnie wyraz religijności. By ubiór i zachowanie
wyrażały sakralne znaczenie ciała, chleba, domu, wsi, świątyni,
niebios...
Jak
ktoś mi zacznie tłumaczyć, że w dawnych czasach ludzie nie byli
przyzwyczajeni do widoku nagości i w tym ich kontekście właściwe
były takie zasady, natomiast dziś już jesteśmy przyzwyczajeni i
nagość nie wywołuje takich jak dawniej reakcji, to mu powiem ciut
inaczej. Powiem mu też inaczej, jeśli stwierdzi, że sposobem na
przezwyciężanie bezwstydu i nieczystości jest przyzwyczajanie do
nagości, że wtedy ludzie na widok nagości nie mają nieczystych
myśli.
Juzem
przecie godał, ze to taka prowda jak jo jeśm baba, by ludzkie
odczucia były wyznacznikiem moralnej wartości czynów. Juzem jesce
godał, ze jak umiys obojętnie przechodzić obok ciała niewiasty,
to właśnie jesteś ofiarą rutyny, która zaprzecza Bożemu
Zamiarowi, bo Bóg to przyciąganie w ludziach zaszczepił i sprawił,
że jest zachwycające. Natomiast ludzka ułomność sprawia, że
człowiek nie tylko może ten zachwyt bezprawnie zagrabiać, ale że
za tym bezprawiem idzie niszczenie owego zachwytu. I na to się
godzić nie można.
Ludzka
natura -ta ponadmaterialna i integralna jest ponad kulturą, dlatego
to ona ma być miarą kultury. Uczynienie zaś z kultury miary
moralności to błąd relatywizmu, na który katolik się godzić nie
może. Bo uwarunkowania kulturowe generują owszem- różnice, ale
różnice te winny mieścić się w pewnych ramach moralnych. Tak,
często się nie mieszczą, ale przecie gdybyśmy chcieli stwierdzić,
że tam się kończą owe ramy, gdzie sięgają wzorce, czy elementy
kultury, to musielibyśmy zakładać, że człowiek jest doskonały.
Albo inaczej- że to jego widzimisię jest wyznacznikiem moralnej
wartości czynu. A to błąd. Bo kultura to wynik działań
podlegających błędom.
Tak
więc fakt, że w różnych czasach i w różnych miejscach różnie
się ludzie ubierają i zachowują nie oznacza, że w kulturach owych
czasów i miejsc, w odczuciach i przekonaniach ludzi musimy szukać-
relatywnych- bo te formy są różne- wyznaczników moralności
ubioru.
Bo
fakt, że człowiek ma różne spojrzenia na sprawy( choć zazwyczaj
szuka uniwersalnych i trwałych wyznaczników) odsyła nas do tego,
że- jak już uprzednio pisałem- to Boża Perspektywa, Boże
Odczucie- jest wyznacznikiem moralności i słuszności czynów i
elementów kulturowych.. I to ona powinna determinować konteksty. Bo
kontekst nie jest ostateczną miarą wartości poszczególnych
elementów kultury. On również powinien mieścić się w Prawie
Bożym, a więc i kontekst może być błędny, podlega ocenie i
wartościowaniu moralnemu. Bo i on, tak, jak kultura jest wynikiem
działań ludzi. Działań, które podlegają błędowi- z racji
ludzkiej ułomności.
Można
mówić o kontekście jako całości determinującej sens
poszczególnych wytworów kultury, ale można też mówić o wielu
kontekstach- konkretnych sytuacjach w obrębie jakiejś kultury. W
tym przypadku chodzi mi o to, że np. Strój bikini wydaje się
moralny na plaży, a niemoralny np. na ulicy, czy w kościele. Tego
typu relatywizm, zależność przyzwoitości od sytuacji jest
dopuszczalna gdy norma społeczna w każdej określonej wyżej
okoliczności mieści się w uniwersalnych wyznacznikach moralności.
W tym przypadku oznacza to, że strój bikini byłby dopuszczalny na
plaży, gdyby i w innych sytuacjach był moralnie zawsze
dopuszczalny- a więc również w Kościele. Jeśli zaś społeczne
odczucie tego nie dopuszcza, to znaczy, że albo zbyt rygorystycznie
dana społeczność nakłada pewne zasady na sytuację na ulicy i w
kościele, albo dopuszcza przekroczenie uniwersalnych norm moralności
w przypadku plażowania...
