Poznanie
jest z konieczności subiektywne
Po
części bowiem tylko poznajemy(…)
Gdy
zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie
to, co jest tylko częściowe(…)
Teraz
widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
Wtedy
zaś [ujrzymy] twarzą w twarz(…)
1 Kr 13, 9-10,12
Poznanie
to relacja między tym kto myśli, a tym, o czym on myśli. Ta
relacja zwana jest subiektywną. Dlatego też poznanie jest zawsze subiektywne.
Nikt
nie może udowodnić, że wszyscy inni tak samo jak on „widzą”
rzeczywistość. No, chyba że stwarza ją samym pomyśleniem sobie o
niej. Nie wiem, jak Ty, ale ja tak nie umiem. (Nie no, wiem, bo
wierzę, Kto tak może, a kto nie, ale o tym później;) Nie da się
udowodnić, że zasady rozumu, bez których nie ma poznawania
rzeczywistości są jedyne i słuszne- w ich jedyność i słuszność
trzeba uwierzyć. Trzeba, bo ich koniecznie używamy. Rzeczywistość
tylko przez nie jest nam dana.
Nie da się u d o w o d n i ć, że istnieje w ogóle ktoś inny. Nie da się nawet istnienia, ani nawet samoistnienia udowodnić, bo nie da się ich zdefiniować wewnętrznie, czy mówiąc inaczej- ostatecznie. W zasadzie słuszne w y d a w a ć s i ę może tu stwierdzenie ludzi, co się zwą solipsystami, że cała rzeczywistość istnieje tylko w mojej świadomości (również inne osoby wraz ich relacjami na temat rzeczywistości). Albo twierdzenia niektórych, że to „ja” swoją świadomością stwarzam rzeczywistość”. Albo, że fakty są tylko subiektywną konstrukcją podzielaną przez jakąś grupę ludzi. Bo może tylko w mojej świadomości istnieją ci, którzy mają świadomość podobną, czyli inne osoby?...
Nie da się u d o w o d n i ć, że istnieje w ogóle ktoś inny. Nie da się nawet istnienia, ani nawet samoistnienia udowodnić, bo nie da się ich zdefiniować wewnętrznie, czy mówiąc inaczej- ostatecznie. W zasadzie słuszne w y d a w a ć s i ę może tu stwierdzenie ludzi, co się zwą solipsystami, że cała rzeczywistość istnieje tylko w mojej świadomości (również inne osoby wraz ich relacjami na temat rzeczywistości). Albo twierdzenia niektórych, że to „ja” swoją świadomością stwarzam rzeczywistość”. Albo, że fakty są tylko subiektywną konstrukcją podzielaną przez jakąś grupę ludzi. Bo może tylko w mojej świadomości istnieją ci, którzy mają świadomość podobną, czyli inne osoby?...
Powyższym stwierdzeniom przeczy jednak doświadczenie tego, że coś jest inne niżbyśmy
chcieli, że ktoś się z nami nie zgadza.
Dogadywanie się z innymi osobami, opierać się nie na dowodzie, ale na z a ł o ż e n i u , na w i e r z e w to, że możemy się porozumieć... A jeśli takie czynimy założenie, to w i e r z y m y również w to, że istnieją uniwersalne, takie same dla różnych ludzi zasady rozumowe. Żeby rozumować, dowodzić, musimy uwierzyć w zasady dowodzenia.
Dogadywanie się z innymi osobami, opierać się nie na dowodzie, ale na z a ł o ż e n i u , na w i e r z e w to, że możemy się porozumieć... A jeśli takie czynimy założenie, to w i e r z y m y również w to, że istnieją uniwersalne, takie same dla różnych ludzi zasady rozumowe. Żeby rozumować, dowodzić, musimy uwierzyć w zasady dowodzenia.
Wierzymy,
że myśli oddają nam niewykrzywiony obraz świata. Ktoś może w to
nie wierzyć(albo tylko tak twierdzić), ale nie będzie w stanie tego udowodnić, ale będzie
jednocześnie używał tego w co nie wierzy do „nie wierzenia”.
Podstawą rozumu jest więc uwierzenie w zasady jego funkcjonowania, w zasady którymi po prostu myślimy, a które nazwaliśmy sobie logicznymi, rozumnymi. Założenia te stanowią początek, podstawę poznania. Koniecznie się ich używa do wszelkiego myślenia, w tym do podważania i dlatego nie ma sensu ich podważać. Zdarza nam się je łamać, gdy nie zauważamy pewnych elementów koniecznych do uwzględnienia w logicznym toku.
To pierwszy poziom wiary. Nazwać go możemy koniecznościami poznawczymi. Są jeszcze inne poziomy (drugi: to co można wywieść z tych konieczności, ale człowiekowi nie udało się jeszcze na to wpaść i trzeci: to, czego wywieść nie można), ale o nich dalej.
Rozum
jak widać jest ograniczony i niesamodzielny, bo konieczną dla niego
podporą jest wiara, której się wielu, łudząc samych siebie
wypiera.
Cóż
to jest Prawda?
Niektórzy
krytykują poszukiwaczy obiektywnej prawdy. Mówią: „nie da się
udowodnić, że rzeczywistość jest taka, jak ją poznajemy”. No
nie da się, to oczywiste. Oczywiste, bo poznanie ze swej istoty nie
jest tożsame z poznawaną rzeczywistością. Myślenie o koniu nie
jest koniem. Patrzenie na drzewo nie jest drzewem. Odczucie ciepłego
powiewu z południa nie jest ocierającym się o mnie wietrzykiem.
Krytycy wyznawców obiektywnej prawdy wymagają od nich, by broniąc
swojego światopoglądu wykazali, że rzeczywistość obiektywna jest
tożsama z naszym poznaniem, że kóń jest tym samym, co myślenie o
koniu, że patrzenie na drzewo jest drzewem, a wrażenie muśnięcia
mojej skóry przez wiatr, samym wiatrem. To nie to samo, bo jak
zauważyliśmy na początku nasze poznanie jest koniecznie
subiektywne, a jednocześnie nie stwarza obiektywnej rzeczywistości,
co uzasadnimy za chwilę. Gdyby było inaczej, to byśmy nie
odróżniali rzeczywistości od poznania. Szedłem kiedyś z busa na
zajęcia. Przemierzyłem półtora kilometra nie wiedząc, że idę,
bo myślałem zupełnie o czym innym. Kiedy znalazłem się blisko uczelni ocknąłem
się – że tak powiem – i pomyślałem: „co ja tu robię, skąd
ja się tu wziąłem”. Doszedłem na miejsce nie mając
świadomości, że idę. O tym, że szedłem dowiedziałem się „po
ptokach”… Sytuacja ta obrazuje nie tylko niezależność
rzeczywistości od mojego poznania, ale i to, że rozum to coś
więcej niż mózg. Ale o tym później.
Szukanie
obiektywnej prawdy wynika więc z tego, że, jak już zauważyliśmy
nie ma sensu odrzucać tego, za pomocą czego możemy odrzucać.
Więcej: nie
ma sensu wątpić w to, za pomocą czego i dzięki czemu możemy
wątpić. Nie ma potrzeby udowadniać tego, co pozwala nam
udowadniać. Trzeba
więc uwierzyć
w zasady funkcjonowania rozumu i tego, co z nich wynika.
Nie ma
również sensu brać pod uwagę tego, co przeczy zasadom naszego
myślenia, bo "branie pod uwagę" jest myśleniem. Nie ma
sensu podważać zasad myślenia, skoro samo podważanie odbywa się
koniecznie za pomocą tych zasad… Nie ma również sensu podważać
tego, co z nich wynika.
A co z nich wynika?
Człowiek
ze swą subiektywnością jako warunkiem poznania może dać
nieskończenie wiele, nawet sprzecznych, odpowiedzi na pytanie: „Co
jest prawdą?” Dlatego jest w kropce. A nawet w dwóch kropkach. Bo
sama zdolność myślenia zdaje się prowadzić go do dwóch pozornie
sprzecznych wniosków, stanowiących próbę odpowiedzi na pytanie
o prawdę:
- Nie ma jednej prawdy. Prawda zależy od tego, kto ją widzi.
- Jest jedna, uniwersalna prawda bo na tym założeniu opiera się samo podejmowanie się jakiegokolwiek myślenia- czyli przykładania tych samych zasad rozumowych do całego wszechświata i do każdego jego elementu.
Ktoś
powie, że można uzgodnić powyższe wnioski takim stwierdzeniem:
„rzeczywistość-prawda istnieje tylko w moim umyśle.” Ale czy
nie jest tak, że nasz umysł doświadcza tego, co go przekracza, co
jest poza nim, co go zaskakuje, bo okazuje się później inne niż
to się wydawało wcześniej, inne niż byśmy chcieli?
Tak
właśnie jest. I dlatego nie mogę bez popadania w sprzeczność
uznawać rzeczywistości za istniejącą tylko w mojej świadomości.
Zdolność myślenia prowadzi mnie do uznania, że rzeczywistość i
prawda jest nam dostępna tylko
przez tą naszą zdolność
a jednocześnie jest przekraczającą
ją, niezależną od niej Tajemnicą.
Zdradzę Ci tą Tajemnicę...
Tak się składa, że Tajemnica jest kategorią która wg Włodzimierza Pawluczuka jest wspólna dla większości kultur i wiąże się z religijnymi doświadczeniami. Wspomniany badacz i działacz teatralny kojarzony z Gardzienicami proponował, żeby zastąpiła ona kategorię "Transcendencji". O tajemnicy pisał też Rudolf Otto, jako o jednym z podstawowych wyznaczników świętości, towarzyszy religijnych doznań(używał tu słowa "misterium"). Tajemnica jest wg Andrzeja Zybertowicza podstawową kategorią dla konstruktywistów. Pisze on tak:
Nauka też jest subiektywna
Chciałbym tutaj zwrócić uwagę czytelnika na twierdzenia konstruktywistów, gdyż są one w znacznej swej części wsparciem dla tezy którą tu próbuję wyartykułować. Dla faktu iż to, co przez naukę jest uznane za fakty jest interpretacją, wynikiem subiektywnych uwarunkowań. Proszę mi tu więc wybaczyć cały ciąg cytatów. Zaraz po nich, proszę mi uwierzyć, zacznę pisać od siebie.
Przedstawia dalej uzasadnienia nosicieli takich opinii:
To że wydzieliliśmy takie a nie inne perspektywy warunkujące istnienie różnych dziedzin nauki jest wynikiem arbitralnego wyboru, osadzonego w pewnych historyczno-kulturowych uwarunkowaniach. Mogliśmy nigdy nie spojrzeć na świat przez pryzmat praw fizyki, relacji mechanicznych(czyli osadzonych w czasie między energiami i skrawkami materii szeroko rozumianej), mogliśmy nie wydzielić z praw fizyki ich kolejnego poziomu- chemicznych reakcji. Mogliśmy nie wydzielić tej części praw fizycznych, które nazywamy życiem biologicznym. Mogliśmy fakt że jabłko spada, uznawać dalej za oczywistość, a za pomocą zdolności symbolicznych szukać przyczyn tego, że fizyczne działanie świata z puli nieskończonych możliwych efektów swych praw, wybrało takie a nie inne ich realizacje, właśnie teraz i właśnie tu.
Mogliśmy uznać perspektywę praw fizyki, chemii, biologi za nic nie wnoszącą.
Weźmy za przykład teoretyczne plemię Hyrdów, w którym fakt spadania jabłek z drzew wyjaśnia się tym, że potrząsają nimi przodkowie- Hyndajowie, żeby się posilić.
Do Hyrdów przyjechał jakiś naukowiec i zaczął się z nich śmiać mówiąc, że to nie żadni przodkowie, tylko grawitacja strąca jabłka z drzew.
Może ktoś tam uwierzył w wyjaśnienia naukowca, ale większość uznała go za idiotę, za laika, który zupełnie nie pojął w czym rzecz.
Lokalny mędrzec mógł mu odpowiedzieć (gdyby mu się chciało tłumaczyć oczywistości i gdyby posługiwali się wspólnym językiem): No niech będzie: grawitacja- przyciąganie ziemi, procesy dojrzewania jabłka, itd sprawiają, że jabłko spada. Ale nas to nie interesuje jakie procesy fizyczne się do tego przyczyniają, ale dlaczego te procesy wygenerowały takie efekty, takie kombinacje tu i teraz! To przodkowie za tym stoją! To oni nimi sterują. Bo są ponad nimi.
Niektórzy bowiem z faktu, iż wyobrażenie duchów i bogów da się wyjaśnić tym, że mózg poszukuje wszędzie osób wnoszą, iż osoby i duchy to fikcja.
Człowiek religijny np. muzułmanin może bowiem uznać, że mózg ludzki został przez Allaha skonstruowany właśnie tak, a nie inaczej, żeby mógł poznać Boga.
Prawdą jest, że procesy myślowe, tak jak wiarę w duchy i bogów można opisać w kategoriach mózgowych procesów. To bardzo cenne(choć dość oczywiste) spostrzeżenia. Kłamliwe jest natomiast tworzenie alternatywy: albo procesy mózgowe, albo niematerialność duszy.
Jedno drugiemu bowiem nie zaprzecza.
Podobnie jest z wierzeniami ateistów, którzy uznają, że to, co wierzący przypisują duszy, jako odrębnej od materii, to w istocie zjawiska neurofizjologiczne i dlatego duszy nie ma.
Oprócz fałszywej alternatywy dusza- materialne procesy w powyższe rozumowanie wdarł się błąd polegający na niewłaściwej definicji duszy, na niezrozumieniu(albo zapomnieniu), o co wierzącym chodzi, albo na zbytnim sugerowaniu się nieprecyzyjnymi wypowiedziami samych wierzących.
Zdradzę Ci tą Tajemnicę...
Tak się składa, że Tajemnica jest kategorią która wg Włodzimierza Pawluczuka jest wspólna dla większości kultur i wiąże się z religijnymi doświadczeniami. Wspomniany badacz i działacz teatralny kojarzony z Gardzienicami proponował, żeby zastąpiła ona kategorię "Transcendencji". O tajemnicy pisał też Rudolf Otto, jako o jednym z podstawowych wyznaczników świętości, towarzyszy religijnych doznań(używał tu słowa "misterium"). Tajemnica jest wg Andrzeja Zybertowicza podstawową kategorią dla konstruktywistów. Pisze on tak:
"I choć konstruktywista w zasadzie jest gotów podważyć każdy fakt (o ile uzna, że sprzyjać to może wartościom, lub ustaleniom innych faktów do których jest przywiązany) to istnieje dla niego kategoria, do której podchodzi z nabożeństwem: TAJEMNICA. Istnienie Tajemnicy wynika z samej natury konstruktywizmu. Ponieważ nasza wiedza i fakty za jej pomocą postrzegane i artykułowane są naszymi z(a)wodnymi konstrukcjami, ponieważ konstrukcje prawie zawsze (zawsze?) mogłyby być inne, to konstruktywizm jest świadomy, ze arbitralność procesu poznania zawsze tworzy jakieś residuum, coś, co umknęło konceptualizacji i wrażliwości poznawczej(...)[Zybertowicz 1995: 116]Do tajemnicy zalicza więc to iż:
Nauka też jest subiektywna
Chciałbym tutaj zwrócić uwagę czytelnika na twierdzenia konstruktywistów, gdyż są one w znacznej swej części wsparciem dla tezy którą tu próbuję wyartykułować. Dla faktu iż to, co przez naukę jest uznane za fakty jest interpretacją, wynikiem subiektywnych uwarunkowań. Proszę mi tu więc wybaczyć cały ciąg cytatów. Zaraz po nich, proszę mi uwierzyć, zacznę pisać od siebie.
