Człowiek zawsze wypowiada się za siebie, jest to konieczność, dlatego nie ma sensu wypowiadanie własnych totalnych przekonań(a takim jest religia) z zastrzeżeniem,. że "są to moje subiektywne opinie i ini to mogą widzeć inaczej". Takie wzniesienie się na "wyższy" poziom refleksji prowadzi do nicości, do derridańskiej kurtyny, za którą jest następna kurtyna i tak w nieskończoność. Bo w rzeczywistości te założenia w imię którym podważamy, lub relatywizujemy nasze poglądy też musiałyby być przedmiotem takiego podważenia, co rodzi sprzeczność. Dlatego też jedynie logiczne jest przyjmowanie tego, co dla nas jest jedyną wartością jako jedynie słuszne, co musi iść logicznie w parze z absolutnym negowaniem tego, co w innych religiach, w innych światopoglądach z tym sprzeczne. NIe mam tu na myśli nie zwracania uwagi na to, że ludzie mają inne poglądy. Nie mam nawet na myśli twierdzenia, że inni są źli, bo wyznają złe poglądy. CO nie znaczy też, że odmawiam złu strukturalnemu swego źródła i związku z osobistą winą. NIe!~ Chodzi o to, że uznając inne poglądy za fałszywe, jestem skory raczej uważać ich wyznawców za ofiary tych poglądów, zawieszając osąd, a podejmując wysiłki w celu pokazania im Prawdy. Jeśli oni wierzą szczerze w swoje poglądy, to też mają obowiązek mnie przekonywać do nich. Mają obowiązek wcielać w życie to, co uznają za słuszne- również, jeśli ktoś im zarzuci dyskryminację, "przemoc symboliczną", "presję kulturową", czy "środowiskową". Bo jeśli z tego zrezygnują, to również nawracając się na Prawdę, którą chcą im przekazać, nie będą jej w życie wcielać.
Z drugiej zaś strony, jeśli ja będę tak relatywizował swoje poglądy, jeśli nie będę ich przekazywał innym, to ja- osobiście będę miał winę, grzech i ja- a nie jakieś będę winny "zła strukturalnego", do którego podtrzymywania przez zaniechanie misji się przyczyniłem. Jestem świadom tego kulturowego, pozornie pozaosobowego wymiaru moralności zawartego w wytworach kultury i zyskując tę świadomość nie mogę mówić "a, co ja tam sam zrobię". Muszę robić, co ode mnie zależy nawet, jeśli to nie przynosi rezultatów. Samo myyślenie: "A trzeba z tego zrezygnować i wybrać mniejsze zło, bo i tak się nie przebiję", to grzech zaniechania i nielogiczność. Dlaczego nielogiczność? Bo jest to samonapędzający się tryb, jest to leczenie się tym, co chorobę jeszcze bardziej potęguje. Bo rezygnacja z kształtowania naszej kultury na wzór naszych przekonań "bo to razi innych" "bo to śmieszne", "bo to zacofane", "bo trzeba iść z duchem czasu", przyczyna tego, że to razi innych, że to śmieszne, że to nie stanowi ducha czasu. Przyczynia się do tego, że inni nie uważają szczerze Katolicyzmu za jedynie słuszny. Chrześcijaństwo nie stanowi podstawy kutlury i wzorców mentalnych jako całość dlatego, że my z tego wpływu- w imię źle rozumianych: pluralizmu, neutralności światopoglądowej, wolności wyznania- rezygnujemy!
Powiesz, że będzie konflikt? Taki jednak konflikt jest jedynie logiczną drogą do pokoju. Bo pokój na siłę, oparty na czynieniu z własneych poglądów rzekomej "sprawy serca", a w rzeczywistości czynienia z nich "wiary martwej", bo "bez uczynków", o której pisał swięty Jakub, prowadzi do konfliktu bez nadzieji, bez końca, do braku poglądów, do braku zgody nawet w łonie własnej osoby. Dlatego właśnie Chrystus, największy orędownik Pokoju przez duże "P" powiedział: "Nie przyszedłem dać światu pokój, ale rozłam".
,, Bo w rzeczywistości te założenia w imię którym podważamy, lub relatywizujemy nasze poglądy też musiałyby być przedmiotem takiego podważenia, co rodzi sprzeczność. " - dobre. Po prostu TAK, po co negować, mówić NIE, skoro to prowadzi do autodestrukcji, bo to jest zaprzeczenie bytowi powstałemu z TAK - Bóg stworzył wszystkich i wszystko, a Lucyfer z pychy się zbuntował i stał się Szatanem i zaprzeczył Temu, od którego wszyscy i wszystko pochodzi, a więc i samemu sobie.
OdpowiedzUsuńGloria Patri et Filio et Spritui Sancto, sicut erat in principio, nunc et semper et in saeculora saeculorum. Amen.
Norbert Deo gratias!
Usuń