Historia
kościelnego nauczania i przykładu świętych każe nam twierdzić,
że ta druga możliwość jest realna. Bowiem już od początków
chrześcijaństwa, kładziono nacisk na to, by w publicznych
sytuacjach nie pokazywać się w takich strojach. Sytuacje więc i
okoliczności-konteksty, które zakładały taką niekompletność
strojów lub zachowań jako oczywistość, były odrzucane.(Zakaz
chodzenia do łaźni publicznych u pierwszych chrześcijan, zakazy
chodzenia na bale i tańce, zakazy chodzenia na plażę, noszenia
nieskromnych strojów i uczestniczenia w pokazach piękności w
szalonych latach XX).
Wiele
osób uważa, że niewiasty powinny chodzić do kościoła tak, jak
charakteryzuję skromny ubiór, natomiast nie wymaga takich strojów
poza kościołem. Ale przecież nie ma sensu twierdzenie, że to, co
przyzwoite moralnie poza kościołem, przez wzgląd na skromność i
wstydliwość nie jest takim w kościele. Bo zasady przyzwoitości
ubioru i zachowania mające na względzie skromność i wstydliwość(a
nie elegancję, itd..), a więc ukrycie tego, co winno stanowić
przedmiot misterium- tajemnicy ciała Świątyni Ducha Świętego są
uniwersalne, rozciąga się na wszystkie sfery życia publicznego.
Kościoł zaś jako miejsce święte, jako rzeczywisty Środek
świata- „omphalos ges”, którego szukały wszystkie religie i
kultury tradycyjne, wymaga takiego ubioru tym bardziej, bo jego brak
byłby w nim jeszcze bardziej rażący- jeśli nie ludzi, bo ci przez
swą ułomność się przyzwyczajają- to Boga.
Uniwersalność
tych zasad nie wyklucza jednak braku podstaw do ich stosowania, gdy
tego wymaga obrona ich przedmiotu- ciała(np. U lekarza, ratowanie
ludzi w trudnych sytuacjach...). Tak więc są to sytuacje, gdy
najpierw trzeba zadbać o obronę przedmiotu owych zasad- ciała, by
miały być one wobec czego stosowane. By było co ukrywać, jako
przedmiot Świętej Tajemnicy.
Odnośnie
poruszanej wcześniej zależności od kultury, okoliczności,
kontekstu:
Zawsze
można dziecko nauczyć innych okoliczności, innych kontekstów,
innej kultury i innego ich znaczenia. Bo przecież to w koniecznie
relatywnym- bo zależnym od otoczenia wychowaniu dziecko nabywa
rozumienie świata. Ale i tu, jak juześmy wceśniéj godali ludzki
relatywizm poznawczy jest ułomnością, która sprawia, że umyka
nam czasem trwała nierelatywna moralność- stała prawda o tym, jak
rzeczywistość powinna wyglądać, jak więc i powinny konkretne
również wyglądać relacje między ludźmi, stroje i jakie sytuacje
możemy uważać za właściwe, a jakie nie. Kropka.
I
w tym miejscu warto, by człowiek pochylając się nad ludzką
ułomnością, a raczej- pochylając się- bo przecie człek sam
ułomny- przed Bożym Obliczem, dostrzegł, że ten, kto się cały
sercem stara być dobry może jednocześnie robić źle. Jà téz.
Dlatego
w żadnym wypadku nie oskarżam tu nikogo, kto dopuszcza się tego,
co tu określiłem jako złe. Przecież sam kiedyś się tego
dopuszczałem, przecie sam mogę teraz robić co źle- nie mając
pojęcia zielonego, cérwonego, cy jakiego jesce jinego, ze to złe.
No.
Ja
jéno kcym sukać i nàjdujém rzecywiścié práwdę i dzielić się
z nią z jinémi. Kcém téz, by któś, kto podzielół te poglądy
zacon dawać przikład i przikładém stwarzać kontekst, który
pomoże innym dostrzec słuszność tych poglądów..