Konstruktywizm wątpi, czy istnieją fakty, które w jakimkolwiek dostępnym dla nas ostatecznym, lub absolutnym sensie są niepodważalne, konieczne i uniwersalne.Konstruktywizm twierdzi, że to, co jedni uznają za fakty, inni mogą ignorować, de-montować, modyfikować i konstruować po swojemu. [Zybertowicz 12995: 113]
On też zawarł w swojej pracy takie cytaty, które w tym miejscu wydają mi się istotne:„Konstruktywizm twierdzi, że faktem jest to iż wiedza postrzegana jako obiektywna nie jest neutralna.[Zybertowicz 1995: 112]Że dana wiedza posiadająca społeczny status obiektywnej, często albo inicjuje, albo podtrzymuje, albo odsuwa na dalszy plan, lub poza margines prawomocnej debaty publicznej takie definicje sytuacji, które mają – mówiąc językiem tradycyjnego marksizmu – znaczenie klasowe. W tym zakresie konstruktywizm przyjmuje dorobek teorii krytycznej.(…) Konstruktywizm twierdzi, że to, co jedni uznają za fakty, inni mogą ignorować, de-montować, modyfikować i konstruować po swojemu.” [Zybertowicz 1995: 113]
Słońce, gwiazdy, są ludzkim dziełem. Jako obiekty wyróżnione nie istnieją bowiem inaczej, jak w ludzkim poznaniu. [Kołakowski 1989/1957: 154]Poznanie jako pierwotna forma aktywności sensotwórczej należy do ontologicznej struktury świata, tworzy istotny wymiar jego rzeczywistości. [Siemek 1988: 22]
Cechą
charakterystyczną procesu weryfikacyjnego w nauce jest to, że nigdy
nie jest on
zamknięty.
Decyzja o jego zakończeniu ma zawsze konwencjonalny(…) charakter,
gdyż nigdy nie można stwierdzić, że dane twierdzenie zostało w
sposób ostateczny uzasadnione(Zeidler 1993: 54; por. Collins 1985,
1989 o tzw. regresie eksperymentalnym)”(Zybertowicz 1995: 111)
To że wydzieliliśmy takie a nie inne perspektywy warunkujące istnienie różnych dziedzin nauki jest wynikiem arbitralnego wyboru, osadzonego w pewnych historyczno-kulturowych uwarunkowaniach. Mogliśmy nigdy nie spojrzeć na świat przez pryzmat praw fizyki, relacji mechanicznych(czyli osadzonych w czasie między energiami i skrawkami materii szeroko rozumianej), mogliśmy nie wydzielić z praw fizyki ich kolejnego poziomu- chemicznych reakcji. Mogliśmy nie wydzielić tej części praw fizycznych, które nazywamy życiem biologicznym. Mogliśmy fakt że jabłko spada, uznawać dalej za oczywistość, a za pomocą zdolności symbolicznych szukać przyczyn tego, że fizyczne działanie świata z puli nieskończonych możliwych efektów swych praw, wybrało takie a nie inne ich realizacje, właśnie teraz i właśnie tu.
Mogliśmy uznać perspektywę praw fizyki, chemii, biologi za nic nie wnoszącą.
Weźmy za przykład teoretyczne plemię Hyrdów, w którym fakt spadania jabłek z drzew wyjaśnia się tym, że potrząsają nimi przodkowie- Hyndajowie, żeby się posilić.
Do Hyrdów przyjechał jakiś naukowiec i zaczął się z nich śmiać mówiąc, że to nie żadni przodkowie, tylko grawitacja strąca jabłka z drzew.
Może ktoś tam uwierzył w wyjaśnienia naukowca, ale większość uznała go za idiotę, za laika, który zupełnie nie pojął w czym rzecz.
Lokalny mędrzec mógł mu odpowiedzieć (gdyby mu się chciało tłumaczyć oczywistości i gdyby posługiwali się wspólnym językiem): No niech będzie: grawitacja- przyciąganie ziemi, procesy dojrzewania jabłka, itd sprawiają, że jabłko spada. Ale nas to nie interesuje jakie procesy fizyczne się do tego przyczyniają, ale dlaczego te procesy wygenerowały takie efekty, takie kombinacje tu i teraz! To przodkowie za tym stoją! To oni nimi sterują. Bo są ponad nimi.
Niektórzy bowiem z faktu, iż wyobrażenie duchów i bogów da się wyjaśnić tym, że mózg poszukuje wszędzie osób wnoszą, iż osoby i duchy to fikcja.
Jest to oczywiście błąd logiczny. Jedno z drugiego nie wynika.
Człowiek religijny np. muzułmanin może bowiem uznać, że mózg ludzki został przez Allaha skonstruowany właśnie tak, a nie inaczej, żeby mógł poznać Boga.
Prawdą jest, że procesy myślowe, tak jak wiarę w duchy i bogów można opisać w kategoriach mózgowych procesów. To bardzo cenne(choć dość oczywiste) spostrzeżenia. Kłamliwe jest natomiast tworzenie alternatywy: albo procesy mózgowe, albo niematerialność duszy.
Jedno drugiemu bowiem nie zaprzecza.
Podobnie jest z wierzeniami ateistów, którzy uznają, że to, co wierzący przypisują duszy, jako odrębnej od materii, to w istocie zjawiska neurofizjologiczne i dlatego duszy nie ma.
Oprócz fałszywej alternatywy dusza- materialne procesy w powyższe rozumowanie wdarł się błąd polegający na niewłaściwej definicji duszy, na niezrozumieniu(albo zapomnieniu), o co wierzącym chodzi, albo na zbytnim sugerowaniu się nieprecyzyjnymi wypowiedziami samych wierzących.
Czym
się różnimy od zwierząt
Mózg
jest jak zdjęcie, obraz, film, czy nagrania dźwięków. No i jak
aparat, kamera, czy dyktafon. Gdy patrzymy na film, widzimy nie film,
a rzeczywistość do której odsyła. Ma on na celu uobecnianie tego,
co nieobecne. Jest to relacja znakowa.
Pamięć
to swego rodzaju zdjęcie, czy rysunek. Tak, jak i ono może być
zamazane, czy zakłócone przez inne czynniki.
Jak to
się jednak dzieje, że jesteśmy nie tylko aparatem i zdjęciem,
ale możemy chcieć, albo nie chcieć, nie wierzyć, albo wierzyć w
to, co się na kliszy mózgu zapisuje?
Jak to
się dzieje, że nie tylko jesteśmy uporządkowanym procesem, ale i
uświadamiamy go sobie?
Powiesz,
że uświadamianie sobie nie jest wcale niczym więcej, że jest
tylko częścią struktur i uporządkowanych procesów
rzeczywistości. To co się dzieje w mózgu jest zbudowane z tych
samych fizycznych procesów, co działania wszechświata, tylko w
innym przybliżeniu i innym obszarze.
Odpowiem
kolejnymi pytaniami:
Jak to
jest, że możemy wybierać?
Że
możemy popadać w sprzeczność, błądzić, czyli odrzucać
uporządkowanie strukturalne?
Niezaprzeczalnym
faktem, a jednocześnie tajemnicą jest to, że istnieje w człowieku
usensawnianie-rozumowanie-abstrahowanie-porządkowanie-rozróżnianie-świadomość-poznanie.
Nie
jest ono tożsame z materialnymi procesami mózgowymi nazywanymi
czasem myśleniem.
Te
polegają na przepływie impulsów elektrycznych przez materialne
nośniki. Prąd ów powoduje zmiany w mózgu które zwiemy
informacją, czy jakoś tak.
Podobnie
mają zwierzęta, rośliny, przyroda, komputery.
W
podobny sposób informacją możemy nazwać
uporządkowanie
płatka śniegu,
prześlicznych
kryształów,
systemów
i cyklów przyrodniczych,
układu
słonecznego, galaktyk...
To
wszystko są
jakieś
struktury
fraktalowo
skonstruowanego Uniwersum.
(Ciekawe
jaką rolę odgrywa w tym teoria hologramu)
Strukturaliści
twierdzą, że nasze myślenie, to tylko wyraz pewnych rozdziałów i
porządków(czyli struktur). Wyraz, a raczej element. I to myślenie
– jak pisał ks. A.Krąpiec –jest najradykalniejszą formą
ateizmu. Uważam, że rozum, to nie rozbudowany materialnie mózg, i
procesy intelektualne jakie w nim zachodzą. Rozum, to nie część
struktury, który całą resztę do której należy w sobie odbija
tak, jak film odbija nagrywany lot ptaka.
Rozum,
to umiejętność abstrahowania z tych strukturalnych zależności
umożliwiająca
u ś w
i a d o m i e n i e ich sobie,
umożliwiająca
doświadczenie ich ładu, spójności i sensu przez używanie materii
strukturyzowanej jako narzędzia myślenia.
Ta
umiejętność jest materialnymi tylko środkami nieuchwytna,
niewyjaśnialna. Wymyka się naukowym analizom.
Nie
można jej ogarnąć, bo jest
granicznym
n a r z ę d z i e m naszego poznania,
krańcowym,
ostatecznym elementem naszej tożsamości,
którego
nie możemy przekroczyć, bo go koniecznie używamy do myślenia.
Jest
pewnie elementem duszy- owego Boskiego Obrazu.
Jest
tajemnicą.
Jeśli
nawet nam się wydaje, że znaleźliśmy lustro, to lustro pozostaje
lustrem, i nie jest tożsame z tym, co tylko pod pewnym względem
odbija.
Owe
materialne procesy i struktury są więc tylko n a r z ę d z i e m
zapisu sensów, a i same są dostrzegalne i całkowicie opisywalne
tylko dlatego, że jest coś, co je jakościowo przekracza.
Uniwersalne zasady strukturyzacji może dostrzec ktoś, kto ma w
sobie element materialne struktury
p r z e
k r a c z a j ą c y .
Dlatego
choćby nawet znalazły się organizmy, czy maszyny o większej
sprawności intelektualnej polegającej na lepszej komunikacji między
połączeniami nerwowymi, itd.., itp., to i tak tylko my tutaj możemy
te uporządkowane dostrzec. Z istot ziemskich tylko człowiek może
poznać jakiekolwiek porządki w świecie, które to generują sensy.
Tylko
człowiek myśli "o", a nie tylko "jest myślany".
To może
nieprecyzyjne określenie, ale jak mówiłem, tego poziomu, który
stanowi o naszej tożsamości nie potrafimy przeanalizować. Możemy
go dostrzec. Reszta jest tajemnicą.
Czy nie
jest tak, że nawet nauka wybiera do konstruowania swoich teorii
według subiektywnych odczuć skrawki rzeczywistości, którą w
rzeczywistości można dzielić na nieskończenie wiele sposobów,
która w makro i w mikroskali jest niezgłębiona dla naszego
ograniczonego czasem i pamięcią rozumku?
Nie
twierdzę tutaj, że można coś w pełni "udowodnić", ale
staram się pokazać, że najrozumniejszym wyjściem jest na pewnych trzech poziomach(wymienionych wcześniej) rezygnacja z próby takiego
dowodzenia, przyjęcie mniemania
n a w
i a r ę.
Jakie
jednak są zasady tego rozumu, czyli pierwszy, ostateczny poziom wiary?
Znakowa
natura poznania
- Zdolność poznania polega na tym, że widzimy coś, co jest inne niż ona, a jednocześnie różne od „reszy świata”, albo innych „cosiów”. To przeciwstawienie sprawia, że poznawane „coś” jest tym konkretnym, a nie innym „cosiem”, o takich a nie innych cechach odróżniających go od reszty. Jego odrębność i tożsamość wiąże się ściśle z miejscem jakie zajmuje wobec innych elementów systemu świata.
Ta
druga relacja jest również niezbywalna do pojawienia się poznania.
Jest jak cień krzyża przydrożnego, który kładzie się na
płaszczyźnie ziemi i drogi. Czy to płaszczyzna? Czy to nie
pofałdowany teren, który wykrzywia odbicie Prawzoru, wypaczone tym
bardziej im więcej przeszkód pomiędzy Krzyżem, a cieniem?
Na podstawie powyższego
przykładu spróbujmy sobie zbudować coś, co w wielkim świecie
można szumnie nazwać „trójkątem kognitywno-semiotycznym”. Nam
jednak język polski pozwala nazwać to trójkątem znaniowym,
albo znawczym,
albo znakowym.
Pozwala, bo uwyraźnia ścisły, jeśli nie konieczny związek
między poznaniem, a znakiem. Jedno bowiem, jak tu wskazujemy nie
może istnieć bez drugiego. Różnica między jednym a drugim jest
poziomowa. To, co na jednym poziomie jest „poznawaniem rzeczy samej
w sobie”, na następnym poziomie odsyła do czegoś innego
poznawanego samego w sobie. Możemy uznać jabłko za całość, ale
możemy je też podzielić na kawałki, te kawałki na kawałki…Na
geometrii mnie w szkole uczyli, że koło, tak jak tort(abstrakcyjnie- z perspektywy geometrycznej, a nie fizycznej) można
podzielić na nieskończenie wiele kawałków. Jest to możliwe,
dzięki temu, że jak jużeśmy pisali wszystkie elementy i poziomy
rzeczywistości poznajemy dzięki temu, ze mają one takie same
zasady jak ludzkie poznanie. Stąd rzeczywistość można ujmować
jako znak naszej zdolności poznania..
- Podziały w rzeczywistości i klasyfikacje są nam dane tylko przez zasady naszego myślenia, czyli przez owo odróżnianie od reszty, przez relacje. Te podziały i relacje to jednocześnie ustalanie spójności i zgody, czyli porządków- właściwych miejsc, źródeł sensu.
- To co zdawało się niepodzielne okazuje się później możliwe do podzielenia na jeszcze mniejsze kawałki i tak dalej. Kiedyś myśleliśmy, że atom jest niepodzielny. Później wyodrębniliśmy jego składowe. Nie wiem, co jest uznawane w obecnej chwili za niepodzielne, ale powiedzmy, że kwarki i leptony. Skąd będziemy wiedzieć, kiedy się zakończy to schodzenie w dół?
W
takim wypadku można się zastanawiać, czy jest coś niepodzielnego,
czy jest jakieś tworzywo poddawane podziałowi? W rzeczywistości
jeśli coś takiego jest, to nie jest nam dostępne, bo myślenie
jest możliwe tylko jako dostrzeganie relacji, czyli podziałów,
które to są aktywnością świadomości. Są subiektywne. Dawniej
żeśmy myśleli, że atom jest niepodzielny, a wszystko składa się
z takich samych atomów, tylko różnice polegają na różnych ich
zestawieniach. To przekonanie okazało się złudne, a raczej
nieostateczne i dziś już trudno powiedzieć, czy jest coś takiego.
Coś niepodzielnego. A jeśli czegoś takiego nie ma, to można
dzielić w nieskończoność? Jeśli tak, to nie dzielimy nic, tylko
istnieją same ponadmaterialne relacje zawarte w świadomości. Nie
wiem jak jest, ale nie mam dowodu, że tak nie jest. Nie byłby to
jednak żaden problem, bo kto powiedział, że tworzywo świata,
zwane przez filozofów substancją nie może być właśnie utworzone
przez świadomość jako mikropodzielna i makroposzerzalna,
fraktalowa sieć relacji? Zresztą to, co dotyczy podziału materii w
nieskończoność dotyczy również myślenia, czy nadawania
znaczenia. Myślenie polega na widzeniu czegoś, co jest w pewnym
stosunku do całej reszty, do innych elementów. Ten stosunek równy
jest oddzieleniu. Bez tego oddzielenia skrawka od reszty nie
moglibyśmy o nim pomyśleć… nie moglibyśmy o niczym pomyśleć.