Znam
przecie wielu wspaniałych ludzi, którzy pragną szczérze wypełniać
Wolę Chrystusa i robią wszystko dla niego, ale nie mieli w życiu
takiej możliwośći by dowiedzieć się o tych prawdach, które tu
przedstawiam. PO to właśnie jesteśmy wspólnotą, by sobie móc
przekazywać prawdy- bo przecie każdy co do innych dostał poznanie.
I jak dostałem do takich, jak powyżej i poniżej, to mam obowiązek
je przekazywać. Przekazywać szczególnie tym, którzy pragną
wypełniać Wolę Chrystusa, bo jeśli nie przekażę, to ich błędy
będą moimi grzechami. Oni bowiem święcie dążą do prawdy,
podług własnych charyzmatów, a ja nie dając im tego, co miałem
im oddać, bo nie moje przeszkadzam im w ich dążeniu.
Jest
to, co przekracza nasze istnienie ziemskie, co możemy symbolizować,
czyli za pomocą tego, co materialne odsyłać do sensu, który poza
materię wykracza.
Jednakże
również to, co nas nie przekracza, to, co materialne, immanentne ma
swoją wartość, ma samo w sobie sens. Ów sens wynika z tego, że
to Bóg Stworzył materię i przewidział dla niej taki, a nie inny
porządek- ład- kształt. Przewidzieć więc On musiał dla jej
elementów takie, a nie inne miejsce w owym porządku- miejsce
właściwe, które przecież z racji wszechzwiązku elementów
Kosmosu polega na takiej ,a nie innej relacji do innych tego Ładu
Elementów I właśnie to „właściwe rzeczom miejsce”
nazywa się czystością. Bo przecie ziemia staje się brudem
dopiero gdy znajdzie się chociażby na człowieczym ubraniu.
Wcześniej nim nie była, bo znajdowała się na właściwym sobie
miejscu. Dlatego też pewne formy rzeczywistości materialnej
wymagają kryteriów, stałych zasad wskazujących na porządek i
działanie względem innych bytów, na ową czystość.
Poszczególne
elementy materii możemy rozpatrywać jako uporządkowanie elementów
mniejszych- jako relacje i reakcje zachodzące między nimi. Ale i
to, co widzialnie wyodrębniamy jako pojedyncze całości- np. ciało
ludzkie, też wchodzi w reakcje i relacje z innymi elementami, z
konieczności ma miejsce względem reszty świata którego jest
częścią.
Istnieje
więc też właściwy, czyli wynikający z Bożej Perspektywy
Stwórczej porządek relacji i reakcji między ciałami.
Skromność
stroju przez wzgląd na ową wartość ciała nie polega więc na
samym symbolizowaniu przez ustalone- relatywne- konwencjonalnie tylko
formy jakiejś duchowej potrzeby wstydu, ale na działaniu
osłaniającym właściwy- c i e l e s n y przedmiot wstydu i
porządkującym -czyli nadającym im właściwe miejsce- reakcje
międzycielesne.
Skromność
stroju nie polega więc na tym, że formy ukrywania ciała do czegoś
istotnego odsyłają(co umożliwiałoby tylko konwencjonalny, a więc
i zależny od kultury sens i kształt skromnych elementów stroju),
ale że same w sobie działają, funkcjonują wobec ciała
porządkując jego miejsce i reakcje/relacje względem innych
ciał.Stroje mają tu wypełniać pewną powinność wynikającą z
Bożego Ładu. Ta powinność jest stała, bo i Boży Ład jest
stały, wieczny. Dlatego więc i forma wypełniająca go(tutaj ubiór)
musi mieć stałe kryteria. Kryteria wyznaczają obszar nieskończenie
wielu możliwości. Nieskończenie wielu, ale nie dowolnych, bo
mieszczących się w granicach owego obszaru. Ubiór zaś, jak już
wcześniej pisaliśmy jest reakcją na ułomność człowieka i
regulatorem wyznaczonego przez Wolę Stwórcy miejsca ciała, ciała
wysadzanego zeń przez ową ułomność.
Skromność
ubioru wynika więc z chęci utrzymania takiej, a nie innej relacji
między ludźmi, zawierajacej w sobie relację między ciałami. Ma
swoje źródło w Woli Bożej, która chce, by te relacje miały
taki, a nie inny kształt- nadaje więc im wartość bezpośrednią-
sens sprawiający, że należy takiego, a nie innego miejsca ciała,
czy kształtu owych relacji bronić. Co więcej- z racji życia w
świecie, który przez pogrzechową ułomność kusi nas do złego i
w którym zło się narzuca, a dobro wymaga trudu- należy
nieustannie podejmować wysiłek, by miejsce ciała było takie jak
Chce Bóg.