Ten stosunek sprawia, że owo coś jest takie jakie jest. Ale to coś
też później okazuje się mieć elementy wewnątrz siebie i tak nie
wiadomo dokąd. Podobnie jest ze znaczeniem, zwanym też treścią.
Jego stosunek do faktów przypomina stosunek treści do formy, który
opiszę dalej.
Jednak
to, co pomyślane jako całości różne od innych zawsze można
podzielić na mniejsze, i tak w nieskończoność. Podobnie jest ze
znaczeniami, które są widzeniem sensu elementu poza nim. Tu też
można szukać znaczenia w nieskończnność.( To właśnie Derrida
nazwał prawdą w odroczeniu. Według niego dane są tylko owe
podziały, owe pustki między tym co wydzielone …)
- A więc rzeczywistość możemy brać pod uwagę tylko jako możliwie nieskończone dzielenie, czyli jednoczesne ustalanie związków, widzenie relacji, czyli znaczeń, treści. Tą zaś aktywność nazywamy myśleniem, świadomością, rozumowaniem, poznawaniem. Nosiciela tej aktywności nazywamy kimś, czyli osobą. Rzeczywistość ma swe źródło w świadomości.
Ale…
- Mam jednak bezpośredni dostęp tylko do swojej świadomości.
Zakładam
jednak(czyli wierzę), że są świadomości inne, bo inaczej nie
miałaby sensu dogadywanie się z innymi. A poza tym:
- Wiem, że nie mam myślenia zbiorowego, "jedniowego", bo nie mam dostępu do myśli innych, bo się z poznawanymi przeze mnie innymi nie zgadzam, bo rzeczywistość okazuje się często przekraczać moje myśli: to co kiedyś uważałem za kompletne rozumowanie i widzenie rzeczy okazuje się później mieć inne elementy, które całkiem zmieniają w naszym późniejszym poznaniu dostrzeganą całość. Poza tym każdy proces rozumowy, w tym naukowy i historyczny opiera się na wyborze pewnych faktów, pewnych obserwacji, pewnych punktów, czy wykrojonych obszarów w sposób arbitralny. Za kilka lat ktoś może wybrać inne wydzielone fakty - wydzielić badane rzeczywistości zupełnie inaczej. Bo rzeczywistość można dzielić i wyodrębniać jej składowe na „nieskończenie” wiele sposobów. Skąd wiem, że moje a k t u a l n e wydzielenie jest właściwe?
- Doświadczam niezgody, korekty uprzednich rozpoznań, nie mam pewności, że stwarzam swoim poznaniem rzeczywistość, moje chcenie zderza się z niezgodną z nim rzeczywistością… W związku z tym wiem, że nie ogarniam wszystkiego, bo już doświadczyłem wcześniej swojej pomyłki, niezgody z innymi i przeoczenia czegoś istotnego...
- Żeby więc moje myślenie miało sens muszę założyć, że istnieje coś niezależnego od mojej świadomości, coś co ją przekracza. Że moja świadomość nie stwarza świata. Ale czy to znaczy, że żadna świadomość nie stwarza? Wobec powyższych wniosków okazuje się że nie mogę tak twierdzić. Mogę ręczyć tylko za siebie.
W
tym miejscu przypomnijmy sobie razem, czytelniku drogi, punkt wyjścia
powyższych rozważań. Analizowałem powyżej zasady myślenia by
ustalić co
z nich koniecznie wynika. Starałem
się ustalić
jakie są relacje między myśleniem a Prawdą, między myśleniem, a
tym o czym myślimy- rzeczywistością. Wyszedłem od ustalenia, że
nie
ma sensu podważać zasad myślenia, skoro samo podważanie odbywa
się koniecznie z ich użyciem.
Wobec
powyższych wniosków okazuje się więc, że aby moje rozumowanie,
poznawanie, dowodzenie miało sens muszę coś założyć, czyli w
coś uwierzyć. Uwierzyć w to, co nie jest udowadnialne, bo
umożliwia dowodzenie.
Zasad myślenia nie da się udowodnić, bo się ich do dowodzenia i
obalania używa. Razem z nimi trzeba więc uwierzyć w to, co z nich
wynika, trzeba też wykluczyć możliwości, które są z nimi
niezgodne. I zobaczyć, co pozostaje.
- Wykluczyliśmy już możliwość że istnieje tylko to, co ja sobie pomyślę, nie możemy też myśleć, że każdy sobie stwarza swój świat, bo myślenie zakłada uniwersalność zasad myślenia i świata(których jedynie użycie na wyższych poziomach może być różnorakie). Nie możemy też brać pod uwagę własnymi myślami rzeczywistości jako odrębnej od jakiejś świadomości- analogicznej do naszej, a jednocześnie nie jest to nasza świadomość. Co więc pozostaje?
10.
Prawda jako zależna od świadomości. Ale czyjej? Mojej? Nie, na
pewno nie mojej.
Na
początku było Słowo,
a
Słowo było u Boga,
i
Bogiem było Słowo.
Ono
było na początku u Boga.
Wszystko
przez Nie się stało,
a
bez Niego nic się nie stało,
co
się stało.
Jan
1,1-18
"
Zmuszeni jesteśmy zakładać istnienie świadomego, inteligentnego
umysłu ukrytego za ta siłą. Umysł ten jest matrycą całej
materii"
- Max Planc.
Nie
mam dostępu do innych świadomości, ale mogę sobie pomyśleć,
założyć że istnieje świadomość, która ma takie zasady jak
moja, ale jest czymś więcej, bo stwarza sobą wszystkie inne
świadomości, dlatego mogą one poznać "korelaty świadomości"
stwórczej, czyli obiektywną rzeczywistość.
Mogę
sobie pomyśleć, choć mogłem na ten pomysł nie wpaść. Ale ktoś
na ten pomysł już dawno wpadł, jest on znany ludzkości. Gdyby nie
to, to agnostycyzm w tym zakresie byłby usprawiedliwiony. Ale teraz
ta możliwość okazuje się jedynym spoiwem, bo wszystkie inne
zostały wykluczone. Owszem, ktoś może słusznie powiedzieć, że
nie wiemy, czy nie zapomnieliśmy o jakiejś możliwości, która
byłaby alternatywą, albo która obalałaby powyższą propozycję.
Mogę mu tylko odpowiedzieć, żeby mi lepszą propozycję
przedstawił, a jeśli nie wpadnie na nią, to lepiej przyjąć tą.
Starą i sprawdzoną. Jakaś więc świadomość-Osoba która stwarza
swoim
poznaniem obiektywną
rzeczywistość musi być. Musimy też założyć, czyli uwierzyć,
że jest ona jedyna, i że stwarza nasze myślenie na swój Obraz i
podobieństwo, dlatego, możemy w ogóle przykładać własne myśli
do całej reszty. Ona stwarza
wszystko, i dlatego nic jej nie przekracza, podczas gdy Ona
przekracza wszystko.
Może
to być też jakichś zbiór świadomości dokładnie zgodnych. Jaka
to świadomość to już kwestia wiary stricte religijnej. Bo ową
warunkową Stwórczą Świadomość nazywamy Bogiem.
Nie
jesteśmy w stanie udowodnić, że istnieje Bóg(jeśli przyjmiemy
dziwną definicję dowodu, w którym nie istnieje czynnik wiary.
Wtedy jednak nie istniałby żaden dowód...). Ale dokładnie tak
samo nie jesteśmy w stanie udowodnić prawdziwości naszych zasad
myślenia. A jednak myślimy.
Bóg
Osobowy(albo po prostu Bóg, bo z definicji powyższej musi On być
Osobowy) jawi się koniecznie jako Źródło zasad, w które musimy
u w i e r z y ć , by nie przeczyć samym sobie, jako Źródło
naszej- wtórnej możności myślenia. W świetle tych wniosków
zrozumiała staje się mądrość biblijnej nauki o
Logosie-Sensie-Myśli-Słowie, stanowiącym Początek i warunek
wszystkiego, stwarzającym wszystko i będącym Osobą. Doskonale
wyraził ją papież Benedykt XVI w kazaniu z Wielkiej Soboty:
"Na
początku jest rozum, rozum stwórczy, boski. A ponieważ jest
rozumem, stworzył on także wolność; a skoro z wolności można
uczynić niewłaściwy użytek, istnieje także to, co jest przeciwne
stworzeniu(...) Dlatego rozciąga się, by tak rzec, gruba,
mroczna linia poprzez strukturę wszechświata i poprzez naturę
człowieka. Jednak mimo tej sprzeczności, stworzenie jako takie
pozostaje dobre, życie pozostaje dobre, ponieważ na początku
znajduje się dobry rozum, stwórcza miłość Boga. Dlatego świat
może być zbawiony(...) Dlatego możemy i musimy stanąć po
stronie rozumu, wolności i miłości - po stronie Boga, który tak
nas miłuje. Teraz, dzięki Zmartwychwstałemu, liczy się w sposób
ostateczny, że rozum jest silniejszy od irracjonalizmu, prawda jest
silniejsza od kłamstwa, miłość jest silniejsza od śmierci."
Człowiekowi
może braknąć czasu i okoliczności, by wpaść na to, co można
logicznie wykombinować.
Człowiek
nie może opierać się tylko na „koniecznościach poznawczych”
i na tym co potrafi z nich wywieść. Bo na owo wywodzenie potrzeba
czasu, a życie wymaga podejmowania decyzji. I gdyby człowiek chciał
wszystkie twierdzenia potrzebne do życia tak dogłębnie analizować,
to by nie zdążył nic zrobić. Bo rzeczywistość można dzielić i
analizować w nieskończoność, zarówno w makro, jak i w
mikroskali. To chyba każdy może zrozumieć, dlatego nie muszę
tego wyjaśniać. W końcu nie znam człowieka, któryby wszystko
czym kieruje się w życiu i co uznaje ca oczywistą prawdę umiał
udowodnić(jest to zresztą z samej istoty dowodzenia, myślenia i
rzeczywistości niemożliwe, co przecie żeśmy powyżej ustalili).
Potrzeba
więc w pewne schematy, w pewne twierdzenia uwierzyć, by na nich
opierać swoje działania. Człowiek jest zaś skazany na poznanie po
części, niepełne. Dlatego kończę zakładając na zasadzie
subiektywnej wiary (wiary w obiektywność, czyli zgodność z Bożą
Perspektywą-Logosem- Sensem- treścią owej wiary), że w pewne
podstawy poznawcze, czy inaczej wrażeniowe muszę uwierzyć,
dlatego, że moje poznanie jest niedoskonałe, niepełne, zawężone
do subiektywnej przestrzeni. Rozumiemy więc teraz głębię i
doniosłość słów z hymnu o Miłości wypowiedzianych przez św.
Pawła:
Po części bowiem tylko poznajemy…
Należałoby
więc zadać zasadne i konieczne w tym miejscu pytanie:
W
co wierzyć?
-Co
piękne, nie jest to – mówił Maurycy -
Co
się podoba dziś lub podobało,
Lecz
co się winno podobać; jak niemniej
I
to, co dobre, nie jest, z czym przyjemniej,
Lecz
co ulepsza…
C.K.Norwid,
Promethidion
Podążając
za témi słowy więcéj rzec można:
Prawdziwe,
to nie to co się prawdziwe wydaje, ale to co się wydawać prawdziwe
powinno.
A co
się powinno wydawać prawdziwe?
To, co
Stwórca uznaje za prawdziwe i to co, chce by każdy z nas uważał
za prawdziwe.
I w to
mamy wierzyć.
Ale
dlaczego? Skąd wiemy, co Stwórca uznaje za prawdziwe?
Człowiek
tylko ze swym rozumem nie może rozstrzygnąć, która z możliwości
zasadźczych jest prawdziwa. Nie może być pewien, czy czegoś nie
pominął w docieraniu do absolutnych podstaw myślenia. Na
sprawdzanie wszystkich możliwości zawsze może braknąć czasu. A
trzeba na jakiejś podstawie myśleć i podejmować wybory. Nie można
wszystkich założeń(również tych niekoniecznych, których
rozumności nie umiemy na razie analitycznie przedstawić) podważać,
by sprawdzić ich słuszność, bo to by trwało w nieskończoność.
Człowiek
musi pewne podstawy przyjąć bez ich sprawdzania, bez ich negowania,
bez zastanawiania się czy są prawdziwe. I tylko takie ich przyjęcie
umożliwia zastanawianie się nad czymkolwiek. Bo zawsze, kiedy się
nad czymś zastanawiamy, to z użyciem jakichś zasad, których a k t
u a l n i e nie podważamy. Moglibyśmy i te zasady podważyć. Ale
to kolejny nieskończony proces, na który nie możemy sobie
pozwolić, bo żyjemy króciuteńko. Musimy oczywiście założyć,
że ludzki rozum nie wykrzywia nam obrazu świata. Ale to nie
wszystko: musimy uwierzyć i w wiele rzeczy których nie będziemy
uzgadniać z „koniecznościami poznawczymi”. Bo człowiek nie
mógł by normalnie żyć, gdyby chciał wszystkie swoje założenia
rozkładać na czynniki pierwsze i analizować.
Dlatego
Przyszedł na ziemię- do świata ludziom znanego Chrystus, który
umożliwił nam w ten sposób spotkanie ze sobą. Stał się Osobą
wchodzącą w relację, komunikującą na tych zasadach, co człowiek.
Przyszedł bowiem jako Bóg-Człowiek, który podkreślił, że do
jego przyjęcia, do przyjęcia Prawdy nie są wystarczające – jak
już wcześniej ustaliliśmy – naukowe dowody, ale wiara, nadzieja
i Miłość. One bowiem winny legnąć u podstaw gmachu rozumu:
W
i a r a, N
a d z i e j a i M
i ł o ś ć .
Wiara
bowiem jest sposobem wyboru podstaw, nadzieja- gwarantem jego
trwałości, a Miłość- pobudką, potwierdzeniem i sensem wyboru
tego, w co wierzymy. A pamiętać trzeba,
że to
<<
B
ó g j e s t M i ł o ś c i
ą>>.
Miłością,
która ma trwale określone wyznaczniki. Miłością, której wyrazem
jedynym w swoim rodzaju było zstąpienie Boga na ziemię, w
historyczną konkretność i dostępność, w człowieczeństwo, z
którym można się komunikować na dostępnych nam zasadach, Jego
cierpienie, śmierć i zmartwychwstanie, które wybawiły nas od
wiecznego nieszczęścia.
Jedyna
logiczność wiary w Instytucjonalny Kościół i Prymat Papieski
Ciągłość
zasad w które Chrystus kazał nam wierzyć zostawił przez moc Ducha
Świętego w Kościele opartym na nierelatywnej Piotrowej Skale,
która się nie kruszy i przez jedyność Głowy zapewnia jedną,
rozwiązującą wszelkie spory i sprzeczności podstawę (tak w
uproszczeniu).
Bez tej
Jedyności głowy
i bez
drabiny hierarchicznej Kościoła
nie
można by było mówić o tożsamości Jego przesłania.
A
tożsamość ta, zakotwiczona w Instytucjonalnej reprezentacji
jest
konieczna tam, gdzie rozstrzyga się o rzeczach ostatecznych i
totalnych.