Nie
możemy więc kwestii ubioru, czy szerzej skromności i wstydliwości
oddawać zmiennym ludzkim nastrojom, popędom, przypadkowi. Bo
zazwyczaj to, co złe samo wciąga, nie pyta nas czy chcemy tylko
samo wciąga. I chcąc zrobić dobrze musimy podjąć wysiłek, trud,
cierpienie, czasem męczeństwo, by owemu wciąganiu się
przeciwstawić, A nie dać się wciągać uznając owe wciąganie za
„kierunek wynikający z naszej woli i decyzji”. To bowiem, co
dobre- zostawia nam możliwość wyboru- samo bowiem wymaga, byśmy
my do tego zdążali, wymaga wysiłku, samozaparcia, trudu...
Nasza
kultura niestety przykleiła temu, co nas samo pociąga i nie wymaga
etykietę „tego, co wynika z naturalnej potrzeby, z wolnego
wyboru”, a temu, co wymaga trudu naklejono zaś naklejkę z nośnym
napisem: „zniewolenie przez sztuczne prawo, skrępowanie zasadami”.
To się tyczy również innych elementów kultury i mentalności,
niestety przyjmowanych entuzjastycznie przez wielu dobrych
chrześcijan, którzy jak ufam są tu raczej ofiarami, którym pragnę
pomóc w realizacji ich celów. Bo to, co kultura wskazała im jako
realizację owych celów, jest w rzeczywistości(zakamuflowanej) ich
zaprzeczeniem. Ale my często o tym nie wiemy. A jak się dowiemy, to
musimy innych przestrzec. Tak więc mam nadzieję, że i inni będą
chcieli pomóc mi w odnajdywaniu dróg do Prawdy.
Teraz
chciałbym przedstawić częsć swoich notatek na marginiesie do
książki Brawario nt. tańców
Tańce
towarzyskie jako bliskie okazje do grzechu
Słowo
"taniec" to worek do którego wrzucono dziś wiele znaczeń.
W zależności od kontekstu znaczyć może co innego. Dlatego też
nie każdy układ ruchu nazwany tańcem w jakiejś epoce, czy
kulturze jest tym samym, co zjawisko nazwane tańcem w innych
okolicznościach. Tzw. "Tańce" liturgiczne nie są tym
samym, co krytykowane przez świętych tańce nieskromne. Te tańce
liturgiczne, to zwykłe gesty modlitewne mające podobny wydźwięk
jak klęczenie, stanie, ukłony, czy wznoszenie rąk.
Trzeba
szukać obiektywnego wyznacznika nieskromnych sytuacji niezależnych
od intencji i odczuć osoby, Trzeba skupić się najpierw na tych
okolicznościach a dopiero później na tych tańcach, które
zawierają w sobie te okoliczności. Bo osoba może nic nie czuć-
przez przyzwyczajenie- może nie mieć żadnego grzechu a znajdować
się w obiektywnie nieskromnej sytuacji. Obiektywne jest to, co Boska
subiekcja uważa za Własciwe i niewłaściwe miejsce ludzi i rzeczy
wobec Boga i wobec innych.
Ja
bym szukał obiektywnych cech nieskromnych w bliskości fizycznej i w
ruchach, oraz w strojach.
Taka
bliskość fizyczna i kierunek mówienia do siebie, dotyk, ruchy i
niewłaściwe ubranie razem wzięte są nie do pomyślenia w życiu
codziennym(chociaż i tego coraz mniej)- są bowiem przekroczeniem
tzw. dystansu intymnego
Wydaje
mi się, że powinniśmy bardziej przywiązywać uwagę nie do
ilościowych ale do jakościowych podstaw krytyki tańca- przez
wzgląd na obiektywne wyznaczniki skromnej sytuacji.
Jakie
konkretne cechy pozamałżeńskiego, lub/i publicznego tańca są
złe?
Długotrwałe:
bliskość fizyczna, bliskość spojrzeń, dotyk, sugestywne ruchy.