Innymi
słowy zdecydowałem się wierzyć najmocniej w to, że
Chrześcijaństwo, pełne w Kościele Katolickim jest najbardziej
spójną wewnętrznie i logiczną doktryną, która rozwiązała
problem relatywizmu norm społecznych(który jest odmianą
relatywizmu poznawczego) przez ustanowienie na ziemi papieskiego
autorytetu, w który wg powyżej danych zasad po prostu trzeba
uwierzyć. Tą wiarę trzeba zasadzić na innej wierze- w Boskie
pochodzenie władzy Piotra. Z tąż zaś związana jest wiara w
Tradycję Kościoła jako owoc działania Ducha Świętego…
zapewniającego w Owej Tradycji ciągłość i tożsamość sensu,
naszej wiary. I wiara w Boga Jedynego, ustanawiającego Własną
Perspektywą jedyną i prawdziwą istotę wszechrzeczy - wiara w
subiektywne Spojrzenie Boga, które swym subiektywizmem ustanawia
obiektywny stan rzeczy- faktyczną strukturę Kosmosu wypływającą
z Logosu i w poszczególnych swych poziomach “fraktalowo” Go
ujawniającą. Jest to Perspektywa, o której mówi św. Paweł w
"Hymnie o Miłości"- taka, z jakiej "sami zostaliśmy
poznani". Jest to ustanowienie o którym mówi święty Jan w
prologu,
p r z e
z k t ó r e w s z y s t k o s i ę s t a ł o ,
a bez
którego
"nic
się nie stało [z tego], co się stało".
Ktoś
powie, że takie ostateczne rozstrzygnięcia są mu niepotrzebne.
A já
mu powiem, że bez takich rozstrzygnięć nie można mówić o
sensowności jakiegokolwiek myślenia.
Bo jak
już stwierdziliśmy i co dalej rozwiniemy:
- myślenie zakłada jedyność zasad wszechświata,
- zasady te wraz z rzeczywistością nimi zarządzaną dostępne nam są tylko i wyłącznie jako zależne od świadomości-poznania-rozumu. Nie możemy uważać ich za niezależne od poznania, bo samo branie pod uwagę jest zawieraniem ich w poznaniu i nie jest nam dane inaczej…
- jedyność ta jest wyjaśniana tylko jako stwarzana przez ostateczny- Stwórczy Rozum, przez Boską Subiektywność, która jako jedyna może być równa obiektywnej prawdzie,
- myślenie, czyli przykładanie tych samych zasad do różnych skrawków, czy poziomów rzeczywistości opiera się na założeniu, że te zasady są uniwersalne.
- jeśli tak, to uspójnienie składowych jakiegoś skrawka nie ma sensu, jeśli uważamy jednocześnie, że uspójnienie całości nie jest potrzebne. Bo jeśliby całość nie miała sensu, to i jej skrawek by go nie miał. Bo natura sensu polega na relacji, na wykraczaniu poza element potrzebujący sensu. Jaki sens ma pytanie o sens części jabłka dla samego jabłka, skoro nie poszukamy sensu samego jabłka wobec całości, wobec naszego życia i świata? Nauka bada skrawki. Religia wyznacza sens całości. Zresztą już sama zasada poznania opiera się na założeniu, że nasza świadomość ma takie same struktury jak cała rzeczywistość, że rzeczywistość na wszelkich swych poziomach i we wszystkich swoich elementach ma takie same zasady relacjonowania- rozróżniania, strukturyzowania, czyli usensowniania. Skoro te zasady musimy uznać za takie same, to nie możemy twierdzić, że szukanie zależności elementów w obrębie jakiegoś skrawka całości jest bardziej sensowne niż takie same szukanie w całej rzeczywistości, której ten skrawek jest jéno elementem.
Żeby
uznać sens czegokolwiek trzeba uwierzyć w istnienie całości,
której to coś jest częścią, oraz Ostateczności innej niż cała
reszta, która nie potrzebuje usensawniania poza sobą, bo sama
tworzy zasadę usensawniania. Ową „Nieredukowalną
Rzeczywistością” nazywamy Boga Osobowego, który stwarza całość
własną świadomością.
Czy
zataczamy tak błędne koło? Rozum samotny zatoczyłby błędne
koło, gdyby w ogóle mógł istnieć bez wiary.
Ktoś
powie, że dochodzę do takich wniosków, bo wychodzę z pozycji
katolickich i z góry dążę do takich a nie innych wniosków.
Oczywiście, że tak jest, ale to żaden problem. Przecież nauka też
opiera się na domyśle, na założeniu, które później się
weryfikuje. Nawet nauki ścisłe tak mają. Najpierw komuś
przychodzi „genialna” myśl, którą później stara się
udowodnić.
I
bardzo często się udaje. Od strony wiary właśnie po to jest
Objawienie by podsuwać nie tylko to, co przekracza możliwości
wydedukowania, ale i to, na czego wydedukowanie człowiek mógłby po
prostu – przez ograniczoną długość, życia, czas, kulturę,
warunki i inne okoliczności – nie wpaść. Wrócimy do tego nieco
dalej.
Nie
jestem filozofem, dlatego bardziej się zastanawiam, poszukuję, bo
wnioski filozoficzne potrzebne mi są do wniosków na temat poznania,
a te do wniosków na temat znaczeń. Zacytuję Jana Pawła II: „Jak
się pomylę, to mnie poprawcie.”
Wszystko
jest Znakiem a Znak powstaje w myśli.
Rzeczywistość
może być znakiem naszej zdolności poznania… Ale jest zawsze
znakiem Boga, Stwórcy tej rzeczywistości. Stwórcy, czyli tego,
który jest „na
Początku”.
To ujmowanie rzeczywistości jako Świętego Znaku Boga było
oczywiste dla reprezentantów mentalności tradycyjnej,
kosmologicznej, ludowej. Było, a raczej jest istotą tej
mentalności. Zatarte ono zostało, gdy ludzie nielogicznie uznali,
że nie muszą racjonalizować Systemu Wszystkiego, Ostatecznie. Że
nie muszą wierzyć w warunek istnienia doczesności i skrawków
rzeczywistości. Że te skrawki są autonomiczne… Robili to
paradoksalnie w imię racjonalności. Badali racjonalnie elementy
skrawków, uznanych mylnie za niezależne, autonomicznie. Zapomnieli
jednak, że te skrawki są elementami większej Całości bez której
racjonalizowania nie ma sensu racjonalizowanie w obrębie
wydzielonych jej skrawków.
Po co
ci cegły, cement, piasek, jeśli nie zrobisz z nich jakiejś
całości, np. domu, jeśli w tym celu nie uporządkujesz owych
materiałów, nie połączysz ich według pewnych zasad, wg pewnego
porządku? Gruz to se można kupić taniej, albo Ci nawet za darmo
przywiezo…
(Treść,
a forma
Przyjmijmy,
że treść to jest to, co może zostać pomyślane- uświadomione,
co może zaistnieć jako sens-pojęcie. I tu okazuje się, ze różnica
między treścią, a formą jest tylko poziomowa. Bo to, co na jednym
poziomie jest formą odsyłającą do czegoś innego- symbolizującą
tylko, na innym może mieć wartość samą w sobie- a raczej
wartość, czyli sens wynikający z tego, że tak, a nie inaczej, w
takim, a nie innym miejscu w strukturze Stworzenia zostało to
pomyślane przez Stwórcę.
Co
to jest forma? To kształt, status wewnętrzne uporządkowanie
jakiegoś elementu- rozmieszczenie jego składowych, granice i
kryteria jego tożsamości, ale i jego miejsce w czymś większym.
Owo uporządkowanie wewnętrzne i zewnętrzne decyduje o formie
elementu jednocześnie, systemowo jak
w puzzlach.
Jeden element układanki ma kształt zdeterminowany przez całość.
Ta całość pozbawiona jest sensu-zaburzona jest jej struktura
systemowa bez tego elementu, ale i ten element swój sens ma we
właściwym sobie miejscu owej całości.
Forma
więc, to system, struktura, porządek, organizujący elementy pewnej
całości. Właściwe-zgodne z owym porządkiem miejsce elementów
czyni zarówno całość, jak i jej poszczególne elementy
sensownymi. Bo wewnętrzne uporządkowanie elementu zależy w pewnych
kryteriach od tego, jakie miejsce jest mu przewidziane przez
porządek systemu do którego ten element należy.
**Myślę,
że uznawanie za dobre jakiejś całości, ze względu na jej
elementy na niższym poziomie, jest nieuprawnione. Dlaczego? Bo
przecież każdy błąd na pewnym poziomie musi się składać z
elementów prawdziwych na poziomach niższych. Nie można bowiem
wysnuć żadnego twierdzenia bez prawdziwych cząstek elementarnych
treści-sensu. Złość może się pojawić na poziomie wyższym
połączeń między nimi- w takim wypadku polegałoby na
sprzecznościach. Sprzeczności zaś polegają na brakach
powodujących nieciągłość- rozspojenie systemu a więc przerwanie
gdzieś kontinuum wpływów między elementami takiej struktury.
Sprzeczność jest bowiem brakiem spójności, czyli możliwości
pogodzenia dwóch elementów- a pogodzenie, to dostrzeżenie sensu, a
dostrzeżenie sensu jest dostrzeżeniem jakiejś relacji. Relacja
jest usytuowaniem wobec innych elementów. Sens ma przecież
charakter relacyjny- jest dostrzeganiem związków. Jeśli więc nie
możemy znaleźć związku między twierdzeniami to znaczyłoby, że
nie ma nadrzędnej zasady dla tych związków. Ale na to rozum ludzki
nie może się zgodzić, bo jego działanie zakłada taki związek.
Rozum pojawia się bowiem wraz z rozróżnieniem związanym
koniecznie z relacją- coś jest różne od czegoś, dlatego, że
istnieje do tego czegoś w takiej, a nie innej relacji. Jeśli więc
mamy brak relacji- to mamy jednocześnie sprzeczność, która polega
na tym, że dwa elementy są nierozróżnialne, a więc zajmują to
samo miejsce, podczas gdy miejsce zakłada jedyność elementu przez
nie zajmowanego.
Twierdzenie
jako całość jest więc wtedy złe, gdy na jego poziomie
ostatecznym, całościowym istnieje zaprzeczanie koniecznościom
poznawczym, czyli sprzeczność z tym, co pozwala podejmować akt
myślny. Można tej sprzeczności nie dostrzec, ale właśnie dlatego
istnieje niezgoda)
Subiektywność,
która Stwarza Obiektywność.
Przypomnij
sobie jak Bóg Osobowy według Pisma Świętego Stwarzał świat.
Słowem? Tak. Słowem. Przypuszczam jednak, iż słowo znaczyło o
wiele więcej niż by się mogło wydawać i popełnilibyśmy grubą
pomyłkę, gdybyśmy uznali, że tu chodzi o wypuszczanie dźwięków
z ust. Słowo oznaczało – tak, jak greckie Logos
– Myślenie, Rozum i Sens.
Cóż
to za Myślenie, cóż to za Sens? Boski Sens! Sens wszystkiego.
Boskie Myślenie, które Sobą stwarza wszystko, w tym i naszą
wtórną zdolność myślenia, odbijając w niej swoje zasady, Swój
Obraz i podobieństwo! Tylko dzięki temu możliwe jest ich
istnienie. Już akt stwarzania- Myślenia Boskiego był nadawaniem
wszystkiemu właściwych miejsc- zgodnych z zasadami Myślenia -
relacji wobec reszty, wobec innych elementów. Wiesz już dlaczego
masz takie a nie inne zasady myślenia, dlaczego żeby coś dostrzec
musisz oddzielić to od reszty? Jeśli nie, to przypomnij sobie
opowieść z księgi Rodzaju o stworzeniu Świata. Cóż tam się
działo? Bóg mówił, czyli myślał, ustanawiając świat przez
rozdział na dwie opozycyjne sfery: światłości i ciemności, wód
niebieskich i wód ziemskich, lądu i wody…
Dlatego
też, że na wszystko nakładał te same zasady rzeczywistość jest
spójnym systemem, a każdy element odsyłać może do innych i do
całej reszty, może je oznaczać. U. Eco pisał, że
Wszechświat
staje się jedną wielka galerią
luster, w której każdy przedmiot zarazem odbija i oznacza wszystkie
inne.
Twierdził dalej, że taki sposób myślenia o wszechświecie zwany
hermetycznym, wyklucza się z logicznymi zasadami wyłączonego
środka i tożsamości. Tymczasem z naszych rozmyślań wynikło już,
że jest wręcz przeciwnie. Owe zasady logiki nie byłyby możliwe,
gdyby nie fraktalowe podobieństwo różnych elementów i poziomów
wszechświata. Dzięki niemu możemy przykładać nasze myśli do
skrawków wydzielanych na różnorakie sposoby.
Humaniści
piszą czasem o kosmologicznym, hermetycznym, sympatycznym,
magicznym, sakralnym czy po prostu religijnym sposobie interpretacji
świata. Polega on na tym, że wszystko jest znakiem. To co jest
znaczeniem jednego znaku jest znowu znakiem jakiegoś innego
znaczenia i tak nie wiadomo dokąd, w możliwą nieskończoność.
To wynika z zauważania podobieństwa między wszystkimi skrawkami
Wszystkiego. Eco pisze w tej samej pracy: jeśli
dwie rzeczy są podobne, jedna może się stać znakiem drugiej i
podobnie,
a dalej to
przejście od podobieństwa do semiozy nie jest automatyczne,
ale arbitralne. To podobieństwo jednak nie jest czymś wymyślonym,
czymś, co się komuś uwidziało, czymś niepotrzebnym do myślenia
o świecie. To podobieństwo pojawia się wszędzie tam gdzie myśl,
skoro nakłada ona te same zasady (binarność) na różne skrawki i
poziomy rzeczywistości.
W
modnych od jakiegoś czasu w filozofii stwierdzeniach, że wszystko
istnieje w umyśle jednostki, że prawda jest subiektywna, że tak
na prawdę rozdzielenie kontinuum rzeczywistości następuje w
umyśle jest- jak jużeśmy zauważyli- coś z prawdy. W
rzeczywistości to prawda, że podziały w rzeczywistości i
klasyfikacje są nam dane tylko przez zasady naszego myślenia, a
więc przez „grę” pomyślanych opozycji binarnych...itd...
Zasadne
okazują się do
pewnego momentu
oparte na teoriach hologramowo-fraktalowych new agowskie myślowe
miraże:
Każda
część tego holograficznego obrazu tworzy mini strukturę wersji
całości. Jest to coś jakby wzajemnie spleciona rzeczywistość.
Patrząc na jedną cząstkę, jesteś w stanie dowiedzieć się
rzeczy na temat pozostałych, jakby całość bytu mieściła się w
jednym okruchu
http://www.eioba.pl/a/2tcw/poza-materie-i-umysl-do-swiadomosci
Ich
zasadność kończy się jednak w tym samym momencie, co zasadność
postmodernistycznej subiektywności:
Sam
akt naszej obserwacji świata wokół jest odpowiedzialny za jego
współtworzenie.
Doświadczamy
przecie (pozwól czytelniku, że się powtórzę), że nie mamy
myślenia zbiorowego, "jedniowego", bo nie mamy dostępu do
myśli innych, bo się nie zgadzamy, bo rzeczywistość okazuje się
często przekraczać nasze myśli: to co kiedyś uważaliśmy za
kompletne rozumowanie później okazuje się wybrakowane. Nowo
odkryte elementy układanki zmieniają w naszym późniejszym
poznaniu dostrzeganą całość. Poza tym każdy proces rozumowy, w
tym naukowy i historyczny opiera się na wyborze pewnych faktów,
pewnych obserwacji, pewnych punktów, czy wykrojonych obszarów w
sposób arbitralny. Za kilka lat ktoś może wybrać inne wydzielone
fakty- wydzielić badane rzeczywistości zupełnie inaczej. Bo
rzeczywistość można dzielić i wyodrębniać jej składowe na
„nieskończenie” wiele sposobów. Skąd wiemy, że nasze a k t u
a l n e wydzielenie jest właściwe?
Jedynym
więc wyjściem jest tu propozycja chrześcijańska Boga-Logosu,
Który
Stwarza rzeczywistość i mechanizmy naszego wtórnego poznania
nadając im cechy formalne własnej świadomości. Żeby dojść do
prawdy obiektywnej należy poszukiwać Jego, Boskiego
Punktu Widzenia.
Materia
sama ma jakieś miejsce w tej całości ale i w jej obrębie są
takie miejsca, w jej obrębie przejawia się fraktalowo,
metonimicznie uporządkowanie systemu, którego ona jest całością.
Stwórcza
Subiektywność stwarza obiektywność. My możemy odnajdywać to, co
już Bóg przekraczający wszystko pomyślał w przekraczającym
ziemski czas Akcie Stwórczym, albo to wypaczać.
Uważam
też że zbyt radykalnie rozgraniczamy technologiczną i symboliczną
część rzeczywistości poznawczej człowieka. Sam akt poznawczy
jest z konieczności aktem Znakowym, polega na relacji między
podmiotową możnością poznania, a przedmiotem poznania. Ta relacja
jest znakiem, jest podstawą relacji między znaczącym i znaczonym.
Można też się zastanowić nad inną relacją z n a n i o w ą :
podmiot jest za mózgiem(albo za organizmem ludzkim jako całością,
bo część aktów podmiotowych niektórzy są gotowi lokować w
sercu- ja się nie znam), w którym pojawiają odbicia reszty
materii, której mózg jest częścią. I to między duchowym
rozumem, a materią uporządkowaną jest prymarna relacja znakowa...
Claude
Lévi-Strauss by się zaśmiał, że próbuję szukać strukturalnych
zdolności człowieka w Transcendencji, ale wymienione wyżej fakty
doświadczenia niezgody, doświadczenia błędu i tego, że coś nas
przekracza, a przede wszystkim możliwości wyboru, możliwości
pójścia pod prąd, możliwości niespójności, czyli
antystrukturalności, wskazywałyby właśnie na to że w samym akcie
myślnym używane jest to, co zakłada istnienie Boga, który Swymi
zasadami poznania stwarza obiektywną rzeczywistość.
Na obraz Boży go stworzył
To jest właśnie - jak wierzą katolicy i nie tylko oni - podobieństwo Boże: Świadomość-Poznanie-Rozum-Myśl.
Na obraz Boży go stworzył
To jest właśnie - jak wierzą katolicy i nie tylko oni - podobieństwo Boże: Świadomość-Poznanie-Rozum-Myśl.
Od Stwórcy różnimy się tym, że nasza subiektywność nie stwarza
rzeczy.
Boskie
Poznanie natomiast Stwarza rzeczywistość- stwarza zasadę
strukturyzacji, z której i ludzkie poznanie się wyłania.
Poznanie,
które
nie tylko
jest strukturą, ale i z niej abstrahuje-uświadamia sobie
Porządek(Sistema-Forme-Kosmos)
i Prawo(Nomos)
rzeczywistości.
Abstrahuje,
bo np. może te struktury zaburzyć.
A ta
możliwość sprzeciwienia się- Wolna Wola- możliwość
nierozumności jest tylko konieczną konsekswencją tego, że
człowiek materialne przejawy tej struktury p r z e k r a c z a .
Każda
jednak próba zmiany struktury przewidzianej przez Stwórcę jest
“tworzeniem” luk, pustek, braków, a raczej popadaniem w nicość.
Bo istnieć może tylko to, co Pojawiło się w Umyśle Bożym. A Ten
Umysł, jako źródło jedyności zasad porządkowania pozwala nam
szukać w rzeczywistości sensów- koniecznych do poznania –
świadomości ...
Myślę
więc jestem...?
Nie.
Kartezjańskie
“myślę, więc jestem” zdaje się wskazywać na to - może to
jest niezgodne z interpretacją samego Kartezjusza, ale jednak
funkcjonuje w mentalnościach wielu - że myślenie pozwala
człowiekowi stwarzać rzeczywistość, wymyślać "coś
nowego". Dlatego przecież dzisiaj jedynym niemal kryterium
wszystkiego jest "kreatywność". A w rzeczywistości
tylko Boskie
Myślenie równe być może Stwarzaniu i Stanowieniu-
również tego, co jest istotą "mojego ja". Gdybym nie
został pomyślany przez Stwórczy Rozum- Logos, to by mnie nie było.
"Bóg
myśli, więc jestem",
Bóg
myśli, więc cokolwiek jest”- takie są propozycje nie moje, ale
stare jak świat. Bo skoro moje istnienie jest dla mnie tajemnicą,
skoro nie potrafię go nawet zdefiniować, a więc i udowodnić, to
na podstawie s a m e g o rozumu nawet własnego "ja" nie
mogę być pewien. Mogę być go pewien na podstawie wiary.
W
"ja" wierzę. Jego istnienie zakładam jako wyjściowa
konieczność, która jednak wykracza poza możliwości rozumowego
wyprowadzenia. Na podstawie rozumu nie mogę być pewien tego rozumu-
potrzebuję wiary. Rozum bowiem bez wiary istnieć nie może.
Zło?
Wolna Wola?
Mój
umysł sam ma więc gdzieś swe źródło, któremu może
jednocześnie przeczyć. Może przeczyć, czyli popadać w
niespójność, bo ma Wolną Wolę. A Wolna Wola polega na tym, że
możemy rozmijać się z Wolą Boga, który stwarza Prawdę i
rzeczywistość przez Pomyślenie Sobie o niej.
Wolna
Wola pozawala odrywać się od Systemu, od właściwego miejsca w
wyznaczonej, czyli- Poznanej przez Stwórcę całości, którą
nazwijmy sobie Wszystkim. Poza tym wszystkim jest zaś nicość.
Wolna Wola pozwala przemieszczać rzeczy poza granice, czy kryteria,
czy (jak kto woli) wektory, wyznaczonej przez Stwórcę
prawidłowości...
Obiektywne
zło, to konstrukt językowy określający wybrakowanie, oraz
oderwanie od relacji nadającej sens, wysadzenie siebie z właściwego
miejsca w porządku. Toż oderwanie to wynik Wolnej Woli, co chciała
wynijść poza Boską Wolę, poza Boski, miłosny Porządek. To
wybrakowanie często ma konsekwencje dla całego Kosmosu tak, jak
zmiana jednego elementu systemu zmienia znaczenie całości, jak
jeden przecinek może zmienić sens całego zdania. To wyjaśnia
dlaczego uznaję tak zwane struktury, czy formy rzeczywistości za
nieobojętne moralnie. Bo Bóg wyznaczył dobre kryteria w rozdziale
Aktu Stwórczego- a każde przekroczenie tych kryteriów, którym
było również „zerwanie owocu w raju”, ma konsekwencje zła,
czyli śmierci. Za złem struktur kulturowych zawsze więc stoją
osoby, co nie znaczy, że osoby, które używają tych struktur, czy
w nich uczestniczą muszą mieć winę. (Mamy jedną rajską winę w
której wszyscy partycypują.)
Obiektywne
zło "istnieje" tak, jak "istnieje" dziura w
spodniach, jak "istnieje" nieistnienie, ale i jak istnieje
kwiat wyrwany z ziemi, (czy to jeszcze kwiat?), głowa oderwana od
człowieka, jak istnieją elementy, które są wyrwane z właściwego
sobie miejsca, wyalienowane i nie mające sensu....
Metafizyka
obecności, czy prawda w nieskończonym odroczeniu ?
- Ludzie doświadczając subiektywności i tego, że każda część odsyła do czegoś innego w nieskończoność, poszukiwali-jak przypuszczam- Rzeczywistości, która nie potrzebuje sensu poza sobą a jednocześnie sama jest warunkiem obecności, realności i sensowności całej reszty. Poczucie owej „Nieredukowalnej Rzeczywistości”[Eliade] to nie tylko jakaś przypadłość ludzkiego umysłu, ale wyraz tego, że bez takiego Warunku wszystkiego nie ma sensu szukanie „sensów” elementów jakichś cząstek. Poszukiwaniem go były rozmaite religie. Za ów warunek Nieredukowalnie Rzeczywisty i Znaczący uznano w Judaizmie i Chrześcijaństwie, a później w Islamie Boga Jedynego. Zresztą podobne intuicje zdradzali filozofowie greccy, czy jeszcze wcześniej Faraon Echnaton i pewnie wiele jednostek i społeczeństw, o których mi nie wiadomo albo o których teraz nie mogę sobie przypomnieć. To z a ł o ż e n i e leżało u podstaw rozwoju nauki , czyli szukania sensów wtórnych cząstkowych, uwarunkowanych przez Boga. Bez założenia, że jest Ktoś Taki te cząstki nie miałyby sensu, byłyby nieskończoną siecią odwołań do czegoś innego, a w ostateczności do niczego. W związku z doświadczeniem subiektywności wiedzy i niemożności oderwania jej od kogoś, kto wie, szukano Tego, którego Wiedza, którego subiektywność, którego Myśl jest źródłem Obiektywnego Stanu.
- W pewnym momencie w kulturze zachodniej zaczęto szukać sensów cząstek zarzucając jednocześnie konieczność potwierdzania tych działań w Ostatecznym warunku ich sensowności. Jednocześnie miejsce tego warunku zajęła bezwiednie sama nauka, która w zasadzie została wciągnięta przez miejsce ostatecznej legitymizacji, które nie znosi próżni. Taka jednak nauka przestawała być nauką a stawała się pseudomitologią, pseudoreligią, czyli ideologią. Z taką nauką wiążą się hasła takie jak: neutralność, laicyzm, pozytywizm, modernizm, czy w jakimś stopniu strukturalizm. Wyrażają one próbę poszukiwania obiektywnej Prawdy bez tego, co ją umożliwia. Wyrażają próbę poszukiwania Prawdy oderwanej od Boskiej Myśli. Te próby były jednak inkoherentne. Jeśli odrzucono konieczność uznawania Boga, to nie mógł się obronić postulat obiektywnej Prawdy.
- Tą niespójność wewnętrzną dostrzeżono dość szybko, czego wyrazem stały się nurty postmodernistyczne, które w zakresie nauk zamieniły poszukiwanie obiektywności na rzecz analizy subiektywnych rozpoznań, a w zakresie społecznej i politycznej praktyki przedryfowały od neutralności światopoglądowej i laickości do pluralizmu, równouprawnień rozmaitych itd… Postmodernistyczny sposób patrzenia na „świat” chcąc wyjść z niespójności obiektywizmu opowiedział się po jednej ze stron stworzonej błędnie alternatywy- powielając źródłowy błąd krytykowanych modernistów. Opowiedział się tylko po stronie przeciwnej modernistycznym założeniom. Dostrzegł słusznie subiektywną naturę wiedzy, która nie może być tożsama z obiektywną rzeczywistością.(Co jednak nie jest żadnym odkryciem, bo było wiadome i „metafizykom obecności”, „naiwnym realistom”, czyli tym, którzy szukali rzeczywistości obiektywnej i wierzyli, że ona jest) Miał rację, że moderniści roszczący sobie prawo do obiektywności są stronniczy i koniecznie subiektywni. Wyciągnął jednak wnioski, które wcale nie są konieczne.
- Odrzucił „tradycyjny, naiwny realizm” któremu przypisał pogląd, że rzeczywistość, to byt istniejący niezależnie od podmiotu poznającego. Tego typu definicję rzeczywistości można, owszem, przypisać zsekularyzowanym nurtom filozoficzno-naukowym. Jednak odrzucanie „metafizyki obecności” w związku z powyższym nurtem nie uwzględnia, że została ona wytworzona przez nurt zgoła inny, a opisany w punkcie pierwszym. W nim nie chodziło o to, dla niego ta definicja rzeczywistości byłaby nieadekwatna. Bo nie wystarczy pytać, czy byt istnieje niezależnie od podmiotu poznającego. Trzeba jeszcze zapytać, czy od każdego podmiotu, czy od mojego podmiotu, od jednego czy wielu podmiotów, jeśli od wielu, to od ilu, a może nie możemy tego ustalić?
Problem
polegał więc na tym, że w modernizmie próbowano odpowiedzieć na
niewłaściwie postawione, niepełne pytanie. Pytanie sformułowane
niefortunnie jako alternatywa. Udzielono odpowiedzi, która okazała
się niespójna. Tą niespójność wychwycono w postmodernistycznym
sposobie myślenia, nie dostrzegając jednocześnie, że problem
tkwi w źle postawionym pytaniu. I tak jak moderniści opowiedzieli
się za pierwszym członem alternatywy- za niezależnoscią
rzeczywistości od poznania, tak postmoderniści opowiedzieli się za
zależnością. Przyczyną sporu między nimi było więc to, w czym
się zgadzali- błędna alternatywa.
Wystarczyło
zauważyć, że to, co sobie powyżej przeciwstawiano jest tak na
prawdę dopełniające. Można pytać o miarę, o relację między
subiektywnością a obiektywnością. W innym miejscu spróbuję
pokazać jest to problem dotyczący również modnych poglądów na
kulturę, społeczeństwo i światopoglądy. Bo można dać c h o ć
b y jeden przykład sytuacji w której obiektywność i
subiektywność, nieskończoność odwoływania się do sensu poza
sobą i metafizyka obecności są zgodne, a nie alternatywne. Na
razie napisałem „choćby”, żeby wskazać na niezasadność, bo
niekonieczność tez absolutyzujących albo subiektywność w
opozycji do subiektywności albo na odwrót. Czy jest to możliwość
jedyna, wykluczająca inne, to już kolejna sprawa. My już
podjęliśmy pr,obę rozwiązania tego problemu. Stronniczo więc
uprzedziliśmy wnioski. Ale… co to za problem. Punktem wyjścia
każdego myślenia, również naukowego jest przecie domysł, który
się później sprawdza.
- Jaka to możliwość? Patrz punkt I. Jest to możliwość, której odrzucenie stało się przyczyną inkoherencji nowoczesnej i modernistycznej „obiektywności”
Myślenie
„dowodem” na istnienie Boga
Bez
myśli nie znalibyśmy ani siebie, ani niczego innego.
Nasze
procesy mózgowe i działania byłyby-
jak
domino,
jak
puzzle,
elementem
uporządkowanej, fraktalowej układanki wszechświata-
informacją.
Ale
poznanie ich nie byłoby możliwe, gdybyśmy ich nie przekraczali.
Gdybyśmy byli tylko ich częścią.
Puzzle
nie wiedzą, że tworzą układankę. Mózg nie wie, że tworzy
uporządkowane procesy materialne.
Do
pomyślenia o nich,
do
dostrzeżenia ich porządku,
do
nadania im znaczenia
potrzebny
jest pierwiastek jakościowo różny od materii-
dusza?
Ale czy
w związku z tym nie okazuje się, że wszystko poznawane istnieje
tylko w moich myślach?
Również
inne osoby myślące, i słowa, które do mnie wypowiadają?
Może
tylko ja nadaję im znaczenie?
Ale
przecież osoby owe czasem się ze mną nie zgadzają.
I ja
tej niezgody nie chcę, a jednak ona nie znika.
Świadczy
to o tym, ze przekraczają one moje myśli, są poza nimi.
Podobnie
zresztą jest ze zdarzeniami, których nie chcę, a których samym
chceniem nie mogę zmienić.