Jest to przekraczanie dystansu intymnego, które między
niespokrewnionymi, niewychowanymi razem niewiastą a mężczyzną
powinno wywołać pożądanie- POWINNO- ale powinno być też
zarezerwowane dla Małżeństwa. Jeśli się je wciąga w sferę
relacji możliwych z każdym, to małżeństwo traci należne mu
spoiwo- wyjątkowość- Zachwyt. Mężczyźni nie przywiązują się
tak do żony, bo to samo w dużym stopniu mają wszędzie. Ponadto
przyzwyczajenie do wielości uliczno-codziennych doznań tego, co
winno być ukryte dla małżeństwa- zarówno wzrokowych, jak i
dotykowych prowadzi do osłabienia naturalnych mechanizmów
przyciągania. Zupełnie tak samo jak w użytym przez Brawario
przykładzie, w którym ktoś przyzwyczajony do miękkiej pornografii
osłabia swoją naturalną reakcję, i potrzebuje "mocniejszych
doznań"... później jeszcze mocniejszych...
Owo
zpowszednienie jest jak ciasto, którego po trochu próbowaliśmy
zanim uczta się zaczęła. NO często jak tak próbowałem, to już
w czasie święta nie miałem na ciasto ochoty... Oby nam takie
codzienne próbowanie nie zepsuło małżeńskiego zachwytu, który
winni jesteśmy przede wszystkim Bogu, gdy doświadczamy jego daru-
możliwości współuczestniczenia w Stwarzaniu nowego Boskiego
Obrazu- życia. Nie możemy sobie oderwać od tego zadania
towarzyszącej mu "nagrody"-przyjemności- zapominając o
zadaniu. Bo to kradzież i profanacja. Czy nie jest dziś powszechne
narzekanie, że z małżeństwem pryska cały "czar",
zachwyt, pozostaje pewna rutyna. Czy nie jest tak dlatego, że
małżeńska wyjątkowość jest nieopakowana, dostępna za każdym
rogiem, kosztowana, zanim przyjdzie jej czas? Może to, co nawet
pobożnym katolikom wydaje się przynależeć do tzw., chodzenia ze
sobą- powinno być dostępne dopiero w małżeństwie? Uważam, że
tak.
Pobudki
erotyczne znosi częste obcowanie z nieskromnością. Natomiast dla
świętych przeciwnie- pokusą były już najdelikatniejsze pobudki.
Czy znaczy to, ze święci byli gorszymi zbereźnikami? Wręcz
przeciwnie. Świadczy to o tym, że wrażliwość erotyczna jest
przejawem właściwej postawy, a osłabianie pożądliwych odczuć-
świadczy o zepsuciu. Przecie ludzkie poczucie, ludzki spokój, brak
odczuwania niewłaściwości zachowań, nie mogą być wyznacznikiem
dobroci czynów. Bo zazwyczaj ten spokój, brak pokus jest tam, gdzie
diabeł nie musi aż nadto się wysilać, bo ludzie sami robią źle
myśląc, że robią dobrze .O tym wspominał właśnie J.M. Vianney:
"Pewien
święty przechodził kiedyś obok klasztoru i ujrzał mnóstwo
diabłów nękających mnichów, lecz nie mogących ich do niczego
skusić. Potem wszedł do miasta i ujrzał jednego diabła, który z
założonymi rękami siedział w bramie, przypatrując się ludziom.
Święty zapytał go więc, dlaczego sam jeden siedzi w wielkim
mieście, podczas gdy tłum diabłów dokucza garstce mnichów.
Diabeł odpowiedział mu, że w mieście w pojedynkę sobie poradzi i
trudzić się zbytnio nie musi, gdyż ludzie sami się do niego
garną, żyjąc w nienawiści, nieczystości i pijaństwie. Tymczasem
z zakonnikami sprawa jest o wiele trudniejsza: cały zastęp diabłów
szturmuje ich pokusami, tracąc czas i siły, a nic nie zyskując.
Jedyne na co mogą liczyć, to na posiłki oraz na to, że mnisi
zniechęcą się do surowej reguły."
(z:
o Alfred Monnin SI, Zapiski z Ars. Zapiski naocznego świadka kazań,
homilii i rozmów św. Jana Marii Vianneya, Warszawa 2009)
O
czym to wszystko może świadczyć?
O
tym, że pewnym sytuacjom bliskości, pewnym widokom, ruchom, nie
powinno się odmawiać pożądliwych skojarzeń- nie powinno się do
nich przyzwyczajać tak, że przestają na nas działać. Dlaczego?
Bo w ten sposób osłabiamy to, co winno funkcjonować jak najlepiej-
tak, jak sobie to Bóg zaplanował- w Małżeństwie.
Jak
się przyzwyczaimy do częstego obcowania z widokiem, ruchami i
dotykiem ciał dziewczyn, to obcowanie z żoną straci swoją
wyjątkowość, unikalność- a tą unikalność powinny mieć i
dotyk i widok i bliskość-prawidłowo niedostępne nam w sytuacjach
poza sakramentem małżeństwa.
To
jest wg mnie najistotniejsze. Bo ludzie dzisiaj często nie czują
pożądliwości w tańcu i dlatego trzeba się do tego odnieść.
Wspomniany
powyżej dystans intymny jest kulturowo uwarunkowany tak samo jak
wyznaczniki nagości ale tylko w ograniczonym zakresie, którego
granicami są wyznaczniki obiektywne skromności i tajemnicy ciała.
Ktoś
może powiedzieć, że sytuację intymną znosi "kontekst,
sytuacja tańca". Owszem, bardzo często jest tak, że ludzie w
pewnym kontekście nie odczuwają złości pewnych zachowań, bo
kulturowe, kontekstowe przyzwyczajenie im to nakazuje. Ale kulturę,
sytuacje i konteksty tworzą w pewnym jej aspekcie ludzie. A ludzie
mają to do siebie, ze popełniają błędy. Dlatego konteksty mogą
być błędne. NIe możemy się im bezwiednie poddawać, bo duchowa
natura człowieka jest ponad kulturą. Zazwyczaj te konteksty są dam
dane jako oczywiste narzędzie posptrzegania świata, jako "habitus"
i dlatego są dla nas przezroczyste, dlatego nie możemy ich dostrzeć
i poddać moralnym kryteriom... Ale są w życiu sytuacje, gdy udaje
nam się z dystansu spojrzeć na te oczywistości. I tymi
spostrzeżeniami musimy się dzielić, musimy je oddać innym...
Współczesna
percepcja tańca wynika z codziennej rutyny w relacjach damsko-
męskich, wynika z ich przesytu i spowszednienia. Z tego następnie
wynika postawa obojętności i coraz bardziej wygórowanych
oczekiwań. Jeśli wynika ona z nieporzadku, czyli nieczystości(bo
czystość to właśniwe rzeczy miejsce), to należałoby zobaczyć,
jak odbierany byłby taniec, gdyby ten porzadek został przywrócony-
gdyby codzienne relacje d-m, były zgodne z misteryjnością Świątyń
Ducha Świetego i ich wzajemnych relacji. Być może wtedy taka
bliskość w tańcu byłaby czymś, co budzi erotyczne skojarzenia
Sama
damsko męskość tańców nie świadoczy o nieskromności. JAKA
damsko-męskość o niej świadczy?
KIedy
taniec zaczyna być nieskromny? W jakich odległościach między
partnerami?(W zasięgu dotyku tułowia drugiej osoby? W bliskim
kontakcie wzrokowym?) Jakie kontakty damsko-męskie nie są zaliczone
do tej nieprzyzwoitości?(Bo przecież chodzimy na ulicach obok
niewiast, gdy spotykamy znajomą to idziemy obok siebie w odległości
kilkunastu cm...)
Pogańskie
tańce o char er wiązały się z kultem dlatego, że był to kult z
zasady z er opowiązany. Orgia- to forma pogańskiego kultu. Taniec
jako sposób orgii się tam narodził. Chrześcijaństwo z zasady
ograniczyło zachowanie związane z orgią do Małżeństwa- tylko
tam można doznawać ek-stazy cielesnej. Ekstaza bowiem właściwa
jest tylko doświadczeniu Świętości, ale to doświadczenie
doznawane bez sakramentalnego przyzwolenia Świętego jest
profanacją, zagrabieniem daru, samowolnym nieporządkiem... Tak, jak
na granicy raju.