Nie
zmienia to faktu, że rzeczywistość nie może zaistnieć poza
myśleniem, poza nadawaniem jej znaczenia.
Znaczenia
jakiegokolwiek.
Znaczenia,
czyli odróżniania elementów rzeczywistości od siebie i zauważania
relacji między nimi. Relacji zakładających uniwersalne zasady
relacjonowania, porządkowania, myślenia, na wszystkich poziomach.
Znaczenia,
czyli dostrzegania systemowego charakteru rzeczywistości.
A myśl
nie może się pojawić bez owego rozróżniania i widzenia relacji
znaczących
Nie
może się pojawić bez widzenia zgody, spójności
Wszelka
niezgoda w myśli może się pojawić jako złożona z elementów,
które wewnętrznie posiadają zgodę swoich składowych.
W akcie
myślnym zawiera się założenie,
że
zasady myślenia, są zgodne z zasadami rzeczywistości o której
myślimy. Inaczej nie moglibyśmy jej zapoznać.
Myśląc
zaś o rzeczywistości i jej różnych elementach
za
pomocą jednych i tych samych zasad porządkowania
uznajemy
je za uniwersalne
i
możliwe do przyłożenia, do każdego różnorako wydzielonego jej
elementu i poziomu .
Jeśli
zaś rzeczywistość może zaistnieć tylko w myśli,
a
jednocześnie istnieją uniwersalne jej zasady dla różnych bytów
myślących, czyli osób, to musi istnieć uniwersalne i i osobowe
jej źródło.
Nie
może być ona tylko zasadą porządkującą wszechświat. Bo zasada,
żeby zaistnieć musi być pierwej pomyślana. Byt mogący chcieć,
poznać, uświadomić sobie, rozróżnić i zrelacjonować nazywamy
bowiem osobą.
Skoro
więc doświadczamy niezgody nawet w swoich myślach, a myśl nie
pojawiłaby się bez zgody, skoro inne osoby też muszą mieć takie
same zasady porządkowania jak my
i jak
rzeczywistość poznawana,
to musi
istnieć Jedyne Osobowe Źródło Uniwersalnych Zasad.
Przecząc
jego Istnieniu przeczymy istnieniu własnych myśli.
Relacja-
Sens elementu systemu poza nim
Do
pomyślenia o czymś konieczne jest oddzielenie tego od reszty.
Pomyślenie jest uświadomieniem sobie i zaistnieniem w umyśle tego
czegoś jako pojęcie-sens. Jednakże myślenie nie może istnieć
tylko w oparciu o rozróżnianie. Jeśli coś zostaje w nim
oddzielone, to n i e na zasadzie autonomii- całkowitej
niezależności. Wtedy nie moglibyśmy tego dostrzec, bo nie było by
żadnej drogi styczności między nami, a owym przedmiotem poznania.
Nie moglibyśmy też dostrzec żadnych związków między tymi
przedmiotami, a więc ich rozumności. A bez tego, nie moglibyśmy
niczego sobie uświadomić.
Przedmiot
poznania istnieje w naszej świadomości koniecznie i tylko
jako
myśl - “s u b i e k c j a“.
Podobnie
zresztą podmiot.
Ale
przecie subiekcje- myśli
nie
mogą istnieć inaczej
niż
jako sensy-pojęcia.
Owe
sensy zaś mogą zaistnieć tylko i wyłącznie w rozróżnieniu od
innych.
Rozróżnienie
to jest natychmiast zamieniane przez rozum
na r
e l a c j ę
.
Relacja
w rzeczy samej jest tożsama z owym rożróżnianiem.
I jest
tylko aspektem tego samego.
Jest
jednoczeniem rozróżnionego.
Doskonałe
takie różno-zjednoczenie
nazywamy
miłością...
Rozróżnienie
wprowadza koniecznie
porządek
- czyli
zasady odróżniające miejsca właściwe danym pojęciom-sensom.
Te
miejsca to bardziej
"odległości",
czy
relacje,
w
stosunku do innych sensów.
I te
relacje wyznaczają tożsamość sensów,
skoro
to one konstytuują istnienie sensu.
Zmiana
więc jednego miejsca znaczenia
istniejącego
w owym wszechzwiązku systemowym(strukturalnym)
zmienia
tożsamość zarówno tego elementu, jak i całości.
Trudno
mówić o znaczeniu czegokolwiek samym w sobie.
Tylko
Bóg ma znaczenie niezależne od innych i totalne,
bo
to, co powstaje w Jego Świadomości,
staje
się ładem Powinnościowym i obiektywną rzeczywistością.
Chociaż...
można
uznać, że Jego Trójjedyność to fundamentalna relacja wewnętrzna,
którą trudno nam analizować. Może być ona Objawiona.
On sam
ma
trwałe miejsce w strukturze Istnienia,
którym
jest nadrzędność i Stwórczość-Pierwotność i Wzorcowość,
wyznaczanie
podziałów-porządków
i
stanowienie jedynego rzeczywistego ich zjednoczenia
-
Miłości.
Znaczenia
stworzeń są zależne od miejsca, jakie im wyznaczyła,
jakie
miejsce dla nich p o m y ś la ł a
w s y
s t e m i e rzeczywistości
Myśl
Stwórcza.
Sens-pojęcie-znaczenie,
jako
cząstka elementarna świadomości
i jej
konieczność
jest
sensem o tyle, o ile ma "pozycję" wobec innych znaczeń
- o ile
istnieje w pewnej strukturze,
czyli w
p o r z ą d k u - w s z e c h z w i ą z k u .
Żeby
była struktura musi być r e l a c j a
-
usytuowanie w Kosmosie wobec innych, wzajemny w p ł y w
Ta
relacja - zawierająca w swojej konieczności rozróżnienie od
innych,
dla
swego zaistnienia musi by
zapośredniczona
przez Relację Ostateczną- Stworzyciela,
którego
Poznanie stwarza
wraz z
różnością
z a s a
d y jej jednoczenia.
Inaczej
mówiąc:
Żeby
była relacja muszą istnieć jej podstawy
-jakaś
wspólność- wspólne źródło i cel.
Dlatego
musi być też Jeden Stwórca zasad.
Rzeczywistość,
którą poznajemy dostępna jest nam tylko jako znaczenia
- jako
element świadomości.
Relacje
między obiektywnymi rzeczami musimy więc zrównać z relacjami
między myślami-pojęciami-sensami.
Musimy
je takimi uznać mimo jedynie
rozumnego
założenia, że obiektywność istnieje niezależnie od naszych
myśli.
Jedynym
pogodzeniem tych dwóch prawd jest uznanie
Boskiego
Źródła obiektywności w
J e g o S u b i e k c j i
i
pochodzenia naszej myśli od Boskiej Myśli.
Nasze
myślenie można uznać za to t c h n i e n i e Boże, które
pozwala poznawać Boskie Myśli,
Myśli,
które stały się obiektywną rzeczywistością.
Możemy
ją poznawać dzięki temu, że podstawy naszych myśli są stworzone
na wzór Myśli Bożej.
Wszystkie
zaś rozróżnienia-relacje opierają się na binarnej zasadzie
rozróżnienia między Stwórcą a Stworzeniem – której
najważniejszym elementem jest relacja między Bogiem i Jego obrazem
– człowiekiem. Relacji Trynitarnej nie mogę tu analizować.
Rozróżnienie
musi iść w parze z jednoczeniem. Do tego potrzebna jest zasada
jednoczenia. Bo doświadczamy naszym umysłem związków-reakcji i
relacji między rozróżnianymi elementami. Ostatecznie też
poznajemy w imię założenia
"rozumności
wszechświata".
Takiej
rozumności potrzebna jest zasada
rozdzielająca
i jednocząca
przez
relacjonujące porządkowanie.
Zgodność
z tą zasadą to sensowność.
Zasada
ta, to Sens- Logos, który musi być Osobowy i Jeden,
by
myślenie, przez które tylko mamy dostęp do rzeczywistości-
wraz z
tą rzeczywistością
miały
Sens.
Sensem
tym jest Miłość.
Relacja,
czyli Miłość to jednoczenie różności.
Taka
relacja to sens poza sobą, sens w Transcendencji.
Ta
transcendencja Ostateczna
jest
jedynym pośrednikiem
między
różnymi elementami i osobami.
Bez
niej nie mogłoby być
ani
rozdziału,
ani
zjednoczenia.
Relacja
taka to jednocześnie
odpowiedzialność.
To
"Miłość i Odpowiedzialność".
Zakłada
ona bowiem istnienie we wszechzwiązku,
a więc
w systemie,
w ł a
d z i e,
w
którym zmiana jednej relacji może pociągać za sobą rozstrojenie
sensu innych, albo nawet całości.
Jeśli
relacją doskonałą jest Miłość, to musimy pamiętać,
że
miłość to zawsze wolność, wolna wola.
Ona to
daje
możliwość
wybrania relatywizmu,
a w nim
zbłądzenia
-
wybrania tego, co poza Boską myślą,
co jest
unicestwianiem, wybieraniem
nicości
-
braku.
Ta
nicość rozdziera ciągłość, czyli zjednoczenie między Całością
Kosmosu.
Ta
możliwość jest potwierdzeniem tego, że człowiek jest o s o b ą
na
obraz Boży,
a
jednocześnie jest uwidocznieniem różnicy
między
obrazem a Prawzorem.
Bo
tylko Bóg ma możliwość ustanawiania bytów własną Myślą.
Człowiek
ma tylko myślenie,
Bóg
musiałby sobie zaprzeczyć dając człowiekowi możliwość
stwarzania.
A więc
ta możliwość decydowania
-
warunek miłości
-
otwiera na nicość, na brak.
Człowiek
wybierając brak
otworzył
i
przekroczył
bramy
jałowiejącego czasu
i
kończącego się śmiercią.
W tym
naruszeniu całości
w y s a
d z i ł siebie
z
właściwego sobie m i e j s c a ,
z
właściwej r e l a c j i ,
stracił
trwałe odniesienie do w ł a s n e j i s t o t y .
A jak
już zauważyliśmy wcześniej
istota
człowieka musi być p o z a nim.
I
zaburzając porządek relacji
człowiek
zagubił i własną istotę.
Stał
się przykładem zjawiska, któremu na imię:
Alienacja
Konieczności
poznawcze mogą być przez ludzką wolną wole, świadomość
negowane. Gdy to ma miejsce człowiek popada w sprzeczność.
Alienacja
polega n i e t y l k o na tym, że człowiek
nie
trwa w swej istocie,
że
jest ona cały czas celem upragnionym,
choć
wciąż niezdobytym,
nieznośnie
nieosiągalnym
jak
ukończenie syzyfowej pracy.
Elementem
alienacji jest też fakt,
że to,
co możliwe
nie
jest aktualne.
Innémi
słowy:
człowiek
nie wie nigdy,
czy ma
w świadomości
- w
danym czasie i miejscu-
to
wszystko, co możliwe do uświadomienia i potrzebne.
Więcej:
Człowiek wie, że nie pozna wszystkiego, co może być poznane, ani
w makro, ani w mikroskali.
Konrad
Tomasz przerwał mi w tym miejscu
i
stwierdził słusznie
że
nawet w Niebiesiech, poza alienacją
człowiek
nie wie wszystkiego
bo nie
jest Bogiem.
Wtedy
nie musi wiedzie
bo nie
musi szuka
właściwego
sobie miejsca
z
którego wypadł,
stoczył
się
sięgając
po jabłko...
A
sięganie to było
nie na
miejscu
Używając
określenia "w danym czasie i miejscu", chciałem pokazać,
że
istnienie w upływającym czasie
i
zmiennych okolicznościach
-
decyduje o tym, jakie prawdy a k t u a l n i e pamiętamy.
Owo
"aktualnie" zakłada,
że
istnieją też prawdy
potencjalne,
możliwe
do pamiętania w danych okolicznościach.
W
związku z tym możemy zadać pytanie:
Czy
możemy być pewni, że pamiętamy wszystkie elementy, które
pozwalają skonstruować prawdziwy sens uświadamianej
rzeczywistości?
Czas
naszej aktywności w świecie,
czas
konkretnych epok, pokoleń,
też
jest taką a k t u a l n o ś c i ą ,
ograniczoną
wobec "możności"
niekończącej
się rzeki czasu i bezkresu przestrzeni.
W
którym miejscu tej rzeki znaleźć sensodajny punkt oparcia?
W końcu
punktów tych można wydzielić nieskończenie wiele,
nawet
na rzece płynącej
nie po
ziemi,
lecz po
ziarnku piasku...
Codzienne
doświadczenie, historia nauki, zetknięcia kultur
przynoszą
nam doświadczenie pokazujące, że powyższe stwierdzenia są
słuszne.
Bo
czymże innym, jeśli nie owym alienacyjnym ograniczeniem jest
szukanie
okularów,
które
ma się na nosie
(przez
nieuwzględnienie tej możliwości)?
Czymże
innym jest rozwój nauki,
w
której co jakiś czas okazuje się,
że
odnaleźliśmy dane, które każą nam porzucić dotychczasowe,
"udowodnione"
pewniki?
Czymże
innym jest doświadczenie,
że to
co u nas jest uznawane za moralnie obowiązujące i oczywiste, bo
"naturalne"
u
innych może być uznawane za złe?
Czymże
innym jest fakt, że człowiek nie ogarnia wszechrzeczy?
Czymże
innym, jeśli nie ową
aktualnością
?
Tu znów
wtrąca się Konrad Tomasz,
który
zwrócił mi słusznie uwagę, że to nieogarnianie wszystkiego
będzie dotyczyć i wieczności
Ale
wtedy-odpowiadam-nie będziemy musieli szukać swojego miejsca
bo w
nim będziemy
Jakaż
pewność więc nam pozostaje?
Jak
zaspokoić mamy
ten
głód
spójności
i zrozumienia,
głód
nie
pozwalający pozostawić brzucha poznania
bez
usensawniającej strawy?
Pozostaje
nam to, co pozwala nam szukać.
Pozostaje
to, bez czego nie może zaistnieć
ani
wiara,
ani
zwątpienie,
ani
rozróżnianie,
ani
dostrzeganie związków.
-Świadomość.
-Konieczność
poznawcza.
Ale i
ona nie może zaistnieć bez rozróżniania i widzenia związków,
bez
rozumności.
Ale i
ona
nie
trwa
w
możliwej dla siebie
Rozumności
całkowitej.
Bo choć
nie może istnieć fałsz bez prawdy,
to
prawda bez fałszu istnieć może.
Rozum
bez głupoty istnieć może.
Powiem
więcej nawet:
Rozum,
Prawda, Zgodność, Świadomość, Poznanie, Myślenie,
nie
znoszą fałszu,
nie
znoszą głupoty,
nie
znoszą
niespójności,
braku
sensu,
braku
nie znoszą.
Nie
znoszą, dlatego nieustannie próbują załatać dziury w sobie.
Próbują,
lecz
okazuje się, że brak im materiału
- bo
uzupełniając jedno miejsce,
biorą
materiał z innego
robiąc
dziurę gdzie indziej.
Muszą
szukać poza sobą
- w
tym, co Transcendentne.
Inaczej
nie wygrzebią się ze swojej alienacji.
Konieczności
poznawcze potrzebują wiary, bo same są przyjęte na wiarę.
A z
tych konieczności wynika koniecznie
Istnienie
Jedynej Zasady strukturyzowania
-
spajającej miłośnie rozróżnienia,
poprzez
Stwórcze Myślenie Swoje.
Ale
nasza alienacja sprawia,
że
konieczności nie wystarczą
do
wypełnienia ludzkich potrzeb poznawczych
i
ostatecznych.