Jak
mam odpowiedzieć na przykład J.B. Molli? O Swiętości decyduje to,
co od człowieka zależy- czego jest świadom, co dzięki tej
świadomości może być przedmiotem wyboru. Oddzieliliśmy już
obiektywne zło sytuacji od osobistej winy, Jedno nie jest równe
drugiemu. Dlatego też popełnianie obiektywnego zła nie świadczy o
braku świętości(To jest dopiero w 45 punkcie, po zawiłych
tłumaczeniach, a powinno być gdzieś na początku omawiania sprawy.
Na początku powinno być też odróżnienie ob. zła od osobistej
winy- tak samo w rozdz. o sytuacjonizmie.)
Ponadto
należy pamiętać, ze Brawario, podążając za przykładem
świętych, nie krytykuje tańca w ogóle, ale tańce w których
przekracza się granicę wstydliwości- przez bliskość, ruch, dotyk
i widok, dlatego przywoływanie jako kontrargumentu dla jego tez
pochwały tańca ze strony św. Augustyna, to manipulacja(wierzę, że
nieświadoma).
Ci,
którzy dobrowolnych odczuć er poza małżeństwem nie uznają za
nic złego otwarcie przyznają, że w tańcu takie odczucia są i że
są z tym tańcem nierozerwalnie związane. Natomiast dopiero gdy
ktoś jest katolikiem i nie może przyjąć postawy pożądliwej-
zaczyna twiedzić, że nie ma tam pierwiastka er, że zależy od "od
intencji":
"O
tańcu, jego specyfice, poruszaniu serca, a także granicy, której
nie powinno się w nim przekraczać, w Małym Poradniku Grzesznika
mówi o. Ksawery Knotz, kapucyn z Apostolstwa Małżeństw "Szansa
Spotkania".
W
tańcu zawsze jest jakiś element uwodzenia i bliskości cielesnej,
który rodzi zainteresowanie drugą osobą. W czasie tańca mogą
pojawić się poruszenia seksualne. Przez taniec ludzie się do
siebie przybliżają, otwierają na siebie. Nieodzowne jest badanie
własnego serca i zastanowienie się w swoim sumieniu nad tworzoną
relacją. Istnieje cała hierarchia wyższych i niższych poruszeń
ludzkiego serca: czystych i brudnych, miłosnych i pożądliwych,
które się do pewnego stopnia wzajemnie mieszają, mają swoje
odmiany i odcienie. Przenoszą się na zewnątrz za pomocą naszego
ciała – poprzez mowę, dotyk. Zależnie, które poruszenia
zdominują serce człowieka będą niosły całkiem inną treść i
będą budować całkiem inny rodzaj relacji z drugą osobą.
Tango
argentyńskie dla przykładu jest bardzo erotycznym tańcem. Taniec
uwodzi. Otwiera na dużą intymność między tańczącymi
partnerami. Jeśli tańczą małżonkowie to, on ich łączy, zbliża
i umacnia małżeństwo. Wyrażają poprzez taniec miłość do
siebie. On przekłada się na więź. Nie ma co ukrywać, że w
innych przypadkach tak erotyczny taniec naraża na zdradę
małżeństwa. Jeśli ktoś się w nim zatraci, może stracić
poczucie granicy. Taniec to dotyk, ubiór, zapach... to oddziałuje.
Tańcząc trzeba pamiętać, że ma się obrączkę na palcu.
Człowiek
o czystym sercu będzie wyczuwał, żeby za dużo nie tańczyć z
pewnymi osobami, że to może przerodzić się w coś złego. Też
jest inny taniec po alkoholu, który może spowodować utratę
wolności. Puszczają pewne hamulce, i robi się wtedy rzeczy,
których nie zrobiłoby się na trzeźwo. Poprzez taniec można
doprowadzić do stworzenia sytuacji umożliwiającej wykorzystanie
seksualne drugiej osoby. Ważne jest z kim się tańczy i jak się
tańczy. I o tym też trzeba pamiętać.
Jest
wiele pięknych tańców, które dają ludziom dobrą zabawę, radość
i szczęścia, które przynoszą dobre owoce. Dużo zależy od serca
człowieka."
A
tak pisała forumowiczka Mulan:
"tańczę
taniec towarzyski od 6 lat i musze przyznać o. Knotz ma rację.
Wiele par "stworzyło sie" poprzez taniec. Sama byłam w
podobnym zwiazku. Ważne jest odróżnienie ralacji czysto tanecznych
od tych, które z tańcem nie mają wiele wspólnego. Niektórzy,
świadomie lub nieświadomie, przekraczają pewne granice. Nie zdają
sobie sprawy, że druga osoba w parze, może te intencje źle
zrozumieć"
inny
komentator Jassp:
"Czy
można udowodnić taką tezę, że przez taniec z drugą osobą
poznaję jej przyszłe erotyczne zachowania? Inaczej, czy jak ktoś
tańczy (jak mi się ułada z nią/nim taniec) tak będzie się
układało moje życie intymne z tą osobą? Trywialniej: jaki jestes
w tańcu taki w jesteś/będziesz w łóżku?"
Dużo
zależy od serca, ale serca zależy też od tego, co na zewnątrz-
jeśli damy temu do nas dostęp. Powyżej autor wpadł w pewną
sprzeczność- napisał, że Taniec uwodzi, a później ,ze trzeba
zachować w nim pewne granice. Jeśli coś uwodzi, ma podtekst i
działanie er, to granicą tego jest małżeństwo i sypialnia.
To,
co pisze ojciec Knotz tylko potwierdza słowa Brawaria. Szkoda, że
o. Knotz nie zauważa, że taka cecha tańców towarzyskich wyklucza
ich obecność, ich pokazywanie poza małżeństwem. Bo ten erotyzm
powinien być w małżeństwie zamknięty, powinien być tajemnicą,
do której dostęp mają tylko jej uczestnicy- Chrześcijanin nie
może więc tańczyć takich tańców publicznie, tylko w sypialni i
tylko w małżeństwie. A to wyklucza sensowność takich tańców,
bo jak niby możnaby było się ich nauczyć, jak możnaby było
mówić o tańcach o wspólnych dla wielu ludzi zasadach...?.
Inne
notatki do książki:
Bliskie
okazje do grzechu.
Ja
bym zdefiniował je tak:
To,
co nazywamy bliską okazją do grzechu, to taki nieporządek
obiektywny, który jest zły sam w sobie, ale stałby się grzechem
dopiero, gdy ktoś, kto w takiej sytuacji dobrowolnie się znajduje,
uświadamia sobie jego grzeszność.
.35-6-
skierowane do ogółu= DOBRY ROZDZIAŁ
37,
1)!
2)
56(ostatni
akapit)-58 mądrze, trafnie, powinno być to na poczatku. Resztę
rozdziału należałoby wg mnie pominąć, umieścić w aneksie,
albo zaznaczyć jakoś jego mniejszą ważkość, żeby nie
zagłuszało tego najistotniejszego aspektu)
62
Mówi Pan o nieporzadku Woli- a jak już pisałem, należałoby
najpierw mówić o nieporzadku sytuacji.(Ale przykład z pornografią
trafia w sedno)
63-64
DOBRE
moje
dopowiedzenie-parafraza:
64-67
Dobry rozdział. Powinien być przed innymi i wyszczególniony.
66-
jeśli coś jest narzędziem poznania, to staje się oczywiste,
przezroczyste, oswojone. Ludzie zazwyczaj nie widza swojej kultury,
bo nią żyją, zazwtyczaj nie widza oczu, którymi patrzą. Widzą
natomiast inne oczy, albo odbicie
Kontaktuję się z nim i stało się to nawet szybciej, niż mogłem sobie wymarzyć. Dziękuję za poświęcenie czasu na wysłuchanie mnie i odpisanie na wszystkie moje e-maile, doktorze Agbazara. Znowu czuję siłę emocjonalną. Wróciła mi pewność siebie i jasno widzę swoją przyszłość. Jestem na zawsze wdzięczny za twoją pomoc w ponownym zjednoczeniu mnie z moim starym kochankiem, który rozwód zostawił mnie wiele lat temu dla innej kobiety. Sam zobaczysz, co mówię, kontaktując się z tym wielkim rzucającym zaklęcia, doktorem Agbazarą, pod adresem: ( agbazara @ gmail. com ) lub zadzwoń do niego pod numer ( +234 810 410 2662 ) i rozwiąż swoje problemy.
OdpowiedzUsuń