Bo
nie jesteśmy pewni,
czy
okoliczności- miejsce i czas
-
pozwolą naszej świadomości
odnaleźć
to, co jest możliwe do pomyślenia
i co
jest ostatecznym, prawidłowym wnioskiem.
Czemu
naukowce wybiyrajo do badania te a nie inne strzępy rzeczywistości?
Jutro wybiero se inne, rzekno, ze im siy pomyliło i im innyj obráz
świata siy wyłoni
Bo choć
myślenie jest synchroniczne
- jest
wyobrażaniem sobie układów przestrzennych, czy strukturalnych,
jako ponadczasowych trwałości
- to
samo odbywa się w czasie
- w
diachronii.
Odbywa
się w czasie,
choć
sam czas pomyślany może być” tylko za pomocą
metafory
synchronii- przestrzeni bez “wcześniej” i bez “później”,
jako
oś, narysowana na szkolnym papierze,
(czego
nas w podstawówkach uczyli).
Dlatego
też może nam
nie
starczyć czasu,
by
odnaleźć "miejsce" myśli-pojęć-sensów
wskazujących
Sens wszystkiego.
Dlatego
warto wrócić do wiary.
Wiary w
Ducha Świętego
P r z y
p o m i n a j ą c e g o nam
właściwe
miejsce myśli we właściwym ich czasie.
Wiary w
Objawienie Boga,
które
zstąpiło w historię i może być przekazywane.
Można
też powiedzieć inaczej:
To, że
człowiek może coś zrobić
nie
znaczy, ze to zrobi
-bo
może po prostu nie wpaść na ten pomysł
- na
to
zabraknąć
mu może czasu.
I tu
pomaga owo Objawienie,
które
sprawia, że nie jesteśmy zdani na zagrożone nieznalezieniem
poszukiwanie,
ale
otrzymujemy znalezisko
-do
którego rozumności nie musimy dochodzić
-bo ono
samo do nas przyszło.
Wystarczy
je odczytać.
I tu
pomaga wiara
Powyższe
pokazanie, że do Boga prowadzi rozumność i konieczność poznawcza
jest w istocie inną nazwą
"Prawa
naturalnego",
"możliwości
poznania Boga- jego odbiciem w Porządku Kosmosu",
o
których mówił Kościół.
Z ową
możnością odnalezienia
Docelowej
Życia Prawdy
jest
tak, jak z możnością znalezienia np...
herbaty
- która
jest na półce (choć skryta za innym opakowaniem).
Otóż
często bywa tak,
że
możliwe jest jej znalezienie
- a
mimo to jej nie znajdujemy
- bo
nie wpadliśmy
a k t u
a l n i e
na
pomysł, by przesunąć torebkę cukru, za którą schowała się owa
herbata.
I jak
to w życiu przedziwnie bywa
-
uznaliśmy, że herbaty w domu
brak,
bośmy
jej
aktualnie
nie znaleźli..
No i
zadowalamy się samą wodą, nie pijemy nic, albo idziemy do sklepu
herbatę zakupić
( by
poźniej ironiczny los sprawił,
ze po
powrocie do domu
zwrócimy
się prosto ku miejscu gdzie herbata leży
i
przesuniemy torebkę cukru,
by tam
zakup położyć.
A może
w drodze do sklepu
przypomnimy
sobie,
żeśmy
herbatę cukrem zasłonili...?)
Przecież
m o ż l i w e było pomyślenie, że ta herbata była zakryta.
A
jednak a k t u a l n i e żeśmy na to nie wpadli.
Aktualność
znów człeka ograniczyła.
Nią w
końcu jest całe życie człowieka i ludzkości
(nie,
nie herbatą, a aktualnością).
Jakże
często jest tak,
że
pamięć każe nam szukać zguby nie tam, gdzie trzeba,
podczas
gdy jej właściwego położenia konsekwentnie i lekceważąco
unikamy.
Kościół
wyjaśnia ten fakt,
owo
aktualne niedosięganie możności
jako
pogrzechową ułomność, niedoskonałość poznawczą
Tu
zahaczyliśmy o rzeczy tak odległe, jak niebo i piekło. Nie jestem
w stanie stwierdzić, czy możliwe jest ich docieczenie na podstawie
konieczności poznawczych. Jeśli zaś powiążemy powyższe
stwierdzenie ze spostrzeżeniem, że człowiek nie ogarnia bezkresu,
możemy wysnuć kolejny wniosek.
Jest
nim uznanie,
że i
część prawd,
których
nie możemy aktualnie wywieść od konieczności poznawczych
musimy
przyjąć na wiarę.
bo samo
uznanie, że coś jest taką koniecznością
wymaga
czasu, refleksji.
Ale
nawet jeśli poszukujemy możemy nie znaleźć. Dlaczego?
Cała
nasza wiedza jest ostatecznie przyjęta z góry, na wiarę, bez
dochodzenia do niej. Bo Zasady dochodzienia, rozumowania,
analizowania, dedukcji, oraz materiał poddawany dedukcji tez
przyjmujemy z góry.
- nie
wiadomo dlaczego i nie wiadomo skąd przychodzi on do nas.
Wiemy,
że przychodzi,
możemy
go przyjąć, albo nie- i to nazywamy wiarą.
Nie
wiemy skąd
w danym
czasie i miejscu
pojawiają
się w umyśle
i
struktury i przedmioty poznania weń wpisane,
które
razem generują sensowność.
Bo
ostatecznie
nie
tylko możliwość i sposób dedukcji jest dany z góry,
jest
dany indukcyjnie,
ale i
elementy, wnioski i efekty tej dedukcji
mogą
się pojawić,
albo
nie,
możemy
„na nie wpaść”,
albo
nie.
A więc
i one są dane indukcyjnie.
Uświadamiamy
sobie,
że do
nich doszliśmy
dopiero
jak już do nich doszliśmy.
Bo w
rzeczywistości
to
one do nas przychodzą.
My nie
możemy ani kroku wykonać prócz przyjęcia, albo odrzucenia
- prócz
wolnego wyboru.
Możemy
tylko przyjąć
mniemanie
o ich wynikaniu,
o ich
rozumności-
a więc
przyjąć je
spoza
nas,
przyjąć
jako transcendentne.
Nie
możemy sami dochodzić do wniosków.
Możemy
tylko być obdarowywani
przez dochodzenie do wniosków
-
możemy je poznawać i przyjmować,
albo
nie.
Przyjmować
od Stwórcy Rozumnego wynikania
-
Stwórcy spójności rozróżnień.
Wnioski
fałszywe mogą istnieć tylko jako "skonstruowane"
choćby
na jednym poziomie z wniosków poprawnych.
Dlatego
owe dane z góry wnioski
nie
gwarantują całkowitej poprawności.
Bo w
przyjętym wnioskowaniu może jakichś związków na dolnych
poziomach zabraknąć
i to
zaburzy całość
-
wniosek ostateczny.
Nigdy
nie możemy być pewni,
czy o
czymś nie zapomnieliśmy
i czy
wnioski przez nas odnalezione wynikają z kompletnych przesłanek.
Jeśli
tak, to każde wnioski opierają się na w i e r z e w kompletność
przesłanek,
Ale na
to się nic nie da poradzić.
Na to
nawet nie trzeba nic radzić.
Bo to
żaden problem.
To fakt
zastany na który wpływu nie mamy.
I mieć
nie musimy,
bo
okazuje się on faktem dla nas przenajszczęśliwszym.
Jeśli
z a k ł a d a m y bowiem jak powyżej prawdziwość przesłanek,
to
rozumowanie jest całkowicie uzależnione
od
Tego, co poza nami
i od
wiary.
Dlatego
też rozumność czegokolwiek,
zasady
i materia rozumowania
są
zawsze przyjmowane na wiarę.
Dlatego
też
rozumność
wiary
w Boga
może
być przyjęta tylko na wiarę.
Dlatego
też wiara w Niego
nie
może być uzależniona od tego,
czy
jego Istnienie
zdaje
nam się a k t u a l n i e uzasadnione, czy nie.
Bo w
ostateczności wiara w Boga bez szukania rozumności Jego istnienia
ma taką
samą wartość poznawczą,
czy
nawet logiczną, naukową
jak
wiara widząca
dlaczego
istnienie Boga jest rozumne.
Komunikacja
a obiektywność
Gdyby
przezwyciężenie subiektywizmu nie było możliwe, w jaki sposób
mielibyśmy budować wspólne życie?
Benedykt
XVI
Gdyby
ludzie nie posiadali takich samych podstaw myślenia, to jak niby
mieliby się porozumieć? Do tego bowiem potrzebne są podzielane
przez innych sposoby widzenia, odczuwania, oznaczania rzeczywistości.
Jeślibyśmy ich nawet podświadomie nie posiadali, nie moglibyśmy
zakładać, że istnieje możliwość "przekazania" innym
rozumianej przez nas treści. Żeby druga osoba rozpoznała
znaczenie, które my rozpoznajemy, musi wewnętrznie posiadać
podstawy znaczniowe te same, które i my posiadamy. Jeśli tak nie
jest, to wg rozumu ludzkiego znaczy, że nie istnieje rozumienie
drugiego podmiotu. Ale od razu wykluczam tą możliwość, bo uznając
ją musiałbym zanegować myślenie swoje w ogóle, doświadczanie
sensów w ogóle, a to niemożliwe, to sprzeczne z tym, co pozwala mi
tu pisać i rozważać. Owszem ludzie często negują refleksyjnie
swoje podstawy poznawcze- mają wolną wolę- ale popadają tym samym
w sprzeczność, bo jednocześnie tych podstaw koniecznie używają.
I zazwyczaj tej sprzeczności nie widzą, co prowadzi do opisywanego
wcześniej nawarstwiania się schematów błędnych u podstaw...
Jak
jestem więc przekonany, każdy z nas zakłada, albo przynajmniej
realizuje nieświadomie założenie, że możliwe jest porozumienie,
każdy z nas za oczywiste uznaje "obiektywne" rozumienie
pewnych elementów rzeczywistości, za "obiektywne", a
raczej za intersubiektywne czyli za powszechnie podzielane.
Kiedy
więc rozumiemy, że istnieje chociażby rozróżnienie między
prawdą, a fałszem, górą, a dołem, światłem, a ciemnością,
potwierdzeniem, a zaprzeczeniem zakładamy, że inni rozumieją
istnienie takiego rozróżnienia. Równie podświadomie zakładamy
też (a te założenia, jako oczywistości nie są często
artykułowane), że i sam fakt bycia- istnienia jest przez innych
rozumiany, doświadczany, nawet jeśli żyją w kulturze, w której
jednostka nie widzi potrzeby nazywania owego oczywistego,
przezroczystego znaczenia.
Bóg
Rozum i Sacrum
Matematyka
wszechświata nie istnieje po prostu sama z siebie
i
nie może zostać wyjaśniona za pomocą hipotezy
boskości
ciał niebieskich.
Posiada
ona głębszą zasadę, stwórczego Ducha; wynika z Logosu,
który
zawiera w sobie niejako pierwowzory porządku świata,
który
te pierwowzory przez Ducha włącza w materię.
Stąd
też z perspektywy Jego stwórczej funkcji określano Logos mianem
ars
Dei, sztuki Boga (ars =techne!).
Sam
Logos jest wielkim Artystą, w którym pierwotnie zawarte są
wszystkie
dzieła sztuki - piękno wszechświata.
Joseph
Ratzinger- “Duch Liturgii”
Świat
jest ukazywany jako rzeczywistość rozumna:
wywodzi
się od wiekuistego Rozumu
i
tylko ten stwórczy Rozum stanowi rzeczywista potęgę,
p a
n u j ą c ą nad światem i w świecie.
Jedynie
wiara w jednego Boga
naprawdę
wyzwala i racjonalizuje świat.
Tam,
gdzie ona znika, świat staje się
tylko
pozornie bardziej rozumny.
W
rzeczywistości trzeba wtedy zdać się
na
działanie mocy nieprzewidywalnych przypadków.
Na
miejsce przekonania o racjonalnej
strukturze
świata
wkracza
"teoria chaosu"
i
stawia człowieka naprzeciwko ciemności,
których
nie może rozproszyć
i
które ustanawiają granice rozumnej stronie świata.
Benedykt
XVI - “Jezus z Nazaretu”
Używanie
sensów, sam fakt ich wewnętrznego "posiadania" jest tym,
co nazwać można myśleniem o rzeczach, abstrahowaniem z materialnej
rzeczywistości, jakościowym różnieniem się od niej. Ów sens
pozwala nam myśleć o rzeczywistości, być jej świadomym, a nie
tylko być jej częścią. ''Używanie'' sensów bowiem jest równe
używaniu świadomości, oraz równe byciu osobą. Rozum zaś to
właśnie owe sensy. Jednocześnie rozum ten nie pozwala nam
wyobrażać sobie sensu poza
świadomością
i poza
osobą.
Zakładanie, że jest inaczej wiązałoby się z zaprzeczaniem temu,
co pozwala nam o tym zaprzeczeniu myśleć.
Porozumiewając
się wierzymy,-jak stwierdziliśmy przed chwilą, że “posiadamy”
wewnętrznie te same sensy co inni ludzie. Dlatego wierzymy również,
że pewne zasady logiczne są uniwersalne, że istnieje również
uniwersalność-jedność sensów na ich poziomie pierwotnym
pozwalająca mówić o obiektywności logicznych zasad i
obiektywności rzeczywistości, którą dzięki tym zasadom możemy
dostrzegać.
Wierzymy
więc także, że partykularne sensy nie są sensami, czyli nie mają
sensu, jeśli nie mieszczą się w obrębie spójnego
systemu-
czyli porządku jeśli nie istnieją w “relacji do”. Owa spójność
wymaga jedyności zasady, a zasada ta być musi jednym, nadrzędnym,
nieredukowalnym Sensem, który to stanowi źródło, w którym swój
początek mają znaczenia inne. I owa nadrzędność musi być jego
konstytutywnym I trwałym miejscem w owej relacji. Jeśli zaś nie
możemy sobie wyobrazić sobie sensu poza osobą, to owo Źródło
musi być również o s o b o w e .
Ów
nadrzędny Logos musi być więc nieredukowalnie rzeczywisty i musi
stanowić świadomość pierwotną, która jest podstawą tego, że i
my możemy mieć świadomość, że i my możemy doświadczać
sensów- rozumować, czyli rozróżniać, czyli porządkować, że i
my jesteśmy osobami. Ale owa Nadrzędna Świadomość, tożsama z
Nadrzędnym Sensem- zapewniającym możliwość spójnego i
uniwersalnego rozumowania i istnienia bytów, musi być jedynie
pierwotnym Źródłem praw rządzących rzeczywistością, a pierwej(
a raczej jednocześnie) źródłem tej rzeczywistości. Musi być Ona
punktem orientacyjnym,
axis mundi, omphalos ges,
ź r ó d ł e m trwałym, wzorcowym, wyznaczającym właściwy
porządek(wtórnych) znaczeń, a więc sama jedynie będąca ponad
tym porządkiem i jako taka rezerwująca dla Siebie słuszność
niezdeterminowania- słuszność tego, co było przed Kosmosem, a nie
było złe. Owo źródło mające prawo ustanawiania prawa- Nomosu-
określającego właściwy Kosmos, to właśnie Jedynie Święty- Bóg
stanowiący dla tego, co wtórne,
czyli tworne,
czyli stworzone-
Misterium w swej Istocie.
Rzeczywistość
przez niego pomyślana jako doskonała to Sacrum.
Świat upadły, naruszenie doskonałości stworzenia, to profanum.
I
właśnie tu uwidacznia się podział na Sacrum i profanum, jako na
Stan początkowy i wzorcowy, oraz ten zdegradowany, który powinien
nieustannie powracać do początkowej doskonałości.
**********************
Jeśli
świadomość to myślenie o rzeczywistości, o istnieniu istot
i jeśli
rzeczywistość nie jest nam dostępna gdzie indziej
jak
tylko w owej świadomości
i jeśli
sam fakt istnienia
dostępny
nam jest jeno przez świadomość,
jeśli
wierzymy w niego,
bo jest
koniecznością naszej świadomości- naszego rozumu
i jeśli
koniecznie zakładamy,
że
istnieją obiektywne prawa i obiektywny stan rzeczywistości,
czyli
tego, co jest, albo może być uświadomione
-to ten
stan obiektywny musi istnieć wg konieczności rozumu ludzkiego
(a o
zasadach sprzecznych z rozumem nie możemy myśleć)
w
jednej, zgodnej Świadomości Osobowej,
która
jest jego źródłem,
w
której on "został poznany",
która
jest jedynie pierwotna,
która
przez to, że nie istnieje inna protoświadomość
- o
możliwościach ustanawiania praw i rzeczy własnym Poznaniem-
pozwala na spójność i zgodność.
A więc
właśnie owa pierwotna świadomość,
czyli
pierwotny Sens
jest
źródłem tego,
co
uznajemy za obiektywny obraz, czy sens rzeczywistości.
Bo
rzeczywistość to właśnie stan,
czy
sens z Perspektywy Pierwotnej i Jedynie Stwórczej Świadomości
Osobowej,
Z
Boskiego
Punktu
Widzenia
Jeśli
zaś jest Ona osobowa, to jest Kimś. Jeśli zaś jest
nieredukowalna, to po prostu Istnieje. Jest Kimś, Kto pierwszy mógł
stwierdzić, że Jest, nie potrzebował bowiem odróżniania się od
innego istnienia. Innego "Istnienia po prostu" być nie
może, bo musiałoby to prowadzić do niespójności rzeczywistości,
jeśli Takie Istnienie tworzy rzeczy
własną świadomością.
O czymś takim myśleć się nie da. Nie ma sensu przecież brać pod
uwagę tego, co zaprzecza naszemu myśleniu. Możemy jedynie
uwzględniać istnienie tego, co je przekracza. Według przemyśleń
owych nasze wtórne, zdeterminowane i wyznaczone zasady przekraczać
musi to, co Nieredukowalnie rzeczywiste, co stanowi dla wtórnych
świadomości- jak jużem pisał- Misterium w swej istocie. I tylko
istnienie tego Nieredukowalnie rzeczywistego, którego niezbywalnym
przymiotem jest Tajemniczość- pozwala nam się komunikować.
Komunikacja nie jest bowiem możliwa bez (nawet podświadomego)
założenia, że pewne sensy posiadamy takie same, czyli tożsame,
czyli stanowiące jedno, zgodę, niesprzeczność. Poza owym
Transcendentnym Świętym Osobowym nie mogą zostać wytworzone
znaczenia i pojęcia, nie może istnieć sens, bo to wykluczałoby
obiektywną jedność istnienia.
Owo
Stwarzanie słusznie kojarzyć się może ze sztuką, której
kondycja wiąże się z zasadami rozumu, którymi żyje każda epoka.
To, że rozumowanie naszych długich już czasów ma podstawową
sprzeczność u samej podstawy rozumu wyraził już Joseph Ratzinger
w trzeciej części cytowanej wyżej książki:
Pozytywizm,
sformułowany w imię naukowej powagi, zawęża horyzont do tego, co
da się udowodnić, co można dowieść w eksperymencie, i czyni
świat nieprzezroczystym. Wprawdzie w świecie tym jest jeszcze
miejsce na matematykę, ale
Logos, warunek wstępny tej matematyki i jej stosowalności,
już się tutaj nie pojawia. W ten sposób nasz świat obrazów nie
przekracza tego, co ujawnia się zmysłowo, a natłok obrazów, które
nas otaczają, oznacza równocześnie koniec obrazu: prócz tego, co
można sfotografować, nie widać już nic. W takiej sytuacji
nie
tylko sztuka ikony, Sztuka Sakralna polegająca na spojrzeniu
sięgającym poza materię, staje się niemożliwa, lecz także
sztuka w ogóle, która w impresjonizmie i ekspresjonizmie dotarła
do granic możliwości postrzegania zmysłowego, staje się -
dosłownie - bezprzedmiotowa. Staje się eksperymentowaniem ze
stworzonymi przez człowieka światami, pustą "kreatywnością",
która nie dostrzega już Creator Spiritus - stwórczego Ducha.
Próbuje ona zająć Jego miejsce, produkując już tylko to, co
przygodne i puste, uświadamiając człowiekowi absurdalność jego
twórczości.
Można
powiedzieć, że podobnie absurdalne staje się działanie w imię
rozumu, którego koniecznego źródła jednocześnie nie chce się
uznać.
Człowiek
nie może stwarzać- czyli być sensem pierwotnym, nie może nim być
również jedność osób ludzkich, bytów świadomych, bo człowiek-
jako jeden z nich, nie ogarnia wszechrzeczy, nie ma świadomości
totalnej ponad czasem i przestrzenią. Taka jedność zaś jest
niemożliwa, bo musiałaby istnieć całkowita zgodność między
poszczególnymi rozumieniami ludzkimi ponad czasem i przestrzenią, a
jednym z pierwszych doświadczeń ludzkich jest doświadczenie
różności wiedzy, a nawet (poza rajem)- niezgody. Człowiek zawsze
jest bezradny wobec faktu, że istnieje coś co przekracza jego
świadomość, coś Transcendentnego. Świadomość, która Jest
Pierwotną, musi być totalna, musi obejmować wszystko, nic nie może
jej przekraczać i ona o tym musi wiedzieć, bo ona musi być granicą
wiedzy równej istnieniu, musi zawiadywać-jako źródło spójności
wszystkiego- całą rzeczywistością. Ludzka pycha jednak
przeszkadza nieustannie w przyjęciu tej prawdy, o czym pisał C.K.
Norwid:
Są
ludzie, którzy wszystko, co jest
nad rozum,
za
przeciw-rozumne
biorą; tym sposobem, nazwawszy mistycyzmem wszystko, czego się
zgłębić nie chce (bo
to praca)
ani przyjąć (bo
to pokora),
są już na szczycie doskonałości.
Sensy
pojawiające się w umyśle Logosu, wszystko to, co sobie uświadomi
musi stawać się rzeczywiste i właśnie to stanowi obiektywny stan
rzeczy. Tak, to prawda- nic nie istnieje poza świadomością...,
wszystko jest subiekcją.... Wypada jednak uzupełnić, bo:
nic nie istnieje poza świadomością Bożą,
wszystko jest Boską Subiekcją.
I rozumowe doświadczenie Jej jest dla nas doświadczeniem
obiektywności.
Ową
Perspektywę ustanawiającą istnienia nazwać można Stwarzaniem,
które ludzkie wyobrażenia, podzielane przez ogół kultur lokują
w mitycznym i mistycznym czasie początku.
Ten
czas jest właśnie punktem odniesienia i właściwym kształtem,
właściwym miejscem istnień, które człowiek stara się przywracać
przez uczestnictwo w czasie, przestrzeni i świadomości początkowej,
którą- choć transcendentna- można przywołać immanentnie za
pomocą chociażby rytuałów, obrzędów, zwyczajów i obyczajów.
Kiedy dokonuje się zmiana, przejście, zmiana statusu, musi mieć
ona potwierdzenie w Tym, co Bóg stworzył, musi w tym począkowym
stwórczym akcie widzieć swoją Antycypację. Owo przywoływanie ale
i przejawianie się Początku, które jest przejawianiem się Sacrum
to właśnie hierofania.
Właśnie
dlatego opowieści mityczne tak wielką uwagę przywiązują do tego,
co pochodzi z poza czasu i przestrzeni, co rodząc się jako pierwsze
zdeterminowane stało się jednocześnie czymś wtórnym wobec
świętej Jedyności, której nic nie kształtuje, a która sama
wyznacza kształt temu, co pochodzi z Jej poznania równego bytowi, a
raczej stwarzającego byt. To, co wtórne otrzymało usensownienie,
które jednak nie tworzy bytów obiektywnych- musi odnajdywać to, co
zostało już wyznaczone, bo samo jest już wyznaczone i ma trwałe
zasady.
Znak
ikoniczny
Czy
zdjęcie i Obraz zawierają w sobie w jakiś sposób osobę, którą
przedstawiają? Dziwniej mówiąc: Czy plan wyrażania współposiada
w sobie element znaczony? To zależy od tego, czy za element
znaczony uznamy materię organizowania, czy zasady organizacji,
relacje.
Bo
możemy ostatecznie dojść do wniosku, ze wszystko w materii jest
takimi nierozróżnialnymi cząstkami elementarnymi, światłem,
energią itd... O jakichkolwiek tożsamościach decyduje relacyjne
rozróżnianie, rozdzielanie tych cząstek (czy uporządkowań-systemów
relacji niższego rzędu), wg pewnych zasad porządkowania.
Jeżeli
więc o tożsamości rzeczy decydują zasady porządkowania(okazujące
się na wyższym poziomie zasadami kształtowania pewnej całości),
to one właśnie stanowią istotę elementu znaczonego i dlatego mogą
się zawierać w elemencie znaczącym, mogą być przezeń
uobecniane(reprezentowane)
W
ten sposób, biorąc pod uwagę uniwersalność zasad porządkowania,
cała rzeczywistość, na każdym swym poziomie jest odbiciem jakiejś
Jednej Pierwotności.
Znaczenie
pojawia się wraz z binarną relacją, która jest zasadą
porządkowania.
Skoro
ustaliliśmy, że poznanie pojawia się wraz z abstrahowaniem i
widzeniem relacji, to musimy zrównać poznanie z widzeniem znaczeń.
Powtórzmy
jeszcze raz, czym jest znaczenie. Jest to odsyłanie elementu
znaczącego do znaczonego, albo inaczej: relacja, a jednocześnie
rozdział między nimi. Skoro uznaliśmy jedyność i uniwersalność
zasad porządkowania- relacjonowania, i fakt, że poza poznawaniem-
do którego konieczne są owe zasady nie jest nam dostępna
obiektywność i że jest ona Boskim Poznaniem, to w tym to Poznaniu
zawiera się z n a c z e n i e wszystkiego. Bóg Jest Ostatecznym
Znaczeniem wszystkiego. A ostateczne znaczenie, to Logos- Sens.
Przypomnijmy
sobie jeszcze raz opowieść z Księgi Rodzaju o stwarzaniu świata.
Stwarzanie odbywało się na zasadzie podziału. Z czegoś wyłaniały
się dwie opozycyjne sfery. Z każdej z tych sfer kolejne. Niektórzy
mądrzy tego świata twierdzą dziś, że wszelkie ludzkie poznanie
odbywa się na tej zasadzie- poprzez rozdzielanie na binarne
opozycje. Wiązać się to ma z budową ludzkiego mózgu. Czemu nie?
A może budowa mózgu została stworzona przez Boskie Poznanie na tej
właśnie zasadzie? By ludzka możliwość Poznania, stanowiąca
marne odbicie Boskiego Poznania, mogła w nim się w miarę wygodnie
rozgościć.
W
związku z tym możemy uznać, że wszystko jest Znakiem Boga, a Bóg
jest Sensem wszystkiego. Tak, jak jest on podstawą wszelkiego
Poznania i istnienia, tak bez niego nie może istnieć żadne
znaczenie.
Możemy
w konsekwencji zbudować
piramidę
semiotyczną
Stwórca,Sens,
Znaczenie Pierwotne, Stwórczy Rozum(S)
relacja
znaczeniowa, semiotyczna,
pierwotna
relacja binarna(r)
Stworzenie(s)
Ta
pierwotna relacja między Stwórcą(S) a stworzeniem(s) uczestniczy w
każdej relacji wtórnej, w obrębie stworzenia, jako źródło
możliwości przeniesienia tych samych zasad porządkowania, bez
których nie ma jedności systemowej rzeczywistości oraz
komunikowania i myślenia.
Relacje
wtórne mają poziomy, w każdym z których musi uczestniczyć
relacja pierwotna.
Istnieje
wiele poziomów w relacjach znaczących wtórnych. One również
fraktalowo odzwierciedlają relację Pierwotną, co umożliwia ich
znaczeniową złączność. W umyśle ludzkim wszystko poznane jest
możliwe do poznania jako znaczenie, to co obiektywne, również.
Kryteria
poprawności struktury wewnętrznej wynikające z Woli Boga, to nie
punkty, ale obszary umożliwiające nieskończenie wiele dobrych
możliwości. Nieskończenie wiele, ale nie dowolnych, bo
mieszczących się w pewnych kryteriach. Te kryteria wyznaczane przez
Stwórcę to wartości bezpośrednie-znaczenia pierwszego rzędu(s).
One zobowiązują moralnie i naukowo. W ich obrębie możliwe są
systemy znaczące relatywne-względne-kolejnych rzędów.
Oczywiście
jest tak, że jeden człowiek może uznawać za wartość
bezpośrednią to, co jest wartością wtórną, względną, a to co
jest wartością bezwzględną za względną. No ale tak jest natura
ludzka. Nie możemy w związku z tym rezygnować z definiowania
wartości pierwotnych, bo wtedy zanegowalibyśmy jakiekolwiek
wartości, czy li znaczenia, a przecież myślimy dzięki nim.
Zanegowalibyśmy to, czym do tego negowania się posługujemy. A to
bezsens.
Kultury
to też swego rodzaju organizacje znaczeń społecznie podzielanych i
praktykowanych. Dlatego też i one mają kryteria pierwotne-
bezwzględne i wtórne- relatywne. Ale i ich dotyczy omówiona
powyżej niezgoda. Ale jednocześnie możliwa jest dzięki owym
poziomom- relatywnym i nierelatywnym- wielopoziomowość kultur,
mieszanie się ich, czy też jedność w różnorodności (nie należy
jej mylić ze współczesną „wielokulturowością”,
„pluralizmem” stanowiącą w istocie unicestwianie kultur, które
w siebie wchłania. Uczciwy pluralizm musi się przyznać do tego,
którą kulturę będzie faworyzował, która będzie wyznaczać
granice różnorodności dopuszczania elementów innych religii i
kultur. Inne będą granice tolerancji, a inne akceptacji i one
również muszą być ogłoszone jako elementy kultury faworyzowanej.
Faworyzowanie zawsze będzie się wiązać z dyskryminowaniem od
pewnych granic
innych kultur i religii. Ale wypieranie się tego, nie ogłaszanie,
jaki światopogląd, czy kulturę przyjmuje się za nadrzędną
podstawę, to wprowadzanie w błąd...
Powróćmy
jednak do konkluzji: Wszystko jest znakiem Boga, a Bóg jest Sensem
wszystkiego. Skoro tak, to człowiek zobowiązany jest do
przywoływania „Czasu” Stwarzania, w którym Bóg nadał rzeczom
właściwe miejsca Pomyślane w Swoim Umyśle. Właściwe miejsca to
owe wartości bezpośrednie-znaczenia pierwszego rzędu. My dziś
często z politowaniem patrzymy na ludowe obrzędy i rytuały, które
były poszukiwaniem owego Początkowego Stanu rzeczy. A może właśnie
to rytualne poszukiwanie było sensowne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
zapraszam do komentowania